Czas wybrać broń (3/3) (1/3)
Flowey. Jedyny potwór, który chce się ze mną przyjaźnić.
Sansa ciężko nazwać moim przyjacielem. Kocham go ponad życie, a on mnie, ale tak będzie zawsze, bo jesteśmy braćmi. Nie zrobiłem nic, by jego przyjaźń uzyskać. Czasami chciałbym zwierzyć mu się z jakiegoś swojego problemu, ale nie mogę. On zajmuje się czymś, co trzyma w tajemnicy i widzę, że, mimo uśmiechu na twarzy, martwi się czymś. Pewnie przy jego kłopotach i sekretnej pracy moje zmartwienia są niczym.
Mieszkańcy Snowdin też nie wydają się mnie lubić. Jasne, są sympatyczni, ale śmieją się zawsze, gdy mówię, że pewnego dnia trafię do Straży Królewskiej.
Jest jeszcze Undyne. Chciałbym być taki jak ona! Czasami widzę, jak dzieciaki na nią patrzą i słyszę ludzi mówiących o niej z niezwykłym podziwem. I nie mówią tak bez powodu. Undyne ma tyle siły i determinacji, że nie ma nikogo, kto jest w stanie ją pokonać. Do tego troszczy się o wszystkie potwory, jakby były jej rodziną. Gdy ktoś wpada w kłopoty, ona zawsze mu pomoże, chociaż później nakrzyczy na niego.
Ale nie wiem, czy mogę nazwać ją przyjaciółką. Undyne jest dla mnie miła, lecz sądzę, że traktuje mnie tylko jako podwładnego.
Flowey. Zawsze ma dla mnie jakąś poradę. On słucha mnie, mówi, że jestem fajny, wierzy we mnie. Szkoda, że nie mogę zrobić czegoś dla niego. I szkoda, że nie mogę być taki, jaki on wierzy, że jestem.
++++
Undyne powiedziała, że czas wybrać broń. Będę walczyć włócznią, jak ona.
++++
Czuję się okropnie. Na ostatnich treningach poszło mi beznadziejnie. I co najgorsze, Undyne nie wścieka się w takich momentach, lecz mówi ostrzym głosem, co zrobiłem źle. Mam wrażenie, że ją rozczarowuję. Ale dam radę. Kiedyś stanę się prawdziwym. Wielkim Papyrusem, a wszyscy będą mnie podziawać.
++++
Jestem wdzięczny, że ktoś taki jak Flowey jest w pobliżu. Robi mi się przyjemniej, jeśli mogę z nim porozmawiać. Wiem, że jest szczery. Gdy mnie chwali, mam wrażenie, że naprawdę sądzi, że jestem Wielkim Papyrusem. Ale, kiedy mówi, że zrobiłem coś złego... czuję się rozczarowany sobą.
Jasne, Undyne też krytykuje mnie, ale to dlatego, bym poprawił swoje umiejętności. Rzadko jest na tyle ostra, by zasmucić mnie. Faktycznie, przez chwile robi mi się przykro, ale potem zawsze chcę się poprawić. I widzę, jak uśmiecha się, gdy zaczynam robić coś lepiej.
Ale Flowey raczej nie mówi przykrych rzeczy. Gdy twierdzi, że zrobiłem coś źle i wiem, że rozczarowałem mojego jedynego przyjaciela.
++++
Sądzę, że Undyne jest zmęczona trenowaniem mnie. I chodzi nie o jedno spotkanie, ale o całość! Stwierdziła, że powinieniem zmienić broń, nie chce moich prezentów, nie podobał jej się mój atak, nad którym tyle się napracowałem (choć przyznam, że to faktycznie był głupi pomysł), pewnie jest też zła, że wybiłem jej okno.
Co do okna, Flowey podpowiedział mi, jak mam postąpić przy tym ćwiczeniu, lecz nie potrafiłem normalnie wylądować. Porażka.
Chciałbym być Wielkim Papyrusem, członkiem Straży Królewskiej, podziwianym przez innych, kochanym, uwielbianym. A kim jestem? Zwykłym, bezużytecznym szkieletem Papyrusem.
Nie jestem inteligentny jak Sans.
Nie jestem uwielbiany jak Asgore.
Nie jestem charyzmatyczny jak Undyne.
Nie mam nawet mięśni jak Aaron, postury Greater Doga, czy pięknego futra jak wilk, który wrzuca lód do wody.
I nie jestem sympatyczny jak Flowey.
++++
- Jesteś za mało brutalny - powtarza Flowey.
Ale nie chcę być taki. Wiem, że Undyne lubi używać siły i ceni to u innych strażników. Czułbym się dziwnie, gdybym atakował kogoś z zamiarem zabicia. Ale może Flowey ma rację? Przecież dodatkowy trening nie zaszkodzi.
++++
-Co tu robisz, pacanie? - Undyne nazywa wszystkich pacanami.
Wyjaśniam jej, że przyszedłem tu, by znaleść manekina treningowego. Jej reakcja była dziwna. Mina, jaką wtedy zrobiła, przypominała tą, którą robi, gdy denerwują ją dzieci.
++++
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Nie znalazłem manekina, ale spędziłem miło dzień z Undyne na wysypisku. Przeszukiwanie stosów rupieci było na swój sposób zabawne. Tyle ludzkich urządzeń leży tu, a wiemy o tak niewielu. Chcę dać Sansowi coś, co nazywa się suszarka. Mój brat wydaje się strasznie zmęczony i zmartwiony ostatnio. Może mały prezent go rozweseli.
Undyne i ja znaleźliśmy flagę z czaszką. Dlaczego ludzie tak bardzo lubią szkielety, by umieszczać je na flagach? Bycie szkieletem jest beznadziejne. Gdy próbujesz zaprosić kogoś na randkę, to on odmawia. Szkielety nie mają też mięśni i włosów. Prawdopodobnie inne potwory sądzą, że szkielety są strasznie nieatrakcyjne.
++++
Flowey chyba miał rację. Wiem, że to mała i głupia rzecz, ale jakoś strasznie mnie boli. Z jednej strony to tylko głupie odrzucone zaproszenie do znajomych, a jednak wciąż mi z tym nie dobrze.
++++
Wstaję i już mam dosyć. Najchętniej zostałbym w łóżku i spał cały dzień. Wiem, że gdy wyjdę z pokoju zobaczę Sansa, który, gdy spytam, czy coś się stało, odpowie "Nic." albo nawet "Nic w czym możesz pomóc." Spotkam też Flowey'ego, który spyta się, czy powiem Undyne, że nie jej nienawidzę. Ją pewnie też rozczaruję na treningu. Chyba, że powiem jej "Nienawidzę cię" i... Nie! Nie mogę jej tak powiedzieć! Ona jest wspaniałą osobą, chociaż trochę brutalną. I ona chyba będzie zła jak nie przyjdę. Ale Flowey będzie zły, jak mu powiem, że jej nie powiedziałem. Ale nie mogę pod żadnym pozorem jej tak powiedzieć.
Mam ochotę wrzeszczeć.
Czemu muszę rozczarowywać wszyskich!
Wstaję i idę w stronę Waterfall. Mam nadzieję, że policzki mi wyschną do tego czasu.
++++
Undyne czekała na mnie przy wyjściu ze Snowdin, by urządzić sobie zapasy w śniegu. Jestem teraz cały obolały. Ona wyjaśniła mi też, dlaczego nie przyjęła mnie do znajomych. Głupi ja, powinienem jako przyszły strażnik wiedzieć takie rzeczy. Ale wciąż jest w tym coś smutnego. Mimo że Undyne mnie lubi to nie będziemy mogli zostać przyjaciółmi. Nie chodzi o jakieś portale społecznościowe, ale ogół. Jak ją gdzieś zaproszę to pewnie odmówi, jak dam jej prezent to nie będzie chciała go przyjąć. Jedyny sposób, by polubiła mnie chociaż trochę bardziej, to ciężka praca.
++++
Głupi, głupi ja. Teraz Flowey jest na mnie zły. Gdy krzyczy, że mam odejść, łamie mi serce Wiem, że on chce dla mnie dobrze, ale ja chcę tylko, by inni mnie lubili. A teraz nawet on, sympatyczny, wesoły Flowey nie chce mnie widzieć.
++++
Kilka dni z rzędu nie widziałem Flowey'ego. To bardzo niepokojące, bo zawsze widzę go choć kątem oczodołu, gdy wracam z Waterfall. Musi być okropnie zły.
Undyne też nie jest najszczęśliwsza. Popełniam głupie błędy, nie trzymam gardy, nie wkładam siły w ataki i dobrze o tym wiem. Ale nie mogę się skupić na niczym. Powinienem wziąć się w garść i postarać się, ale ciężko wykrzesać mi z siebie jakąkolwiek dodatkową energię.
Nawet jak słyszę pochwałę, to mam wrażenie, że jest powiedziana tak dla porządku, bym do reszty nie stracił motywacji. Czy w ogóle jakąś mam? Chcę dostać się do Straży Królewskiej. Jeśli to kiedykolwiek się stanie to po drodze będę musiał trenować dniami i nocami, zrezygnować z wielu drobnych przyjemności, jak oglądanie Mettatona z Sansem. Flowey wciąż będzie na mnie zły. Undyne wciąż będzie dla mnie tylko szefową.
++++
- Flowey! Flowey, przepraszam! - krzyczę.
Kwiatek wygląda na zrozpaczonego.
- Chcę dla ciebie tylko dobrze, a ty? Odrzuciłeś moją pomoc i przyjaźń.
- Flowey... Ja po prostu nie wierzę, że Undyne jest złą osobą.
- Papyrusie, wiem więcej od takiego głupiutkiego szkielecika jak ty. Takich jak ona spotkałem wielu. Jej nie obchodzi, czy coś ci się stanie! Ona pobiłaby cię dla zabawy. Jeśli coś ją powstrzymuje, to tylko fakt, że jesteś jej podwładnym.
- Flowey, proszę nie mów tak. Undyne ma wady, ale jest jednym z najlepszych potworów...
- Akurat! Mimo że byłeś dla mnie taki okropny, to słucham cię i nie mogę uwierzyć w to, co mówisz. Słucham cię, gdy przychodzisz do mnie z każdą głupotą, a ona? Ona pewnie po chwili zapomina o wszystkim, co do niej mówisz.
- To nie prawda. - Jak mam mu udowodnić, że nie ma racji. Dlaczego on ma coś przeciwko niej. Czemu wszyscy nie mogą się po prostu przyjaźnić.
- Ach tak? Założymy się? Spróbuj się z nią umówić jutro na spotkanie. Zobaczysz, że zapomni!
- Zobaczysz, że nie! Mam pomysł. Jeśli wygram, to spróbujesz zaprzyjaźnić się z nią, dobrze? - Wciągam dłoń w jego stronę. To nie może się nieudać.
- Zgoda! Ale jak ja wygram, to spełnisz jedno moje życzenie - mówi Flowey.
- Zgoda!
Po chwili zrozumiałem, jakie głupstwo zrobiłem.
++++
Undyne nie zgodzi się na spotkanie. Flowey noe zaprzyjaźni się z Undyne. Nie trafię do Straży. Po co się zgodziłem? Nie jestem w stanie zablokować nawet najprostrzego ataku Undyne. Nawet nie zauważam, gdy rzuca we mnie kamykiem. Czuję ostry, mocny ból na skroni.
- Au! - krzyczę.
- Rany, przepraszam Papy! Nic ci nie jest?!
- Nie...
- Na pewno? Słuchaj, jesteś dziś jakiś nieswój. Jeśli źle się czujesz, masz problem czy coś możemy zakończyć trening. Gdybym wkładła więcej siły w ataki byłbyś poważnie ranny. Więc jeśli nie jesteś w stanie walczyć to przerywamy trening.
Siadam na ziemi. Po chwili Undyne przynosi mi szklankę wody. Biorę kilka głębokich oddechów i decyduję się poprosić ją o spotkanie. Jeśli powiem jej, że to dla mnie takie ważne, to na pewno się zgodzi.
++++
Wstaję z uśmiechem. Spotkam się z Undyne. Z jednej strony jestem podekscytowany, a z drugiej przerażony. Podekscytowany, bo będę mógł sprawić, że Flowey zaprzyjaźni się z nią i wszyscy będą szczęśliwi. Przerażony, bo chcę ją spytać, czy jest jakakolwiek, nawet najmniejsza szansa, że będę członkiem Straży. Co jeśli uzyskam odpowiedź w stylu "Jesteś beznadziejny, nie ma na to szans."? Ale to będzie miało też dobre strony. Nie będę podwładnym Undyne, więc będę mógł być jej przyjacielem! Flowey przestanie być na mnie zły, więc będę miał dwoje przyjaciół. Jednak trochę, ale tylko trochę, tylko, tylko trochę, obawiam się, że kwiatek może mieć trochę racji i Undyne nie będzie chciała się ze mną zadawać i tak. I co wtedy zrobię? Nie mam żadnych zdolności, które pozwolą mi zaprzyjaźnić się z kimkolwiek, znaleść pracę, pomóc zarobić Sansowi.
++++
- Mówiłem, że nie przyjdzie. - I Flowey ma rację.
Ocieram oczodoły dłonią. Nie odbiera, nie przychodzi. Czekałem i czekałem.
++++
Chcę już iść do domu.
- Czekaj, czekaj... - mówi Flowey. - Pamiętasz?
Pamiętam. Ale mam ochotę położyć się do łóżka i płakać.
- Obiecałeś mi coś! Wybaczyłem ci, że mnie nie posłuchałeś, więc ty też zachowaj się jak prawdziwy przyjaciel i dotrzymaj umowy.
- Flowey, to nie może poczekać do jutra?
- Absolutnie nie! Ta przysługa jest bardzo ważna dla mnie i dla ciebie! Pomoże ci, uwierz.
Bardzo nie chcę teraz robić czegokolwiek. Poszedłbym... nie, zachowałbym się jak miejscowy duch, położyłbym się na ziemi, tu, na wysypisku śmieci, i poczuł się jak jeden z nich. Jednak jeszcze bardziej nie chcę tracić przyjaciela.
- O co chodzi?
++++
Jest już wystarczająco zirytowany. Nalega, bym zdobył LOVE. Mówi, że bardzo potrzebuje kogoś, kto zdobył go dużo. Gdy pytam, po co, odpowiada enigmatycznie, że to dla niego sprawa życia i śmierci. Nie wiem, czemu się zgodzam.
Znajduję spanikowanego Woshuę. Pewnie biedak jest przerażony taką ilością śmieci wokół siebie.
- Dalej, pośpiesz się - ponagla mnie Flowey. - To sprawa życia i śmierci!
Ale nie mogę tego zrobić. Próbuję przywołać pociski, ale nie pojawia się nawet najmniejsza kostka. Czuję, jak trzęsą mi się dłonie.
- Flowey, nie zrobię tego. Nie zrobię. Proszę, poproś o co innego. Ja... nie dam rady.
- Musisz to zrobić. To dla mnie ważne! Nie chcesz zawieść przyjaciela, prawda.
Nie chcę, ale to, co mam zrobić, sprawia, że cały się pocę, mam ochotę wrzeszczeć. Nie chcę, nie mogę. Zamykam oczy i przywołuję jeden pocisk.
Powoli patrzę na otoczenie, niestety, ledwo co widzę przez łzy.
- Brawo, brawo, brawo - mówi Flowey gorzkim głosem. - Twój pocisk nie poleciał nawet blisko tego potwora! On przestarszył się i uciekł! Zawiodłeś mnie! Wiedziałeś, że potrzebuję twojej pomocy i co? Z takim podejściem nigdy nie będziesz miał żadnych przyjaciół!
Klękam przy kwiatku.
- Flowey, proszę... - próbuję mówić bez jąkania się - Ja... ja nie potrafię! Proszę. Nie wiem, po co chcesz, bym... zdobył LV, ale proszę, poszukaj jakiegoś innego wyjścia. Pomogę ci, jeśli będę w stanie.
++++
Mimo że jest noc, chodzimy po Waterfall. Chociaż ciężko powiedzieć, by Flowey szedł. Po prostu wnika w grunt i pojawia się kilka metrów dalej, a ja idę w jego stronę. Nie wiem, po co to robimy. Trwa to już od kilku godzin.
++++
Patrzę w dół. Przede mną rozciąga się odchłań, do której wpływa woda ze śmieciami. Wolałbym cofnąć się o parę kroków, lecz Flowey nalega bym stał tuż na krawędzi.
- Wiesz, jest pewien sposób, byś mi pomógł, skoro tak bardzo nie chcesz zdobywać LV.
Wiem, jestem okropna. Zmuszam moich czytelników do wyczekiwania na jeszcze jedną część. Mam już tysiąc słów, więc możecie oczekiwać. Tymczasem zapraszam na reklamy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro