Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Romeo i Mia.

Biegłam przez wąskie korytarze z obrazami do pokoju uzdrowicielki.
Gdy dotarłam, wpadłam jak szalona.
Leżał na jedyn z wielu łóżek. Pomieszczenie było długie i z wysoko umieszczonymi oknami.
- Co z nim? - zapytałam jak poparzona.
- Jeszcze nie wiemy, ale musi teraz odpoczywać. To jest pewne. Jedynie nie podoba mi się ta plama na kladce piersiowej. Podaliśmy mu kroplówkę by uśmierzyć ból. - wyjaśniła jedna z pielęgniarek w czarnej sukience.
- Dziękuję. - rzekłam, a ona odeszła z notesem w dłoniach. Zen lekko otworzył oczy. Usiadłam na drewnianym krzesełku.
- Hej. - rzekłam cicho.
- Hej. - powiedział ledwo co.
- Nic się nie wysilaj. Wszystko będzie dobrze. Dobrze. Wyzdrowiejesz.- starałam się nie płakać. Położyłam głowę na pościeli. Poczułam zimną dłoń na sobie.
- Nic się nie martw. - szepnął.
Nie mogłam na to patrzeć, więc skłamałam, że muszę wracać do pracy. Szłam przez wąskie korytarze, bez okien, niczym pijana. Nóg powoli nie czułam. Serce mnie bolało z cierpienia.W jakiś sposób dotarłam do swojego pokoju, ale był to taki wysiłek niczym przenoszenie skrzynek.
Oparłam się o zamknięte drzwi.
Zsunęłam się na podłogę i wybuchnęłam. Łzy leciały jak wodospad. Nie mogłam się powstrzymać. Czyżby to był koniec?
Wzięłam długą kąpiel. Sama. W ciemności. Dopiero teraz zauważyłam, że jest środek nocy.
Prawie druga. Słyszałam od służących za drzwiami, że przenieśli go do jego komnaty. Sprawdzę to później, ale szczerze sama nie wiedziałam co czuję. Strach, ból? Ach, dość.
Przespałam kilka godzin. Ubrałam się w czerwoną, prostą sukienkę i powędrowałam do biblioteki.
Gdy chciałam włożyć w zamek klucz, okazały się otwarte. Światło słoneczne wpadało do pomieszczenia jak przez brylant. Jednak nie to mnie najbardziej zdziwiło.
Królowa. Stała na środku sali w czerwonych szatach, a jej plecy były odkryte. Na głowie spoczywał złoty diadem. Czarne włosy splecione w kok byle jak, ale wyglądała pięknie.
- Wasza wysokość. - podeszłam do niej i się ukłoniłam. Nie widziałam jej od zimy. Od momentu gdy ustaliła, że będziemy parą.
- Zrobiłaś wspaniałą robotę. - skierowała się do mnie.
- Dz..dziękuję. - wydukałam. Nie miałam odwagi nawet na nią spojrzeć.
- Wiem, że się martwisz. - rzekła po dłuższej chwili. - jednak nie mogę cię zapewnić, że wyzdrowieje, a ja nie przypuszczałam, że to tak się potoczy. I że będzie miał takie plany wobec ciebie. - Co? Jakie plany? Ale.
Jej słowa były jak nóż w plecy. Przełknęłam ślinę.
- Ale bądź dobrej myśli. - dotknęła mojego ramienia, a usta miała w uśmiechu. Wyszła ciągnąć za sobą szaty.
Jak ja mam być dobrej myśli?!
Oszalała?! Nie miałam siły by dziś pracować. Nie chciałam by ktokolwiek mnie widział w takim stanie. Zamknęłam bibliotekę i wróciłam do swojej komnaty.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro