25.Czy to moja prawdziwa historia?
Obudziłam się tym razem w moim pokoju. Wstałam z łóżka i spojrzałam na podłogę. Troche mnie zabolała głowa ale nie przejmowałam się tym. Wziełam z szafy czarną bluzke, białą spudnice do kolan i czerwone baleriny. Jeszcze chciałam zmienić opatrunek na moim brzuchu i na ramieniu więc wziełam jeszcze bandaże. Poszłam do łazienki i wykonałam poranną rutynę. Postanowiłam związać włosy w warkocz. Kiedy wziełam włosy do przodu zobaczyłam że kawałek białego pasemka od dołu zmienił się w czarny. Wiedziałam że to oznacza kilka dni góra tygodni na przybycie errorMoniki. Posmutniałam i związałam włosy w warkocz. Wyszłam z pokoju i poszłam do salonu. Usiadłam na kanapie i popatrzyłam w sufit. Myślałam jak można ją...mnie...?pokonać. Westchnełam i wstałam z kanapy. Skierowałam się w kierunku kuchni. Wziełam z lodówki mój ulubiony serek pitny i ją zamknełam. Poszłam do głównego pokoju i okazało się że już się wszyscy zbiegi w jedno miejsce. Przywitałam się z nimi i poszłam do mojego pokoju. Weszłam i wziełam łyk jogurtu. Usiadłam na krześle i postawiłam picie na biurku. Wyciągnełam kartki, złapałam ołówek i zaczełam rysować. po kilku nieudanych rysunkach w końcu wyszła mi całkiem ładna róża. Zaczełąm grzebać po kretki. Weszłą do pokoju Olivia i popatrzyła co narysowałam.
-Moge ci to pokolorować?- spytała z nadzieją dziewczyna. Wiedziałam że ona bardzo staranie koloruje moje rysunki więc się zgodziłam. Wyciągnełam piórnik z kretkami i podałam dziewczynie. Ona go wzieła i wyszła z pokoju. Ja wstchnełam i równiesz wyszłam z pokoju. Poszła do salonu i powiedziałam reszcie że idę się przejść. Oni tylko przytakneli i wrócili do swoich zajęć. poszłam jeszcze do pokoju żeby założyć getry. Wyszłam z willi i wyczarowałam skrzydła i poleciałam. Szybowałam przez chwile aż zobaczyłam całkiem wysoką góre. Postanowiłam tam polecieć. Wylondowałąm na szczycie i popatrzyłam przed siebie. Był z tego miejsca piękny widok na las. Przyglądałam się przez kilka minut. Poczułam że ktoś mnie obserwuje. Odwruciłam się i zobaczyłam mojego ojca zastępczego. Wstałam i się troche cofnełam.
-Czego ty chcesz?-spytałam troche przerażona. Kiedy mnie adoptowali on mnie bił.
-Chciałem cię znowu zobaczyć...-powiedział podchodząc do mnie.
-Nie...Ja ci nie wierze! Na pewno czegoś ode mnie!-powiedziałam zdenerwowana.
-Na prawde nie moge się spotkać z córką?-spytał rozkładając ręce.
-JA NIE JESTEM TWOJĄ CÓRKĄ!!-krzyknełam. Popatrzyłam na niego.
-Wiesz....możesz mnie choć ten jeden ras wysłuchać?-spytał z smutkiem na tważy. Kiwnełam twierdząco głową.
-Dobrze...więc tak...Mam zamiar opowiedzieć twoją historie to...może usiąć.-powiedział po czym usiadłam przed nim na trawie.- To od początku...kiedy ciebie poznaliśmy byłaś jeszcze dzidziusiem. Byliśmy przyjaciółmi twoich rodziców. Od początku było coś nie tak. Kiedy płakałaś to włosy ci się zmieniały na czarne. Zawsze tak było...W przeczkolu kiedy się denerwowałaś pojawiała się dziwna moc wokół ciebie. Wtedy zaczełaś dziwnie się zachowywać. Nocą nie spałaś a w dzień...szkoda gadać. Kiedy miałaś dziesięć lat...sama wiesz co się stało. Jak ciebie zaadoptowaliśmy to nie odzywałaś się do nas. Siedziałaś non stop w swoim pokoju a wychodziłaś jak byłaś głodna bo łazięke miałaś swoją. A kiedy zniknełaś...nie wiedzieliśmy co zrobić. Zgłaszaliśmy to nawet na policje ale nic nie znaleźli. Bardzo się o ciebie bałem młoda...-kiedy skończył nie wiedziałam co powiedzieć.
-Skąd moge wiedzieć że znowu nie kłamiesz?-spytałam patrząc na ziemie.
-Bo...eh...nie maż żadnych powodów żeby mi ufać ale musisz ten jeden raz.-powiedział łapiąc mnie za ręke. Popatrzyłam na niego. Wyrwałam swoją ręke z jego uścisku i wstałam. Poszłam kilka kroków dalej.
-Znowu to robisz. ZNOWU UDAJESZ NIEDOSTĘPNĄ!!- wykrzykną w moją strone.
-A TY!! ZNOWU ZACHOWUJESZ SIĘ JAKBYŚ BYŁ PIJANY!!-krzyknełam.
-Ja ci dam...-powiedział łapiąc mnie za nadgarstek.
-Wiedziałam...Tobie nie można ufać.-powiedziałam po czym zepchnoł mnie w przepaść.(tam był taki maluteńki no taki...100 metrowy klifeczek...)Wyciągnełam rękę ale on dał mi spaść. Spadałam głową na dół i zamkniętymi oczami. Kilka metrów przed udeżaniem w ziemie przekręciłam się i upadłam na nogi. Kiedy chciałam postawić krok poczułam ból w kostce. Chyba ją skręciłam. Usłyszałam że ktoś schodzi z góry. Padłam na ziemie żeby myślał że nie żyje. Miałam otwarte oczy żeby widzieć wszystko co zrobi. Podszedł do mnie...przyklenkną...wyciągnoł nóż. Bałam się. On mi tylko zamkną mi oczy. Wycelował i jego ręka zaczeła opadać. Usłyszałam tylko że ktoś idzie w naszą strone. Otwożyłam oczy i zobaczyłam mężczyzne wiszącego na drzewie a obok nie jest nie kto inny jak.....................moja kochana siostrzyczka.(już myśleliście że Slender co? Kto tak myślał niech napisze w komentarzach) Wstałam i popatrzyłam jej prosto w oczy. Do oczu wpłyneły łzy. Przytuliłam ją.
-Ja... mósze coś wam powiedzieć. Całej willi.- powiedziałam oddalając się od niej. Ona tylko przytakneła głową i pomogła mi wstać. Wziełam naleprzy kij w pobliżu i mogłam iść. Kiedy doszłuśmy do willi od razu tam weszłam i zwołam wszystkich do salonu.
-Już są wszyscy?-spytałam
-Slendera nie ma bo ma coś załatwić.-powiedział Maski.
-Ok później mu to przekaże.- powiedziałam-Dobra teraz do rzeczy. Niektóży z was dostaną kisiorki ode mnie. Każdy musi te osoby chronić bo to jedyny sposub żeby pokonać...mnie. Także poprosze tu Amelie,Sally,Helena,Rosse,Olivie,Jane,Bena i Dagmare.-oni podeszli do mnie. Wyciągnełam z półki pod telewizorem dziewięć wisiorków. Dałam każdemu który do nich pasował. Ben-konsola, Dagmara-klucz wiolinowy, ,Sally-misio,Rosse-kułko w kolorach jej żywiołów,Olivia-sowa,Jane-nóż,Helen-ołówek i najważniejszy Amelia-serce. Powiedziałam żeby na nie uważali.
-A kogo jest ostatni?-spytała Sally.
-To jest dla mnie...kiedy go założe dusza demona który we mnie siedzi przedostanie się do tego wisiorka co sprawi że będzie się kręcił...i że czasami będe się dziwnie zachowywać. Nie zwracajcie na to uwagi.- powiedziałam po czym założyłam wisiorek. Poczyłam ostry ból głowy który po chwili ustał. Popatrzyłam na wisiorek i zobaczyłam że zamiast białego kółka jest jng-jan(jak ktoś nie wie co to jest to tako znaczek japoński który oznacza połączenia dobra ze złem).
-Dobra teraz zostało mało czasu. Ostatnie pasemko jej znika i trzeba się nauczyć tego co ona wskaże.-powiedziała Amelia.
-Dobra ale to jutro ok?-spytałam wszystkich 'wybrańców'. Oni kiwneli twierdząco głową.
HEJA! Rozdziałek. Dobra mam komunikat dla
Powiedziała w komentażach że rozdział wcześniejszy jej się nie podobał bo tam był romans. Przepraszam ciebie ale jedna dziewczyna poprosiła mnie żeby było więcej takich scenek i mam zamiar spęnić jej proźbię. To tyle BAYO!!
[LIVE END]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro