Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie
Powracam! Tęskniliście?
Obraz od https://melimelo85.tumblr.com/post/134184491111
Enjoycie :D
--
Weekend skończył się zbyt szybko, niż Sierra by tego chciała. Gdy zadzwonił budzik, niechętnie otworzyła oczy. Wiedziała już, że musi zmierzyć się z tym, co ją spotka tego dnia. Gdy wstała, zachowywała się niczym robot, robiąc wszystko automatycznie. Pobudka, ubiór, makijaż, mycie zębów. Nie miała ochoty nawet na to, by coś zjeść; przez stres nie czuła głodu. Weszła już ubrana do kuchni, wzięła zrobione przez mamę kanapki, spakowała je do torby i w milczeniu wyszła z domu.
Pogoda tego dnia była przepiękna: żar lał się z nieba, ogrzewając twarz rudowłosej dziewczyny, idącej niechętnie do szkoły, tworząc na jej policzkach czerwone rumieńce. Nie było już śladu po piątkowej ulewie. Było natomiast bardziej rześko w powietrzu, niż w poprzednim tygodniu. Choć słońce grzało, lekki wiatr schładzał zgrzaną skórę.
Jednak dziewczyna nie rozkoszowała się pogodą. W głowie miała pełno zmartwień, które sprawiały, że nie cieszyła się z niczego, z czego mogłaby się cieszyć.
Poniedziałek w szkole zaczął się dla Sierry dość niemiło. Idąc do niej, przypomniała sobie o wydarzeniach z poprzednich dni. Dziś znów zobaczy tego skurwysyna Vincenta. Nie miała ochoty na niego patrzeć. Stresowała się na samą myśl, że znowu będzie musiała się z nim skonfrontować. Myślała nawet przez chwilę nad tym, czy nie zgłosić sprawy na policję, ale uświadomiła sobie, że za dużo innych rzeczy działo się tego wieczoru i jej zeznanie wyglądało by co najmniej podejrzanie. Do gwałtu w końcu nie doszło a wezwany Vince z pewnością wszystkiemu by zaprzeczył. Brak dowodów, nagrania, czegokolwiek. Jedynym świadkiem był... Samochód. To było dość absurdalne...
Poza tym była też inna ważna sprawa, o ile nie ważniejsza. Owy samochód. Wolała więc poświęcić się odkryciu i zrozumieniu, co w ogóle się tak naprawdę wydarzyło.
Ah, byłaby zapomniała. Propozycja, którą złożył jej kierowca Astona.... To też było bardzo dziwne i niepokojące.
Idąc do szkoły z duszą na ramieniu, minęła w szkolnych drzwiach Jacka. Nie przywitała się z nim jednak. Udała, że go nie widzi i pośpiesznie czmychnęła obok niego, patrząc w telefon. Musiała przemyśleć sobie wszystko i poukładać, dokładnie zastanowić się, co zrobić, przewidzieć każdy krok, nie mogła więc się rozpraszać ewentualną rozmową z Jackiem, która mogłaby zaburzyć jej plan postępowania czy zdanie na jego temat, a tym bardziej rzutować na decyzję w sprawie propozycji od kierowcy Astona.
Przeszła się szybkim i dość nerwowym krokiem przez szkolny korytarz, chcąc jak najszybciej dotrzeć jak najbliżej klasy, gdzie czułaby się bezpieczniej. Podeszła już do szkolnej szafki, chcąc wyciągnąć z niej potrzebne książki, pospiesznie otworzyła ją i poczuła nagle, że ktoś za nią stoi. Zestresowana odwróciła się i zobaczyła Vince'a. Stał przed nią z założonymi rękami i patrzył na nią z góry. Poczuła strach, ale miała nadzieję, że może chce ją przeprosić za akcję na parkingu. Niestety, myliła się. Koleś nachylił się nad nią, opierając rękę o jej szafkę, zatrzaskując ją, złośliwie się uśmiechnął i szepnął do niej "kiedy powtórka?"
Dziewczynę sparaliżowało. Bydlak jednak nie czuł żadnej skruchy. Kątem oka dostrzegła kumpli Vince'a, jak stali pod oknem po drugiej stronie korytarza i śmiali się, patrząc w jej kierunku. Odwróciła wzrok w przeciwną stronę i zobaczyła też Blair. Stała sztywno, patrząc się na tę scenę. Sierra miała nadzieję, że przyjaciółka odepchnie Vince'a i ją uratuje, ale zamiast tego ta jedynie wycedziła przez zęby "ty szmato" i obrażona pobiegła korytarzem w stronę toalet, mijając kumpli rudzielca, którzy zaczęli za nią gwizdać. Tego było już za wiele.
Dziewczyna z wściekłości znalazła w sobie odwagę i siłę na odepchnięcie Vince'a, zadając mu przy okazji najsilniejszego kopniaka w kolano, jakiego kiedykolwiek komukolwiek zadała i pobiegła za przyjaciółką. Nie zwracała uwagi już na rudzielca, który zwijał się z bólu na podłodze.
Dobiegły już do kibla.
- Blair poczekaj! - krzyknęła za przyjaciółką, mając nadzieję, że ta się zatrzyma i ją wysłucha.
- Czego ode mnie chcesz? - odprychnęła jej blondynka, nie chcąc słuchać żadnych tłumaczeń - Widziałam was! Wiesz dobrze, że pragnę Vince'a od kiedy chodzimy z nim do szkoły! Wiesz, że to moja pierwsza największa miłość a ty mi go perfidnie ukradłaś sprzed nosa! Tak jak niemal wszystko, o czym tylko zamarzę!
Sierra omal nie usiadła z wrażenia na sedesie. O czym ona mówi?
- Wiesz dobrze - zaczęła rudowłosa - że mi podoba się Jack! Vince nie jest w ogóle w moim typie!
- To w takim razie co robiliście przy szafkach? Słyszałam, co ci powiedział! Wiem, że miałaś z nim kiedyś bzykanie w jego aucie! Wtedy, gdy ja leżałam pijana na kanapie w jego domu!
- Wtedy... Wtedy też byłam pijana! Zaciągnął mnie tam, bo podobał mi się jego nowy samochód, chciałam sprawdzić, jak wygląda w środku... On miał mi go tylko pokazać. Ale zaczął się do mnie dobierać. Nie miałam siły się bronić, byłam zbyt nafaszerowana alkoholem i narkotykami, nie chciałam tego, ale nie miałam nawet siły go odepchnąć, potem już nawet nie próbowałam, stwierdziłam później, że co mi szkodzi, wtedy świat wirował i zupełnie nie miałam pojęcia, co się właśnie dzieje i co sama robię! Jak we śnie! Wykorzystał mnie i mój stan!
- Przestań pierdolić! Uwiodłaś go!*
- W życiu! Po czymś takim żywię do niego czystą nienawiść! I tobie też radzę, on jest niebezpieczny! Wtedy w piątek... Poszłam na te wyścigi, szukałam Jacka na parkingu, gdy podszedł do mnie Vincent.... - zawiesiła głowę i wzięła głęboki oddech - podszedł do mnie, kompletnie pijany i... Eh... Próbował no... - bała się powiedzieć to głośno, bojąc się reakcji Blair - Próbował mnie zgwałcić... koleś w aucie obok mnie uratował!
Ciężko przeszło jej to przez gardło. Liczyła na wsparcie koleżanki, lecz zamiast tego zobaczyła, jak Blair czerwienieje a potem nagle sinieje ze złości a jej oczy wyglądały, jakby miały zaraz strzelać laserem.
- Nie myślisz chyba, że ci w to uwierzę!? Próbujesz mnie zniechęcić do Vince'a, by sobie samej go wziąć! Ruda do rudego, wredna do wrednego, pasujecie do siebie!
- Nic podobnego, Blair! Ja chcę jedynie cię przed nim UCHRONIĆ!
- Dziękuję za troskę, ale poradzę sobie sama! Nie potrzebuję pomocy od dziewczyny, która sama pakuje się w chore akcje!
- Blair, jakbyś poszła wtedy ze mną...
- Aha, więc to moja wina? Nie sądziłam, że możesz być taka fałszywa!
- A ja nie sądziłam, że możesz być taka ślepa i głupia!
W tym momencie Sierra sama była w szoku po tym, co właśnie powiedziała. Na nic się zdały przeprosiny. Blair po prostu sobie poszła, obrażona, na lekcję.
Rudowłosa poczuła się samotna i opuszczona. Obca sama dla siebie. Stała tak w przy lustrze łazienkowym, patrząc się w swoje oblicze, nieruchomo, niczym Statua Wolności patrząca się w swoje odbicie w wodzie.
Nie wiedziała, co ma dalej zrobić. Usłyszała dzwonek. Nie chciała iść na lekcję, ale musiała. Zorientowała się, że torebkę zostawiła przy szafce. Niechętnie się do niej wróciła. Torba nadal tam leżała, rozbebeszona, ale nic w niej na szczęście nie brakowało. Jedynie była pomazana markerem...
Dziewczyna, smutna i wściekła, aż w końcu zrezygnowana, weszła do klasy. Blair ostentacyjnie położyła torbę na krześle, na którym zawsze siedziała Sierra. To znaczyło tyle, że rudowłosa musi sobie znaleźć nowe miejsce siedzące. Było tylko jedno. Usiadła więc koło chłopaka, który był gruby, śmierdział cebulą i zjadał własne babole z nosa.
Pogrążona w myślach nie uważała na lekcji. Rysowała w zeszycie ludziki, serduszka, oczy, wyzwiska, czaszki, tortury na Vincencie i zastanawiała się, co zrobić dalej. Gdzie sprawiedliwość na świecie?
Mijały jej tak wszystkie lekcje. Samotnie, na rozmyślaniu i rysowaniu, w ciszy i milczeniu, mimo gwaru wokoło. Niewidzialna.
Miała chwilową myśl, by podejść do dziewczyn z drużyny cheerliderskiej. Nie chciała się jednak im zwierzać. Były zbyt... próżne, by rozumieć pewne rzeczy. Ich relacje były zawsze tymi powierzchownymi, nie głębokimi, jak dla Sierry. Nie przywiązywały się zbytnio do koleżanek, z którymi spędzały czas. Były to dobre koleżanki na imprezy, wyjścia, zakupy, ale kiepskie we wspieraniu i dodawaniu otuchy. Nie wykluczone też, że rozniosły by później plotki po całej szkole.
Wolała więc tego dnia zostać w cieniu. Szła korytarzem niczym duch, starając się przemykać jak najbardziej niezauważona, wtapiając się w tłum, by jak najmniej znajomych ją widziało i zaczepiało. Niestety, nie udawało jej się to za dobrze. Choć na korytarzu masa znajomych z innych klas witała się z nią, uśmiechała i chwilę pogadała o niczym, ona nadal czuła się taka pusta w środku.
Postanowiła, że odpuści sobie ostatnią lekcję. Nie miała sił patrzeć na obrażoną Blair, szydzącego z niej Vince'a, który na dodatek zaczął roznosić plotki na jej temat znajomym także spoza klasy.
Dała sobie więc spokój. Przed ostatnią lekcją udała się do toalety. Poczekała, aż dziewczyny opuszczą kibel, a gdy te wyszły, stanęła przed lustrem i poprawiła sobie makijaż. Miała trochę rozmazany od łez, ale parę pociągnięć wacikiem i pudrem i nie zostało już śladu. Wzięła głęboki oddech. Postanowiła: po dzwonku spróbuje wyślizgnąć się z toalety i udać w stronę drzwi. Nikt nie powinien jej zauważyć. Wszystkie spóźnione dzieciaki i nauczycielki zdążą już pochować się we właściwych klasach, więc nikt jej nie przyłapie. Może jedynie woźna, ale liczyła na to, że może będzie miała sporo szczęścia i jej nie spotka.
Wiedziała, że o tej nieusprawiedliwionej nieobecności, prędzej czy później, dowiedzą się jej rodzice. Była jednak przygotowana na kolejny szlaban. Tak to jest w życiu, że gdy ma się masę problemów, czasem ma się dość i chce się choć na chwilę od nich uciec, by zapomnieć, wyciszyć się i na chwilę przestać istnieć, zresetować się czy naładować baterie, by móc od nowa zmierzyć się z troskami, zazwyczaj kończy się to kolejnymi dodatkowymi zmartwieniami. Tak było i w tym przypadku. Jednak nie były to takie problemy, o jakich myślała Sierra. Były one zupełnie inne...
Wyszła z toalety i szybkim marszem popędziła w stronę wyjścia. Nikogo nie minęła, nawet woźnej. Zrobiła to jak najszybciej i jak najciszej, jak tylko umiała.
Gdy wyszła ze szkoły, zaczęła biec. Nie miała pojęcia dokąd, liczyło się, by jak najdalej od szkoły. Biegła tak przez jakiś kawałek, aż w końcu wybiegła na ulicę. Nie było zbyt dużego ruchu, więc nie zatrzymywała się po drodze, przebiegając ulicę w niedozwolonych miejscach.
Naszła ją myśl. Nie przywitała się co prawda z Jackiem w szkole, ale uznała, że nic nie zaszkodzi jednak go odwiedzić w pracy i pogadać z nim trochę. Zachowała się chamsko, ale może nie zauważył jej lub pomyślał, że ona jego nie zauważyła. W tej sytuacji jej plany się trochę zmieniły. Miała nie kontaktować się z nim, ale skoro Blair się do niej nie odzywa, to potrzebuje kogoś, komu może się wygadać, komuś zaufanemu, i pozbyć się przytłaczającego uczucia samotności.
W końcu dotarła do KO Burger. Miała nadzieję, że spotka tam Jacka.
Był.
- Hej Jack! - krzyknęła w jego stronę, widząc go w okienku.
- O, cześć Sierra, yyy, jaaa no wiesz, teraz jestem w pracy... - odpowiedział onieśmielony jej obecnością. Było mu głupio kolejny raz ją olać, ale obowiązki niestety były ważniejsze od miłostek. W domu raczej mu się nie przelewało.
- Wiem, widzę. Szkoda. Miałam raczej nadzieję, że może skoczymy gdzieś na spacer, pogadamy... Albo poczekam aż skończysz zmianę...
- Już niedługo kończę, moglibyśmy...
Nie skończył, gdy nagle podjechał niebieski motocykl. Siedziała na nim zgrabna kobieta z czarnym, zakrywającym twarz kaskiem na głowie. Miała wielki biust, zgrabną pupę i opięta była w czarny strój motocyklowy, który wyglądał jak lateks na prostytutce z filmów BDSM. Przynajmniej takie skojarzenie miała Sierra.
- Hej Jack, gotowy na małą przejażdżkę? - spytała zachęcająco i dość seksownie kobieta. Jej aksamitny głos sprawiał, że nawet najtwardszy głaz w końcu by zmiękł.. Jack momentalnie przestał się uśmiechać. Wiedział, że to nie propozycja, lecz obowiązek, a sposób, w jaki został on przedstawiony, na pewno zasugeruje Sierrze, że jest ćwokiem, który olewa ją dla cycatej nieznajomej. Chłopak był przyparty do muru, ale nie mógł odmówić, nawet, jeśli znacznie bardziej wolałby iść na zwykły spokojny spacer ze Sierrą, zamiast pchać się w kolejną niebezpieczną misję. Tak bardzo nienawidził tego, że wplątał się w tę znajomość z tym motocyklem....
Sierra natomiast nawet nie czuła zawiedzenia. W tym dniu wszystko wydawało się takie oczywiste, że będą ją wszyscy mieć gdzieś. Nie wykluczone nawet, że Jack dowiedział się czegoś z plotek szkolnych, i dlatego zwyczajnie ją olał, by wyskoczyć z inną. To było do przewidzenia.
Nie mówiąc o tym, że kierowca Astona przecież ostrzegał ją przed tą kobietą...
- Wiesz, Jack, mogłeś powiedzieć, że się już z kimś spotykasz. - Prychnęła dziewczyna.
- To nie tak, to, to moja mama! - odpowiedział pierwszą rzecz, jaka mu przyszła do głowy. Gdyby tylko mógł powiedzieć Sierrze prawdę...
- Od kiedy jest taka szczupła i zgrabna? - palnęła bez zastanowienia, po czym znowu miała do siebie pretensje, że nie zdążyła ugryźć się w język.
<<UWIELBIAM TO, ŻE MOGĘ TU WRZUCAĆ PASUJĄCE MEMY W SAM ŚRODEK OPOWIADANIA XD>>
- Twierdzisz, że moja mama...
- Nieważne już, naprawdę... - machnęła ręką Sierra, po czym na odchodne dodała - i tak wiedziałam, że nic z tego nie będzie. Dajmy sobie ze sobą spokój.
Jackowi zrobiło się bardzo przykro, ale nie mógł już za nią iść. Może kiedyś się dowie. Może kiedyś zrozumie. Może kiedyś wybaczy...
Sierra ciężkim krokiem wróciła do domu. Na szczęście rodziców nie było, więc spokojnie mogła na szybko zjeść drugie śniadanie, którego w szkole nie tknęła, oraz zostawić pomazaną torbę. Wyszła z domu, wzięła rower, zamknęła drzwi, włożyła słuchawki, włączyła muzykę i pojechała daleko przed siebie. Jak najdalej stąd.
<< Mnie tam relaksuje to :)
https://youtu.be/YeaGUfZM5hs
>>
Jechała przed siebie, poza miastem, w dobrze znane miejsce, gdzie spędziła niejedną imprezę. Był to stary magazyn, obok nieczynnej już stacji benzynowej. Otoczony był co prawda siatką, ale z jednej strony była dziura, więc zawsze pod osłoną nocy włamywali się do środka. Znajdował się on dość daleko od miasteczka, w sercu pustyni. Rowerem przeciętny człowiek jechałby tam ponad pół godziny, ale Sierra była wysportowana i zajęło jej to niecałe 20 minut. W sam raz, by chwilę posiedzieć, pomyśleć i wrócić z powrotem, nim z pracy wrócą rodzice.
Bardzo tego potrzebowała. Poczuć wolność od zmartwień, chwilę spokoju i ten kojący wiatr we włosach. Poczuć się na chwilę sama ze swoimi myślami i odetchnąć.
Gdy dojechała na miejsce, przeniosła rower przez dziurę w ogrodzeniu i weszła przez lekko uchylone, zardzewiałe wrota do wnętrza magazynu. Na podłodze poza kurzem leżało pełno brudnych butelek po piwie, zużytych prezerwatyw, kamyków, pokruszonego szkła oraz jakiś metalowych dziwnych przedmiotów. Śmierdziało kurzem.
Dziewczyna usiadła w kącie, zastawiając się rowerem, na którym zawiesiła jakiś brudny i dziurawy kawałek materiału, by w razie czego nie było jej widać, gdyby ktoś inny też postanowił tu wejść. Skuliła się i głośno westchnęła.
Siedziała sama, ze słuchawkami w uszach, słuchając spokojnych i smutnych piosenek. Łzy leciały jej po policzkach i kapały na spodnie. Rozmyślała o minionym dniu, relacji z Blair, o nowej dupie Jacka, o tym, czy i gdzie popełniła jakiś błąd, o tym, dlaczego ją to spotkało, o tym, co robić dalej. Do konkretnego wniosku nie doszła. Może poza jednym - żeby olać to wszystko i mieć to w dupie. Skończy tą szkołę, udając, że nikogo nie już zna, po czym pójdzie do nowej szkoły, albo do pracy, i zapomni o starych głupich ludziach. I jakoś to będzie. Jakoś to przetrwa. Musi. Ludzie z czasem się znudzą i zapomną. Taka niestety jest cena popularności - wszyscy wiedzą o jej sukcesach i jej gratulują, ale i wiedzą o porażkach, z których się wyśmiewają. Nie może być anonimowym elementem wystroju klasy, jak większość "przegrywów", których nikt z imienia nie zna, pomimo chodzenia z nimi do klasy od kilku lat.
Po kilkunastu minutach od jej przyjazdu, gdy zebrała już w sobie siłę do poradzenia sobie z problemami, gdy miała się już zbierać do powrotu do szarej rzeczywistości, czyli do domu, zobaczyła przez brudne okna magazynu coś jakby zorzę polarną. Zielone smugi światła miotały się po szybach, oświetlają zieloną łuną ściany, sufit i śmieci wewnątrz magazynu, powirowały po niebie po czym zniknęły. Sierra, zaniepokojona, wyciągnęła z uszu słuchawki, wyłączając muzykę i chowając telefon do kieszeni spodni, po czym wsunęła się bardziej w kąt, starając się schować za rowerem. Usłyszała, jak wrota z głośnym skrzypnięciem się otwierają. Jej serce zaczęło bić znacznie szybciej niż wtedy, gdy Vincent próbował ją zgwałcić, czy gdy porwana przez Astona jechała na czołowe zderzenie z Fordem GT. Modliła się, by to byli jacyś znajomi. Niestety. Usłyszała, jak ktoś wchodzi. To były dwie istoty. I to nie byli ludzie.
Słyszała, niemal czuła całą sobą, jak cztery nogi z ciężkimi stąpnięciami wchodzą do środka. Przez dziurę w materiale zobaczyła, że te dwie postacie mają kilka metrów wysokości, są mechaniczne, metalowe, połyskujące w świetle słońca i są kanciaste w niektórych miejscach. Jedna, niższa, miała kolor czerwono - srebrny i "figurę" kulturysty, druga zaś, większa i potężniejsza, z wyglądu "nakoksowana" niczym zawodnik MMA w świecie robotów, miała kolor niebieski. Widać było, że ze sobą rozmawiają, ale nie mogła zrozumieć żadnego słowa. Ich rozmowa przypominała całą masę niezidentyfikowanych dźwięków, od metalicznych po piszczenie. Miała wrażenie, że słyszy rozmowę R2D2 z UFO. Obie postacie miały po dwie ręce i dwie nogi, tors oraz głowę, ale nie mieli twarzy. Zamiast twarzy mieli dziwne, trudne do opisania "przody" głów. Widać było jedynie wizjery. Nie wiedziała, czy to jedynie ich maski, czy po prostu już tacy są.
Dziewczyna była przerażona, gdy ich zobaczyła, ale nie mogła stamtąd uciec. Za bardzo bała się, że ją zobaczą. Siedziała więc skulona w kącie, modląc się, by jej nie zauważyli. Nie umiała nawet drgnąć. Oddychała tak cicho, jak to tylko możliwe i gapiła się na nich, niczym zahipnotyzowana, obserwując każdy ich ruch, niczym antylopa patrząca się na geparda.
Co ją najbardziej zaintrygowało - obie postacie poruszały się swobodnie, lekko, jak na swoje rozmiary, dość żwawo, jak na swoją wagę, i bardzo "ludzko" - gestykulując i stąpając pewnie. Większy usiadł sobie na podłodze, wzbudzając tumany kurzu, a mniejszy odwrócił się do niego przodem, złapał się za biodro, przechylając je w jedną stronę, niczym model na wybiegu, a drugą ręką pokazywał coś.
Dziewczyna nigdy wcześniej nie widziała czegoś podobnego. Ruchy tych maszyn nie wyglądały na sterowane przez kogoś z zewnątrz. Zastanawiała się, czy są sterowane od wewnątrz, jak w Pacific Rim **. Jednak jaki byłby sens rozmawiania wewnątrz maszyn i gestykulacja, przecież istnieje coś takiego jak krótkofalówka. Czy to możliwe, aby one były... żywe?
Przyjrzała im się dokładniej i zobaczyła, że obie maszyny wyglądają jak zniekształcone samochody. Wtem zamarła i wstrzymała oddech. Przeszedł po niej zimny dreszcz. Rozpoznała w mniejszej maszynie te charakterystyczne naklejki na bokach drzwi, które tym razem znajdowały się na rękach ("Drzwi na rękach! O Boże!") oraz kształt świateł znajdujących się na klatce piersiowej robota. To był TEN SAM samochód, który wtedy porwał ją zaraz po nieudanej próbie gwałtu!
Nagle wszystko rozjaśniło jej się w głowie...
- Trzy dni wcześniej -
Drzwi samochodu momentalnie się zamknęły. Przez chwilę było cicho, nawet deszczu nie było słychać, lecz po tej chwili tajemniczy Głos odezwał się do dziewczyny:
- Co powiedziałaś?
- Skąd masz zdjęcie mojej babci... - odpowiedziała, tym razem dość nieśmiało, rudowłosa.
- To twoja B.A.B.C.I.A? - zaakcentował Głos, jakby się przesłyszał.
- Tak, babcia, wiesz, czyli matka mojej matki, a wiesz co to matka?
- Tak, wiem przecież ... - zamyślił się Głos.
- To ty nie masz matki?
Głos nie odpowiedział. Nie mógł jej przecież powiedzieć, że nie ma czegoś takiego jak matka, bo tacy jak on nie mają matek.
- Cóż - odezwał się po chwili - musisz już iść.
- Ale chwila! Co z tym zdjęciem, skąd je masz?
- To przeszłość. - odparł smutnym głosem Głos, otwierając drzwi. Chłód nocy i wilgoć deszczu wdarły się do ciepłego wnętrza Astona Martina, aż dziewczynę przeszedł dreszcz.
- Dla mnie nie. Dla mnie to bardzo ważne! Muszę się dowiedzieć! Choćby nie wiem co, choćbyś... Musiał mnie wywieść jeszcze dalej! Zrobię wszystko, by się tego dowiedzieć!
- Hmm, wszystko? - spytał, zamykając drzwi.
- No, prawie, w razie możliwości...
Głos chwilę się zastanowił. Do czego mógłby użyć tej dziewczyny? Do czego mogłaby mu się przydać? Tym bardziej, że to wnuczka tamtej... Myślał przez chwilę i przypomniał sobie rudego typka, który godzinę temu próbował, razem z nią, zbezcześcić jego przepiękny i zgrabny bagażnik . Ten sam typek został kiedyś przez niego samego porwany, w noc, w którą stracił jedne ze swoich zajebistych drzwi. Ścigali się wtedy z żółtym Camaro, w którym siedział niejaki JackDarby. Typek z kolei to kolega JackDarby, w końcu razem się ścigali. Skoro dziewczyna przyszła na wyścigi, zna rudego typka, to i pewnie JackDarby musi znać. A JackDarby buja się po mieście niebieskim motocyklem. Nie zaszkodzi więc o niego spytać.
- O, mam propozycję. Opowiem ci, co się wydarzyło kilkadziesiąt ziemskich lat temu. Nie jest to dla mnie łatwe, zważywszy na to, jak wiele się wtedy wydarzyło... ale skoro to twoja B.A.B.C.I.A, być może odnajdzie się ostatni puzzel tej układanki. Jednak w zamian za to musisz coś dla mnie zrobić. Trzy rzeczy.
- Słucham - odparła pewnie dziewczyna, choć lekko się niepokojąc.
- Ten chłopak na parkingu... On nie jest "przyjacielem" niejakiego JackDarby?
Dziewczynie zaczęło walić serce. "W co Jackie się wpakował?"
- Nie... Oni się raczej bardzo nie lubią...
- A ty?
- Co ja?
- Lubisz ich?
Miała wrażenie, że Głos wypowiada niechętnie słowo "lubić".
-Jacka lubię, tego "z parkingu" nienawidzę... Ale co to ma do rzeczy?
- Eh...Dość skomplikowani jesteście, ale nie wnikam. Chodzi mi o JackaDarby. Zauważyłaś, że ostatnio spędza czas z pewną kobietą na motocyklu?
- Z tą wywłoką, którą on nazwał swoją matką??
- Tak. To nie jest jego matka.
- Wiedziałam!
- Ale nie wiesz, kim naprawdę jest. To bardzo niebezpieczna kobieta. JackDarby wplątał się w bardzo niebezpieczną sprawę.
- Jaką??
- Na tę chwilę nie mogę ci więcej zdradzić. Ale grozi mu niebezpieczeństwo.
- On jest jej zakładnikiem?
- Można tak powiedzieć.
- Dlaczego akurat on?
- Można to ująć tak, że był w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasie.
- Matko Bosko Jasperowsko!
- Jeśli chcesz mu pomóc, musisz dla mnie coś zrobić. Jeśli wykonasz misję, odkryję przed tobą rąbka tajemnicy o twojej B.A.B.C.I.A. Im więcej zrobisz, tym więcej tajemnic odkryję. Ale nie myśl, że będzie to dla mnie przyjemne.... Dla ciebie pewnie też nie. Możliwe, że zmieni to twoje życie. Możliwe, że moje też. Zobaczymy.
Dziewczynę to trochę zaniepokoiło, ale zaraz później zaintrygowało, dodając jej zapału do odkrycia prawdy.
- Ok... Ale co mam zrobić?
- Podczas kolejnego wyścigu bądź na starcie. Wejdź we mnie. Dam ci mały pakunek. Bardzo mały. Nie zgub go. Dasz go JackowiDarby. Tak, by go nie widział. To twoja pierwsza misja.
- Czy to nie zrobi mu krzywy?
- Jemu nie. Ale może trochę tej niebezpiecznej dziewczynie...
- Ok zrozumiałam.
- Wszystko jasne? Szczegóły powiem ci na kolejnym wyścigu. Jakieś pytania?
- Mogę zabrać zdjęcie?
Głos się zawahał.
- Eh, niech ci będzie. Trzeba zakończyć kiedyś w życiu niektóre rozdziały...
Dziewczyna podekscytowana wzięła zdjęcie i schowała do torebki.
- Zawieziesz mnie do miasta? - spytała z nadzieją w głosie. Nie miała ochoty wracać pieszo w deszczu.
- Mowy nie ma! Wysiadasz tu i teraz, wystarczy tego grzania dupska! Szef mnie pewnie szuka!
Dziewczyna niechętnie się zebrała. Drzwi się otworzyły, a ona wysiadła.
Prosto na deszcz.
Odwróciła się, ale tajemniczy jegomość się nawet nie pożegnał. Zatrzasnął tylko drzwi i po prostu odjechał, chlapiąc spod kół błotem, zostawiając ją w deszczu z samą, na środku pustyni.
- Obecnie -
"Fuck, fuck, FUCK!!!" - pomyślała ruda. Był to dla niej tak ciężki szok, że niemal krzyknęła z wrażenia. W ostatniej chwili zatkała usta dłonią.
"To się dzieje naprawdę? Czy mi się to tylko śni? Czy to w ogóle jest możliwe? " - Pytała samą siebie. Jednak, skoro to widziała na własne oczy, musiało to być prawdą. Musiała więc uspokoić swoje wyjątkowo poruszone i rozszalałe serce, by przestało tak szybko bić. Zaczęła już odczuwać duszności a szum krwi w uszach sprawiał, że ledwo słyszała, że ktoś w tym magazynie poza nią jest.
"A więc... on poszukuje Jacka... bo jeździ... O BOŻE! A więc ten niebieski motocykl też musi być jednym z nich! W co Jack się wpierdolił?! Ja pierdolę, czemu ten dzban mi o tym nie powiedział?! Oboje się wjebaliśmy po uszy w to gówno!" - krzyczała do siebie w duchu, przerażona powagą sytuacji jednocześnie rozbawiona jej absurdalnością.
Tysiące myśli krążyło jej po głowie. Nie wiedziała, czy maszyny te są dziełem ludzi i jak się tu znalazły, wiedziała jednak, że musi pilnie porozmawiać z Jackiem. A skoro Jack jeszcze żyje i ona też, to czy te maszyny są groźne? I dlaczego ten czerwony mówi w zupełnie innym języku?
"Cóż. Jak tylko ci dwaj stąd wyjdą, muszę szybko pędzić do Jacka, muszę z nim poważnie porozmawiać. A co jeśli będzie się wymigiwał od odpowiedzi? Wiem! Zrobię zdjęcie tym robotom! Jak zobaczy, że mam ich zdjęcie, wtedy nie będzie mowy, że zrobi ze mnie idiotkę!"
Jak pomyślała, tak też zrobiła. Oddychając wciąż cicho, powoli, po cichu wyciągnęła z kieszeni telefon. Owinięty był słuchawkami, ale to jej nie przeszkadzało. Odsunęła klapkę, wybrała aparat, wystawiła telefon delikatnie zza materiału zakrywającego ją i rower, i zrobiła zdjęcie.
Po magazynie rozeszły się dość głośne "PSTRYK" i jasny błysk lampy błyskowej.
Dziewczyna od razu zesztywniała i zrezygnowana ciężko westchnęła. Nie mogła uwierzyć w swoją głupotę. Zapomniała wyłączyć efekty! Mentalnie przygotowała się już na swoją śmierć. Nie miała po co się bronić. Uciec nie zdąży i tak, więc lepiej dać się zabić. I po krzyku.
Jak się spodziewała, dwaj "panowie" odwrócili się w jej stronę. Transformowali swoje "maski" w bardziej "ludzkie" twarze, gdzie było już widać wyraźnie oczy i, bodajże, usta. Duży wstał, i z wściekłością podbiegł do dziewczyny, po czym wyciągnął do niej wielką, mechaniczną łapę i szybkim ruchem złapał ją i podniósł do góry. Po magazynie rozległ się jej pełen przerażenia krzyk. Poczuła, jak dłoń coraz mocniej się zaciska. Jeszcze chwila, a zostanie z niej mokra plama.
- Szpieg! - krzyknął duży robot.
- BreakDown, spokojnie. To moja dość nowa znajoma... - odezwał się ludzkim językiem niższy, czerwony robot, spokojnym, melodyjnym głosem, kładąc zgrabnie swoją rękę na ręce olbrzyma, w której znajdowała się dziewczyna. Mimo, że była sporo mniejsza od ręki niebieskiego robota, i tak była dość ogromna.
- Jak to znajoma? - wycedził przez zęby BreakDown - dobrze wiesz, co Megatron myśli o brataniu się z tymi robalami. Mało ci było problemów jeszcze parę lat temu?
- Break, wyluzuj. Nie bądź w gorącym oleju kompany. Zaufaj mi, wiem co robię. Puść tę małą i jeśli nie masz nic przeciwko, możesz wracać już na Nemesis. Ja dołączę do ciebie za chwilę.
- Ale...
- Ciii... - szepnął w taki sposób, że Sierrze zjeżyły się włosy na ciele. Sama nie wiedziała, czy to ze strachu, czy...? - Nie daj się dłużej prosić, Break.
"Takiemu głosowi nie sposób odmówić" - pomyślała Sierra. Poznała w tym głosie ten Głos, z którym wtedy, w piątek, rozmawiała. Poczuła się dziwnie oswojona. Mimo, że bała się przeraźliwie, nie protestowała. Wolała już towarzystwo tego mniejszego, niż tego większego. Miała co do niego większą pewność.
- Eh, niech ci będzie. Ale ja nie będę się za ciebie tłumaczył Megatronowi. - Odprychnął na odjezdne BreakDown, po czym na oczach dziewczyny ZAMIENIŁ SIĘ w wielki bojowy wóz, przypominający Bushmastera***. Sierrze z szoku prawie oczy wypadły z oczodołów. Nigdy nie widziała czegoś takiego.
"Co tu się , kurwa, odpierdala?" - pomyślała.
Gdy BreakDown wyjechał z głośnym warkotem, wzbudził masę pustynnego piasku. Gdy dźwięk silnika ucichł na tyle, że czerwony miał już pewność, że może kontynuować, wziął dziewczynę delikatnie w dłoń i podniósł tak, by móc patrzeć jej prosto w oczy. Ona zaś siedziała mu na dłoni po turecku, dziwiąc się całej sytuacji, ale nie mając zbyt dużego wyboru. Postanowiła stawić czoła temu, co miało się w tej chwili zdarzyć.
- Kogo my tu mamy. Znów się spotykamy, mała. - zagadał do niej robot, uśmiechając się złośliwie.
- Jak widać - odpowiedziała dziewczyna, siląc się na pewny siebie głos, choć sprawiało jej to wielką trudność. Musiała przełknąć ślinę, gdyż ze stresu aż zaschło jej w gardle. - Więc to tak wyglądasz naprawdę... Wielkie wow!
- W całej okazałości... - odpowiedział. Zrobiło mu się bardzo miło na jej reakcję. - Co prawda nie spotykamy się podczas wyścigu, jak się umawialiśmy, ale nic nie szkodzi. Skoro już wiesz, jak wyglądam, pozwól, że się przedstawię. Na imię mi Knock Out.
- A ja jestem Sierra, choć pewnie masz to gdzieś. - Z tego całego stresu zaczęła paplać bez sensu.
- Ja? Skąd. Miło mi cię poznać. Czy postanowiłaś mi pomóc w zamian za pewne informacje?
Dziewczyna się zawahała. Była na 90 procent pewna, by się zgodzić, w końcu niebieski motocykl też prawdopodobnie był takim robotem, więc jeśli Jackowi grozi niebezpieczeństwo, czemu miałaby odmówić? Ale z drugiej strony, czemu Breakdown nazwał ją robalem? Czemu Megatronowi miałaby się ich współpraca nie spodobać? Kim był Megatron? Czy Knock Out był wobec niej szczery?
A czy Jack był?
Podjęła decyzję.
- Tak. - odpowiedziała po chwili.
- Doskonale. Przyjmij zatem ode mnie ten mały drobiazg... - drugą ręką wyciągnął z zakamarków swojego pancerza małe, wielkości buta, urządzenie.
- Twoja misja polega na tym, by ten okruszek znalazł się jak najbliżej JackaDarby. Najlepiej, by go nie zauważył. Niech go nosi jak najdłużej.
- Jak mam to zrobić?
- Jak to jak? Normalnie. Nie mów, że nigdy nikomu niczego nie podrzucałaś tak, by nie zauważył.
- No, podrzucałam... głównie liściki miłosne...
- W takim razie wyobraź sobie, że to taki... liścik miłosny. I podrzuć go JackowiDarby.
- Wystarczy samo "Jackowi" ...
- Jak zwał, tak zwał...
- Ale chwila, bo mam pytanie.
- Jakie tym razem?
- Kim ty w ogóle jesteś? Kto cię zbudował?
- Że co? Jak to zbudował? Sam się zrodziłem!
- Jesteś swoim matkiem i ojcą? Bosz... znaczy...
- Nie... nie wytłumaczę ci tego teraz... eh... Nikt mnie nie zbudował, nie pochodzę z Ziemi.
- To skąd?
- Z Cybertronu.
- A co to?
- To... - zamyślił się - ...najpiękniejsza z planet, jakie kiedykolwiek widziałem. I pamiętam ją jak przez mgłę... Teraz nie ma już jej, pozostały jedynie ruiny, brud... i rdzewiejące trupy moich braci, przyjaciół... tam kiedyś był mój dom... - odpowiedział Knock Out, patrząc się gdzieś w dal. Sierra zauważyła, że jego wyraz twarzy był taki zamyślony, pełen wspomnień, bólu, smutku. Zrobiło jej się go żal.
- Przykro mi z tego powodu... Znam to uczucie, może jedynie w połowie, ale rozumiem, co czujesz. Ale nie łam się, najważniejsze, że masz przed oczami jej wygląd, zanim została zniszczona. Nie myśl o niej, jak o czymś, co już nie istnieje. Myśl, że nadal gdzieś tam jest, piękna... Choć nie wiem jak wyglądała, to wierzę na słowo, że musiała być przepiękna. Zapewne tęsknisz za tym miejscem...
- Oj tak...
- Eh, niepotrzebnie pytałam... przepraszam.
KnockOut zdziwił się reakcją dziewczyny. Współczuła mu? Dlaczego? Przecież się nie znali. Niestety, nie mógł sobie teraz pozwolić na rozczulenia, smutki i sentymenty. Miał ważniejszą sprawę do załatwienia.
- Nic nie szkodzi. Wierzę, że jest metoda, by ją odbudować. Megatron wie, jak to zrobić. I dlatego poprosiłem cię o pomoc.
- Eeee?
- Jeśli wykonasz swoją misję, przyczynisz się do szybszej odbudowy Cybertronu!
- Naprawdę? Ale jak? Wow, teraz dałeś mi motywację! Gdybym wcześniej wiedziała, o co jest stawka, zgodziłabym się szybciej, niż gdy zaproponowałeś mi opowiedzenie mi o mojej babci! Chciałabym ją zobaczyć po odbudowie... choć to pewnie będzie trwało bardzo długo....
- Szybciej, niż myślisz... - odpowiedział, uśmiechając się szczerze do dziewczyny.
Nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Nie domyślałby się nawet, że ta skórzasta samica może być dla niego miła i chętna do pomocy, a on, że znowu będzie chciał się przed skórzastą samicą otworzyć. Może to on był taki naiwny? A może to ta dziewczyna coś w sobie ma? Może nawet to samo, co miała jej B.A.B.C.I.A. ?
Przez chwilę milczeli, patrząc się na siebie. Dla niego przebywanie wśród ludzi było już normalne, ale dla niej zetknięcie się z takimi istotami było wielkim szokiem. Bawił go jej wyraz twarzy - pomieszanie szoku i podziwu z dziecięcą ciekawością. Oczy miała niemal tak wielkie, jak reflektory BreakDowna. Wyglądała przeuroczo - jak drobne cybertrońskie zwierzątko, które oswoiło się z wielkim Transformerem. Nie spodziewał się takiego scenariusza ale może to i dobrze. Jeśli życie może go jeszcze czymś pozytywnym zaskoczyć na tej przedziwnej planecie, czemu miałby sobie odmówić przeżycia czegoś takiego? Do tej pory miał ludzi za robactwo. Może nie powinien oceniać wszystkich jedną miarą. Ale co jeśli znów ktoś go zrani? Czemu miałby jej zaufać? Czy tamta nie zachowywała się podobnie?
- Powinienem się zbierać - odezwał się po chwili - Megatron będzie mnie szukał.
- To twój szef?
- Można tak to ująć...
- Ale poczekaj chwilę, czy gdy spotkamy się kolejny raz... opowiesz mi coś o sobie, o tej waszej planecie? Mam tyle pytań, że nie wiem, od czego zacząć!
- Haha! Nie ma sprawy. Ale pod warunkiem, że należycie wykonasz swoją misję!
- Spoko! Jutro się za nią zabieram! Ale moja planeta ani Jack nie będzie w niebezpieczeństwie?
- Masz moje słowo, mała!
- W takim razie wszystko jasne!
Sama nie wiedziała, skąd się w niej wzięło tyle pozytywnej energii. Patrzyła na niego z podziwem, nie bojąc się już, była za to znacznie bardziej podekscytowana. Nie chciała nawet schodzić z jego dłoni. O dziwo, była nawet ciepła i wygodna. Nie miała ochoty go opuszczać. Był w końcu przybyszem z innej planety, takie spotkania nie zdarzają się zbyt często. A głupi Jack nie pochwalił się jej tym zaszczytem, wszystko przed nią ukrywał! Będzie miał za swoje.
Knock Out postawił ją delikatnie na ziemi. Dziewczyną lekko zachwiało, ale utrzymała równowagę. Stojąc mu u stóp i patrząc w górę, widziała jego wielkość w pełnej krasie. Miał chyba z 5 metrów!
- Duży jesteś... - powiedziała bardziej jakby do siebie, ale KO ją usłyszał.
- A ty maleńka! Łatwo was nie zauważyć i nadepnąć...
- Fakt...
- Muszę już lecieć. Dasz sobie radę, wierzę w ciebie!
- Heh, dzięki... Wiesz, dziś byłeś inny, nie byłeś tak wredny, jak ostatnio.
- Wtedy była inna sytuacja. Nie znaliśmy się i ty również nie byłaś dla mnie miła!
- Ej, a jak niby miałam, skoro mnie porwałeś?
- A jak niby ja miałem, jak próbowaliście się na mnie interfejsować?
Dziewczyna z oburzenia nabrała w usta powietrza. Miała właśnie sypnąć ciętą wiązanką, ale jakby coś ją zablokowało i nie wydała z siebie żadnego dźwięku, przez co wyglądała jedynie jak rozdymka.
Wypuściła po chwili powietrze, ze zdziwieniem, że czuła się tak swobodnie w towarzystwie tej maszyny. Zapomniała na chwilę, że nie rozmawia z człowiekiem. Rozbawiło ją to. Postanowiła jednak, że da upust emocjom, gdy się rozejdą. Choć w głębi duszy nie chciała się rozstawać, wiedziała, że muszą to zrobić, bo zaraz wybuchnie z nadmiaru emocji.
- Dobra mała, tym razem jadę naprawdę. - Powiedział Knock Out, transformując się w Astona Martina.
- Okej, nie zatrzymuję cię. W końcu musisz ratować swój świat i takie tam.
- Sama rozumiesz.
- W takim razie do zobaczenia w piątek, na wyścigu! I powodzenia!
- Do zobaczenia i wzajemnie! I nie mów o mnie nikomu! - odpowiedział KO, włączając silnik. Cichy pomruk odbił się od ścian magazynu, wprawiając je w wibracje. Strach było tu dłużej przebywać z obawy przed zawaleniem się budynku.
Gdy wyjechał z magazynu, Sierra wyjrzała za nim. Zobaczyła, jak tumany kurzu wzbiły się w powietrze jak przy małej burzy piaskowej. Zmrużyła oczy i dostrzegła na horyzoncie drugą parę świateł. Pewnie należały do BreakDowna. Gdy Knock Out dotarł do niego, przed nimi rozświetliła się ta sama zielona zorza, jak chwilę przed tym, zanim weszli do magazynu. Gdy zniknęli w świetle, a światło zgasło, Sierra przez chwilę jeszcze patrzyła się tępo, zastanawiając się, co się właśnie wydarzyło.
"Śniło mi się, czy nie?" - spytała samą siebie. Dla pewności popatrzyła na buty. Przed nimi, na piasku, były odciśnięte świeże ślady opon. Potem zajrzała do telefonu. Zdjęcie nadal tam było. Nie usunęła. On pewnie o nim zapomniał.
Patrzyła na to zdjęcie pełna zdumienia i podekscytowania. To jednak była najprawdziwsza prawda!
Zaczęła z radości skakać i tańczyć po magazynie, jak nienormalna. Miała ochotę krzyczeć. Śpiewała sobie pod nosem: "spotkałaś kosmitów! Prawdziwych kosmitów! I jeszcze przeżyłaś! I zdjęcie zrobiłaś! Trolololo!!" ****
Przy tym problemy życia codziennego to pikuś. Jak można w takiej sytuacji przejmować się fochem przyjaciółki, czy obrzydliwym zachowaniem jakiegoś debila z klasy? Blair i Vince w sekundę wylecieli jej z głowy. Nie miała ochoty psuć sobie nimi dnia. Szkoda nerwów i humoru, w końcu rozmawiała z kosmitą! A oni? A oni niech tam sobie żyją w swoim świecie, pełnym zgnilizny i przejmowania się pierdołami, takimi jak rodzaj piwa na imprezę czy kolor szminki nie pasujący do sukienki. Albo tym, że ten czy tamten dał jej kosza. Teraz to dla niej takie głupie, szare, prozaiczne. Nie rozumiała jednak tego - skoro Jack też znał kosmitów, czemu nie zrobił z tego sensacji, użytku, tylko pracuje w jakimś śmierdzącym barze za śmieszne pieniądze dając się Vince'owi pomiatać? Cóż, pizda zawsze będzie pizdą. Co ona w nim właściwie widziała?
I nagle przypomniało jej się, jak późna jest godzina. Na dworze było jeszcze widno, ale słońce schowało się za wzgórzami. Rodzice pewnie już dawno są w domu.
"Szlag!"
Wsiadła szybko na rower i popędziła w stronę miasta. Wspomnienie o kosmitach dodawało jej siły. Jechała 12 minut. Gdy dotarła już do domu, zostawiła rower na podjeździe i z impetem weszła do domu. Rodzice siedzieli w salonie, czekali na nią.
- Masz nam coś do powiedzenia? - zapytała podirytowana matka.
- Nie....
- A nieobecność na ostatniej lekcji? Zrobiłaś sobie wagary. Nauczycielka do nas zadzwoniła. Ogrodnik***** cię widział.
- Eh...
- Masz szlaban. Znowu. W weekend zostajesz w domu i nam pomagasz.
- W ten weekend?? Nie mogę!
- Owszem, możesz. A wiesz dlaczego? Bo masz nas słuchać. Kara musi być. Może w końcu nauczysz się obowiązkowości...
- Wy nic nie rozumiecie... - krzyknęła i pobiegła na górę do swojego pokoju.
Rzuciła się na łóżko. Znowu zaczęły lecieć jej łzy. "Czemu oni nie rozumieją, jak mi ciężko? Że to wcale nie było takie proste zostać z tymi debilami i znosić ich złośliwe uśmiechy. I jeszcze szlaban na wychodzenie. Ja muszę, MUSZĘ wyjść w piątek, spotkać się z Knock Outem. Powiedziałabym im, ale Knocky mi zabronił mówić o nim komukolwiek... Eh... czuję się jak między młotem, a kowadłem" - rozmyślała.
Dziewczyna odwróciła się na plecy i popatrzyła na sufit. Miała tam zamontowane światełka, delikatnie migające, niczym rozgwieżdżone niebo******. Ten motyw był dla niej teraz jeszcze piękniejszy niż wtedy, gdy włączyła go po raz pierwszy. Pamiętała moment, gdy podczas remontu poprosiła rodziców, by jej coś takiego zamontowali. Czuła, że to nie był przypadek, że te gwiazdy musiały być jej jakoś przeznaczone...
"Jeździec z gwiazd..." - pomyślała.
Patrzenie w te sztuczne gwiazdy zawsze ją relaksowało. Mogła w spokoju pomyśleć o niezwykłych postaciach, które dziś spotkała. Ale spokój nie trwał długo.
- Do lekcji! - rozległ się z salonu potężny głos ojca.
- Dobrze tato! - odpowiedziała Sierra, zrezygnowana, po czym wzięła się za odrabianie lekcji.
Jednak, gdy zajrzała do zeszytów, zamiast notatek i polecenia pracy domowej, zobaczyła same bazgroły na Blair i Vince'a a wśród nich były wyzwiska i wymyślne tortury.
-KURWA! - przeklnęła w duchu rudowłosa, uderzając ze zrezygnowaniem czołem o biurko.
--
Już kolejny rozdział! Ale jaja, udało się xD Chyba pół roku nic nie dodawałam xD A ten rozdział miał być jednym z ważniejszych xd
Fajnie się pisało ogólnie, nie wiedziałam jak poprowadzić fabułę z puntu A do C , bo nie miałam pomysłu na B. Ale jak zaczęłam pisać, pomysł sam się znalazł, dałam po prostu bohaterom wolną rękę. I jakoś poszło :) Czułam się tak, jakbym nie wymyślała tej historii, tylko spisywała wydarzenia, które już miały miejsce xD Ciekawe uczucie.
* xD
** Wiem, Pacific Rim powstał w 2013 roku, ale uznałam, że na potrzeby Opka trochę się pozagina czasoprzestrzeń, w końcu to fanfic, zabawa słowem te sprawy :) Wybaczycie?
*** Takie mniej więcej cuś
**** :D
https://youtu.be/v1PBptSDIh8
***** Nie wiem, czy w szkole w Jasper jest ogrodnik, czy w ogóle mają tam jakieś ogrody czy sam piach, ale nie zaszkodzi napisać, że jednak jest xd
****** Nie znalazłam idealnego, ale niech ten obraz trochę przybliży, jak to miało mniej więcej wyglądać:
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro