Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział X

Przez następne kilka dni nic się nie działo, Venandi nie zatokowało. Za to ten chłopak, który widział jak się przenoszę, cały czas był w moim pobliżu. Na lekcjach siadał ze mną w ławce, na obiedzie stawał za mną w kolejce. Był dość sympatyczny i zawsze chętnie mi pomagał, lecz obawiałam się tego, że zna moją tajemnicę. Amelia była zdania, że powinnam się trzymać od niego z daleka. Lecz nie potrafię odmówić tego by mi pomagał, nie z tym jego uśmiechem i czarującym spojrzeniem. Najwyraźniej zaintrygowało go to, że umiem tak nagle znikać. Więc zaczęliśmy ze sobą rozmawiać i spędzać trochę czasu, chodź pilnowałam siebie by nic nie wspominać o podróżach. On o nic nie pytał. 

- Co myślisz o tym że Venandi nie zaatakowało? - pytałam Amelii.

- Może ta wizja którą widziałaś to była przyszłość?

- Jestem prawie pewna, że to była teraźniejszość, ale teraz zaczynam w to wątpić....

- Hejka Amber, chcesz iść gdzieś dziś po szkole? - spytał mnie mój adorator.

- Nooo... - zaczęłam się jąkać. Ja osobiście bardzo chętnie bym poszła, nie wiele chłopaków się mną interesowało, lecz Amelią cały czas mnie przed nim ostrzegała, że on wie więcej niż powinien. - Bardzo chętnie Artur - powiedziałam. Nie mogłam się powstrzymać. Widziałam dezaprobatę na twarzy Amelii, lecz nic nie powiedziała. Przez resztę lekcji próbowałam dojść do jakiś konkretnych wniosków odnoście Venandi, ale na nie wiele się to zdało. 

Spotkaliśmy się z Arturem po lekcjach pod szkołą. Kiedy mieliśmy iść on ruszył w przeciwnym kierunku od kina.

- Ale kino jest tam - mówię.

- Wiem, ale wcale nie chcę z tobą iść do kina - uśmiechnął się. - Chcę ci coś pokazać.

Zaniepokoiłam się. Może jednak Amelia miała co do jego słuszne podejrzenia, nie wiadomo gdzie chce mnie zaprowadzić. Ale z drugiej strony, on był taki przystojny... Więc poszłam za nim potulnie, choć wiedziałam, że nie powinnam. Zaprowadził mnie na łąkę niedaleko miasta. Dziwne miejsce jeśli chciał mnie porwać, lub wydać policji, chociaż z drugiej strony nikt nas tu nie zauważy. 

- To co chciałeś mi pokazać? - pytam go.

- To - wyciąga z płaszcza stary okrągły zegarek, tak jaki miał zając w Alicji w krainie czarów, tylko o wiele bardziej urozmaicony, z wieloma pokrętłami i tarczami. 

- Co to?

- Jesteś podróżniczką, powiadasz Iris - mówi prosto z mostu.

Patrzę na niego przerażona.

- Skąd... Skąd wiesz?

- Bo ja również jestem podróżnikiem, myślałaś, że jesteś jedyna?- uśmiecha się. To dlatego cały czas był przy mnie. Jest taki jak ja. - A to - wskazuję zegarek - jest kontroler. Dzięki niemu możesz kontrolować kiedy i gdzie się przyniesiesz. Dlatego ci go pokazuje. To wiele praktyczniejsze, niż niekontrolowane przeskoki. Dobrze by było żebyś więcej się nie przynosiła w szkole, prawda? 

Patrz na niego oniemiała. Nigdy nie sądziłam, że spotkam kogoś takiego jak ja. I zwłaszcza, że będzie z niego takie ciacho. Chyba się zakochałam... 

- Chcesz go wypróbować? - pyta.

- Pewnie - teraz nie mam żadnych zahamowań. Serce zaczęło mi bić szybciej.

Artur zaczął ustawić zegarek, choć wiedziałam, że ja sama bym nie była w stanie odtworzyć kombinacji. Potem złapał mnie za rękę, a mnie zalała fale gorąca i nacisnął przycisk. Ziemia usunęłam się spod nóg tak jak przy każdej innej podróży. Chwilę później staliśmy w... Francji. Tuż pod wieżą Eiffla. A Artur był obok mnie! Czyli naprawdę też posiada Iris. 

- Wow - wyrwało mi się. - Zawsze chciałam odwiedzić Paryż.

- Do usług moja pani.

- Czadowy mieć takie urządzenie. Skąd się masz?

- Eeee... dziadek mi je dał.

- Dziadek? On tobie wie? I skąd on to ma?

- Masz zamiar tylko gadać czy cieszyć się pobytem tutaj, we Francji?

Ma rację, jestem w mieście moich marzeń, z przystojnym chłopakiem, który jest mną zainteresowany. Czego chcieć więcej. Przez następne kilka godzin żyłam jak w raju. Potem musieliśmy wracać. Jedyne czego żałuję, to że mnie nie pocałował. To był bardzo romantyczny dzień i sądzę, że to był by miły akcent na zakończenie. Bez wątpienia straciłam dla niego głowę. Ale to dobrze chyba, że trafiło na osobę, przed która nie muszę ukrywać, że jestem podróżniczką.

Nazajutrz przed szkołą czekała na mnie Amelia. Nie była chyba w dobrym humorze.

- Mówiłem Ci, że lepiej byś się z nim nie spotykała - mówi.

Opowiedziałam jej wszystko czego się dowiedzałam. O tym, że on też jest podróżnikiem. Nie wydawała się przekonana. Potem wyjęła encyklopedie i sprawiła informacje o kontrolerze. Podobno istniało niewiele takich porządek i zazwyczaj podróżnicy nie mieli ich do dyspozycji.

- Nie wydaje ci się dziwne, że on go ma i nawet nie wiesz dokładnie z skąd?

- Powinnaś się cieszyć, że nie jestem w tym sama.

- Masz jeszcze mnie. Poluje na ciebie Venandi, na niego na pewno też, jak będziecie razem spędzać czas tym szybciej was dopadną.

- Może jesteś zazdrosna? Bo spędzam z nim tyle czasu?

- Nie! Po prostu uważam, że to nie racjonalne. On namieszał ci w głowie, nie zaprzeczaj, patrzysz na niego jak na boga, zakochałaś się i przestałaś trzeźwo myśleć.

- To nie tak!

- A jak?

- On po prostu jest taki jak ja, rozumie mnie.

- A ja niby nie? Skoro takie masz podejście do sprawy to radź sama, w końcu masz przecież swojego towarzysza.

Mówiąc to odwróciła się na pięcie i obeszła.

- Dam sobie radę sama!

Dlaczego ona nie może zrozumieć, że Artur jest dla mnie ważny?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro