Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7

— Wróciłem!~ — nie patrząc na osobnika westchnąłem cicho.

— W takim razie porozmawiajmy... — atmosfera znów stała się ciężka — Jesteś śmiercią prawda? A z resztą... nawet jeśli nią nie jesteś... widzę twój LV... zabiłeś wiele osób — podniosłem się — Jedna więcej nic ci nie zaszkodzi... — czy naprawdę torturowanie mnie sprawia mu przyjemność..? 

— Ty nie rozumiesz... — 

— W takim razie mi wytłumacz — wstałem i zacząłem się do niego zbliżać, ale gdy tylko postawiłem krok w przód on zrobił dwa do tyłu. 

— Na to jest za wcześnie... — 

— Nigdy nie jest za wcześnie, by zabić kogoś kto pragnie śmierci! — nie mogę już dłużej wytrzymać.

— Nigdy nie jest za późno, by odpędzić od ciebie takie myśli! — on nie wie... 

— Chcesz odpędzić ode mnie myśli samobójcze? To tak jakbyś kazał Papyrus'owi przestać gotować spaghetti... — zaśmiałem się cicho — Nie da się... — spojrzałem mu w oczy — Nie wiesz jak długo tu jestem! Nie masz pojęcia jak to jest siedzieć w samotności całe dnie! Bez jakichkolwiek nadziei na koniec tego wszystkiego! — znów zacisnął dłonie — Myślisz, że jak będziesz mówił, że życie jest piękne, czy, że nie można się poddawać to nagle zmienię tok myślenia!? NIE! Nienawidzę świata za stworzenie mnie! Każda minuta w tym miejscu sprawia, że chce zginąć! Nawet w najbardziej bolesny sposób! Nie obchodzi mnie czy będę umierać dwa dni! Czy nawet tygodnie! Wiedza, że akurat śmierć nadejdzie w wyznaczonym czasie jest moim marzeniem! — w jego oczach pojawiła się wszystkim znana ciecz — Dlatego mnie zabij! — zrobiłem kilka kroków w przód, nie poruszył się nawet o milimetr — Zakończ to czego sam nie mogę zrobić! — byłem już na wyciągnięcie ręki — Albo chociaż daj mi coś czym będę mógł sam to zakończyć! — tak blisko.

— Nie mogę... — teleportował się kilka metrów dalej — Zrozum, że nie potrafię tego znowu zrobić... — łzy spływały po jego policzkach, ale nie obchodziło mnie to.

— To poproś kogokolwiek innego, by to zrobił... — otworzył szerzej oczy i spojrzał na mnie nie dowierzając.

— Nie może być to ktoś inny... — 

— W takim razie to zakończ! — nie obchodzą mnie jego uczucia. Po śmierci i tak nie będę posiadał już sumienia. Nie będę nic posiadał.

— I tak nic ci to nie! — zatrzymałem się — Nic ci nie da, że zginiesz! — chciało mi się śmiać. 

— Myślisz, że mówiąc takie rzeczy cokolwiek zmienisz? — jego usta drżały tak samo jak reszta ciała.

— Nie mów tak. Proszę... Przestań... — jak on śmie mnie o cokolwiek prosić..?

— Spełnię twoją prośbę jeśli ty spełnisz moją — znów zacząłem się zbliżać.

— NIE ZABIJE CIĘ! — odepchnął mnie za pomocą magii. Upadłem, ale nic sobie nie zrobiłem — ZROZUM TO! — znów się cofnął — NIE WAŻNE JAK BARDZO BĘDZIESZ BŁAGAŁ! — zaszlochał — JA NIC CI NIE ZROBIĘ! — objął się rękoma — NIE ZAMIERZAM STRACIĆ CIĘ KOLEJNY RAZ! — wstałem. Zacząłem biec w jego stronę, ale on znowu... uciekł... jak tchórz...

Teraz nie ma już dla mnie nadziei... nie umrę... będę po prostu tu siedział w samotności... i czekał, aż nadarzy się jakikolwiek cud...

***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro