Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Złe wieści

Nie miałam pojęcia, że tata był w garażu i akurat jak zemdlałam pojawił się w domu. Ocknęłam się więc na jego kolanach, a on rozmawiał z kimś przez telefon.

-Już odzyskała przytomność - powiedział z ulgą. - Mam ją przywieść na oddział? - nasłuchiwał odpowiedzi, a ja nawet nie miałam siły, żeby podsłuchiwać. -Dobrze, będę czekał, dziękuję - powiedział i się rozłączył.

-Tato? - zaczęłam zachrypniętym głosem.

-Cichutko - głaskał mnie po głowie. Wziął mnie na ręce i zaniósł do salonu, położył na kanapie, uchylił okno i kazał odpoczywać.

Po kilku minutach ktoś zadzwonił do drzwi, tata wyszedł i wrócił z panią Olą. Byłam prze szczęśliwa...

-Cześć Izo - przywitała się ze mną. - Mówiłam, że niedługo znów się spotkamy. Jak się czujesz?

-Normalnie - odparłam.

-Gdy wróciłem leżała już na podłodze, nie mam pojęcia przez jak długi czas była nieprzytomna - zaczął mój tata. - Myślałem, że znowu jest wszystko w porządku.

-Jak twoja dieta? - zapytała blondynka i usiadła na kanapie obok mnie.

-Nie jestem na diecie - warknęłam.

-Za to ja jestem tu, żeby ci pomóc. Czy ci się to podoba czy nie. I ci pomogę! - uścisnęła moją dłoń, potem wstała i podeszła do mojego taty.

-Dam panu namiary na klinikę, Iza powinna tam spędzić dwa, trzy tygodnie. To na początku może pomóc. Może być to dla niej trochę niekorzystne, bo jeszcze nie ma wakacji, a tutaj trzeba poprawiać jakieś oceny i tym podobne, ale z tego co wiem, można załatwić lekcje indywidualne. Zadzwonię do tego ośrodka i Iza mogłabym już od poniedziałku zacząć, chyba, że jej stan się pogorszy, no to nieco to przyspieszymy.

-Myślę, że do poniedziałku damy radę - odparł tata. - Czy ten ośrodek jest skuteczny?

O jakim oni ośrodku pierdolą? Chyba dla bezdomnych. I to jeszcze zwierząt.

-Powiem szczerze, że nie chwali się dobrą sławą, ale jest naprawdę skuteczny. Były tam moje 4 pacjentki jeśli chodzi o anoreksję i dzisiaj 3 z nich są zdrowe.

-A co się stało z tą jedną?

-Umarła - odparła oschle kobieta. - Po powrocie z ośrodka było lepiej, ale później jej stan się pogorszył i pół roku później nie mogliśmy już jej uratować. Jej organizm był naprawdę słaby.

-Przykro mi - powiedział tata przerażony. - Oczywiście, gdyby pani mogła zadzwonić, to ja się zgadzam.

-Tato, o czym ty mówisz? - odezwałam się w końcu.

-Od poniedziałku będziesz mieszkać w ośrodku terapeutycznym. Zostaniesz tam dwa albo trzy tygodnie. Wreszcie się wyleczysz.

-Tato, nawet sobie tak nie żartuj! - podniosłam się i natychmiast tego pożałowałam, bo przed oczami znowu pojawiły mi się te cholerne plamy. Oparłam się szybko o kanapę i zaczęłam oddychać.

-Wszystko w porządku? - doskoczyła do mnie lekarka.

-Tak - oparłam.

-Nie mam innego wyjścia córeczko - szepnął tata.

Później pani Ola dzwoniła, załatwiała, omawiała wszystko z tatą, aż ja już miałam tego dosyć, więc zebrałam się do swojego pokoju. Chciało mi się płakać. Wyjęłam z torebki telefon i chciał napisać coś do Patrycji, albo po prostu do niej zadzwonić, ale ktoś zapukał do moich drzwi.

-Proszę - odparłam i zablokowałam telefon.

-Cześć - wszedł niepewnie Mateusz. - Rozmawiałem z twoim tatą. - zamknął za sobą drzwi i usiadł u mnie na łóżku.

-I co? - odparłam sucho.

-Powiedział mi o ośrodku - Mateusz zaczął bawić się palcami. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Stałam jak wryta i milczałam.

On wstał i podszedł do mnie. Objął mnie i wtedy coś we mnie pękło. Zaczęłam płakać. Ryczeć jak małe dziecko. Mateusz mocniej zamknął mnie w uścisku i powoli gładził moje plecy.

-Izka, będzie dobrze! - mówił. - Wyjdziesz z tego! - odsunął mnie od siebie i zmusił do spojrzenia w oczy. - Obiecuje! - szepnął.

Rozsiedliśmy się na łóżku, Mateusz cały czas mnie głaskał, poprawiał mi włosy i całował co chwilę w czoło. Ja płakałam już coraz mniej. Aż w końcu zasnęłam.


-Nawet tak nie żartuj! - poprosiła moja przyjaciółka. Usiadłam przy stoliku w szkolnej stołówce.

-Chciałabym żartować - mruknęłam. - Mam nadzieję, że uda mi się przekonać tatę, żebym jednak została.

-Nie to, że coś, ale... A nie mówiłam! Od początku ci powtarzałam, że ta dieta to durny pomysł.

-Serio, teraz będziesz mi to wypominała?! - byłam poirytowana.

-Kotku, ja to czułam, wiedziałam, że tak będzie. Mam tylko teraz wyrzuty sumienia.

-A to niby dlaczego?

-Bo cię nie powstrzymałam. Myślałam tylko o sobie i Pawle. Jestem beznadziejną przyjaciółką!

-Och, już się nad sobą nie użalaj! - zganiłam ją. - Jak ci się układa z Pawełkiem?

-Dobrze - jej kąciki ust powędrowały lekko w górę. - Bardzo dobrze. A tobie z Mateuszkiem?

-Też dobrze - odparłam bez entuzjazmu.

-Nie wyglądasz na szczęśliwą.

-Jak mam być szczęśliwa wiedząc, że za tydzień będę w jakiejś obskurnej klinice razem z ćpunami i samobójcami?

-Nabierzesz doświadczenia, poznasz kilka fajnych osób! - szukała pozytywów Patrycja. -Jak ja bez ciebie tu wytrzymam! Od kogo będę ściągać na historii?

Nie odpowiedziałam, bo powoli schodziłam do swojego świata. Nie wierzyłam, mam serio spać i żyć w jakimś beznadziejnym ośrodku dla ćpunów, alkoholików i samobójców. OŚRODEK TERAPEUTYCZNY DLA TRUDNEJ MŁODZIEŻY. Jak to powiedziała pani Ola. PANI OLA. Nienawidzę jej! Czy ona musi być tak irytująca?

-Ej, będę mogła cię tam odwiedzać? - wyrwała mnie z zamyślenia moja przyjaciółka.

-Chyba tak - wzruszyłam ramionami.

-Przecież jak ty tam beze mnie wytrzymasz?! - udawała zatroskaną.

-Nie wiem - zachichotałam. Nie miałam pojęcia jak tam wytrzymam bez niej, bez Mateusza, Pawła czy chociażby Arka. I bez Weroniki, której już nie zobaczę przez jakieś następne trzy miesiące.

-A słyszałaś, że Weronika wyjeżdża? - jakby czytała w moich myślach. Upiłam łyk soku i pokiwałam głową. - Beznadziejna sprawa! Ciekawe czy Arek wie, ale znając życie, za niedługo się dowie.

-No, jestem ciekawa jak zareaguję.

-Reakcja reakcją. Jestem ciekawa jak zacznie się zachowywać po jej wyjeździe.

-Normalnie, a jak ma się zachowywać?

-Och proszę cię, przecież od razu zacznie sobie szukać jakiegoś zastępstwa.

-Wątpię, ta cała sytuacja z Weroniką sporo na niego wpłynęła.

-Uhm - Patrycja pokręciła niedowierzająca głową. - Przecież to Arek. Te wszystkie podejścia to gierki. Może i rzeczywiście ją kocha, ale nie oszukujmy się, kiedy Weronika zniknie z horyzontu wróci do dawnego trybu życia, bo dojdzie do wniosku, że i tak już nic więcej nie wskóra. Logika faceta. Nic więcej.

-Serio tak uważasz?

-Taka jest prawda kochanie!

Zaczęło do mnie docierać, że Patrycja może rzeczywiście mieć rację. Arek się podda i znowu stanie się sobą. Starym Arkiem podrywaczem.

-Mam pomysł! Weronika mówiła, że robi pożegnalnego grilla w piątek. Też będziemy ciebie żegnać! - powiedziała zachwycona.

-Wyglądasz tak jakbyś się cieszyła, że wyjeżdżam do tego ośrodka.

-Bo się cieszę! - Patrycja uścisnęła moją dłoń. - Cieszę się, że wreszcie będziesz zdrowa!

Ale ja nie mam pojęcia, czy się z tego cieszę....



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: