5
Czytając książkę poczułem kolejny raz mrowienie na ręce. Podniosłem rękaw bluzy. Moja dłoń posiadała teraz trzy kolory... Jeśli nie żniwiarz to ta choroba mnie zabije... Zakryłem rękę i wróciłem do czytania nawet ciekawej historii.
— Już wróciłem! — czyli jednak... — Jak podoba ci się książka? — usiadł parę metrów ode mnie.
— Jest okej... — wyszeptałem odkładając książkę wcześniej uginając delikatnie stronę na której skończyłem czytać.
— Mów jakbyś czegoś potrzebował. Postaram się wszystko załatwić — uśmiechnął się szeroko w moją stronę.
— Na razie przeżyję z tym co mam... — niestety...
— A co myślisz o grze planszowej? —
— Gra... planszowa..? — wyciągnął ze swojego ubrania niewielkie drewniane pudełko.
— Chyba można to tak nazwać. Wiesz co to są szachy? — chyba jeszcze tak źle ze mną nie jest...
— Tak... —
— Więc zagrajmy partyjkę! — usiadł i zaczął układać pionki na planszy. Usiadłem przed nim. Chyba pierwszy raz jesteśmy przy sobie tak blisko — Pozwolę ci wybrać kolor, więc? — to chyba oczywiste, że wybieram biały...
***
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro