Łowca 5
Przedzierał się bezszelestnie przez ponury, ciemniejący las wybierając ścieżki wydeptane przez zwierzęta. Nad jego głową zaszumiały pierwsze krople deszczu, nie zwracał jednak na to uwagi. Parł przed siebie z zaciętością psa myśliwskiego, który poczuł pierwszy trop. I niemal nim był. Nigdy nie odpuścił, gdy tylko poczuł jego zapach. Tępienie takich stworzeń weszło mu już w krew i stanowiło cel jego życia. Dlatego też był tak doskonałym myśliwym. Poza tym natura wyposażyła go w doskonałe zmysły, więc mimo braku jakiegokolwiek oświetlenia i padającego deszczu doskonale widział w ciemności. Wiedziony wyostrzonym zmysłem instynktownie podążał w największą gęstwinę, gdzie znajdowało się jej legowisko.
Czuła go, wiedziała ze się zbliżał i instynktownie się zjeżyła. Nie podobał jej się ten zapach. Zapach potu, niepokoju i śmierci, którego nawet padający deszcz nie zmył z łowcy. Musiała działać i nie dać się zaskoczyć temu sukinsynowi. Zostawiła szczeniaki w legowisku a sama zaczaiła się w mokrych zaroślach. Przywarła do ziemi, stopiła z otoczeniem i czekała. Zbliżał się powoli i ostrożnie jakby myślał, że przez to ją zaskoczy. Uśmiechnęła się w duchu a jej oczy zabłysły dziko. Nie da się temu człowiekowi. Nie pozwoli, aby jej rodzinie stała się jakakolwiek krzywda. Bardziej poczuła niż zobaczyła, że jest niedaleko. Już po chwili zobaczyła zarys jego ciemnej sylwetki. Mężczyzna trzymał w dłoni broń z lufą skierowaną do przodu. Na plecach zaś wisiała okrutna kusza ze srebrnymi grotami. Wadera wiedziona doświadczeniem wiedziała, że myśliwy posiada także rzeźnicki nóż. Znała już takich ludzi jak on i starała się unikać ich jak ognia. Przyczaiła się do skoku.
Stał znieruchomiały i nasłuchiwał ciszy, która wydawała mu się być jakaś nienaturalna. Jego zmysł powonienia dał mu znać, że znajduje się w pobliżu legowiska, w którym znajduje się kilka młodych wilczków. Jego analityczny umysł już podsuwał mu plan działania. Wykluczyć matkę i zabić młode. Jego oczy niczym lasery przeczesywały ciemność lasu i zatrzymały się czwórce śpiących szczeniąt. Był w jej domu. Tylko gdzie do cholery jest ich matka?
Nie zdążył nic zrobić, gdy nagle coś wielkiego i ciemnego zwaliło go z impetem z nóg, i wytrąciło z rąk karabin z celownikiem optycznym. Nad sobą zobaczył okrutne zębiska wilczycy, z której gardła wydobywał się wściekły warkot. Przygniotła go łapami a jej okrutne zęby zbliżyły się do jego szyi. Odruchowo zasłonił gardło prawą ręką w metalowym karwaszu. Ze szczękiem wysunął z niego myśliwski nóż. Wilczyca widząc lśniące ostrze przy swojej szyi uchyliła się w bok. To napastnikowi starczyło, aby mocnymi dłońmi zepchnąć z siebie zwierzę. Wadera zaskoczona jego siłą wylądowała twardo na ziemi, nie miała jednak zamiaru się poddać. Z dzikim warkotem doskoczyła do niego ponownie i ostrymi kłami wbiła się w łydkę myśliwego. Krzyknął z bólu, zachwiał się a mimo tego silnym ciosem łokcia uderzył ją w łeb. Ogłuszona puściła jego nogę, z której pociekła krew. Stała na przeciw niego, na drżących łapach wyzywająco patrząc na myśliwego. Odwzajemnił spojrzenie swoimi niemal czarnymi oczyma, w których czaiła się czysta nienawiść. Wiedział, że wilczyca nie popuści, musiała obronić nie tylko siebie, ale i życie swoich szczeniąt. On jednak nie miał zamiaru pozwolić, aby te czarcie stworzenia stąpały po ziemi. Noga rwała tępym bólem, nie zwracał jednak na to najmniejszej uwagi. Silniej ścisnął nóż w dłoni zamierzając się bronić przed wściekłym stworzeniem. Wadera opanowała drżenie łap, obnażyła kły i zaatakowała ponownie nie bacząc na groźną broń w dłoni myśliwego. Nie zwróciła nawet uwagi na to, że wbił jej nóż pod łopatkę. Chciała go zabić mimo wszystko. Mordercze kły zabłysły nad głową myśliwego. Czuł jej cuchnący oddech a ostre jak sztylety zębiska wydłużyły się gotowe do zadania ostatecznego ciosu. Zamierzała wgryźć się w jego twarz. Krzykną, gwałtownym ruchem wyrwał nóż z ciała wilczycy i w ostatniej chwili wbił go jej w szyję. Ucichł wściekły warkot a kaskada krwi bryznęła mu na twarz. Zepchnął z siebie martwe zwierze i podniósł się na chwiejnych nogach.
- Niech cię szlag... - zaklął z nienawiścią.
Kopną butem znieruchomiałe truchło. Jedną sukę mniej, pomyślał i powoli zbliżył się do legowiska. Leżały w nim cztery niczego nieświadome pięciomiesięczne wilczki. Uśmiechnął się złośliwie na ich widok.
Najmłodsze z miotu i najbardziej ruchliwe wilczątko buszowało w krzakach, obok gdy usłyszało odgłosy walki i warkot matki. Po chwili wszystko ucichło, po czym dało się słyszeć ciężkie stąpanie w kierunku nory ze szczeniakami. Stworzenie ostrożnie wystawiło łepek z zarośli i zobaczyło jak mężczyzna pochyla się nad jego rodzeństwem. W jego zachowaniu czaiło się coś niepokojącego i złego. Po chwili myśliwy odszedł a zwierzak ostrożnie podszedł do legowiska. Jego rodzeństwo leżało nieruchomo jakby spało, ale z ich pyszczków nie słychać było oddechu. Maleństwo wciągnęło w nozdrza niepokojący zapach krwi i śmierci. Jego bracia i siostra byli martwi. Człowiek brutalnie pozbawił ich życia podcinając szyje. Wilczątko zawyło rozpaczliwie. Miało nadzieję, że przynajmniej matka zaraz się pojawi, ale ona nie nadchodziła. Nagle poczuło się zagubione w ciemnym ponurym lesie. Ruszyło przed siebie. Gdy na drodze zobaczyło martwe ciało rodzicielki, znieruchomiało. Poczuło w sobie taką nienawiść do człowieka, że aż zapragnęło go zabić, mimo iż było nieduże i nie w pełni sił. Popędziło ile sił w łapkach za mordercą. Znało już jego zapach, jaki po sobie zostawił. Już po chwili zobaczyło przed sobą postać mężczyzny. Trochę kulał, co spowolniło jego marsz po leśnej dróżce. Zaatakowało nagle, spadając na swoją ofiarę i wbiło w nią swoje zęby. Wilczątko poczuło w pyszczku smak ludzkiej krwi i całkiem spodobał mu się jej metaliczny posmak. Poza tym ten krzyk pełen bólu i zaskoczenia. O tak, tego było mu trzeba. Ten, który pozbawił go rodziny zasługuje na najgorsze.
Myśliwy oddalał się już od miejsca jatki, gdy nagle coś na niego skoczyło i pazurami w biło w jego ramiona. Chciał zrzucić to coś z grzbietu, ale mu się nie udało. Poczuł mocne ugryzienie w bark. Krzyknął nieludzkim głosem, gdy stworzenie nie chciało wypuścić z zębów swojej ofiary a tylko mocniej zaciskało na nim swoje kły. Miotnął się do tyłu, uderzył plecami o drzewo chcąc pozbyć się napastnika. Zwierze na chwilę poluźniło uścisk szczęk. Wyciągnął rękę do tyłu i złapał go za kark. Trzymał w dłoniach jedno ze szczeniąt, które jakimś cudem ocalało a teraz ze złością kopało łapkami powietrze i chciało się wyrwać z silnych rąk mężczyzny.
- Aż ty sukinsynu! - warknął i przyjrzał mu się z bliska. Miało podbiegłe czerwienią oczka, jego krew na wyszczerzonych ze złości zębach oraz dziwne plamy na białym brzuchu. Było mieszańcem. Miotało mu się w garści usiłując się z niej wyswobodzić.
- Nie wyrywaj się szczeniaku. I tak z tobą skończę jak z twoimi zapchlonymi braćmi.
Przytrzymał go mocniej za fałdę skóry na grzbiecie, po czym wyjął nóż z pochwy i błysnął mu nim przed oczyma. Na ten widok zwierzątko jeszcze bardziej zaczęło się miotać i wydawać z siebie wściekły warkot połączony z piskami strachu. Nagle jego pazury wydłużyły się w długie zakrzywione szpony, którymi boleśnie zahaczył rękę myśliwego. Ten zaskoczony wypuścił wilczka z garści. Zwierzak bystrze śmignął miedzy krzaki a myśliwy ruszył za nim w pogoń. Nie pozwoli, aby bestia uszła z życiem. Po chwili jednak zaprzestał pogoni. Niezagojona jeszcze dobrze rana w nodze dała o sobie znać. Musiał usiąść i pozwolić zregenerować się ciału. Usiadł na mokrym mchu, oparł się o drzewo. Ślady po pazurach były płytkie i już się zagoiły. Czekał, aby rozszarpana noga zagoiła się sama i obiecywał sobie, że dorwie to małe szkaradzieństwo.
Mała wilczyca umykała pogoni słysząc stukot własnego serduszka. Była przerażona okrucieństwem myśliwego, który nie zważając na drapiące go krzaki parł do przodu niczym ogar myśliwski. Zatrzymała się w końcu, po czym ostrożnie spojrzała do tyłu. Nie widząc mężczyzny westchnęła z ulgą. Zgubiła go. Jednak całą sobą wiedziała, że go odnajdzie i zabije. Zapłaci za wszystko.
Węsząc powietrze czy w pobliżu nie czai się niebezpieczeństwo wróciła do wilczego legowiska gdzie zrobiła to, co musiała. W końcu zmęczona zasnęła marząc o zemście.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro