Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[...] a miłość spadnie z nieba.

Yuukiś nie czytaj tego ok xd jest totalnie beznadziejne 😂❤

🍅🐥🍅🐥🍅🐥🍅🐥🍅🐥🍅🐥🍅🐥

- Mogłem się domyślić, że nie przyjdą. To pewnie kolejny głupi żart z ich strony... - mruknął Antonio.

Stanął pod wielkim drzewem pełnym słodkich krwistoczerwonych kulek. Zerwał jedną, gdy niespodziewanie coś nieomal spadło z drzewa. Zawisło przed nim. Był to nie kto inny niż Gilbert. Zwisał z jednej gałęzi, tak, że jego głowa była na wysokości głowy hiszpana.

- Niespodzianka Tosiek! - Albinos uśmiechnął się tym swoim cwaniackim uśmiechem i zwrócił swój wzrok na usta latynosa stojącego niecały centymetr przed nim.

Antonio stał dalej i ani myślał drgnąć będąc dalej w szoku. Gilbert więc postanowił wykorzystać sytuację. Tym bardziej, że Francis postanowił poinformować go w ostatniej chwili o swojej randce z pewnym Anglikiem. Wiedział więc, że nie ma szans by ktoś nagle się tu pojawił.

Sprawnym ruchem złączył swoje usta z tymi należącymi do Hiszpana, który dalej stał jak słup (na który Yuukiś wpada xd ~dop. Aut.). Był to krótki, niewinny pocałunek. Gilbert odsunął się od przyjaciela i postanowił zejść na ziemię co jednak chyba nie do końca mu się udało. Zachwiał się na gałęzi i spadł z drzewa prosto na szatyna.

- Jak to mówią... "Stań pod czereśnią, a miłość spadnie z nieba". - uśmiechnął się głupio patrząc w oczy przyjaciela.

- N.. nikt tak nie mówi Gilb.. - Zauważył Hiszpan, który pomimo tego, że przywykł do niespodziewanych pocałunków i innego rodzaju czułości od strony Gilberta, które przecież nic nie znaczyły, nadal gdy ten go tylko dotykał w inny niż powinni przyjaciele sposób, rumienił się. - A teraz z łaski swojej ze mnie zejdź!

- Ja tak mówię. - stwierdził Albinos, delikatnie przesuwając się na towarzyszu. Co jak co, ale wygoda przede wszystkim!

- Więc... gdzie Fran? - zaindagował Antonio, na którego twarz powrócił radosny uśmiech.

Gilbert podniósł głowę i położył ją tak, że jego broda znajdowała się na obojczykach Hiszpana. Chwilę przyglądał się jego twarzy i zbierał myśli, które wcześniej skupione były na jego własnej cudownej osobie.

- Na randce z tym... no... zresztą nie ważne. - odpowiedział czerwonooki. I podniósł się, tak, że teraz siedział na biodrach Antoniego.

- Jest taka piękna pogoda! - Zauważył latynos.

- Acha.. - odpowiedział przyjaciel bawiąc się swoim małym, żółtym zwierzaczkiem. Pogoda w tym momencie mało go interesowała.

- Gilbuś~~~ - wyśpiewał dziecięcym tonem Tonio (taka gra słów xd ~dop. Aut.).

- Tak Tosiek? - zapytał Gilbert nawet na niego nie zerkając. Był zbyt zajęty swoim Gilbirdem.

- Możesz już ze mnie zejść..? - Hiszpan ze swoim radosnym uśmiechem próbował zrzucić albinosa, co mu się nie udawało.

- Ksesesesese~ - zaśmiał się czerwonooki, jakby to co właśnie powiedział Hiszpan było najwybitniejszym żartem, jaki tylko istnieje. - Nie.

Antonio westchnął zrezygnowany. Założył ręce za głowę i zaczął dalej podziwiać chowające się za horyzontem słońce.

- Jesteś taki piękny! I uroczy! I w ogóle kochany! - usłyszał głos Gilberta, a jego policzki przybrały kolor dojrzałych pomidorów.

- Um... - Hiszpan nie wiedział co ma odpowiedzieć. - Dziękuję Gilbi...

- Co!? - Albinos spojrzał na Antoniego, który już całkowicie zamienił się w pomidora. - Tosiek, kochanie... ja mówiłem o moim zaglibistym Gilbirdzie!

- Och... - powiedział tylko tępo latynos i uciekł wzrokiem od przyjaciela.

- No nie fochaj się!!! - zawołał Gilbert - Tosiek!! No ej! Przepraszam!!! Nie wiem za co, ale przepraszam! No proszę... - jęknął - Nie możesz się fochać na tak zaglibistą osobę jak ja... kocham cię, tylko się nie fochaj, ok?

Antonio wybuchnął niekontrolowanym śmiechem.
- Ale... j.. ja się nie focham Gilbert. - uspokoił się ze swojego poprzedniego napadu. - Kochasz mnie, mówisz?

- Ej! Nie! To się nie liczy! - Bronił się albinos.

- Więc F O C H - wyśpiewał Antonio.

- I widzisz co ja z nim mam... - westchnął Gilbert, rozmawiając ze swym niezawodnym przyjacielem. - Przynajmniej ty mnie nie zostawisz. Prawda?

Gilbirt zaćwierkał kilka razy po czym odleciał.

- A ja myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi! - zawołał za nim Gilbert podnosząc się z bioder Antoniego, co ten natychmiast wykorzystał i usiadł krzyżując nogi.

- Pfff~ nie to nie, tylko potem do mnie nie przylatuj jak będziesz głodny!! - Kontynuował czerwonooki mając nadzieję, że jego pierzasty przyjaciel jednak wróci.

Po kilku minutach westchnął z lekkim żalem i bezceremonialnie wparował Toniemu na kolana zagłębiając swoją głowę w zgięciu jego szyi.

- Tosiek~ - wymruczał jak jakiś kot przygryzając obojczyk chłopaka.

- Zo-osta-aw mni-ie-e Gi-il... - próbował wysłowić się Antonio odpychając od siebie przyjaciela.

- Oj, Tosiek... - westchnął albinos - Jakoś wcześniej ci to nie przeszkadzało...

- Ale teraz mam focha! - zawołał Antonio parodiując małe dziecko. Założył na siebie ręce i wydął policzki.

- Uroczo! - stwierdził Gilbert, po czym szybko dodał. - To co mam zrobić, żeby twój foch minął, a na twoją twarz powrócił uśmiech?

- NIC! - Latynos był wyjątkowo uparty.

Białowłosy wstał z ziemi, na którą upadł w wyniku nagłego humorku swojego przyjaciela, po czym puścił się pędem przez sad w tylko sobie znanym kierunku.

Szatynowi ani śniło się wstawać, by chociaż sprawdzić, gdzie tak pędzi ten narcyztyczny idiota. Oparł się plecami o pień drzewa i podziwiał krwisto czerwone niebo. Nie wiedział czemu, ale tak jakoś nagle naszła go ochota na pomidory.

Siedział tak jeszcze jakiś czas, gdy usłyszał kroki. Wiedział do kogo należą. To był Gilbert. Bo przecież nikt oprócz ich trójki tutaj nie chodzi, a Francis jest na randce z tym swoim... Anglikiem? Tak, właśnie. Anglikiem.

Postanowił więc jeszcze trochę poudawać obrażonego. Ciekawe czemu Gilbert zawsze się na to nabiera, myślał.

- Tosiek! - zawołał albinos wyskakując zza drzewa. - proszę cię, wstań.

Latynos nadal był obrażony więc postanowił zignorować proźbę przyjaciela, który nie przejął się tym zbytnio. Uklęknął tylko przed zielonookim i wyciągnął pudełeczko wielkości dłoni.

- Antonio. - Zaczął z teatralnym patosem czerwonooki. - Chciałbym, abyś wiedział... - Tonio spojrzał na niego z zaciekawieniem. - że nie chcę abyś się na mnie gniewał więc...

Gilbert otworzył pudełeczko skierowane w stronę Antoniego, któremu natychmiastowo poprawił się humor.

- Czy mi wybaczysz!? - Kontynuował białowłosy.

- Aj, Gilbi. Ty wiesz czego mi trzeba do życia. - stwierdził z wesołym uśmiechem Hiszpan. - Przecież już to zrobiłem. A TERAZ DAJ MI TEGO POMIDORA!

Latynos szybko odebrał swój przysmak z rąk przyjaciela.

- Kocham cię... - zaśmiał się Gilbert widząc reakcję chłopaka.

- A ja pomidory. - stwierdził z nieudawaną powagą Antonio.

🐥🍅🐥🍅🐥🍅🐥🍅🐥🍅🐥🍅🐥🍅

Specjalnie dla ciebie Yuuki888 gdyż wygrałaś xd

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro