Rozdział XIII
- O czym myślisz? - pyta cicho Artur, trzymają mój podbródek, tuż przy swojej twarzy.
- O tobie – odpowiadam równie cicho.
Uśmiecha się i mnie całuje. Uwielbiam kiedy to robi. Jego pocałunki są głębokie i delikatne. Za każdym razem się rozpływam, a pocałunków nie szczędzi. Zwłaszcza, że wedle naszej umowy zawsze mu mówię gdzie jestem, to spotykamy się jeszcze częściej. Tym razem siedzimy na wzgórzu w Szkocji, dzięki jego transporterowi i podziwiamy widoki.
- Muszę wracać – mówię. - Mam być punktualnie na kolacji.
Widziałam, że nie chętnie odstawia mnie do domu. Jedyne co cały czas budziło moje zastanowienie były te ciągłe podróże, prawie po każdym spotkani z nim, jakaś odbywam i zawsze w nich jesteśmy. Zaczęłam mieć podejrzenia, że z tymi podróżami chodzi o coś więcej, niż tylko przekazanie mi, że nasze losy są powiązane. I tym razem odbyłam podróż. Lecz ta była inna niż te dotąd, dłuższa, dokładniejsza.
Przeniosłam się zaraz potem jak przekroczyłam próg domu. Stałam z boku na jakimś polu. Było już szarawo, nadciągał zmrok. Jak zawsze widziałam siebie i Artura, to znowu była przyszłość. Stałam cicho i obserwowałam rozwój wypadków. Prowadziliśmy niewinną rozmowę, śmiałam się. Sama uśmiechnęłam się na ten widok. Lecz wtedy uśmiech zamarł mi na ustach. Artur złapał moja przyszłą wersje za nadgarstek przytrzymując mocno. Moja wersja próbowała się wyrwać wykrzykując rozmaite rzeczy. Potem powietrze przeszył krzyk. W ręce Artura połyskiwał sztylet. Trzymał go tuż nad jej głową. Zaczęła błagać o litość, kiedy on pluł jej w twarz okropne słowa. Serce zamarło mi w piersi. Dlaczego Artur w przyszłości obróci się przeciwko mnie? Czemu będzie chciał mnie skrzywdzić? Potem wróciłam do siebie. Nie potrafiłam się otrząsnąć z tego co zobaczyłam. Co miałam robić? Zazwyczaj w tej stacji pytałam Artura, ale po tym co zobaczyłam, że kiedyś będzie chciał mnie zabić, nie mogłam się na to zdobyć, nie potrafiłam mu teraz zaufać. Została tak więc tylko jedna osoba. Alicja.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro