Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

W domu 10

Wypuścił ciężko powietrze i już miał wrócić do lasu, gdy zza drzew wychynęły porońce.

- Aaa, tu jest nasz niegzecny piesecek - usłyszał pisk dziewczynki. Jej twarz wykrzywiła się we wściekłości przybierając okrutny wyraz wyszczerzonej w złości czaszki, zza której zębów wysunął się obrzydliwy, zasiniony jęzor. Jakieś kolejne obrzydlistwo pociągnęło go za ogon.

Warkot wyrwał mu się zza wyszczerzonych w złości zębów.

- Wychrzaniać stąd zasrańce! Dzień się budzi, nie pora tu na was.

Z tyłu dobiegł go paskudny śmiech. Obejrzał się. Za nim stał ten czarnooki poroniec, który zdawał się dowodzić czeredą paskud. Powoli podchodził do niego z czystą nienawiścią w oczach.

- Dobrze powinieneś wiedzieć zmiennokształtny zapchleńcu, że dzieci nocy pod moją opieką mogą wszystko. Nie myśl sobie, że się słonka boimy jak krwiopijcy. A w dodatku ty nam podpadłeś wyjątkowo - zbliżył się do niego.

Werwolf zaczął się cofać. Wcale nie chciał ponownie wpaść w ich obrzydliwe łapki.

- Nie zbliżajcie się do mnie - wywarczał kładąc uszy po sobie i wyszczerzając zęby tak mocno aż było widać jego dziąsła. Miał chęć roznieść ich na strzępy niż dać się jeszcze raz schwytać. Dobrze wiedział, czego chcą od niego te czarcie paskudy. Jego śmierci. A najgorszy w dążeniu do tego celu był ten cały gównodowodzacy, jak nazwał go w myślach Werwolf.

- Nie myśl, że ci darujemy - wysyczał obrzydliwiec. - Do nogi psie! - wydał rozkaz.

Wilk jednak nie posłuchał, za co przypłacił bólem ucha, ale zwyczajnie im zwiał.

- Karia! - zawył stojąc pod drzwiami jej domu. - Wpuść mnie!

Przez długą chwilę nic się nie działo, jakby dziewczyna wcale go nie słyszała, za to porońce niespiesznie zbliżały się do domu.

-Kariaa! - zawył jeszcze raz.

Wiedział, że te małe diabelstwa bez zaproszenia do domu nie wejdą a skubańce były coraz bliżej. W miarę zaś jak się zbliżały widać było coraz więcej szczegółów ich obrzydliwej anatomii. Tak jakby słońce znajdujące się nisko nad horyzontem jeszcze bardziej podkreślało ich paskudne rysy twarzy, które wyrażały zło i dziką determinację.

Drzwi otworzyły się gwałtownie i stanęła w nich niezadowolona dziewczyna.

- Przestań wyć - odezwała się wściekłym szeptem - bo się obudzą i będę miała piekło.

- Piekło to będziesz miała jak te zasrańce stąd nie odejdą - warknął wpychając się do mieszkania. Karia w ostatniej chwili zatrzasnęła drzwi przed nosem upiornej dziewczynki. Ta wydała z siebie wściekły pisk, ze złości uderzając piąstkami w drzwi.

Rudowłosa mruknęła coś do siebie a półgłosem dodała.

- Idziemy na górę. Masz być cichy i bezwonny, bo jeszcze trochę chcę pożyć. Ok panie wilk?

- Dobra, dobra. Poza tym nie śmierdzę.

Pociągnął nosem jakby sprawdzając czy naprawdę mówi prawdę i jakiś dziwny zapach dotarł do jego nosa. Coś mu się nie podobało w woni starego domu. Za cholerę nie wiedział jednak, co. Woń domostwa z czymś mu się kojarzyła, z czymś dawno zapomnianym i zagrzebanym w zakamarkach pamięci. Weszli do pokoju dziewczyny. Wilk rozejrzał się na wszystkie strony

- Nawet sympatycznie tu u ciebie - stwierdził.

- Siedź może cicho, co? Nie potrzebuję problemów - odezwała się półszeptem.

Zwierze zastrzygło uszami. Jakie problemy może mieć nastolatka z jego powodu? Karia tymczasem odwinęła prowizoryczny opatrunek z porwanego rękawa bluzki. Wilk, choć żmiją nie był to niemal syknął na ten widok. Niby tylko draśnięcie, ale wyglądało paskudnie.

- Tylko mi tu nie zemdlej - pogroziła palcem. - Idę teraz do łazienki a ty masz siedzieć cicho.

Zwierze otworzyło pysk jakby chciało coś powiedzieć, ale dziewczyna pogroziła mu palcem. Zamknął paszczękę i odprowadził ją wzrokiem. Tylko chwilę siedział spokojnie dopóki nie usłyszał jakiegoś skrobania i hałasów pod domem. Podszedł do okna i wyjrzał. Tuż pod nim diabelskie porońce stukały palcami w szybę, przepychały się i kłóciły. Gdyby nie to, że były cholernie niebezpiecznymi stworami to może i wyglądałoby to zabawnie. Trupia dziewuszka awanturowała się z jakimś potworem o twarzy dziecka z wykrzywioną gębą.

- Weź się odsuń niemoto jedna! - wydarła się piskliwie. - I przestań skrzypieć tymi szponami po szkle, bo zwariować można - ze złości zacisnęła kościste paluszki w pięść.

- Ty gorzej skrzypisz tą swoją trupią gębą. Zamknij się głupia, niedojrzała nieboszczko!

- Pierwsza umarłam od ciebie - warknęła ze złością. - Więc jestem bardziej dojrzała od ciebie gówniarzu zasmarkany - to mówiąc przyrżnęła mu prawym sierpowym tak mocno aż wyłamała sobie kościstą rękę tak mocno, że ta majtnęła w drugą stronę łamiąc się w ramieniu. Zaś Wykrzywiona Gęba zrobiła się jeszcze bardziej wykrzywiona ,gdyż dziewczynka przestawiła mu szczękę.

W tej samej chwili otworzyło się jedno z okien i wyjrzała z niego blada twarz czarnowłosej kobiety. Werwolf na jej widok zamarł jak posąg i się zjeżył. Już wiedział, co mu nie grało w zapachu tego domu.

- Co tu do diabła się dzieje? - niemal warknęła.

Nie uzyskała jednak odpowiedzi, bo jeden z porońców zaraz do niej doskoczył wyciągając w jej stronę swoje długie, obrzydliwe ręce. Zatrzasnęła mu okno tuż przed nosem.

Obudzona Żana była wściekła jak osa, gdy dziwne hałasy przerwały jej sen. Lubiła sobie odpocząć po pracowitej nocy. Gdy ujrzała za oknem paskudne stwory początkowo myślała, że śni. Potem jednak trafił ją szlag potężny Nie potrzebowała w swoim domu innych nie umarlaków.

- Co te gnidy tu robią - mruknęła do siebie. - Co za diabli je tu przywlekli? Kazimir - szturchnęła w bok ojca Karii. - Kazimir, wstawaj do cholery!

- Czego - mruknął niechętnie. - Daj mi babo pospać. Zmęczony jestem.

- Wstawaj idioto, bo cię strzelę w tę twoją nieogoloną gębę! Problem mamy.

Wstał ze złością w ciemnych oczach. Spojrzała na niego od góry do dołu i oblizała się lubieżnie na jego widok. Uśmiechnął się kącikiem ust. Ona nigdy nie mogła zaspokoić apetytu na widok jego muskularnego ciała. Schlebiało mu to, dlatego jeszcze trzymał ją przy sobie. Uzupełniali się nawzajem niemal we wszystkim i absolutnie nikt nie miał tu na myśli staroświeckiej miłości.

Przeciągnął się teraz i nie przejmując się swoją golizną podszedł do okna. W tej samej chwili na szybie rozklapciła się paskudna morda porońca z wyszczerzonymi zębami. Z jego pyska wyciekała obrzydliwa stróżka śliny ściekając po szkle. Przegniły nos wyglądał jak nieświeży, rozgnieciony placek a wielkie wyłupiaste oczy zezowały do pokoju. Stwór wyglądał na tyle ohydnie, że mężczyzna odskoczył do tyłu. Potknął się o róg perskiego dywanu i wylądował na podłodze. Żana roześmiała się hałaśliwie.

- Co to za paskudztwo? - skrzywił się marszcząc przy tym nos.

- Dziadostwo piekielne - odparła kobieta ciaśniej zawiązując na sobie pasek od szlafroka. - Porońce. Poszło won cholerstwo - pogroziła im dłonią zwiniętą w pięść.

Cholerstwo jednak nie miało zamiaru sobie nigdzie pójść. Drapało po szybach, kopało w drzwi, wspinało się po mieszkaniu niczym małpa i robiło dużo hałasu.

- Co? - Kazimir wytrzeszczył oczy. Dużo widział już na tym świecie, ale takich paskudników jeszcze nie.

- Jak to, co idioto. Porońce, stwory powstałe z poronionych, lub zabitych dzieci. Bo to mało aborcji teraz - wzruszyła ramionami. - Ja raczej bym chciała wiedzieć skąd się tu wzięły te piekielniki i jak się ich pozbyć. I przestań się drapać po nabiale, bo mam chcicę, a nie pora teraz na to. Ubierz się lepiej i przegoń to, paskudztwo - rzuciła w niego portkami.

Kazimir ubrał się dość nieśpiesznie. Jakoś nie miał chęci do potyczki z tym czymś.

- Ukatrupić to coś? - kiwnął głową na stwory za oknem, które przepychały się nawzajem, aby wejrzeć przez okno.

- Ciebie to już całkiem pogniotło - rzuciła mu kpiarskie spojrzenie. - Jak chcesz ich zabić skoro i tak już są martwe?

Ojciec Karii podrapał się po głowie.

Piętro wyżej na poddaszu wilk wyglądał przez okno i z niecierpliwością czekał na Karię. Wyszła w końcu z łazienki ubrana w szlafrok i z ręcznikiem na głowie. Po kąpieli poczuła się o wiele lepiej. Prowizoryczny opatrunek zamieniła na szeroki plaster i choć sączyła się spod niego krew, dziewczyna zdawała się tym nie przejmować. Podeszła do zwierzęcia, które odwróciło łeb w jej stronę.

- Mamy problem dziewuszko - odezwał się do niej. - Porońce...

Nie zdążył nic powiedzieć, gdy szefuńcio całej zgrai podfrunął do ich okna. Wyszczerzył na nich swoje zęby w grymasie wściekłości.

- Wpuśćcie mnie cholery jedne a ja już się z wami policzę - wysyczał wściekle.

- Jeszcze, czego nie było - mruknęła dziewczyna pod nosem. - Spadaj paskudniku.

- I dobrze - ucieszył się wilk odwracając się ogonem do okna.

Poroniec z wściekłości uderzył pięścią w szybę. Wilk doskoczył do szyby, groźnie wyszczerzył zęby i warkną. Zapewne zrobił coś więcej, bo potworek odskoczył do tyłu niczym oparzony i tylko pięścią pogroził.

- Czego te cholery od nas chcą? - zastanowiła się dziewczyna na głos. - I mam nadzieję, że wiesz jak się ich pozbyć.

Ruszyła w stronę szafy, aby wybrać ubrania.

- Jak to, czego? - mruknął rozeźlony wilk odsuwając się od okna. - Śmierci i rozrywki. Myślę, że to raczej ty powinnaś wiedzieć jak się ich pobyć.

- Ja powinnam wiedzieć? - aż odwróciła się w jego stronę. - Niby skąd?

- Jak to skąd? - spojrzał na nią jak na wariatkę. - Z komputera. Przecież w tej waszej skrzynce z Internetem jest wszystko. Powinna być, więc i odpowiedź jak pozbyć się tego gadostwa.

Na jego słowa dziewczyna parsknęła śmiechem.

- I czego bym się tak śmiała? - spytał z oburzeniem. - Powiedziałem coś śmiesznego?

- Dla mnie tak. Bo ja nie mam komputera. Ani komórki z dostępem do Internetu.

Na jej słowa wilkowi niemal opadła szczęka. Nie mieściło mu się w głowie jak w dobie powszechnej komputeryzacji i wszędobylskiego Internetu, który ma prawie każdy można być takim zacofanym. Był wilkiem, ale zdobycze cywilizacji nie były mu obce.

- Przestań się tak dziwić, bo ci oczy wyjdą z głowy - odezwała się wychodząc zza drzwi szafy z ubraniami w ręku. - Pomyśl jak się ich pozbyć a ja idę się ubrać.

Ponownie znikła za drzwiami łazienki a wilk został sam ze swoimi myślami. Gdyby był człowiekiem podrapałby się łapą po głowie, gdzież to on trafił. Chałupa jak ze średniowiecza, zero komputera i nowoczesności, za to na składzie dziwności znajdowała się bladolica kobieta. Na jej przypomnienie z gardła Werwolfa wyrwał się dziwny warkot. Co to blade robi w normalnej, ludzkiej rodzinie? Co za debil ją tu wpuścił? Rozmyślania przerwało mu pojawienie się dziewczyny. Już ubrana i z mokrymi jeszcze włosami weszła do pokoju.

- I co wymyśliłeś jak się ich pozbyć? - spytała podchodząc do okna i wyglądając za niego.

Na dole kotłował się dziki tłum porońców. Przepychali się miedzy sobą, szczypali, dziewuszka okładała pięścią jakiegoś obleśniaka z długim jęzorem, z którego skapywała ślina. Coś podobnego do małego chłopca, ale z rozłupaną na pół czaszką, która wyglądała tak jakby się krzywo zrosła wlazło na plecy jednego z potworków i zaglądało do okna. Drewniane okiennice smętnie zwisały na zawiasach powyrywane przez małe demony.

- A co ja kurwa mogę wymyśleć? - wilk zaklął w bezsilnej złości. - Nie jestem myślicielem tylko wilkiem. Nie wiem jak się ich pozbyć. W dodatku mam dziwne wrażenie, że ten dupek, szefuńcio jeszcze bardziej ich podjudza - kiwnął głową w kierunku porońca o czarnych oczach. Obrzydliwiec musiał poczuć na sobie, że jest obserwowany gdyż uniósł do góry środkowy palec w obraźliwym geście, po czym rzucił kamieniem w górne okno. Nie wcelował jednak. Kamień potoczył się po dachu głośno grzechocząc.

- Jak rany kota! - jęknęła dziewczyna. - Przegoń ich, zrób coś, bo jeszcze okna powybijają a mnie się oberwie.

Wilk dziwnie błysnął oczyma.

- Jestem wilkiem nie cudotwórcą. I niby, dlaczego ma ci się oberwać?

Nie uzyskał jednak odpowiedzi gdyż z dołu coś huknęło. Karia podskoczyła przestraszona. Zaś na dworze zapanowało istne pandemonium. Jeden z potworków oberwał prosto w oko. Kula roztrzaskała mu oczodół, wyszła z drugiej strony czaszki pozostawiając w niej ogromną dziurę. Szczątki szarej brei mózgu wylądowały na trupiej dziewczynce, która zaczęła przeraźliwie piszczeć. Do jej głosu dołączył wrzask naczelnego wodza, któremu oczy aż zaświeciły z wściekłości dziwną czerwienią. Zaś postrzelony potwór wcale nie zdechł, tylko zataczając się potrącał swoich kumpli.

- Kurwa - jęczał. - Nie dość, żem zdechł przez tę strzygę, to jeszcze po śmierci spokoju nie dadzą. Gdzie moje oko...

- Ty debilu! - dał się słyszeć głos Żany dochodzący zza okna na dole, które od razu szybko zamknęła, ale jej głos i tak dało się słyszeć. - Mieszkam z imbecylem. Kto to widział strzelać do umarlaka - wyrwała mu kałacha z dłoni - Niech no tylko Strzępy się dowiedzą, to skończy się sielanka z tobą. Będę musiała wracać do swoich. Tak ci ze mną źle badziewiu bagienny? Za grosz rozumu nie masz! Zero mózgu w tępym łbie! Tylko siekierką machać potrafisz! No i czymś jeszcze - dodała nieco ciszej.

- Nie chcę tego słuchać, nie chcę tego słuchać - Karia zatkała uszy dłońmi odsuwając się od okna.

Nagle na dworze zapanowała nagła, niepokojąca cisza. Dziewczyna odsłoniła uszy i z niepokojem spojrzała na wilka a on na nią. Równocześnie podeszli do okna. Na dworze zobaczyli coś, co na dobrą chwilę odebrało im mowę.

- O kurwa mać i jasna cholera - wyrwało się Werwolfowi.

- Ty patrz - dziewczyna trąciła go łokciem w bok i kiwnęła głową w stronę lasu. Wilk spojrzał i już nic nie powiedział. Popatrzyli na siebie nawzajem a w ich oczach pojawił się strach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro