Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nic innego się nie liczy 35

Tate

Wszyscy wybiegają za Sedem z gabinetu ojca, a ja na samym końcu. Wiem, że to co usłyszał  mój przeznaczony musiało być dla niego szokiem i wcale mu się nie dziwie, że pragnie chęci mordu.

Drake zasłużył na wszystko co najgorsze, ale nie spodziewałam się, że to wszystko tak się potoczy.

Pędzę za nimi korytarzem w stronę piwnicy, bo to tam przetrzymują wszystkich nieposłusznych zmiennych. Zapewne w którejś celi przebywa Seymour i jak na zawołanie słyszę tak potężne ryczenie, że aż uszy bolą.

Ruszam w tym kierunku, ale silne ramiona Travisa zamykają mnie w szczelnym uścisku, nie pozwalającym się ruszyć.

-Lepiej, żebyś tam nie szła.

-Co? Ale dlaczego?- Dopytuję.

-Uwierz mi, nie chcesz widzieć takiego widoku.

-Czy z Sedem wszystko dobrze?- Pytam załamanym głosem.

-Tak, z nim tak, ale co do Drake, to...- kręci głową dając mi niemy znak.- Tate?

-Tak?

-Obiecaj mi coś?

-O co chodzi Travis?

-Obiecaj- potakuję głową na tak.- Nie miej do niego o nic pretensji, on po prostu cię chroni skarbie- przyjaciel szepcze mi do ucha.

-Wiem, ja to wszystko wiem.

Jego uchwyt lekko zelżał, ale nie wyrywam się, nie ma najmniejszego sensu. Czekam na rozwój sytuacji i pragnę już zobaczyć swojego mate.

Sed

Jak tylko do mojego mózgu doszło, to co powiedziała Tate i moje szare komórki to przetworzyły, zalała mnie furia.

Jakim kurwa prawem śmiał jej dotknąć, nawet jeżeli nie była moja? Zajebie skurwysyna, teraz już nic mnie nie powstrzyma.

Mój wilk, przejął nade mną kontrolę i czułem jak wychodzi z siebie, żeby wszystko i wszystkich rozpierdolić.

Nie patrzyłem na resztę obecnych tylko wybiegłem i ruszyłem za smrodem tego jebanego kundla, który doprowadził mnie do piwnicy, a następnie do upragnionego celu.

Wyrywam drzwi z zawiasów czym zaskakuję tą plugawą mordę. Widząc mnie podnosi się i patrzy wyzywająco, tak jakby miał jeszcze coś dopowiedzenia.

- Zajebie cię sukinsynu!- Wrzeszczę.-Zginiesz za to co chciałeś zrobić Tate!- Krzyczę i zbliżam się do niego.

- Jest taką samą suką jak każda inna, dobra do pieprzenia- kurwa dosyć tego i moje ręka ląduje na twarzy tego skurwiela.

-To moja partnerka-warczę- a ty już kurwa nie żyjesz.

Okładam sukinsyna tak, że może gwiazdy zobaczyć, ale skurwiel nie jest mi dłużny i oddaje. Pozwalam mojemu wilkowi tym razem na częściowe przejęcie władzy nad moim ciałem i moje pazury orzą w jego ciele.

Nie ma litości, nie ma na to miejsce. Obaj chcemy śmierci tej gnidy, w postaci worka sierści i kości. Z amoku wyrywa mnie głos mojego ojca, który mówi, żebym już przestał. Wykonuje jego polecenie, a moim oczom ukazuje się widok rozszarpanego ciała kutasa, który próbował dobrać się do mojej maleńkiej. Krew, wszędzie  czerwona ciecz, moje dłonie i ubrania są nią pokryte. Jego ciało jest zmaskarowane doszczętnie, rozszarpane. To już koniec.

Wychodzę z pomieszczenia i spoglądam w stronę, gdzie właśnie stoi moje przeznaczenie i patrzy na mnie wyczekująco.

Tate

Stoimy tak jeszcze chwilę i moim oczom ukazuje się sylwetka chłopaka. Wychodzi i od razu spogląda w moim kierunku, a jego oczy nadal pozostają czarne. Wyrywam się z uścisku przyjaciela i podchodzę wolno do mojego ukochanego, który się cofa, co mi się nie podoba.

-Nie podchodź.

-Dlaczego?- Zbliżam się o kolejny krok.

-Jestem cały we krwi- odsuwa się.

-Nieważne- rzucam się wręcz na niego i go obejmuję, przytulając do swojego ciała, na co chętnie reaguje.- Bałam się, że coś ci się stało- szepczę.

-Nic mi nie jest maleńka. Już jesteś bezpieczna- przytula mnie do siebie bardzo mocno.- Już jesteś bezpieczna skarbie- znowu to powtarza.- Chyba powinienem wziąć prysznic- odsuwa się ciut ode mnie.

-Pod jednym warunkiem-mówię do niego.

-Jakim?

-Weźmiemy go razem- na co Sed kiwa głową.

-Nie mam nic przeciwko kochanie- obdarza mnie całusem w usta.

Zatrzymuje się i patrzę prosto w oczy mojego partnera. Widzę w nich oddanie,tęsknotę i miłość, bezgarniczna miłość. Wiem, że to może nie najlepszy czas, ale chyba lepszego nie będzie. Nic innego się nie liczy, tylko nasze uczucie.

- Kocham cię - mówię i patrzę w bezbrzezne granatowe oczy mojego mate.

- Boże maleńka- całuje mnie namiętnie i bierze na ręce - też cię kocham- po czym ponownie wpija się w moje usta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro