Rozdział 21
Zielonowłosy krzyknął z bólu wyginając się w łuk, było to bardzo nieprzyjemne przeszywające uczucie. Z jego oczy popłynęła kolejna fala lez, a oddech stał się jeszcze bardziej przerywany i nierówny.
Todoroki schylił się nad zapłakanym chłopakiem po chwili dodając kolejne palce.
-No weź się rozluźnij - powiedział, jakby była to najprostsza rzecz na świecie. Chwilę później dodał - Chociaż, to nie ja będę za chwile krzyczał - zaśmiał się psychopatycznie, zastępując palce, czymś innym. Poczuł, jak coś nieprzyjemnego dotyka jego dziurki, wiedział co to jest. Jednak w momencie, w którym jego oprawca miał w niego wejść, coś go od niego odrzuciło, przez co wylądował na ścianie z daleka od zielonowłosego.
Izuku podkulił nogi pod klatkę piersiową szlochając i słuchając głośnych krzyków i odgłosów bijatyki. Nie mógł się jednak skupić na niczym, jego wzrok skakał po całym pokoju, serce biło bardzo szybko w piersi, cały się trząsł, miliony myśli prześcigało się w jego umyśle.
Jednak w jednej chwili, jednej sekundzie wszystko umilkło, on jednak zajęty był wsłuchiwaniem się w jego przyspieszone bicie serca. Otrząsnął się dopiero wtedy, gdy poczuł, jak więzy które boleśnie wbijały się w jego nadgarstki zostają przecięte. Spojrzał w górę i w momencie, w którym jego wzrok napotkał rubinowe oczy wyższego z nich, po jego policzkach popłynął wodospad łez.
Po chwili zielonowłosy brokuł znajdował się już w ramionach wilkołaka przykryty jego czerwoną, lekko ubrudzoną krwią peleryną. Bakugo razem z lekko trzęsącym się i mocno wtulonym w niego chłopakiem ruszył w kierunku swojego konia.
Wygrywali, jego rodzice mimo, iż ewidentnie byli jednymi z głównych celów Ligii radzili sobie świetnie, wiedział, że może zostawić im resztę w ich rękach. Teraz musiał jak najszybciej ulotnić się z chłopakiem, aby nikt go już od niego nie zabrał.
Gdy usadowił się na grzbiecie konia zerknął szybko przez ramię na kończących walkę rodzicielów, walczyli ramię w ramię z uśmiechami na twarzach, mimo iż jego ojciec krwawił z przedramienia a matka z rozciętej łydki, obydwoje walczyli jak na przywódców przystało.
Blondyn uśmiechnął się pod nosem ruszając w drogę powrotną.
Spojrzał na zieloną kulkę przed nim, teraz śpiącą niespokojnie. Uśmiechnął się pod nosem, zdążył, zdążył przed najgorszym. Zdążył. Samotna łza, powoli spłynęła po jego policzku, chwilę później spadając w busz zielonych włosach pozwalając, na zachowanie jej jako największej tajemnicy przyszłego władcy.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Proszę bardzo, mam nadzieję, że się podoba ❤❤❤
Do następnego ❤❤❤
~Kiara_Chan~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro