Rozdział XXIV
Patrzałam na wpatrującą się we mnie głęboko Alicje z przyszłości. Musiałam podjąć decyzje.
Od kiedy mam Iris cały czas na niego narzekam, ale kiedy przysporzyła się okazja by się go pozbyć nie potrafię się na to zdobyć. To zaczęło być częścią mojego życia, codziennością. Częścią mnie. Ale nie miałam za bardzo wyporu. Nie poradzę sobie sama w walce wręcz z Arturem i odziałem Venadi. Jedyną moją szansą było ich przechytrzyć. Nie mogę się wycofać, nie kiedy zaszłam tak daleko, kiedy pokonałam taką długa drogę i włożyłam w to tyle trudu. Nie kiedy tyle zaryzykowałam.
- To jak będzie? - pyta mnie Alicja.
- To chyba oczywiste.
Uśmiech się do mnie ze zrozumieniem.
- Ale zanim zdobędę ten znikacz i pozbędę nas Iris, muszę jeszcze odbyć jedną podróż.
- Do kogo?
- Do Wiliama Szekspira.
- Nie rozumiem.
- W mojej przeszłości odwiedziłam go i on mi pomógł bo już o wszystkim wiedział i dał mi wskazówkę, którą sama sobie tam zostawiłam. Czyli odwiedziłam go jeszcze w mojej przyszłości, właśnie wtedy kiedy mu wszystko wytłumaczyłam i zostawiłam tą wskazówkę na potem. Ale to wszystko pomieszane.
- No trochę. I uważasz, że teraz jest czas by wdrożyć Wiliama w to wszystko?
- Tak, bo nie będzie innej okazji skoro stracę Iris. A on musi mi wtedy pomóc bo inaczej nie trafię tu do ciebie i nie pokonam Artura.
- Zatem nie zatrzymuje cię. Kiedy mu wszystko powiesz, wróć tu potem do mnie.
- Wrócę, jak tylko wszystko załatwię.
Powodzenia!
Pomachałam jej na do wiedzenia i ustawiałam kontroler. Postanowiłam wybrać datę o kilka tygodni wcześniej niż byłam u niego po raz pierwszy. Musiałam mu teraz wszystko wytłumaczyć by w swojej przyszłości mógł mi pomóc. Nie powinno to być aż takie trudne.
Ale się wtedy myliłam....
Kiedy wylądowałam na zakurzonym który już tak dobrze znałam, od razu ruszyłam do drzwi pracowni Szekspira. Tylko ani trochę tego nie przemyślałam. Wpadłam tam pędem całkiem zapominając, że Wiliam mnie jeszcze nie zna, że jestem obcym człowiek im w jego domu. Ta więc kiedy tylko otwarłam drzwi i moja sylwetka pojawiła się w pokoju poleciało we mnie krzesło. Jedne, drugie. Ledwo się przed nimi uchyliłam.
- Ja nie chce pana skrzywdzić! - zawołałam kiedy ujrzałam bojowo nastawionego mężczyznę stojącego pośrodku pokoju, trzymającego grubą książkę, którą jak miewam, też chciał we mnie rzucić.
- Kim ty jesteś demonie stworzonym z cieni?!
- Ja.... jestem......
I jak ja mam mu to wszystko wytłumaczyć?! Weżnie mnie za szaloną! Postanowiłam go pokonać jego własną bronią. Poezją.
- „Być albo nie być; oto jest pytanie.”* Nieprawdaż Wiliamie?
- Skąd ty młoda istoto znasz me słowa?
- Ja z przyszłości przybywam. W pokojowych zamiarując. Zaufaj mi proszę.
- Przecież przyszłość jest jeszcze nie napisana. To czyta karta którą każdy zapełnia sam.
- Masz rację. Ale jednocześnie się mylisz.
Stwierdziłam, że jak będę mówić podobnym językiem do niego, podobnymi gierkami słownymi to jakoś się dogadamy.
- Jak można mieć racje i jednocześnie być w błędzie? - widziałam, że moja postać zaczyna go interesować i że poczuł się swobodniej bo odłożył trzymaną w pogotowiu książkę i się rozluźnił
- Świat, przeznaczenie, los wszystko ma dla nas wiele zagadek.
- Masz rację, niezbadane są wyroki boskie. Powiedz kim ty jesteś moja droga? Jakim cudem umiesz się przemieszczać niezauważalnie? Czyżbyś umiała przechodzić przez ściany?
- Nieeeee to wszystko jest dość pomieszane....
I zaczęłam opowiadać wszystko po kolei, od początku. William słuchał, najpierw z niedowierzaniem i dystansem, potem zaczęło do to ciekawić i zaczął się wkręcać. Dziwnie było tak po prostu rozmawiać sobie z tak znanym poetą. Ale było to w pewien sposób fascynujące. W końcu dotarłam do końca opowieści.
- Zatem jak pokonasz tego łotra Artura? Jakąś współczesną bronią?
- Można tak powiedzieć – wtedy mi się coś przypomniał – Wyświadczył by mi pan pewną przysługę?
A mam jakiś wybór?
- W życiu zawsze jest jakiś wybór.
Uśmiechnął się do mnie, najwyraźniej zaimponowałam mu, w końcu o to mi chodziło, potrzebowałam jego pomocy. Ruszyłam w stronę jego biurka i znalazłam tak jakaś pustą niedużą karteczkę i złapałam na pióro. Napisałam dokładnie to samo co było na mojej karteczce:
Alicja,19.06.2022 rok, Londyn
Wszystkie inne informacje były by zbędne. Ona wytłumaczy mi wszystko osobiście, a tak bym się tylko rozpisała, a moja inna wersja i tak by nic nie zrozumiała.
- Czy mógłbyś mi to dać następnym razem jak u ciebie będę? To bardzo ważne. - podałam mu karteczkę. Wyglądała identycznie jak tak która znalazłam jakiś czas temu. Czas jest jednym wiecznie powtarzającym się kołem.
- Oczyśćcie moja droga, jeśli chociaż tyle mogę dla ciebie zrobić, to obiecuję wręczyć ci to przy naszym następnym spotkaniu.
- Dziękuje ci bardzo, ta karteczka bardzo dużo zmienia.
- To może teraz napijesz się, ze mną herbatki?
- Bardzo bym chciała naprawdę, ale nie mogę. Musze doprowadzić to wszystko do końca. Niepewne jest moje jutro.
- „Ciągle to jutro, jutro i znów jutro
Wije się w ciasnym kółku od dnia do dnia
Aż do ostatniej głoski czasokresu;
A wszystkie wczora to były pochodnie,”**
Mhhhh fajne to było, co teraz wydobyło się z moich ust. Musze to pilnie zapisać!
I już pisał coś zawzięcie na pergaminie, a pióro skrzypiało. Uśmiechnęłam się pod nosem. Oto mistrz przy pracy. Na moich oczach powstaje właśnie „Makbet”.
- Będę się już zbierać – mówię bo wiem, że nie mam tu nic więcej do zrobienia, a Alicja z przyszłości na mnie czeka.
Miło cię było poznać moja miła. Będę wyczekiwać naszego kolejnego spotkania.
I już chwili później mnie nie było, a stałam w salonie u Alicji.
------------------------------------
*fragment ”Hamlet” Wiliam Szekspir
** fragment ”Makbet* Wiliam Szekspir
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro