Rodział 5
Bałem się i to bardzo. Nie wiedziałem dlaczego i po co Tord postanowił mnie zabrać, ale było mi tak źle że nie dałem rady zapytać. Po dość krótkiej drodze dotarliśmy do domu rogacza. Był on duży czysty i biały, jednym słowem był PIĘKNY i zupełnie inny od mojego...
T- T-tord em muszę iść do domu
Tr- A dlaczego?
T- M-miałem iść z tatą do lekarza
Tr- Skoro tak to idź
T- C-czekaj oddam ci bluzę
Tr- Nie. Zostaw sobie ją
T- D-dzięki i pa pa
Tr- Pa
Po pożegnaniu się z karmelowowłosym poszedłem w stronę domu. W budynku zastałem mame która l-leżała na ziemi przy... kałuży k-krwi.
T- M-mamo?!?!
Podbiegłem tam szybko i sprawdziłem czy żyje... pulsu nie było... . Wiedziałem co się stało... . Rozpłakałem się...
Tt(Tata toma)- No nareszcie jesteś. Szykuj się masz robotę na 18.30
T- J-jaką robotę?...
Tt- Dasz dupy i tyle a teraz daj mi zabrać to gówno do ogródka
W tym momencie mój świat się zawalił. Mama nie żyje a t-tata... chce... chce zrobić ze mnie męską dziwke...
T- Nie!
Tt- Nie?
T- Nie
Tt- To cię nauczy gówniarzu - uderzył mnie butelką po plecach rozcinając krótki odcinek skóry. Syknąłem z bolu i padłem bezsilnie na podłogę... - Załóż jakieś majtki w koronkę
Czułem się upokorzony... Nie chciałem... ale nie miałem wyboru...
//Timeskip//
Tata zawiózł mnie do nieznanego domu... zapukał i sobie poszedł. Miałem już uciekać gdy... gdy chłopak ze szkoły złapał mnie za kaptur...
?- Patrzcie patola jest dziwką!
Wszyscy wybuchneli śmiechem i rzucili mnie na łóżko... bałem się...
?- Dobra nowy zaczynasz
Tr- Okey chłopa...
T-tord?!
?- No dajesz! Ruchaj skurwysyna
Tr- Nie! - widział moje przestraszenie i mój wstyd
?- Dobra jak nie chcesz to my sobie zrobimy radochę
Z-zaczeli mnie macać... nie mogłem nic zrobić.... na szczęście w tym momencie Tord wziął mnie i wybiegł z budynku.
Tr- Tom... czemu?
T- Em... - nie wiedziałem co powiedzieć, byłem sparaliżowany... . Wkońcu nie mogłem... nie wytrzymałem- t-tata mi to zrobił! - rozbeczałem się a Tord ewidentnie zezłościł.
Tr- Idziesz do mnie a moji rodzice rozprawiają się z twoim tatą. Twoja mama jest w domu?
T- J-już n-nie
Tr- W jakim sensie?
T- O-on j-ją z-za-zabił
Ewidentnie było mu przykro z mojego powodu. Wtulił mnie w siebie mocniej.
T- C-co t-ty z n-nimi robiłeś?
Tr- Dostałem projekt z Edwardo i zaprosił mnie na impreze u jego kolegi...
Wtuliłem się mocniej. G-gdyby jego tam nie było... t-to wolę nie myśleć.
Tr- Już spokojnie. Jesteś bezpieczny- zaniósł mnie do swojego domu. W progu przywitał się z dwoma mężczyznami.
Paul- Cześć sy... co to za przybłęda?
Tr- Nie ma czasu na wyjaśnienia
Drugi mężczyzna przeszył mnie wzrokiem.
Patryck- O boże... on jest ranny!
Szybko zabrał mnie od Torda przez ck czułem się źle. Położył m-mnie na brzuchu przez co zacząłem płakać i bać się najgorszego...
Tr- Spokojnie Tom to tylko moji rodzice a Patryck czyli mój drugi tata chce ci opatrzeć ranę
Uspokoiłem się gdy rogacz wziął mnie za ręke. Czułem się dobrze...
//Timeskip//
Po oczyszczeniu rany Tord zaniósł mnie do jego pokoju. Było tam przytulnie i miło.
Tr- Eh... biedny jesteś
T- Eh... bezdomny...
Tr- Na to nie pozwolę. Zostajesz u mnie a nauczanie będziemy mieć domowe a zresztą i tak za tydzień wakacje
T- Dzięki Tord
Tr- Nie ma za co - uśmiechnął się co szybko odwzajemniłem- A tak wogóle... czemu oni chcieli ci zrobić tak dużą krzywdę?...
T- Eh... przez patologiczną rodzine i to że nie oddawałem im jedynych pieniędzy jakich miałem...
Tr- Już teraz będzie okey, heh wsumie im się nie dziwie masz wspaniałe ciało - drugą część powiedział cicho i szybko ale i tak usłyszałem.
T-...
Tr- Em sorki za to. Nie kocham cię ani nic wrazie co
W tym momencie moje serce pękło... prawie sie pobeczałem ale nie chciałem dawać pozorów że coś jest nie tak...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro