Prolog
Delilah zawsze chciała mieć kogoś, z kim mogłaby dzielić sekrety, radości czy smutki. Była osobą lubianą przez innych, jednak brakowało jej tej jednej osoby, która zrobiłaby się szczególnie jej bliska.
Nie zamierzała jednak szukać przyjaciół na siłę. Uważała, że jeśli coś jest jej pisane, to prędzej czy później ukaże się na tyle, by mogła do tego podbiec i to złapać.
I zdarzyło się tak pewnego majowego popołudnia, które Delilah spędzała na nauce do egzaminów po trzecim roku. Miała serdecznie dość eliksirów, które akurat powtarzała. Wiadomości, które przeczytała, wchodziły do jej głowy tylko na krótką chwilę, bo Delilah zupełnie nie wiedziała, jak to wszystko się do siebie ma. Eliksiry były dla niej czarną magią i nie potrafiła ich zrozumieć.
— Szlag by trafił te kociołki i inne bzdury — mruknęła sama do siebie, upuściwszy na podłogę w dormitorium podręcznik do eliksirów.
— Potrzebujesz pomocy z eliksirami? — zapytała ją jej współlokatorka, Elise Mayers.
Elise była blondynką o bursztynowych oczach. Włosy sięgały jej teraz sporo za ramiona, bo dawno nie były obcięte na jej ulubioną długość do ramion, zaś na twarzy malowało się coś na wzór troski.
— Cóż, na pewno by mi się przydała — westchnęła Delilah. — Ale nie chcę zawracać komuś głowy teraz, kiedy zbliżają się egzaminy końcowe... A starsze klasy mają SUMy i owutemy.
— Wiesz, myślę, że znam kogoś, kto chętnie ci pomoże — stwierdziła Elise.
— Serio? — Delilah uniosła brwi. — Kto to taki?
— Remus Lupin.
▪︎ ▪︎ ▪︎
Choć Delilah trochę się opierała, bo nie chciała niepotrzebnie zajmować Lupinowi czasu, który ten mógłby przeznaczyć na naukę, to koniec końców dała za wygraną. Naprawdę chciała zdać z eliksirów, a skoro Remus zapewniał ją, że chętnie jej w tym pomoże i nie będzie to dla niego problemem, to postanowiła skorzystać z pomocy.
— Nie lubisz eliksirów, co? — zainteresował się na wstępie, kiedy Delilah z niechęcią ułożyła na stoliku w bibliotece podręcznik do eliksirów.
Przez głowę mu przeszło, że może ta niechęć wcale nie jest skierowana do eliksirów, a do niego. Szybko jednak otrząsnął się z tej myśli.
Delilah nie miała pojęcia o tym, co sobie pomyślał Remus. Smętnie kiwnęła głową, patrząc na Merlinowi ducha winny podręcznik do eliksirów.
— Nie lubię to mało powiedziane. Nienawidzę eliksirów. Kompletnie się gubię w tych wszystkich wywarach, eliksirach i Merlin wie, czym jeszcze...
Remus uśmiechnął się do niej.
— Dlatego jestem tu, aby ci pomóc — powiedział, na co ona uśmiechnęła się z wdzięcznością. — No dobrze, z czym masz problem?
— Łatwiej byłoby zapytać, z czym go nie mam.
— Och, jasne. — Remus się roześmiał. — Więc z czym nie masz problemu?
W tym momencie Delilah milczała, przekazując Remusowi, że miała problem ze wszystkim.
— No hej, na pewno nie jest tak źle...
— No dobra , faktycznie przesadzam — zaśmiała się. — Kojarzę jakieś pojedyncze szczegóły, ale obawiam się, że to za mało — westchnęła Delilah, podpierając głowę ręką.
— Nie martw się, poradzimy sobie z tym — zapewnił ją Remus. — Masz ze sobą coś do pisania? W międzyczasie możesz notować to, co mówię...
— Jasne. — Delilah wygrzebała z torby pergamin, pióro i atrament.
▪︎ ▪︎ ▪︎
Delilah była naprawdę wdzięczna nie tylko Remusowi, który nie poprzestał na jednej lekcji z Delilah, lecz co jakiś czas ją douczał, ale również Elise, która doradziła jej, kogo może poprosić o pomoc.
Jakoś tak wyszło, że Delilah zaprzyjaźniła się z Elise. Wcześniej utrzymywały przyjazne relacje, ale nie było to nic aż tak szczególnego. Ot, znajomość dwóch współlokatorek. Wtedy były tylko koleżankami. Dopiero po tym, jak Elise załatwiła korepetycje Delilah, zaczęły jakoś częściej ze sobą rozmawiać. Dla Delilah nie była to znajomość tylko przez korzyści ‐ kiedy bliżej poznała Elise, trochę się do niej przywiązała i coraz więcej czasu spędzały razem. A jako że blondynka od początku trzeciego roku przyjaźniła się z Huncwotami, to również z nimi Delilah się zaznajomiła.
W ten sposób spełniło się małe marzenie Delilah. Miała kogoś bliskiego. Miała przyjaciółkę.
Pewnego wieczoru Delilah musiała podjąć się trudnego i ryzykownego zadania. Złamać szkolny regulamin i opuścić Wieżę Ravenclaw po godzinie, kiedy to nie powinna jej opuszczać. Elise uznała, że pójdzie z nią, bo od Huncwotów zdążyła nauczyć się prostej zasady - wszystkie najdurniejsze i najniebezpieczniejsze pomysły realizowało się z przyjaciółmi. Zabranie z Wielkiej Sali torby z podręcznikami zdecydowanie było porównywalne z oswajaniem smoka lub czymś takim.
— Mam przeczucie, że zaraz ktoś nas nakryje — powiedziała Elise.
Delilah chwyciła swoją torbę i zarzuciła ją sobie na ramię.
— E, to jeszcze nic w porównaniu z chłopakami. Oni to dopiero mają życie na krawędzi — stwierdziła optymistycznie, nawiązując do Huncwotów.
Elise roześmiała się.
— No, jeśli rzeczywiście tak na to spojrzeć...
Delilah stanęła plecami do ściany przy wejściu do Wielkiej Sali, po czym spojrzała za siebie. Droga była wolna. Machnęła dłonią, dając znak Elise, że mogą iść.
Zadowolone z faktu, że nikt nie nakrył ich na szwendaniu się ciemną nocą, Krukonki szybkim krokiem zmierzały z powrotem do wieży. Kilka chwil później prawie przeżyły zawał serca, kiedy usłyszały czyjś głos za sobą. Prawie, bo głos ten już znały i nie musiały się go bać.
— Elise! Delilah! — Na usta Syriusza Blacka wkradł się szeroki uśmiech. — Jak miło was znów widzieć!
— I wzajemnie, Syriuszu — roześmiała się Elise.
— Wy też nie możecie spać po nocach? — James Potter wyszczerzył zęby w uśmiechu.
— Nielegalny spacer to najlepszy sposób na bezsenność. Osobiście to sprawdziłem! — stwierdził Syriusz. — A skoro już zebrała się nasza śmietanka towarzyska, to może udajmy się na wspólny spacer...
Delilah parsknęła cicho.
— Chyba czekolada, nie śmietanka...
Po jej słowach wszyscy próbowali jak mogli wstrzymać niekontrolowany śmiech. Jamesowi jednak nie poszło tak łatwo i roześmiał się w głos, przywołując w ten sposób jednego z prefektów Slytherinu.
Był to wysoki chłopak o jasnych włosach, nieco wyróżniających się w półmroku i niebieskich oczach. Andrew Mayers był przez chwilę zaskoczony widokiem swojej siostry wśród spacerujących wieczorną porą, jednak i tak na jego ustach wykwitł uśmiech.
— Andrew! Jak miło cię znów widzieć! — przywitał się James, na co Andrew się roześmiał.
— Taa, ja też tęskniłem. Co wy tu wszyscy właściwie robicie?
— Wiesz chyba, co robią cywilizowani ludzie, kiedy zgłodnieją, co nie? — odpowiedział pytaniem Syriusz. — No to my właśnie to robiliśmy. I po drodze spotkaliśmy Elise i Delilah! — dodał, widocznie zadowolony ze spotkania. — No, i teraz też ciebie Andrew.
— A my musiałyśmy wrócić po moją torbę — odparła Delilah, podnosząc wyżej pasek od torby, a przy okazji i torbę. — Znaczy, Elise koniecznie chciała razem ze mną złamać regulamin, nie zmuszałam jej do tego.
Andrew pokręcił głową ze śmiechem.
— No dobra, maluchy, odpuszczam wam po starej znajomości.
— Dziękujemy ci, miłosierny Andrewie — podziękował Syriusz z nieco przesadnym dramatyzmem.
— Drobiazg. Zmywajcie się stąd, zanim zmienię zdanie — poradził im Andrew, po czym posławszy im uśmiech, obrócił się i odszedł, zupełnie jakby nic tu się nie wydarzyło, a on wcale nie nakrył szóstki trzeciorocznych na szwendaniu się po szkole.
Remus spojrzał na Delilah i Elise i uśmiechnął się.
— Rzeczywiście wracajmy, zanim Filch nas wytropi. Lepiej nie wywoływać... Wilka z lasu.
▪︎ ▪︎ ▪︎
Delilah szybkim krokiem przemierzała hogwardzkie korytarze. Choć przemierzała było zdecydowanie za mocnym słowem - ona biegła, zaś za nią podążała Elise, starając się nadążyć za tempem przyjaciółki.
Dotarcie do celu nie zajęło im dużo czasu. Kiedy Delilah zauważyła na błoniach czwórkę Gryfonów, których poszukiwała, poczekała na Elise i razem ruszyły w ich kierunku. Rozpromieniona Delilah znów przyspieszyła kroku.
Remus zdecydowanie się nie spodziewał, że zaraz po przybiegnięciu do nich Delilah zwyczajnie się do niego przytuli, nie mówiąc za wiele. Nie żeby nie lubił być przytulany. W sumie przytulania od dziewczyny doświadczał nieczęsto. Najczęściej była to Elise.
Dopiero po chwili Delilah puściła go i nieco się cofnęła, uświadomiwszy sobie, jak durne to musiało być.
— Wybacz, przez chwilę nie myślałam racjonalnie.
— Nie szkodzi — zaśmiał się Remus. — Co sprawiło, że jesteś tak szczęśliwa?
— Chciałam ci podziękować, Remusie — powiedziała. — Gdyby nie ty, nie poradziłabym sobie na egzaminie.
— Miło mi to słyszeć. — Remus uśmiechnął się szczerze, słysząc, że bardzo pomógł Delilah. — Na jaką ocenę zdałaś?
— Zadowalający! — odparła Delilah. — Nie mam pojęcia, jak mi się to udało... Jeszcze raz ci dziękuję. Jesteś po prostu cudotwórcą...
Uśmiech na twarzy Remusa nieco się poszerzył. Trudno było mu się nie uśmiechnąć, kiedy słyszał wdzięczność w głosie Delilah i roztaczaną przez nią radość. Świadomość, że przyniósł jej pomoc, również napełniała go radością.
— Cieszę się, że mogłem ci pomóc, Delilah.
Dziewczyna uśmiechnęła się, po czym pogrzebała w torbie, z której po chwili poszukiwań wygrzebała tabliczkę czekolady. Podała ją Remusowi.
— A to tak w podzięce za pomoc...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro