Rozdział 2.
– Panie Thomson! – usłyszał Jonathan, przechodząc przez hol w nowo otwartym hotelu. Ogromny budynek, znajdujący się praktycznie w centrum Wenecji, był kolejnym sukcesem na liście czterdziestojednoletniego bruneta. Już od dawna szykował się na podbicie rynku hotelarskiego w tej części Włoch i nareszcie udało mu się zrealizować plany. – Dokumenty, o które pan prosił – powiedziała kierowniczka, którą zatrudnił z polecenia starszego kolegi.
– Dziękuję bardzo. – Uśmiechnął się, biorąc teczkę.
Siedząc w biurze przeglądał oferty reklamowe i dokumenty, które miał podpisać oraz podania o pracę na stanowisko obsługi hotelowej, w której miał jeszcze kilka wolnych miejsc. Zdjęcie uroczej młodej dziewczyny przykuło jego wzrok. Theresa Maine, urodzona ósmego maja tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego szóstego roku w Rzymie. Ukończyła zarządzanie na jednym z uniwersytetów i przez kilka lat pracowała w malutkiej restauracji na stanowisku managera. Jonathan odłożył jej CV na bok z zamiarem zaproszenia jej na rozmowę o pracę. Nie lubił przyjmować ludzi na podstawie kawałka papieru, bo uważał, że ''papier przyjmie wszystko'' i niejednokrotnie miał sytuację, że wpisy w podaniu o pracę nie pokrywały się z prawdą. Z drugiej strony nie zawsze wymagał od pracowników specjalistycznego wykształcenia, bo wierzył, że ważna jest zaradność, a nie wykształcenie, na które przecież nie każdego było stać.
Telefon wyrwał go z zamyślenia. Na ekranie pojawiło się imię jego byłej żony, a on westchnął, bo czuł, że rozmowa nie będzie przyjemna.
– Słucham, Helen?
– Tata! - usłyszał głos pięcioletniej córeczki, która była jego oczkiem w głowie.
– Corinne, słoneczko. Co u ciebie?
– Przyjedziesz w weekend?
– Postaram się, kotku. Tatuś ma dużo pracy i nie mogę obiecać.
– Już obiecałeś. – Jonathan słyszał zawód w jej głosie i mógł wyobrazić sobie jak wydyma dolną wargę i gdyby miała wolne obie ręce to na pewno skrzyżowałaby ramiona. Zupełnie jak jej matka, która robiła tak za każdym razem, gdy coś nie szło po jej myśli.
– Wiem, kotku, ale mam urwanie głowy. Nadrobimy to, spokojnie.
– W ten weekend?
Thomson westchnął głośno i przytaknął, obiecując spotkanie w weekend. Corinne upartość na pewno odziedziczyła po nim. Zupełnie jak połączenie ciemnych włosów z jasnymi oczami co było zupełnym przeciwieństwem Camerona – bruneta z oczami tak ciemnymi, że prawie czarnymi.
– Dasz mi mamę? - zapytał John, zmieniając temat.
– Mama się kąpie.
– A wychodzi gdzieś?
– Przecież wychodzić można tylko w weekend.
– Czyli zostaje z wami w domku dzisiejszego wieczora? Czy przychodzi Jennifer?
– Obiecała pizzę na kolację.
Jonathan nienawidził, gdy Helen karmiła jego dzieci pizzą, a ostatnio robiła to nagminnie. Oglądał ostatnio program o odsetku nadwagi wśród młodych osób i bał się, że i jego dzieci niedługo będą borykać się z problemami.
– Cameron jest w domu?
– Robi zadanie z Eleną i mam mu nie przeszkadzać. A wiesz, że Dixie miała ostatnio operację? I golili jej brzuszek, a mama mówiła, że to po to, żeby nie miała dzieci. A może ona chciała mieć dzieci, tato?
– Nie wiem, skarbie. A może nie chciała mieć?
– I potem tak dziwnie chodziła i Cameron się z niej śmiał, wiesz? I wiesz, że Cameron został zawieszony w szkole na dwa dni?
– Za co?
– Pobił Davida. I mama nie pozwala mu oglądać telewizji, ale on i tak ogląda. Tatusiu, a co znaczy „kutas"?
– Skąd ty znasz takie brzydkie słowa?
– Bo mama ostatnio powiedziała, że jesteś kutasem. Co to znaczy?
– To brzydkie słowo, Corinne. Nie wolno tak mówić.
– Ale co to znaczy?
– Dasz mi mamę?
– Ale tatusiu...
– Później porozmawiamy, skarbie – powiedział Jonathan, słysząc w tle swoją byłą żonę. – Tatuś cię kocha, słoneczko.
– Ja ciebie też, tatusiu. Masz mamę.
Mężczyzna chłodno przywitał się z Helen i zapytał o Camerona. Kobieta próbowała zbyć go historyjką o dojrzewaniu, ale on czuł, że ona sobie nie radzi. Przy separacji czy rozwodzie obiecał sobie, że jego dzieci nawet tego nie odczują i chciał uczestniczyć w ich wychowaniu najlepiej jak umiał. Nie obchodziła go Helen, która podobno spotykała się z ''wujkiem Marcusem'', ale nienawidził zaniedbywania dzieci.
– I na przyszłość nie nazywaj mnie „kutasem" przy Corinne, bo sama będziesz jej tłumaczyć co to znaczy. Chyba, że ja mam powiedzieć o co chodzi.
– Wymknęło mi się.
– To lepiej niech ci się nie wymyka. Zajmij się dzieciakami, bo zrobię porządek. Muszę kończyć, powiedz Cameronowi, że go kocham i widzimy się w weekend.
Zakończył połączenie i pokręcił głową. Czasami żałował, że nie może być przy nich każdego dnia i nie mogą w każdej wolnej chwili przyjechać do niego. Ale teraz miał urwanie głowy z otwieraniem nowego hotelu i najpierw wolał kupić jakiś dom niż ciągnąć dzieciaki po wynajmowanych apartamentach. Z żalem rozstał się z posiadłością, którą przez tyle lat tworzył z Helen, ale nie mógł pozbawić dzieci dachu nad głową. Nie mógł pozwolić żeby odczuły skutki rozejścia rodziców, więc wynagradzał im nieobecność przynajmniej raz na dwa tygodnie choć starał się robić to częściej o ile pozwalały mu na to warunki i praca. Wiedział, że po unormowaniu wszystkich spraw, spędzi z nimi długi tydzień gdzieś na wakacjach, gdy zacznie się dłuższa przerwa w szkole.
– Proszę – powiedział, słysząc pukanie. Kierowniczka hotelu uśmiechnęła się, pytając jak praca. Trzydziestotrzyletnia rodowita Włoszka była kuzynką znajomego, który zachwalał jej możliwości. Przekazała mu kilka informacji i powiedziała o małym wypadku w restauracji z jednym z gości. Jonathan prosił, żeby informować go o każdej sytuacji tego typu i był wdzięczny, że pofatygowała się do niego. Podziękował i pożegnał się z brunetką.
Czuł ból głowy towarzyszący mu od rana i stwierdził, że spacer powinien mu pomóc. Słońce wpadające przez ogromne okno wprost na stare, masywne biurko potęgowało chęć przejścia się i zaczerpnięcia świeżego powietrza. Mijał tłumy turystów, którzy robili zdjęcia nawet zwykłym kafejkom czy sklepom i uśmiechał się. W słuchawkach rozbrzmiewały dźwięki starego dobrego Depeche Mode, a on czuł jak spięcie i zmęczenie opuszcza jego ciało. Podwinął rękawy koszuli, uprzednio zdejmując marynarkę i cieszył się dobrą pogodą, siadając na jednej z niewielu wolnych ławek. Przymknął oczy, delektując się delikatnym podmuchem wiatru i odpoczywał od natłoku obowiązków. Czuł się wolny i szczęśliwy i tak naprawdę niczego nie brakowało mu do spełnienia. Mógł odważnie przyznać, że czerpie z życia pełną piersią i jest naprawdę zadowolony z tego, gdzie się znajduje w swoim życiu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro