Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXVIII

W jednej ręce trzymałam transporter, w drugiej znikacz.

Przyszła pora na ostateczne stracie.

I mam zamiar je wygrać. Za wszelką cenę.

Biorę głęboki wdech by uspokoić rozszalałe serce. Wiem, że muszę zrobić wszystko co w mojej mocy, by wreszcie to zakończyć. Wiele wycierpiałam przez to wszystko, wiele nieprzespanych nocy, wiele złamanych serce, wiele podróży w czasie, wiele uciekania przed tym wszystkim, wiele ran. Na więcej nie pozwolę, to się dziś skończy. Nie ważne z jakim skutkiem, dziś doprowadzę to do końca. Nie będę dłużej cierpieć i nie pozwolę cierpieć Alicji. Może przegram, może nie mam szans przeciwko Arturowi i Venadi, lecz nie poddam się bez walki. Zrobiłam już wszystko co tylko mogłam, by przygotować się do tego starcia. Czas przyjąć to co ma dla mnie los na klatę. I pokazać wszystkim, że nie pozwolę sobie w kasze dmuchać.

Zaciskam mocniej ręce na urządzeniach, a nocy wiatr rozwiewa mi włosy. Czuje się silna i potężna, lecz to nie zagwarantuje mi zwycięstwa. Lecz wiara sprawia, że nie waham się przed tym co mam zrobić. Jestem zdeterminowana i pewna. Nie czuje lęku, mimo tego, że może to być moja ostatnia noc, mogę zginąć w tej walce. Lecz jestem na to przygotowana.

Za chwilę wzejdzie słońce, wtedy wyruszę i zobaczę co przygotowało dla mnie przeznaczenie. Patrze jak pierwsze promienie padają na ziemie pogrążoną w mroku. Podziwiam grę kolorów słońca, cały czas kurczowo ściskając transporter i znikacz. Moja twarz nie wyraża żadnych emocji, w tym momencie nie czuje nic. Mam tylko jeden cel i nic mnie od niego nie odwiedzie.

W końcu całe słonce pojawia się na widno kręgu, a to jest dla mnie znak, że przyszedł już czas. Zakładam na szyje oba urządzenia, czuje ich ciężar i chłód promieniujący od metalu, a ich łańcuchy wbijają mi się w szyje. W końcu do ręki biorę transporter i ustawiam na nim datę mojego wyruszenia, czyli datę początkową, moją teraźniejszość, gdzie nie będę gościem, lecz będę w swoim życiu. Nie waham się przed wciśnięciem startu.

Czuje jak ziemia usuwa mi się spod nóg, tracę orientacje gdzie jest góra, a gdzie dół. Wszystko zaczyna wirować, a świat kręci się wokół mnie. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, będzie to moja ostatnia podróż, bo potem wyrzeknę się Iris. Jeśli coś się nie uda, znów będę musiała uciekać w czasoprzestrzeni i ta cała ucieczka zacznie się od nowa. Potem wciąga mnie wir powietrza i przenosi w inne miejsce. Jeszcze przez chwile tkwię pomiędzy czasoprzestrzenią, a potem wszystko wraca na swoje miejsce i znów czuje grunt pod sobą.

Pierwsze co widzę, kiedy podnoszę powieki są oczy Artura. Te piękne oczy które tak kiedyś kochałam, a które tak bardzo mnie zraniły i zdradziły. To przez nie tyle wycierpiałam. To one mnie prześladują we śnie i teraz bez skrupułów się we mnie wpatrują. Potem czuje z powrotem na swojej szyi nacisk sztyletu, który przyciska mi Artur do krtani i czuje jak po szyi spływają mi strużki własnej krwi.

Od mojego przeskoku w czasie nic się nie zmieniło, wszystko jest tak jakbym się stąd wcale nie ruszyła. Zawsze tak jest kiedy odbywam podrożę, wracam do punktu i czasu z którego wyruszyłam, dokładnie co do sekundy.

Ale Artur wie, że nie byłam tu przez cały czas. Widzę to po jego spojrzeniu i kpiącym półuśmieszku. Bez problemu zauważył, że odbyłam podróż i zebrałam nowe siły.

- Witaj z powrotem - mówi mrocznym szeptem, pochylając się nade mną tak, że nasze twarze dzielą centymetry, a uśmiech nie schodzi mu z twarzy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro