Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Przyjaciel 3

Po jakże beznadziejnym rozpoczęciu udałam się do siebie, bo moje pierwsze zajęcia rozpoczynają się dopiero za dobrą godzinę, więc zdążę jeszcze wypić szybko kawę, bo rano Lulu nawet tego nie dała mi dokończyć. Jej entuzjazm mnie zabije. Ja już nawet nie pamiętam czy też byłam taka na pierwszym roku jak ona. Zresztą, to już nieważne, bo dzisiaj jest teraz, a wczoraj minęło.

Przyjemną czynność picia kawy przerywa mi irytujący dzwonek telefonu, informujący mnie, że dzwoni moja rodzicielka- diabeł wcielony.

-Tak mamo?

-Witaj Tate. Jak sprawy się mają?

-A co masz konkretnie na myśli?- Dobrze wiem, ale udaję głupią czym doprowadzę ja do złości, co daje mi dziką satysfakcję nie wiedzieć czemu. ~Ach wiemy czemu- odzywa się moje drugie ja, które uciszam.

-Dobrze wiesz o co pytam córko. Czy masz na oku jakiegoś chłopaka, a może już się z kimś połączyłaś.

-Dopiero jest pierwszy dzień szkoły, więc niby kiedy miałam to zrobić?-Pytam ze złością.

-Rozumiem- mówi lodowatym tonem. -Mam nadzieję, że nas nie zawiedziesz.

-Postaram się- mówię tak tylko dlatego, żeby dała mi święty spokój, co zazwyczaj skutkuje i jak i tym razem również.

Moja własna matka zabroniła mi wracać do domu, więc od 3 lat mieszkam tutaj i w sumie nie narzekam. Brakuje mi jednak moich dwóch młodszych braci, a moja o rok młodsza siostra jest taką samą suką jak mamusia, więc za nią nie tęsknię. 

Od dwóch lat mam przyjaciela Travisa, który zapewne za jakieś dziesięć minut wparuje tutaj bez pukania. Jesteśmy rówieśnikami oraz na jednym roku i jako jedyny jest tutaj człowiekiem, ale to że tutaj jest , to zasługa jego rodziców.  Też mieszka w tym budynku jednak na drugim końcu tego korytarza. Jego rodzice są wilkołakami, a on jest zwykłym człowiekiem co mi zupełnie nie przeszkadza, bo jest kochany. Został adoptowany przez nich kiedy miał kilka latek i nigdy nie kryli przed nim kim są, więc od początku wiedział co i jak. Rodzina Travisa traktuje mnie jak córkę i siostrę, może dlatego też nie brakuje mi aż tak bardzo mojego rodzinnego domu. Zresztą ja zawsze byłam inna od reszty, co nie omieszkała wypomnieć mi moja matka przy każdej nadarzającej się okazji.

Tak jak się spodziewałam, drzwi zostały otworzone z takich rozmachem, że aż się wystraszyłam.

-Cześć kochana przyjaciółko!- Krzyczy Travis, podchodzi i miażdży mnie w uścisku.

-Travis do cholery nie mogę oddychać.

-Ups, stęskniłem się.

-Ja też, ale nie wiedzieliśmy się przecież tylko dwa tygodnie.Poza tym jak to jest, jesteś człowiekiem a masz taką krzepę, że mógłbyś mnie powalić?

-Bo jesteś malutka skarbie- droczy się ze mną, bo faktycznie mam niecałe sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu i jego porównanie teraz tylko wywołuje mój uśmiech

-Niska baranie, jestem niska.

-Tak jesteś karzełkiem- trąca mnie ramieniem.

-To że ty masz metr dziewięćdziesiąt wzrostu, to znaczy tylko, że twój mózg nie podążył za ciałem- lubię mu dogryzać.

-I tak wiesz, że cię kocham- klepie mnie po głowie.

Jesteśmy jak brat i siostra, to wspaniały facet i szkoda, że nie jest wilkołakiem. Jednak najbardziej szkoda, że nic kompletnie nic do siebie nie czujemy poza uczuciami jak brat i siostra. 

-Poznałeś kogoś przez te dwa tygodnie?

-Może- odpowiada, a ja mrużę oczy.

-Gadaj i tak wiesz, że wyciągnę to z ciebie koleś.

-Taką jedną- wzrusza ramionami- ale na razie poprzestaniemy na mailach i telefonie.

-Zaliczyłeś ją?-Pytam bez ogródek.

-Tate- ostrzega mnie.

-No co? Wiesz, że uszkodzę każdą, która cię skrzywdzi.

-Wiem kochanie i dlatego jesteś jedyna w swoim rodzaju- całuje mnie w czubek głowy.

Wychodzimy ode mnie i ruszamy na nasze pierwsze zajęcia w tym roku. Jak zwykle na pierwszy rzut poszły znienawidzone zajęcia u Pana Colinsa, obleśny stary dziad. Travis jest moich buforem i dzięki niemu jeszcze nie pożarłam się z tym ... Ech muszę jakoś przetrwać ten rok.

Wszyscy na uczelni oprócz nowych studentów wiedzą, że nie jesteśmy parą, ale też nie dziwi ich nasze zachowanie względem siebie. Dla kogoś obcego wyglądalibyśmy jak typowa para, którą de facto nie jesteśmy.

 Wszędzie łazimy razem, oczywiście w ramach rozsądku, bo mamy tutaj znajomych i każdy potrzebuje trochę odpoczynku. Ale oglądanie do późna filmów, gotowanie- o tak zwłaszcza,że to ja gotuję a ten osiłek tylko to pożera- czy też spanie w jednym łóżku, to żadna nowość. 

Siedzimy grzecznie i słuchamy tego nudziarza, od czasu do czasu któreś z nas coś zanotuje, bo i tak notatki mamy wspólne. 

-Mam nową współlokatorkę Lulu i jedyny jej cel, to znaleźć sobie faceta.

-Skarbie, ale ty też tutaj po to jesteś- dogryza mi.

-No tak, ale ja nie pieprzę wszystkiego co się rusza.

-Ty niczego nie pieprzysz- dostaje ode mnie z łokcia w żebra.

-Mała niewyżyta jędza- mamroczę pod nosem na co chichoczę.

-Przyjdziesz dzisiaj wieczorem?

-Jakże mógłbym odmówić spania w jednym łóżku z tobą- szepcze mi na uchu, tak żeby nikt nie słyszał.

-Nie bądź taki pewny siebie, poza tym chcę żebyś poznał Lulu, bo im szybciej tym lepiej.

-Dobrze malutka- ponownie obrywa ode mnie z łokcia w bok.

-Idź kogoś przeleć, bo twoje hormony tłuką mi żebra- parskam na jego odpowiedzieć i do końca wykładów siedzimy już cicho, bo Colins zaczął nam się przyglądać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro