"Szpital..."
Tak syrenę samochodu.
-Patryk? -zapytałam niespokojnie.
-Halo?! -druga próba na nic.
-PATRYK?! -już nie zapytałam tylko krzyknęłam.
Łzy napłynęły mi do oczu aż parę się z nich wydostało. I się rozpłakałam. Będąc cały czas na linii. Usłyszałam syrenę karetki i już wiedziałam co się dzieje... Auto się rozbiło. Wypadek...
Parę minut później.
Byłam już w szpitalu. Ratownicy odnaleźli telefon Patryka i kogoś na rozmowie zapytali mnie kim jestem i podali adres szpitala który nie znajdował się daleko.
-Dzień dobry. -przywitała mnie pani recepcjonistka gdy wchodziłam do recepcji zapłakana.
-G-gdzie.. gdzie leży Patryk Baran? -zapytałam.
-Przed chwilą przyjechał..już sprawdzam. -odparła
-W sali numer 43. -powiedziała, a ja od razy pobiegłam ro tej sali. Znałam ten szpital byłam tu dużo razy. Głównie u mojego ojca, który tak jak Patryk upił się. Ale niestety zmarł 6 lat temu. Oby Patryka ten los nie spotkał... Szybko spróbowalam uciec od tej myśli. Dobiegłam do sali w mgnieniu oka i że względów grzecznościowych zapukałam chociaż chciałam od razu rozwalić te drzwi. Otworzył mi lekarz.
-Dzień dobry. Pani Wiktoria Bochnak? W odwiedziny?
-T-tak. -powiedziałam.
Skąd on wiedział? Pewnie pani recepcjonistka mnie kojarzy i od razu wiedziała.
-Zapraszam. -powiedział, a ja weszłam i zobaczyłam mojego chłopaka podłączonego do jakich kabli.
205 słów
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mocny rozdział...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro