Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Koszmar Razy Dwa.

Przez te parę dni, w których ciężko pracowałam nie spodziewałam się jednego. Że on tu codziennie przychodzi i się uczy. Co mnie wkurzało bo ciągle się z nim droczyłam. Przyszkadzał mi i tyle.
Nie mam pojęcia co tak zakuwał, ale nawet nie chciało mi się pytać.
- Zamknij się, Patyczku!
- Sama chciałaś bym podał ci te książki!
- Ale nic nie mówiłam o dotykaniu mnie! - dostał ode mnie w twarz.
- Kobieta Goryl.
- Kogo nazywasz Gorylem?!
Tak go kopnęłam, że miałam nadzieję iż odleci na księżyc.
- Same kłopoty z nim.
- Czemu ty tak? - zapytał, a ja zatrzymałam się. Napewno zrobiłam się czerwona na twarzy.
- Nie twój interes!

Rany boskie co za dziewczyna!
Wolałem wrócić do nauki niż jej pomagać. Nie odzywała się potem, ale nie wiem czemu widziałem w jej oczach...zmartwienie. Nie, wydaję mi się. Nie wiem kiedy, ale odpłynąłem, a gdy się obudziłem, na stole była filiżanka herbaty. Noc nadeszła i było dużo po godzinie zamknięcia.Obok leżał znów klucz z kartką.

Nie siedź długo i zamknij potem i przynieś mi klucz. Patyczaku.

Aha, super.

Następnego dnia wezwano mnie do sali tronowej na spotkanie z królową.
Szłam korytarzem potem schodami w dół. Sala była ogromna. Na podeście złotoczerwony tron. Ogromne, wąskie okna z zasłonami i wzdłuż drogi dywan jak dla gwiazd.
- Mia. Raporty mówią o tobie wiele dobrego.- zaczęła królowa ubrana w złote szaty, które ciągnęły się za nią.
Stałam przed nią na baczność.
- Pracowałaś bez przerwy obiadowej, ale do godziny, której nakazałam.- Tak jakby. Czytała z jednej kartki, którą trzymała w powietrzu.

- Jedynie sprzeczałaś się z jedyn z moich uczniów. Zenem. -Zawstydziłam się. Co poradzę, że mnie tak wkurzał ten Patyczak? I nie lubię chłop...

- Oczywiście, otrzymujesz te pracę. Zainponowałaś mi, ale muszę jeszcze cię do czegoś zobowiązać.
Zawsze jest jakieś ale w umowie. Jednak w duchu skakałam z radości.

- Tak wasza wysokość?
- Mój lud się niepokoi o następcę tronu.
Ha? I co ja mam do tego.
- Mój jedyny syn będzie teraz twoim partnerem.
Chciałam coś powiedzieć, ale w głowie wręcz krzyczałam. Co? Ja?!
- Wiem, że ci to nie na rękę, ale jesteś jedyną obecną dziewczyną w jego wieku w tym pałacu. Sprowadzenie księżniczki lub kogoś szlachetnie urodzonego zajmie mi parę lat.
- Wasza wysokość...ja...
- Twoja mina mówi sama za siebie. Wybacz, nie mam wyjścia, ale jestem pewna, że dojdziecie do poruzumienia. - Co miała na myśli? Jej lekki uśmieszek nie mógł oznaczać nic dobrego. W lewym rogu przez drzwi wszedł chłopiec ubrany w niebieski mundur. Myślałam, że zejde z tego świata. Radość, która była pękła jak bańka mydlana. Z nim?!
- Ale, nie, nie!
- Matko mam z nią być?!
- Patyczak.
- Kobieta Goryl.
- Od dziś ogłaszam was parą królewską na trzy lata!
- Trzy Lata!? - krzyneliśmy razem.
- Z tym idiotą.- szepnęłam sama do siebie.

- Za jakie grzechy...
Siedziałam na drabinie w bibliotece ustawiając książki. Słońce dawno zaszło i nastąpiła noc. Światło teraz dawały żyrandole.
- O, rany co ty wymyśliłaś?!
- Ej to nie... - a, mówił o Królowej.
Swojej matce. Był księciem. Księciem Claris. A ja z nim teraz byłam w związku. Jak to durnie brzmiało.
- Wszystko okay? - zapytał siedząc na kanapie. Co za głupie pytanie. Walnęłam głową o półkę.
- Tak.
- Wiem, mi też to się nie podoba, ale.
- Twoja mama powiedziała, że nie ma tu nikogo w twoim wieku. - dokończyłam i spojrzałam na niego.
Zdumiony a zaraz potem zawstydzony.
- Tak. Damy dworu są prawie w wieku mamy. Służba jest w wieku emerytalnym. Jedyny mój przyjaciel to doradca. Ale ma około trzydziestki. - milczałam. To jednak słabo czuć się samotnym. Coś o tym wiem.
- Tylko w nocy kiedy jest okazja mogę się wymknąć do miasta. Właśnie, ty nie jesteś stąd. - zaskoczył mnie tak nagle zmianą tematu.
- Oczywiście, że z tego miasta!
- To czemu cię nigdy nie widziałem. Znam wszystkich w mieście. Dlaczego? Musiał o to pytać?!
- Hm? Dlaczego? - Zeszłam z drabiny. - Nieważne. - Burknęłam i wyszłam trzaskając drzwiami.

Obraziłem ją czymś? Bo szczerze jestem zaskoczony. Co to się narobiło? Opadłem swobodnie na oparcie kanapy. Jest w moim wieku, nawet. Nie, nie wiem ile lat może mieć.
Nic o niej nie wiem. Tylko tyle, że była brutalna w stosunku mnie, ale musi być coś na rzeczy w takim razie jak tak się zachowała. Zamknąłem bibliotekę i tradycyjnie poszedłem oddać jej klucz. Zostawiłem jak zwykle w zamku w jej drzwiach.

Znów ten zapach metalu i świeżego chleba.
Kałuże krwi na drewnianej podłodze.
Krzyki i błagania rodziców.
Mężczyźni byli zamaskowani.
Nie było widać nawet oczu.
Mieli długie miecze jak i maleńkie noże.
Kazali mi stać prosto.
Pomiędzy mną stało dwóch.
W piecu jeszcze palił się ogień.
- No mała, które z nich pierwsze? - mówił mi do ucha ochrypłym głosem nieznajomy.
Byłam blisko płaczu gdy moi rodzice klęczyli przede mną.
Mieli mnóstwo siniaków.
Pęknięte usta i mnóstwo ran na ciele.
- Nie płacz kochana. - powiedział ledwo tata.
- Och, bo i ja się rozkleje.
Odchylił głowę taty do tyłu i jednym ruchem przy szyi...
- Nie...- trzymali mnie za ramiona.
Krew rozlała się wszędzie jak i na moje ubranie.
Głowa poturlała się do tyłu.
Przywódca przygryzł dolną wargę.
Położył mamie na oczy swoją dłoń i przy gardle ostrze.
- Mia?
- Ach.- z płaczu nic nie mogłam powiedzieć.
- Żyj.
- Uhum...
To były jej ostatnie słowa.

Obudziłam się z trudem łapiąc oddech. Byłam spocona. Za kwadrans szósta. Opadłam na poduszki ze strachem. Przekręciłam się na bok i cichutko zaczęłam płakać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro