Rozdział V
Dotarłam do domu z bijącym szybko sercem. Ten nieznajomy wzbudził we mnie strach, którego nie umiałam się pozbyć. Kim on był? Bo na pewno nie był zwykłym przechodniem, bo wtedy nie była bym taka przerażona. Choć co bądź mam dość niezawodny instynkt.
Po wejściu do domu przywitałam się z rodzicami sprzedając im wiarygodna bajeczkę o tym, że wszystko jest normalnie i nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło i poszłam do siebie do pokoju. Musiałam jak najszybciej zadzwonić do Amelii. Złapałam telefonu i rzuciłam się na łóżko, dzwoniąc do niej.
- No hej, coś się stało, że dzwonisz? - usłyszałam głos mojej najlepszej przyjaciółki w słuchawce.
- No w sumie to tak. Kiedy wracałam do domu, spotkałam jakiegoś dziwnego gościa, który mi się bacznie przyglądał. Szczerze mówiąc nie podobało mi się w nim coś.
- Jak wyglądał? - słyszałam, że moja koleżanka się zaniepokoiła, więc ja też stała się niespokojna.
- Był ubrany cały na czarno.
Słyszałam w słuchawce jak Amelia przykłada jakieś rzeczy i przywraca strony w książce.
- Zajrzałam właśnie do encyklopedii podróży czasoprzestrzennych i chyba wiem kto to jest. Czytałam o nich już wcześniej, ale miałam nadzieję, że zaprzestali działalności.
- Oni? Jest ich więcej?
- Niestety tak i to nie mało. To cała organizacja i nie są po naszej stronie.
- O matko - zrobiło mi się słabo. - Niedobrze.
- Skoro ktoś cię obserwuję lepiej, żebym nie mówiła ci o takich rzeczach przez telefon, tylko twarzą w twarz.
- Opowiesz mi wszystko jutro w szkole, teraz muszę ochłonąć.
Potem się rozłączyłyśmy. Nie czułam się dobrze. Z dnia na dzień przybywało problemów.
Zeszłam na dół do kuchni. Jedyne co mi teraz pomoże to coś słodkiego.
- Dużo masz na dziś zadane, kochanie? - spytała mama, pochylona nad piekarnikiem przygotowując obiad.
- Yyyy... Tak, bardzo dużo - lepiej żeby myślała, że odrabiam lekcje, to będę miała chwilę spokoju. W sumie to co powiedziałam nie było wcale dalekie od prawdy, bo naprawdę mam dużo nauki. Bo oczywiście pani z biologii nam nie mogła darować i zapowiedziała kartkówkę.
Wzięłam tabliczka czekolady z szafki i wróciłam do pokoju.
Reszta dnia minęła dość normalnie, w końcu dalej mam zwykłe życie, nie musi się wiecznie coś dziać.
Nazajutrz rano w szkole, spotkałam Amelie. Nie wyglądała zdyb dobrze, tak jakby nie wiele dziś spała.
- Obawiam się, że mamy kłopoty - mówi pokazując mi encyklopedie otwartą na jakieś stronie.
Wzięłam od niej książkę i przyjrzałam się temu co tam pisało. Z każdym przeczytanym słowem robiłam się coraz bardziej niespokojna i zaczęłam rozumieć czemu Amelia dziś nie spała.
- Czyli mówiąc skrótowo, istnieje dość dobrze zorganizowana organizacja przestępcza, o której policja nie ma pojęcie, która pragnie dopaść takie osoby jak ja, mające dar podróży czasoprzestrzennych, i przejąć tą moc dla siebie do niecnych celów? - pytam.
- Zgadza się, ale trzeba jeszcze dodać, że są dość brutalni i nie zostawią samemu sobie tego co zaczęli, zawsze doprowadzają sprawę do końca. Co niestety stawia nas w dużym niebezpieczeństwie skoro już nas obserwują.
- No pięknie, a już zaczęłam się przyzwyczajać do mojej sytuacji.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro