Dziedzictwo.
Napisałam podanie o spotkanie z królową. Odpisała natychmiast.
Wedrowałam korytarzem gdy noc już nadeszła. Światło dawały żyrandole.
Weszłam do sali tronowej. Siedziała na złotym krześle.
- Witaj. - ukłoniłam się.
- Darujmy sobie już takie formalności. Jesteśmy od teraz rodziną. - podkreśliła ostatnie słowo. Trochę poczułam się niezręcznie, ale to teraz nie ważne. Wyjęłam list z koperty.
- Zen. - zaczęłam. - Prosił mnie bym została królową. - popatrzyła na mnie.
Wstała i zaczęła schodzić powoli ze stopnia mówiąc.
- Wiem. Zdecydował tak bo ja mu dałam taką wolę. Też byłam w martwym punkcie. Nie mam dziedzica. Postanowił na ciebie i że z takiej sytuacji, nie chciałam już czegokolwiek podważać. Tak się stanie. Oddam ci koronę za dwa dni. - położyła swoją dłoń na moim ramieniu. Czułam jak krew we mnie płynie z niesamowitą prędkością.
- Czy...jestem gotowa? - spytałam ją.
- To sama musisz wiedzieć. Ja również byłam niepewna, że sobie poradzę gdy zmarł mój mąż. A gdy jeszcze straciłam moc! Przestałam wierzyć w cokolwiek. Jednak doprowadziłam do morderstwa wielu ludzi. Tego nigdy nie chciałam. Rozlewu krwi mojego ludu. Moich rodziców też.
- Moim zdaniem dasz sobie radę. Skoro zmieniłaś mojego syna, zmienisz i ten kraj. - wędrowała tak po sali mówiąc te słowa.
- Ale zostaniesz moim doradczym?
- Oczywiście, że tak. Musi cie ktoś pokierować na początku.
Sama nie wierzyłam w to, ale skoro to była jego ostatnia prośba.
- Zrobię to. - rzekłam do jej pleców.
- Za dwa dni, a teraz proszę cię, zostaw mnie samą. - ukłoniłam się i wyszłam. Dzieliły mnie tylko dwie doby od zostania bogatą damą.
Będę miała w dłoniach całe Claris.
Te myśli mnie przerosły. Jednak teraz nie mogłam się wycofać. Założę ten diadem i usiąde na tronie. Pewnie będzie przyjęcie z tej okazji. Było dużo po północy. Jednak mi się nie chciało spać, więc postanowiłam pójść w jeszcze jedno miejsce.
Otworzyłam te małe drzwiczki za gablotą w ciemnej komnacie.
Dalej było tu wilgotno. Schody w dół i na podest z długimi na szerokość schodami. Ocean, który nie miał końca horyzontu. Gwiazdy odbijały się od wody tworząc dwa lustra.
Filar dalej stał w tym samym miejscu.
Jednak kula już nigdy się nie pojawi.
Magia zniknęła. Sąsiednie państwa też już jej nie miały, a my staciliśmy ją ostani. Usiadłam na jednym ze schodków. Mogłabym godzinami patrzeć na te gwiazdy. Są piękniejsze niż te, które Bogowie nam dali.
Nie wiem co mnie napadło, ale zaczęłam mówić.
- Ta z najpiękniejszych mocy, została odebrana. I nie da się już nic zrobić.
Ale proszę. - popatrzyłam na filar.
- Jeśli mogę go ostatni raz zobaczyć. - zaczęłam płakać.
- Jeśli ostani raz mogę go poczuć, zamienić z nim słowo...proszę.- zamknęłam oczy, a moje ręce były splecione. Niestety, słyszałam tylko szum wody. Nadzieja, matką głupich. Zrozumiałam, że nic tu po mnie.
Wstałam i gdy chciałam zrobić krok na stopień. Usłyszałam krótki śmiech za moimi plecami. Znieruchomiałam.
Odwróciłam się natychmiast i zobaczyłam małą dziewczynkę na tafli wody. Miała długie włosy, aż do ziemi. Falowały z podmuchem wiatru.
Uśmiechała się. Jej biel i na sukience i we włosach, wszystko mi mówiła.
- Jedna z dziedziczek. - pomachała mi i rzekła.
- Nie martw się. Jest w dobrych rękach. - jej głos był jak przez mgłę, ale uroczy. Podniosła wzrok ku górze.
- Mówi, że Cię kocha. - to on tu jest?!
- I że wierzy w ciebie.
- Gdzie on jest?! Chcę go zobaczyć! - powoli popatrzyła na mnie znów.
- To nie możliwe, ale słyszy cie.
Ha? Słyszy. Znów mi łzy zaczęły lecieć.
- Powiedz mu, że ja też go kocham. - wytarłam oczy dłonią.
- Uhum. Mówi, że będziesz dobrą królową. - narazie nie wiedziałam czy naprawdę mnie słyszy, dlatego mówię do tej dziewczynki.
- Muszę już iść. Papa! - zaczęła rozpływać się w powietrzu gdy machała dłonią. Skoro Zen mnie słyszy, to będę przychodzić tu codziennie po dniu koronacji. Będę mu opowiadać wszystko. Nawet jeśli to nieprawda.
- Um. Dziękuję. Żegnaj.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro