Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część pierwsza-> Zgubiona

Przez okno pewnej, osoby wpadały pierwsze promienie porannego słońca. Młodziutka dziewczyna od razu się przebudziła, gdy tylko te dotknęły jej ślicznej, bladoróżowej twarzyczki. Z nieskrywaną radością otworzyła swoje duże, błękitne oczy, by jak co dzień wesoło pójść do szkoły. W końcu nigdy nie miała problemów z nauką, a wręcz uwielbiała poszerzać swoją wiedzę. Biologia, chemia, matematyka czy historia nie sprawiały jej najmniejszego problemu, a wręcz to była dla niej przyjemność. Dzięki temu była najlepsze z całego swojego rocznika. I jak na każdego prawdziwego geniusza przystało szybko wstała z łóżka, by nie marnować cudownego dnia. Szybciutko umyła się i ubrała w swój ulubiony, czerwony sweterek i jasnoniebieskie, obcisłe dżinsy. Założyła drobniutkie kolczyki w kształcie serduszka z krwiście czerwoną cyrkonią w środku, a do tego naszyjnik z tego kompletu. Dostała je od swojego chrzestnego na święta i z dumą je nosiła zarówno na jakieś rodzinne spotkania, jak i na co dzień. Podeszła do dużego lustra, które było przyklejone do drzwi szafy i spojrzała na swoje odbicie. Tym razem postanowiła rozpuścić swoje loki, a na jednym z kosmyków grubych, kruczoczarnych włosów postanowiła zawiązać piękną, czerwoną wstążkę. Nie ma dnia żebym nie miała jej na sobie, zawsze jest albo we włosach, albo zawiązania na jej nadgarstku. Bez niej czuła się źle psychicznie, czuła się pozbawiona pewnej części siebie, czuła się samotna. Jest to jedyna pamiątka, jaka została jej po mamie. Owa kobieta zginęła w tragicznym pożarze, który wybuchł  w ich poprzednim domku na wsi. Podczas okresu świątecznego, kiedy to obie kobiety były same w domu, zapaliła się ich zbyt sucha choinka. Wszystko to przez małe zwarcie w światełkach, które były już bardzo stare, a mimo to dobrze się sprawowały. Będąc na końcu domu, niczego nie świadoma kobieta bawiła się ze swoją ośmioletnią wtedy córeczką lalkami. Niestety, kiedy się zorientowała co się dzieje, było już za późno. O wiele za późno. Bez wahania wzięła córkę na barana i wbiegła w ogień, chcąc ją uratować. Wiedziała, że poparzenia będą zbyt głębokie i rozległe, aby to przeżyła, jednakże życie Sary było w tym momencie dla niej najważniejsze. Każda matka zawsze postawi dobro swojego dziecka ponad swoje. Tak więc udało je się wybiec z domu, który po chwili dosłownie zawalił się. Nie ma się co dziwić, skoro była to stara, drewniana konstrukcja, która już od trzech lat wymagała gruntownej renowacji. Kobieta ostatkiem sił obejrzała małą Sarę, upewniają się czy nic jej nie jest, po czym dała jej swój telefon. Młoda od razu wiedziała, co powinna zrobić. Nie minęła więc chwila, a pogotowie już zostało wezwane. Matka patrząc na córkę, pociągnęła za czerwoną wstążkę, którą zawsze wiązała swoje długie, ciemne włosy i zawiązała ją córeczce na nadgarstku. Ogromny ból poparzonych kończyn i tułowia dawał jej się we znaki, ale mimo to ostatkiem sił udało jej się pocałować Sarę w czółko, a po chwili osunęła się na ziemię z coraz to płytszym oddechem. Mała Sara winiła siebie za taki obrót wydarzeń, co wyraźnie odbiło się na jej psychice. Na szczęście jej tata w porę zareagował i mimo że sam był załamany, pomagał córce. I tak oto oboje dzięki sobie wyszli na prostą po śmierci żony, matki. Symbolem tego wydarzenia i jednocześnie jedyną rzeczą, jaka jej po mamie została, to właśnie ta wstążka, która dziewczyna ma przy sobie dosłownie cały czas. Dzień i noc, bo dzięki temu czuje, że mama nad nią czuwa. Po wykonaniu porannych czynności i zabraniu spakowanego plecaka z pokoju Sara zeszła na dół do kuchni, w której czekał już jej tata. Jak zawsze elegancko ubrany adwokat szykował córce smaczne śniadanie. Jego włosy lśniły w porannym słońcu niemalże jak czyste złoto, co delikatnie kontrastowało z ciemniejszą karnacja i piwnymi oczami. Mężczyzna nie mógł sobie pozwolić na zapuszczony wygląd, to też jego broda zawsze była idealnie przycięta, a włosy ułożone. Sara weszła do kuchni na gotowe śniadanie, które przed chwilą położył na stole jej tata. Posłała mu ciepły uśmiech i zaczęła z apetytem zajadać jajecznicę i kanapki z szyneczką oraz zielonym ogórkiem, które jak zawsze smakowało wybornie. Mężczyzna nabył nie małej wprawy przez te sześć lata samodzielnego gotowania dla siebie i córki. Jak zawsze przy śniadaniu opowiadali sobie, co im się śniło i jakie mają ambitne plany na ten dzień. Kiedy na zegarze było dwadzieścia po siódmej musieli niestety skończyć rozmowę. Sara ubrała cienką kurteczkę, bo mimo wczesnej wiosny, to na dworze było całkiem ciepło i wyszła z domu, machając radośnie przy tym swojemu tacie. Spokojnie szła chodnikiem przez wieś, na której mieszkała i jak zawsze oglądała okolicę. Nie był ona taka sama jak poprzednia miejscowość, w której mieszkała, bo ta miała o wiele więcej kolorowych domów i było sporo różnorodnych drzew, od liściastych do iglastych. Teraz mieszkają w rodzinnych stronach taty, a nie jak poprzednio mamy. Właśnie przechodziła koło domu swojej babci, która już od rana pieliła chwasty w ogródku przed domem. Z uśmiechem na ustach przywitała się z nią, po czym poszła dalej, w stronę nowego przystanku autobusowego. Do gimnazjum miała jakieś dwanaście kilometrów, toteż cieszyła się, że jest coś takiego jak autobus szkolny, bo jej tata pracuje w miejscowości, która nie jest po drodze. Razem z nią jeździła jej najlepsza przyjaciółka Amelia. Była to brązowowłosa dziewczynka w wieku Sary, która nieprzerwanie uśmiechała się i śmiała. Dziewczyny spotkały się jak zawsze na przystanku i od razu zaczęły rozmawiać. Nigdy nie kończyły im się tematy, jak to przystało na dorastające kobiety. Chłopaki, kosmetyki, ubrania, ale też od czasu do czasu pojawiały się tematy naukowe. Amelia bardzo lubiła fizykę i jak na gimnazjum, to miała wiedzę w dużej mierze wykraczające poza podstawę programową. Dziewczyna opanowała już praktycznie całe rozszerzenie, które było na poziomie szkoły średniej i nadal jej było mało. Podobnie było z Sarą, tyle że jej wiedza nie ograniczała się tylko do fizyki. W końcu przyjechał niebieskobiały autobus szkolny i dziewczynki wsiadły do niego. Udało mi się zdążyć przed deszczem, który to zaczął padać sekundę po ich wejściu do autobusu. W milczeniu jechały dobre piętnaście minut. Oby dwie doskonale wiedziały, że muszą się wyciszyć przed nadchodzącym dniem szkolnym, zwłaszcza że czekały je dwa ciężkie sprawdziany. W końcu autobus zatrzymał się pod szkołą, a wszyscy uczniowie szybko wybiegli z niego i pobiegli w stronę szkoły. Nie ma się co dziwić, bo dłuższe postanie na dworze mogło grozić przemoknięciem do suchej nitki. Sara wraz z Amelią udały się do części gimnazjalnej, która znajdowała się po prawej stronie. Ich szkoła była naprawdę wielką placówką, bo był duży budynek dla podstawówki i mniejszy dla gimnazjum, a z przodu było również przedszkole. Poza budynkami do nauki, były również budynki poświęcone do ćwiczeń. Na tym terenie była duża hala sportowa, basen oraz sporych rozmiarów boisko. W następnych latach planują również przenieść tu miejscowe liceum, aby wszystko było w jednym miejscu. Dla uczniów będzie to bardzo wygodne, ponieważ licealiści nie mają nawet własnej sali gimnastycznej, przez co muszą tu przyjeżdżać na lekcje wychowania fizycznego. Dziewczyny ominęły salę gimnastyczną i szybko pobiegły do głównego wejścia, które było położone pośrodku budynku gimnazjalnego. Gdy tylko znalazły się pod dachem, poczuły jak bardzo ich buty zmokły. Dobrze, że i tak sprzątaczki każą wszystkim uczniom je zmieniać. Będąc już w budynku, przyjaciółki udały się do szatni, która była po ich lewej stronie. Na ich szatnię składał się osobny korytarz, w którym to było dwanaście sztuk drzwi, po jednej na każdą klasę. Razem z Amelią przeszły przez drzwi, nad którymi widniał napis: "Szatnia klasy 2C". Dziewczęta zdjęły swoje cienkie kurtki i powiesiły na wieszakach tuż obok siebie. Zaraz po tym usiadły i wyjęły z plecaków buty na zmianę. Sara uśmiechnęła się pod nosem widząc, że mają identyczne buty. Kto by pomyślał. Dziewczyna wiedziała, że pod małym oknem był grzejnik, więc zaproponowała swojej przyjaciółce, aby to pod nim zostawiły buty. W końcu muszą one jakoś wyschnąć. Powoli wyszły z szatni i nadal rozmawiając, udały się pod klasę matematyczną, która znajduje się na piętrze. Kiedy tylko Sara dostrzegła, kto już siedzi pod klasą, przymrużyła oczy. Był to on, przystojny brunet z ślicznymi włosami, które układały mu się w artystycznym nieładzie. Jak na ich wiek, to był wysportowany, a przez to i umięśniony. Generalnie to prawie że wszystkie dziewczyny z gimnazjum się w nim podkochiwały, nawet Amelia. Wszystkie oprócz czarnowłosej dziewczyny. Oni się nie przyjaźnili oni się nawet nie tolerowali. Obiektywnie uważała go za całkiem fajnego z wyglądu.. no właśnie, ale tylko z wyglądu. Chłopak miał do niej strasznie chamskie odzywki, bo w końcu w klasie jest uważana za pseudo kujonką. Jak gdyby nie patrzeć, to Sara była liderem kółka naukowego, które to po lekcjach eksperymentuje oraz buduje małe maszyny, a on był kapitanem szkolnej drużyny piłkarskiej. Całkowicie go ignorując, usiadła razem z przyjaciółką na parapecie i plotkowały aż do dzwonka. Nauczyciel od matematyki dzisiaj nadzwyczaj szybko przyszedł, przez co musiała przerwać ciekawą rozmowę. W błękitnej klasie usiadła w drugiej ławce w środkowym rzędzie, a tuż obok niej jak zawsze usiadła Amelia. Razem z zapałem zaczęły rozwiązywać zadania z działu powtórkowego, podczas gdy nauczyciel podawał klasie zagadnienia na sprawdzian. Nie musiała go słuchać, bo i tak nie mógł dać nic, co by wykraczało poza materiał. Po udanej lekcji matematyki, na której pochwaliła się wiedzą była fizyka. W ciszy oraz ogromnym skupieniu słuchała na temat ruchu dynamicznego, o którym widziała już całkiem sporo. Potem były dwie godziny języka polskiego, na którym to omawiali lekturę "Stary człowiek i morze" i Sarze się ona bardzo spodobała.  Stwierdziła, że musi ją sobie kupić i dołożyć do swojej biblioteczki. W głowie już wyobrażała sobie, jak kładzie ją między "Pamiętnikami wampirów", a "Cel snajpera". Do końca dnia szkolnego została jej już tylko wspaniała historia oraz plastyka, a potem do domku. Po tych lekcjach wyszła szczęśliwa ze szkoły i już zaczęła obmyślać, co będę mogła sobie spokojnie poczytać w domu. Pożegnała się z przyjaciółką szybkim przytulasem i ruszyła na przystanek naprzeciwko, z którego miał odjeżdżać jej autobus. Amelia mówiła, że jej ciocia ma dzisiaj urodziny i od razu po szkole jedzie do niej, więc nie mogły razem wracać. Z racji tego, że dzisiaj jest taka piękna pogoda, dziewczyna postanowiła że wysiądzie dwa przystanki szybciej i przejdzie się przez las na nogach. Pooddycha sobie przy okazji świeżym, leśnym powietrzem i zrelaksuję się. Niektórzy mogli by ją uznać za wariatkę, bo bardzo lubi spędzać czas w lesie i czytać książki, a tymczasem reszta woli patrzeć cały dzień w ekrany telefonów, ale no cóż.. to oni nie wiedzą, co tracą. Tak bliski kontakt z przyroda, leśne odgłosy, szum liści potrafi naprawdę wyciszyć człowieka i ona doskonale o tym wiedziała. Wiedząc, że przed nią była prosta droga bez rządnych kamieni czy dziur, zamknęła oczy i razem z delikatnym wiaterkiem ruszyła naprzód. Po przejściu parunastu metrów otworzyła oczy i akurat wychodziła z lasu. Do przejścia zostało jej dosłownie z dziesięć metrów niedawno co zrobionym chodnikiem. Po drodze zauważyła swoją ulubioną sąsiadkę, która akurat wieszała pranie, więc miło się z nią przywitała, po czym przeszła przez furtkę do swojego domu. Wchodząc po schodach na ganek, wyciągnęła klucze z kieszeni i otworzyła dom, który był o dziwo zamknięty. Może jej tata musiał zostać dzisiaj dłużej w pracy? Dziewczyna wzruszyła ramionami i z myślą o przygotowaniu obiadu, weszła do środka. Odłożyła plecak na jasne panele, a kurtkę powiesiła na wieszaczku tuż obok szafy. Szybko udała się do łazienki i dokładnie umyła ręce, które podczas marszu delikatnie jej się spociły, ponieważ na dworze zrobił się bardzo cieplutko. Następnie od razu udała się w stronę kuchni i zajrzała do lodówki. Jej oczom ukazał się metalowy garnek, w którym to był sosik mięsny z wczoraj. Sara od raz pomyślała, że jakby obrała kartofle i je ugotowała, to razem z tatą mieliby smaczny obiad. Szybciutko więc wyjęła średniej wielkości garnek i od razu postawiła go na gazie, włączając go. Następnie wyjęła mniejszy garnek, nóż i ziemniaki spod zlewu, po czym zaczęła je obierać. Szło jej to całkiem sprawnie, ale gdy obrała połowę ziemniaków, to zaczęły jej włosy przeszkadzać, więc musiała je związać. Opukała ręce i przejechała dłoniami po włosach, chcąc zdjąć rano zawiązaną wstążkę. Przejechała dłonią.. i nic. Panicznie rozejrzała się dookoła siebie, ale nigdzie jej nie zauważyła. Na twarzy Sary pojawił się strach, a w oczach przerażenie, bo przez nieuwagę mogła zgubić coś tak bardzo dla niej ważnego. Szybko przeszukała całe mieszkanie, a gdy niczego nie znalazła, to jak poparzona wybiegła z domu. Ponownie przeszła cała swoją drogę powrotną, ale nigdzie jej nie znalazła. Przejrzała dokładnie każdy krzak i kamień, który mijała, ale to jej w niczym nie pomogło. Z utraconą nadzieją ruszyła do domu, powoli stawiając jedną nogę za drugą. Dopiero w połowie drogi powrotnej przypomniała sobie, że zostawiła sos na gazie i niczym błyskawica pobiegła do domu. Jak burza weszła do środka, niechcący trzaskając przy tym drzwiami. Pędem pobiegła do kuchni, ale niestety już poznała po zapachu, że przypaliła cały gesty, mięsny sos. Wyłączyła gaz i całkowicie załamana brakiem jedynej pamiętali po mamie oraz beznadziejnym popołudniem usiadła na podłodze, opierając się o zamkniętą szafkę, po czym po prostu się rozpłakała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro