Złe wieści
Nie miałam pojęcia, że tata był w garażu i akurat jak zemdlałam pojawił się w domu. Ocknęłam się więc na jego kolanach, a on rozmawiał z kimś przez telefon.
-Już odzyskała przytomność - powiedział z ulgą. - Mam ją przywieść na oddział? - nasłuchiwał odpowiedzi, a ja nawet nie miałam siły, żeby podsłuchiwać. -Dobrze, będę czekał, dziękuję - powiedział i się rozłączył.
-Tato? - zaczęłam zachrypniętym głosem.
-Cichutko - głaskał mnie po głowie. Wziął mnie na ręce i zaniósł do salonu, położył na kanapie, uchylił okno i kazał odpoczywać.
Po kilku minutach ktoś zadzwonił do drzwi, tata wyszedł i wrócił z panią Olą. Byłam prze szczęśliwa...
-Cześć Izo - przywitała się ze mną. - Mówiłam, że niedługo znów się spotkamy. Jak się czujesz?
-Normalnie - odparłam.
-Gdy wróciłem leżała już na podłodze, nie mam pojęcia przez jak długi czas była nieprzytomna - zaczął mój tata. - Myślałem, że znowu jest wszystko w porządku.
-Jak twoja dieta? - zapytała blondynka i usiadła na kanapie obok mnie.
-Nie jestem na diecie - warknęłam.
-Za to ja jestem tu, żeby ci pomóc. Czy ci się to podoba czy nie. I ci pomogę! - uścisnęła moją dłoń, potem wstała i podeszła do mojego taty.
-Dam panu namiary na klinikę, Iza powinna tam spędzić dwa, trzy tygodnie. To na początku może pomóc. Może być to dla niej trochę niekorzystne, bo jeszcze nie ma wakacji, a tutaj trzeba poprawiać jakieś oceny i tym podobne, ale z tego co wiem, można załatwić lekcje indywidualne. Zadzwonię do tego ośrodka i Iza mogłabym już od poniedziałku zacząć, chyba, że jej stan się pogorszy, no to nieco to przyspieszymy.
-Myślę, że do poniedziałku damy radę - odparł tata. - Czy ten ośrodek jest skuteczny?
O jakim oni ośrodku pierdolą? Chyba dla bezdomnych. I to jeszcze zwierząt.
-Powiem szczerze, że nie chwali się dobrą sławą, ale jest naprawdę skuteczny. Były tam moje 4 pacjentki jeśli chodzi o anoreksję i dzisiaj 3 z nich są zdrowe.
-A co się stało z tą jedną?
-Umarła - odparła oschle kobieta. - Po powrocie z ośrodka było lepiej, ale później jej stan się pogorszył i pół roku później nie mogliśmy już jej uratować. Jej organizm był naprawdę słaby.
-Przykro mi - powiedział tata przerażony. - Oczywiście, gdyby pani mogła zadzwonić, to ja się zgadzam.
-Tato, o czym ty mówisz? - odezwałam się w końcu.
-Od poniedziałku będziesz mieszkać w ośrodku terapeutycznym. Zostaniesz tam dwa albo trzy tygodnie. Wreszcie się wyleczysz.
-Tato, nawet sobie tak nie żartuj! - podniosłam się i natychmiast tego pożałowałam, bo przed oczami znowu pojawiły mi się te cholerne plamy. Oparłam się szybko o kanapę i zaczęłam oddychać.
-Wszystko w porządku? - doskoczyła do mnie lekarka.
-Tak - oparłam.
-Nie mam innego wyjścia córeczko - szepnął tata.
Później pani Ola dzwoniła, załatwiała, omawiała wszystko z tatą, aż ja już miałam tego dosyć, więc zebrałam się do swojego pokoju. Chciało mi się płakać. Wyjęłam z torebki telefon i chciał napisać coś do Patrycji, albo po prostu do niej zadzwonić, ale ktoś zapukał do moich drzwi.
-Proszę - odparłam i zablokowałam telefon.
-Cześć - wszedł niepewnie Mateusz. - Rozmawiałem z twoim tatą. - zamknął za sobą drzwi i usiadł u mnie na łóżku.
-I co? - odparłam sucho.
-Powiedział mi o ośrodku - Mateusz zaczął bawić się palcami. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Stałam jak wryta i milczałam.
On wstał i podszedł do mnie. Objął mnie i wtedy coś we mnie pękło. Zaczęłam płakać. Ryczeć jak małe dziecko. Mateusz mocniej zamknął mnie w uścisku i powoli gładził moje plecy.
-Izka, będzie dobrze! - mówił. - Wyjdziesz z tego! - odsunął mnie od siebie i zmusił do spojrzenia w oczy. - Obiecuje! - szepnął.
Rozsiedliśmy się na łóżku, Mateusz cały czas mnie głaskał, poprawiał mi włosy i całował co chwilę w czoło. Ja płakałam już coraz mniej. Aż w końcu zasnęłam.
-Nawet tak nie żartuj! - poprosiła moja przyjaciółka. Usiadłam przy stoliku w szkolnej stołówce.
-Chciałabym żartować - mruknęłam. - Mam nadzieję, że uda mi się przekonać tatę, żebym jednak została.
-Nie to, że coś, ale... A nie mówiłam! Od początku ci powtarzałam, że ta dieta to durny pomysł.
-Serio, teraz będziesz mi to wypominała?! - byłam poirytowana.
-Kotku, ja to czułam, wiedziałam, że tak będzie. Mam tylko teraz wyrzuty sumienia.
-A to niby dlaczego?
-Bo cię nie powstrzymałam. Myślałam tylko o sobie i Pawle. Jestem beznadziejną przyjaciółką!
-Och, już się nad sobą nie użalaj! - zganiłam ją. - Jak ci się układa z Pawełkiem?
-Dobrze - jej kąciki ust powędrowały lekko w górę. - Bardzo dobrze. A tobie z Mateuszkiem?
-Też dobrze - odparłam bez entuzjazmu.
-Nie wyglądasz na szczęśliwą.
-Jak mam być szczęśliwa wiedząc, że za tydzień będę w jakiejś obskurnej klinice razem z ćpunami i samobójcami?
-Nabierzesz doświadczenia, poznasz kilka fajnych osób! - szukała pozytywów Patrycja. -Jak ja bez ciebie tu wytrzymam! Od kogo będę ściągać na historii?
Nie odpowiedziałam, bo powoli schodziłam do swojego świata. Nie wierzyłam, mam serio spać i żyć w jakimś beznadziejnym ośrodku dla ćpunów, alkoholików i samobójców. OŚRODEK TERAPEUTYCZNY DLA TRUDNEJ MŁODZIEŻY. Jak to powiedziała pani Ola. PANI OLA. Nienawidzę jej! Czy ona musi być tak irytująca?
-Ej, będę mogła cię tam odwiedzać? - wyrwała mnie z zamyślenia moja przyjaciółka.
-Chyba tak - wzruszyłam ramionami.
-Przecież jak ty tam beze mnie wytrzymasz?! - udawała zatroskaną.
-Nie wiem - zachichotałam. Nie miałam pojęcia jak tam wytrzymam bez niej, bez Mateusza, Pawła czy chociażby Arka. I bez Weroniki, której już nie zobaczę przez jakieś następne trzy miesiące.
-A słyszałaś, że Weronika wyjeżdża? - jakby czytała w moich myślach. Upiłam łyk soku i pokiwałam głową. - Beznadziejna sprawa! Ciekawe czy Arek wie, ale znając życie, za niedługo się dowie.
-No, jestem ciekawa jak zareaguję.
-Reakcja reakcją. Jestem ciekawa jak zacznie się zachowywać po jej wyjeździe.
-Normalnie, a jak ma się zachowywać?
-Och proszę cię, przecież od razu zacznie sobie szukać jakiegoś zastępstwa.
-Wątpię, ta cała sytuacja z Weroniką sporo na niego wpłynęła.
-Uhm - Patrycja pokręciła niedowierzająca głową. - Przecież to Arek. Te wszystkie podejścia to gierki. Może i rzeczywiście ją kocha, ale nie oszukujmy się, kiedy Weronika zniknie z horyzontu wróci do dawnego trybu życia, bo dojdzie do wniosku, że i tak już nic więcej nie wskóra. Logika faceta. Nic więcej.
-Serio tak uważasz?
-Taka jest prawda kochanie!
Zaczęło do mnie docierać, że Patrycja może rzeczywiście mieć rację. Arek się podda i znowu stanie się sobą. Starym Arkiem podrywaczem.
-Mam pomysł! Weronika mówiła, że robi pożegnalnego grilla w piątek. Też będziemy ciebie żegnać! - powiedziała zachwycona.
-Wyglądasz tak jakbyś się cieszyła, że wyjeżdżam do tego ośrodka.
-Bo się cieszę! - Patrycja uścisnęła moją dłoń. - Cieszę się, że wreszcie będziesz zdrowa!
Ale ja nie mam pojęcia, czy się z tego cieszę....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro