Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zmiany

W piątek rzeczywiście Weronika zrobiła pożegnalnego grilla. Więc o godzinie 18 byłyśmy z Patrycją już u Wery i szykowałyśmy przysmaki na wieczór.

-Zaprosiłaś Arka? - zapytała Patrycja.

-No dzisiaj rano - odpowiedziała wymijająco Weronika.

-Ej, coś ukrywasz przed nami! - zauważyła moja przyjaciółka.

Weronika schowała twarz w lodówce i udawała, że zawzięcie czegoś szuka.

-Weronika! - upomniałam ją. Zamknęła szybko lodówkę i spojrzała na nas.

-Nie zamierzałam mówić mu z jakiej okazji ten grill, chociaż doskonale wiedziałam, że jak przyjdzie, to się dowie. Ale Paweł się wygadał i Arek zrobił mi wielką awanturę.

-Co powiedział? - Patrycja przestała kroić warzywa na sałatkę.

-Że nie chcę żebym wyjechała, że sobie nie wyobraża życia beze mnie, i wiele innych kitów, w które nie wierzę.

-Myślę, że mówił prawdę! - powiedziałam.

-Proszę cię, Izka, do cholery, nie wierzę mu już w nic. Poza tym, to oczywiste, że lepiej mu będzie jak wyjadę. I mnie też będzie lepiej.

-Ale przemyślałaś dobrze tą decyzję? - zapytałam. - Wiesz, że gdy już wrócisz do Polski, możliwe, że nie będziesz mogła wrócić do Arka?

Weronika utkwiła wzrok w podłodze, ale po chwili spojrzała na nas i posłała nam delikatny uśmiech, ale doskonale widziałyśmy, że powoli do jej oczu nabierają się łzy.

-Wiecie, to nie ja to schrzaniłam. I myślę, że gdyby on naprawdę mnie kochał, nigdy by nie odwalał takich numerów - łza spłynęła po jej policzku, a my obie rzuciłyśmy się w jej stronę, żeby ją przytulić.

-Werka - Pata głaskała ją po ramieniu. Odezwał się dzwonek do drzwi.

-Otworzę - powiedziałam, a Weronika natychmiast zaczęła się ogarniać.

W drzwiach ujrzałam Mateusza. Uśmiechnął się szeroko na mój widok.

-Cześć piękna - gdy tylko przekroczył próg, ujął mój podbródek i złożył na ustach delikatny pocałunek.

-Jezu, człowieku, panuj nad sobą! - zawył mój brat, który nas minął i ruszył w stronę kuchni.

-A daj mu spokój! Zakochał się, a to cudowna rzecz! - obronił go Arek i puścił mi oczko.

-Ej stop! - zawołałam przerażona widząc Arka. - Co wy tak wcześniej robicie?

-Przywieźliśmy alko! - odpowiedział Paweł i spojrzał na mnie jak na debilkę.

-Ale my... - zaczęłam, bo nie chciałam, żeby Arek ujrzał Weronikę rozmazaną, ale ta wyszła z kuchni ze łzami w oczach.

-Izka, dokończ tą cebulę, proszę! - poprosiła mnie, a ja odetchnęłam z ulgą i pochwaliłam dziewczyny za spryt.

-Ja ci mogę pomóc z tą cebulą - wyrwał się Arek. - Mogłaś poczekać na mnie, a nie niepotrzebnie płakałaś!

Weronika przełknęła głośno ślinę, ale zignorowała uwagę Arka i zapytała Pawła:

-Jak tam z alkoholem? Co kupiliście?

-Oj stara, nie chcesz wiedzieć co - posłał jej tajemniczy uśmiech Paweł.

-A ty to chyba nie pijesz, bo przecież jesteś samochodem - zauważyłam.

-Nie jestem samochodem, tylko człowiekiem, to po pierwsze - odpowiedział mój brat, a wszyscy wybuchnęli śmiechem. - A po drugie, tata po nas przyjedzie, bo teraz przywiózł nas tata Mateusza.

-Czyli twój teściu - poklepał mnie po plecach Arek.

-Ogarnij się! - ofuknęłam go i poszłam do kuchni kroić tą nieszczęsną cebulę.

Gdy chłopaki poprzynosili wszystkie rzeczy z auta, czyli węgiel do grilla, alkohol i soki, to tata Mateusza sobie pojechał, a my miałyśmy już wszystko przygotowane. Chłopaki puścili jakąś muzykę, a my rozsiedliśmy się w altance za domem.

Weronika zaczęła rozpalać grilla, niestety jej to nie szło, do pomocy wyrwał się Arek i wtedy się zaczęło. Arek wysypał więcej węgla, wrzucił kilka stron starej gazety, rozdarł rozpałkę i polał trochę rozpałki w płynie. Po chwili odpalił to wszystko i powstał ogień. Grill został rozpalony.

-Mówiłem ci od początku, że to zrobię - powiedział i posłał jej szeroki uśmiech.

-Poradziłabym sobie - mruknęła Weronika.

-Ale po co miałaś się męczyć, skoro zrobiłbym to za ciebie.

Weronika tylko spojrzała na niego z politowanie, po czym powiedziała do nas:

-Idę do domu po jakiś sweterek.

-Czekaj, dam ci moją bluzę! - chłopak rzucił się po swoją bluzę, ale ona już nie wytrzymała.

-Arek! - wrzasnęła. - Teraz to już chyba kurwa za późno na pełne troski gesty!

Nagle zapadła przerażająca cisza, Arek stanął jak otępiały, ale szybko odzyskał świadomość i zaczął działać.

-Wiem, że schrzaniłem! Spierdoliłem to! - Arek stanął obok niej na tyle blisko, że dzieliły ich milimetry. - Nigdy sobie tego nie wybaczę. Weronika, musisz mi uwierzyć, że kocham cię najbardziej na świecie i naprawdę, błagam, nie wyjeżdżaj!

Weronika spojrzała na niego, widziałam, że jej oczy robią się szkliste, ale była nieugięta.

-Za chwilę przyjdę, idę po sweter - poinformowała i zniknęła w domu.

-No kurwa, na co czekasz, debilu?! Leć do niej! - rozkazał Mateusz, a Arek od razu poleciał w stronę budynku.

-No to koniec zabawy - mruknął Paweł, gdy oboje zniknęli z punktu widzenia.

-Nie przesadzaj, może jeszcze się pogodzą - odezwała się Patrycja.

-Arek się zmienił - powiedział Mateusz. - Bardzo się stara i nie zachowuję się tak jak przedtem. Przestał się rozglądać za dziewczynami.

-W sumie racja! - poparł go mój brat. - Przecież po rozstaniu z Werką pisało do niego mnóstwo dziewczyn, a on z ani jedną się nie spotkał i chyba w ogóle odpisuję im tylko z grzeczności.

-Z grzeczności - wybuchnęłyśmy z Patrycją śmiechem. - Wy jesteście nienormalni - powiedziała moja przyjaciółka.

-Przecież to u nich normalne. Wystarczy, że przestanie spotykać się z innymi i już jest cudownie zmieniony - stwierdziłam.

-Ale dziewczyny, chyba wszyscy wiemy, że on ją kocha! - Mateusz spojrzał na nas. - Był głupi, fakt. Chciał się zabawić, ale to był cały on. Wieczny podrywacz i imprezowicz. Kiedy Weronika zaczęła to akceptować, to pomyślał, że wszystko może i sobie pozwalał na zbyt dużo. Ale decyzja o wyjeździe jest chyba zbyt pochopna.

-Ja myślę, że dobrze robi - odparłam po chwili zamyślenia. - Tak jej będzie łatwiej, a Arek też trochę ochłonie i oboje nabiorą dystansu do tej sprawy.

Chłopaki już nie zdążyli powiedzieć co o tym myślą, bo z domu wyszła Weronika i usiadła obok nas. Po Arku nie było śladu. Dopiero po kilku minutach Mateusz się zaśmiał:

-Zabiłaś go, że tyle go nie ma?

-Poszedł do domu - odparła Weronika z obojętną mimiką twarzy, chociaż doskonale wiedziałam, że wcale nie jest obojętna.


W poniedziałek o 10 musiałam się stawić w tym zasranym ośrodku. Cały weekend spędziłam z Mateuszem, Weroniką, Patrycją i Pawłem. Weronika wylatywała dzisiaj w nocy, więc pewnie teraz już jest w Londynie. Obiecałyśmy sobie, że będziemy pisać i rozmawiać przez skype. Bez przesady, żyjemy w XXI wieku, jest przecież facebook.!

Z Mateuszem dużo spędziliśmy czasu sami. Muszę przyznać, że będzie mi go brakowało, chociaż obiecał, że będzie mnie odwiedzał codziennie.

Tato zaparkował auto na parkinu ośrodka, wysiadł i zostawiając bagaże w samochodzie, ruszyliśmy w stronę budynku. Weszliśmy do wielkiego holu, które było obskurne i zaniedbane. Podłoga była brudna, fotele w poczekalni podrapane, a za wielkim, przepełnionym papierami biurkiem siedziała starsza, otyła, siwa pani.

-Dzień dobry - przedstawił się mój tato. Kobieta spojrzała na niego spod byka i mruknęła.

-Co?

-Moja córka miała dzisiaj się zgłosić.

-Nazwisko!

-Kania. Izabela Kania.

-Okej. Zaraz!

Razem z tatą odeszliśmy na bok i czekaliśmy, aż łaskawa pani wykona jakiś telefon, powiadomi, że Kania się zgłosiła i poprosi, żeby ktoś się mną zajął. Po kilku minutach przyszła kobieta licząca z 40 lat, posłała nam uśmiech i przedstawiła się.

-Dzień dobry, Marlena Końska, jestem tu pielęgniarką. Zapraszam, zaprowadzę cię do twojego pokoju.

-To ja może pójdę po rzeczy? - zaproponował tata.

-Oczywiście, zaczekamy na pana.

Gdy tata już wrócił z moją torbą ruszyliśmy za tą sympatyczną pielęgniarką.

-Pierwszy w raz w ośrodku terapeutycznym? - zapytała kobieta.

-Tak - odparłam.

-Od kiedy chorujesz?

-Nie choruję! - sprostowałam.

-Od jakiegoś miesiąca - odpowiedział za mnie tata, a ja przewróciłam mimowolnie oczami.

Kiedy skręcaliśmy wpadł na mnie jakiś chłopak.

-Daniel, mówiłam ci tyle razy, uważaj na innych! - skarciła go pielęgniarka już nie takim miłym głosikiem, którym się do mnie zwracała.

-Sorry - posłał mi delikatny uśmiech i zamrugał oczami, a ja nie za bardzo rozumiałam tej całej sytuacji.

W końcu dotarliśmy do sali numer 2047, kobieta otworzyła drzwi i ukazał się przed moimi oczami szary, prawie wcale nie umeblowany pokój.

-To twój pokój - poinformowała. - Twoją lokatorką jest Kinga Dworska, też dziewczyna, która choruję na anoreksję. Teraz jej nie ma, jest na terapii, ale za niedługo powinna kończyć. Rozgość się, a ja przyjdę po ciebie za godzinę i oprowadzę cię po ośrodku albo wyznaczę ci innego pacjenta do tego. No i życzę miłego pobytu u nas.

Pożegnała się z moim tatą i wyszła. Spojrzałam na niego przerażona.

-Ja tu nie zostanę!

-Nie wygląda to dobrze - poparł mnie tata. - Ale musisz tu zostać!

-Tato, proszę! - błagałam go.

Mój pokój wyglądał chujowo!

Po dwóch stronach pokoju znajdowały się pojedyncze łóżka. Po prawej stronie stał stoliczek z trzema krzesłami, a po lewej stronie znajdowała się szafa. Na środku, pod oknem, czyli naprzeciwko drzwi, znajdował się kaloryfer, a obok niego stał duży, zielony fotel.

-Tato!

-Izka, wiem, ale nie mogę tego zrobić! - tata pocałował mnie w czubek głowy. - Szybko miną te trzy tygodnie.

-Tato! Trzy? Miały być dwa!

-Dwa albo trzy! I razem z panią Olą stwierdziliśmy...

-A czy ktoś pytał mnie o zdanie?! - warknęłam.

-A czy ty pytałaś mnie o zdanie zanim przeszłaś na tą cholerną dietę!?

Spojrzałam zaskoczona na tatę, bo pierwszy raz od bardzo dawna stracił kontrolę.

-Musisz tu zostać czy tego chcesz czy nie.

Tata siedział u mnie jeszcze chwilę, później poszedł dowiedzieć się jak jest z odwiedzinami, a ja zostałam sama w tym cholernym pokoju. Na dodatek strasznie chciało mi się siusiu, a nigdzie w tym pokoju nie widziałam drzwi do łazienki, więc otworzyłam drzwi i usłyszałam krzyk.

-Kurwa!

Odskoczyłam i uświadomiłam sobie, że najzwyczajniej w świecie, znokautowałam kogoś drzwiami.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: