Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Coraz Bardziej Dziwniej.

Obudziły mnie promienie słońca, które przedostawały się przez jasne zasłony. Miałam lekki ból mięśni, ponieważ dawno nie ćwiczyłam.
Co go napadło wczoraj? Żeby walczyć? Był w niezłym szoku gdy go pokonałam. Nie wie, że mimo pracy mojego taty to trenował mnie, ponieważ kiedyś chciałam być niby kapitanem straży królewskiej.
Takie niemądre marzenie.
Wstałam i odsłoniłam okna.
Dzień zapowiadał się piękny, niebo bezchmurne i w końcu mnóstwo śniegu. Za pół godziny mam zacząć pracę. Ubrałam się w czerwoną tunikę z dużym pasem. Czarne leginsy i baleriny. Splotłam włosy w warkocz na bok. Szybkie śniadanie i w ostatniej chwili nałożyłam na szyję to co dla mnie ważne. Otworzyłam drzwi i zabrałam się do roboty. Jeszcze miałam przy wyjściu półki do uporządkowania. Parę minut później przyszedł Zen.
- Ohajo, kochanie.
- Ohajo, skarbie.
Niestety, żeby ludzie myśleli, że naprawdę jesteśmy razem musimy się zwracać do siebie jakoś. Szybko, każdy wiedział, że z nas para, ale nie że ta fałszywa. Ciekawe co by było...?
Nawet tak nie myśl! Usiadł tradycyjnie na kanapie i zaczął uczyć się. To fakt, był przystojny i szczupły.
Niespotyka się na codzień chłopca o białych włosach, niebieskie oczy i ten mundur. Cholera, co jest? Kiedy zaczęłam patrzeć na niego w ten sposób?
- Ej. - wyprostowałam się na jego głos.
- Tak?
- Co ty masz na szyi? Zauważyłem to wczoraj.
Sama zainteresowana jego pytaniem zeszłam z drabiny i podeszłam do niego.
- Masz na myśli to? - wyjęłam spod ubrania wisior. Jego oczy zrobiły się szersze i opadł na oparcie kanapy.
Zdziwiło mnie jego zachowanie.
Coś było w tym nie tak?
- Skąd to masz? - zapytał cichym głosem.
- Rodzice mi to dali.
Wtedy wszedł strażnik. Odruchowo schowałam naszyjnik.
- Przepraszam, że przyszkadzam, ale królowa kazała ci to dać. - podał Zenowi zrolowaną kartkę papieru z czerwoną wstążką. Kiwnął głową dają do zrozumienia, że może już iść.
Gdy wyszedł zaczął czytać na głos.

Jutro wieczorem odbędzie się bal.
Zostają zaproszeni wszyscy szlachcice z całego królestwa by uczcić wasz związek. Przygotujcie się.

Jak oficjalnie, ale jeszcze tylko tego brakowało.
Bal, odlotowo. Posmutniał białowłosy.
- Ten kamień.- najwidoczniej nie przejął się ogłoszeniem od królowej.
- Ale to nie ma sensu.
- Co nie ma sensu? - zapytałam.
Zaczynałam się bać.
- To brakująca część, której szukamy od lat. Ale daliśmy sobie spokój po pewnym czasie, ponieważ wiedzieliśmy, że coś tak małego ciężko będzie odnaleźć. Skrzywiłam się na jego słowa. O czym on gadał?!
- Nie rozumiem tylko, dlaczego ty go masz?
- A co, nie zasługuje na drobne prezenty? - powoli się denerwowałam.
- Nie o to chodzi. - Wstał i zaczął krążyć po sali. - Jak on trafił w twoje ręce?
Zrozumiałam, że sprawa jest poważna.
- Chodź - Złapał mnie za nadgarstek i wyprowadził z biblioteki.
- Co? Chwila,moment!
Biegliśmy tak przez cały pałac aż znaleźliśmy się w szerokim i pozłacanym korytarzu bez okien.
- Co to za miejsce?
- Nasz kąt wspomnień. - rzekł zamykając drzwi za sobą.
Szłam tak przed siebie oglądając wielkie obrazy z różnymi osobami.
Ubrani w szaty i diademy.
Czemu on się dzieli ze mną takimi rzeczami? Przecież on nic nie wie o mnie, a ja nic nie wiem o nim.
Może chce to zmienić? Ale po co?
Na te myśli się zatrzymałam na środku pokoju. Przecież to jest jego świat, nie mój. Chociaż bardzo bym chciała urodzić się jako ktoś bardziej wartościowy. Jego rodzina patrzyła właśnie na mnie. Nie miałam prawa tu być.
- A tam.
Przerwał ciszę wskazując palcem na gablotę. Podeszłam bliżej razem z nim.Niemożliwe. Wyjęłam szybko wisior i spojrzałam na koronę leżącą za szkłem na ciemnej poduszce. Brakowało jednego kamienia pomiędzy największym, a mniejszym od niego kryształem. Taki sam trzymałam w swoim dłoniach. Biały, oszlifowany w podłużny kryształ.
- Ale...jak? - chciałam przerwać tą ciszę, która była nie do zniesienia.
- Sam nie wiem. Ale mam nadzieję, że nie jesteśmy choć dalekimi krewnymi.
- Zwariowałeś?! Nigdy! - to by było dziwne być ze swoim "kuzynem".
- Ale, nierozumiem. Przecież jestem nikim. W porównaniu z tobą. - Spojrzałam na niego. Nie wiem czym emitowałam, ale oby, zmartwieniem.
- Nieprawda. Jesteś odważną i silną dziewczyną. - jego słowa mnie dotknęły. Tak uważał?
- Ale musimy to wyjaśnić skąd to masz.
- Dostałam gdy byłam mała. Ledwo co już pamiętam ten dzień.
- Dobrze znam miasto, ale nie wiem kto może nam pomóc.
- Słucham? Że ty niby dobrze znasz stolicę? Nierozśmieszaj mnie.-Spojrzał na mnie błagalnie. - A ty niby lepiej?
Zastanawiałam się przez chwilę czy to będzie dobry pomysł, ale też jedyna okazja by coś wiedział o mnie a ja o nim. Praktycznie wcale ze sobą nie rozmawialiśmy, a to był błąd.
Nie wiem czemu, ale chciałam wiedzieć więcej. Więcej o nim.
Co to za uczucia? Szlag by to.
- Dziś w nocy się okaże, wasza wysokość. Proszę czekać na mnie przy mojej komnacie tuż po zamknięciu biblioteki. Zastanawiał się przez moment.
- Zgoda. - wyciągnął w moją stronę dłoń. Uścisnęłam ją i była ciepła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro