Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Stanąłem jak słup soli, w lesie było ciemno, więc drapieżniki zapewne się gdzieś tu już kręcą. Z tyłu głowy wciąż miałem widok mojej mamy, gdyby ktoś za kilka dni przyniósł jej moje zwłoki pod dom. Przeszedł mnie dreszcz na ten dziwny i straszny pomysł, na pewno przeżyję to nie jest aż tak trudne muszę tylko unikać złych zwierząt, ale teraz już chyba za późno na takie przemyślenia.

Stałem wpatrując się w krzaki koło mnie, a spiąłem się jeszcze bardziej gdy zobaczyłem jakąś blond sierść. Zatrzymałem oddech, już myślałem że po mnie, gdy z tamtego miejsce wyszedł umięśniony blondyn o szkarłatnych oczach.

-Co tutaj robisz - spiąłem się lekko słysząc jego głos, ale po przyjrzeniu się mu, stwierdziłem że chyba niema zamiaru mnie zabić.

-Z-zgubiłem się... - spuściłem wzrok pozwalając kilku nowym łzom popłynąć po policzkach moich lekko zaróżowionych policzkach.

Blondyn podszedł do mnie i podniósł głowę zcierając kciukiem łzy. Spojrzałem w jego hipnotyzujące szkarłatne oczy, chciałem się na zawsze w nich zatracić, zostać tak wpatrzony w nie już na zawsze.

- Hej, mogę Cię stąd wyprowadzić, nie płacz.... -uśmiechnąłem się pod nosem, chłopak wydawał się miły, ale i tak wzdrygnąłem się gdy ten mnie dotknął. Jego skóra była wręcz gorąca mimo to, że w samym lesie było strasznie zimno.

- Nie... Kiedyś bym znalazł drogę do domu, nie dlatego płaczę, ale nie chce o tym rozmawiać... -spuściłem wzrok na moje buty. Były czarne, wysokie lekko ponad kostkę, na lekkim obcasie. Lubiłem taki styl, wielu ludzi mówi, że tylko dziewczyny mogą ubierać takie buty, ale mi to nie przeszkadza w noszeniu ich.

-To co się stało? - brzmiał na zmartwionego, ale ja tylko energicznie potrząsnąłem głową. Blondyn cicho wzdychnął i podał rękę- choć zaraz zapadnie noc.

Kiwnąłem głową i przyjąłem jego rękę. Była przyjemna i ciepła, a ja dopiero teraz zorientowałem się, jak mi zimno.

Potarłem drugą ręką moje ramię. Chłopak musiał to zauważyć, bo tylko popatrzył na mnie zaciekawiony. Szliśmy tak w ciszy, aż nagle on się zatrzymał przez co wpadłem na niego od tyłu. Naprawdę był gorący, jego całe ciało było jak jeden wielki grzejnik, całkowicie odmiennie niż u Todorokiego. W moich oczach zebrało się kilka łez, ale nie pozwoliłem im się wydostać, popatrzyłem tylko podejrzliwie na blondyna, ale po chwili mój wzrok złagodniał.

Zdziwiłem się, gdy ten lekko dotykając mojego policzka i wpatrując się w moje oczy powiedział coś, przez co moje serce prawie stanęło.

-Spokojne, zaraz wrócę zaczekaj minutkę - gdy to powiedział, pobiegł w tylko sobie znanym kierunku. Patrzyłem tam oniemiały, ale zostało mi nic innego jak zaufać chłopakowi, że wróci. Stałem tak, trzęsąc się coraz bardziej. Las był już całkowicie pokryty w ciemności, a szeleszczące liście w ciszy brzmiały jakby biegło po nich stado saren, albo czegoś groźniejszego.

Spiąłem się słysząc szelest niedaleko, ale gdy zobaczyłem chłopaka niosącego coś pod pachą rozluźniłem się lekko i uśmiechnąłem miło.

-Już jestem i przeniosłem coś dla Ciebie - zdziwiony przekręciłem głowę w bok niczym szczeniak. - Masz. - Mówiąc to wyjął jakiś czerwony materiał i zarzucił mi go na ramiona zapinając z przodu. Po chwili na mojej głowie wylądował kaptur, a ja już wiedziałem co to jest.

Była to czerwona peleryna z kapturem. Na moje policzki wkradł się lekki rumieniec.

-Dziękuję - popatrzyłem na chłopaka, który po chwili chwytając moją rękę, znów ruszył do przodu.

- Jak masz na imię? - blondyn popatrzył na mnie zaciekawiony, jego oczy lekko świeciły się w blasku księżyca.

-Izuku - uśmiechnąłem się miło
-Bakugou, ale możesz mówić mi Kacchan- uśmiechnąłem się do niego, a on szybko odwrócił głowę.

Resztę drogi przeszliśmy w przyjemnej ciszy. Czułem się przy nim bezpieczny, a dzięki pelerynie było mi ciepło. Po chwili można było już zobaczyć światła lamp świecących się w domach przed nami.

-Myślę, że dalej już trafisz sam - Bakugou uśmiechnął się lekko do mnie.
-Raczej tak -uśmiechnąłem się miło - dziękuję - przytuliłem go szybko, dając jeszcze szybkiego całusa w policzek i pobiegłem w kierunku domu odwracając się jeszcze na chwilę, aby do niego pomachać - do zobaczenia Kacchan!

Po chwili przystanąłem a na moje policzki wpłynął ogromny rumieniec, to ciepło które płynęło od niego i ten przyjemny dreszcz który po mnie przepłynął gdy go przytuliłem, czy gdy trzymaliśmy ręce... był niesamowity.

Otrząsnąłem się z rozmyślań i szybkim krokiem ruszyłem w kierunku domu, w którym na pewno moja mama siedzi i modli się, abym wrócił cały i zdrowy.

-Mamo, już jestem! - na progu jednak nie przywitała mnie mama, a zapłakana Mina i Uraraka.

-C-co się stało?
-Co się stało?! - Mina wyglądała teraz na bardzo złą - zniknąłeś, a Todoroki powiedział, że gdzieś pobiegłeś bez powodu!

-Bez powodu - byłem zszokowany. Nie dość, że chłopak mnie pocałował bez mojej zgody, to jeszcze mówi że uciekłem bez powodu! W moich oczach zebrały się łzy, ale nie pozwoliłem im się uwolnić. - T-tak, bez powodu, chciałem się po prostu przejść i się zgubiłem.

Pokiwałem głową, jakby starał się przekonać sam siebie o prawdziwości tego zdania. Uciekłem, bo nie chciałem, aby ten mieszanie zbliżył się do mnie bardziej, niż już to zrobił.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro