Pieprzony sen 52
Tate
Budzę się przytulona do ciepłego ciała Sedrica, a jego ręce oplatają mnie ciasno. Moje głowa leży na jego torsie, a raczej ja cała na nim leżę. Nie pamiętam jednak jak znalazłam się w łóżku, a tym bardziej w objęciach mojego "zdradzieckiego" ukochanego.
Staram się delikatnie wysunąć z jego objęć, ale jak na złość wyczuwa mój ruch i zacieśnia swój uścisk wokół mojej talii, więc na chwilę poddaje się. Po kilku minutach czuję jak jego ciało się rozluźnia, więc wykorzystuję moment na wyślizgnięcie się z jego ramion i łóżka.
Ruszam do kuchni, bo mój brzuch warczy z głodu, a ja postanawiam zjeść coś mimo bardzo późnej pory. Otwieram lodówkę i wyciągam...
No właśnie na co ja mam ochotę?
Przekopuję zawartość metalowego pudła i wyciągam jogurt, który woła do mnie, żebym go zjadła, co niniejszym czynię. Niestety nie zaspokoił mojego głodu.
Co by tu jeszcze zjeść?- Mruczę pod nosem, bo jednak dalej odzywają się moje żaby w brzuchu. Znowu przetrząsam lodówkę i ku mojej radości znajduję coś, na co uśmiecham się jak głupia do sera.
~Zjedz coś zdrowego- odzywa się w głowie moja wilczyca.
~Właśnie coś znalazłam.
~Właśnie widzę, co chce wziąć. Poważnie?
~ Poważnie i odwal się. Jestem głodna- warczę na nią- i mam ochotę na to.
Wyciągam kawałek ciasta i razem z moja pysznością udaję się na kanapę, na której rozsiadam się wygodnie i zajadam się smakołykiem.
Po zjedzeniu słodkości mój mózg momentalnie robi się senny, ale nie ma siły ruszyć tyłka i iść do sypialni, więc kładę się tutaj i nakrywam kocem. Głowa zatapia się w miękkiego jaśka i jest mi teraz tak błogo, że czuję jak moje ciało odpręża się i udaję się ponownie tej nocy do krainy snów.
-Tate kochanie?- Słyszę głos Seda, ale nie mam ochoty się obudzić.-Wstawaj musimy iść.
-Co? Gdzie iść?
-Do lekarza, mamy wizytę usg- odpowiada mi ukochany, a ja marszczę brwi, bo nie pamiętam żebym się umawiała na takowe badanie.
-Chce mi się spać- odpowiadam sennie, na co zostaje poderwana z łóżka przez silne ramiona mojego partnera.
-Jezu, już- mamroczę zła, że wyrwał mnie ze słodkiego snu.
Szykuję się i po dwudziestu minutach jestem gotowa, więc ruszam grzecznie i cicho do auta, którym jedziemy do lekarza zmiennych.
Jestem ciągle na niego zła o ciążę, ale przez te moje hormony też jestem strasznie złośliwa, więc siedzę cicho, żeby nie ciosać mu kołków na głowie. Jednak moje milczenie przerywają jego słowa i dłoń na moim udzie.
- Będziesz cudowną matką- słyszę i chcę mu odpowiedzieć, więc odwracam głowę od szyby w jego kierunku.
Moją uwagę przykuwają jasne światła zbliżające się w zawrotnym tempie i jestem przerażona, bo auto jedzie prosto na nas. Zanim jestem w stanie coś powiedzieć, czuję silne uderzenie i rozrywający ból w okolicach głowy oraz brzucha. Słyszę gnącą się blachę, pękające szkło oraz swój własny przerażający krzyk.
Dotykam ręką głowy gdzie mnie najbardziej boli i pod palcami czuję coś ciepłego. To jest krew, cała moja dłoń jest w gęstej, czerwonej cieczy, zaczynającej spływać mi po twarzy. Spoglądam na Seda, który jest nieprzytomny, a jego przystojna twarz jest cała zakrwawiona. Próbuję dotknąć go ręką, ale nie jestem w stanie tego zrobić, bo blokują mnie cholerne pasy, które nie chcą się odpiąć.
Co jest do cholery?!- Z mojego gardła wydobywa się warczenie.
Sed!- Krzyczę i łapię ponownie za paski materiału, które stawiają dalej opór. Próbuję dostać się do niego, ale jego postać oddala się ode mnie coraz bardziej.
Nie! Nie! Nie!- Ryk wydobywa się z moich ust.
W jednej chwili krzyczę jak opętana, a w następnej patrzę nieprzytomnie w ciemność. Przecieram ręką spocone czoło i oczy, ale nie czuję bólu, ani krwi pod palcami. Macam dłońmi miejsce, w którym się znajduję i okazuje się, że jest to kanapa, a ja leżę w swoim własnym salonie.
Moje serce bije z zawrotną prędkością i... Sed. Boże Sedric.
Podrywam się gwałtownie i o mało nie przypłacam tego wywrotką, chociaż i tak walę palcami u stopy w nogę stolika, więc klnę na czym świat stoi, ale ruszam dzielnie do sypialni lekko kuśtykając.
Wpadam do pokoju i w niewielkiej smudze światła księżyca, które dociera przez szparę między zasłonami, widzę smacznie śpiącego mojego ukochanego. Właśnie w tym momencie zdaję sobie sprawę, że to był tylko sen. Cholernie realistyczna marna nocna, która o mało nie przyprawiła mnie o zawal.
Pieprzony sen.
Podchodzę do łóżka i układam się przy moim najdroższym, po czym wtulam się mocno w jego ciepłe ciało.
-Co jest maleńka?- Słyszę zaspany, ale czuły głos Seda.
-Śnił mi się koszmar- na moje słowa jego ramiona przyciągają mnie jeszcze bliżej do siebie.
-Cii już dobrze, jestem przy tobie i nigdzie się nie wybieram- czule szepcze w moje włosy.
-Przepraszam.-Całuję go w tors.- Przepraszam za swoje zachowanie, ale... ale wiadomość...- załamuje mi się głos.
-Wszystko będzie dobrze, maleńka. Damy sobie radę- zniża swoją usta do moich i składa delikatny pocałunek, a ja go oddaję, totalnie szczęśliwa mając go przy sobie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro