Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXVII

Ognień rozprzestrzenia się w ekspresowym tępię i otacza nas prawie ze wszystkich stron. Alarmy wyją już bez żadnych zahamowań, bo uruchomiły się czujniki dymu. Teraz nie ma już znaczenia czy przetniemy laserowe linie, alarm już i tak wyje. Teraz naszym priorytetem jest wyjść z tego w jednym kawałku. Ognień szaleje bez zahamowań i jeszcze chwile i spali nas żywcem.

W tym momencie płomienie docierają do gablotki z znikaczem. Szkło pod wpływem ciepła pęka. Już nic nie dzieli znikacza od nas, jest na wyciągniecie ręki. To nasz okazja. Ale kiedy już mam po niego sięgnąć, uderza w nas fala ciepła bijąca od ognia i uniemożliwiająca nam podejście bliżej. Cofamy się automatycznie przed falą płomieni.

Znikacz pochłania.

rozprzestrzeniający się ognień. Tracimy go z oczu, kiedy ginie wśród płomieni pogrążony w językach ognia.

- Nieeeee! - z mojego gardła wydobywa się krzyk. To był jedyny sposób by pokonać Artura i przestać być na celowniku Venadi. Teraz wszystko przepadło, jak ja mam sobie teraz z tym wszystkim poradzić?
Patrze załamana jak płonie miejsce w którym jeszcze przed chwilą był znikacz, a w moim sercu powstaje wielka dziura i rozpacz. To koniec, przegrałam.

Lecz wtedy kiedy ja upadam zrozpaczona na podłogę, Alicja rzuca a się do przodu. Prosto pod ognień. Zanim zdarzę zareagować lub choć zrobić cokolwiek, ona zanurza rękę prosto w ogniu. Muzeum przeszywa krzyk jej bólu, kiedy jej rękę opanowują płomienie. Lecz nie cofa się od ognia. Dopiero chwilę później wyciąga rękę z środka ognia i wycofuje się na bezpieczną odległość. Jej twarz jest zlana potem od ciepła, a jej ręka... Jakby powiedzieć, że wygląda strasznie to było by to wielkie niedopowiedzenie. Chyba sami jesteście sobie wstanie wyobrazić jak musiała ona wyglądać.

Jestem tak skupiona na tym co ona właśnie zrobiła i jej złym stanem, że dopiero po chwili zauważam, że trzyma coś w dłoni. To znikacz. Rzuciła się do ognia by go uratować. Zanurzyła rękę prosto w ognień by go odzyskać Poświęciła się, starszym kosztem.

Jak się okazało urządzenie jest ognioodporna, więc nic mu się nie stało. Niestety Alicja nie jest odporna na ognień.

- Dlaczego to zrobiłaś?! - w oczach mam łzy od dymu i wzruszenia jej czynem. - Przecież to było strasznie głupie i niebezpieczne!

- Musiałam go uratować, bez niego nie jesteś w stanie pokonać Artura - jej głos ie załamywał od bólu jaki powodowały oparzenia.

- Ale dlaczego zrobiłaś to takim kosztem?

- Nie miałam wyjścia...

Patrzę na nią kręcąc głową. To nie jest dobra pora i miejsce na kłótnie. Musimy się stąd czym prędzej wydostać. Rozejrzałam się po sali i zobaczyłam w odległym koncie wyjście ewakuacyjne. Tam ognień jeszcze nie dotarł, więc mamy szanse stąd uciec. Wskazuję Alicji drzwi i obie ruszamy biegiem w ich stronę. Mijamy płonące gablotki i ciągle rozpowszechniające się płomienie, biegnąć slalomem przez sale. Krztusimy się dymem, a oczy zachodzą na łzami utrudniając widoczność.

W końcu jednak docieramy do drzwi. Resztami siły udaje mi się je otworzyć i wypadamy na zewnątrz. Wszędzie wokoło wyją syreny straży porażanej i pogotowia. Wprawdzie powinnyśmy teraz uciekać, bo właśnie okradłyśmy muzeum i wywołałyśmy tam pożar, ale Alicja pilnie potrzebowała pomocy lekarzy. Nie wiem jak wytłumaczy im skąd się ty wzięła wśród płomieni, ale miałam na tyle rozsądku, że wiedziałam, że bez pomocy medycznej się nie obejdzie.

- Posłuchaj mnie - mówię poważnie patrząc na Alicje - Podejdziesz zaraz do karetki i pozwolisz im sobie pomóc. Sprzedasz im jakąś gadkę o tym, że nie mogłaś spać i wyszłaś na spacer i nieszczęśliwszym trafem znalazłaś się obok płonącego muzeum, gdzie ogień cię poparzył. Powinni to kupić, nawet jeśli nie, przynajmniej się tobą zajmą i opatrzą rękę. Ja wezmę znikacz i ucieknę z nim, więc jest szansa, że nie dowiedzą się o naszym włamaniu bo nie będą mieć dowodów. Rozumiesz mnie?

Pokiwała tylko głową, bo ból jaki odczuwała pozbawiał jej normalnego funkcjonowania. Pożegnałyśmy się, po czym patrzyłam ukryta w cieniu jak podchodzi do pogotowia i jak lekarze od razu biorą się do pracy. Jest w dobrych rękach, oni jej pomogą.

Czułam wyrzuty sumienia, to przeze mnie to zrobiła. Chciała mi pomóc przez co teraz musi ponieść konsekwencje. To mnie powinno parzyć nie ją. Wtedy przypomniało mi się co powiedziała mi przed tą wyprawa przyszła wersja Alicji. „Jakby się dało to spróbuj wykonać to zadanie sama, bez pomocy osób z zewnątrz." O to jej chodziło. Widziała, że w przeszłości się dla mnie poświęciła. Stąd te rany na całej ręce u Alicji z przyszłości. Teraz to się wszystko poskładało. Miała nadzieje, że może dając mi radę, uda się jej uniknąć tego losu, że nie poproszę jej o pomoc i sama to załatwię. Ale wszystko koniec końców i tak się potoczyło tak samo. Zresztą jak zawsze w całej czasoprzestrzeni. Jestem na siebie zła, że wtedy zignorowałam jej rade i naraziłam Alicje na takie niebezpieczeństwo które się tak strasznie skończyło. Będę to sobie długo wypominać.

Lecz teraz już nie mogłam nic zmienić. Mogłam tylko dopilnować by jej poświecenie nie poszło na marne i doprowadzi to całą sprawę z Arturem do końca.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro