Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18

Leonie

Czas pędził niesamowicie. Z poniedziałkowego popołudnia, gdzie zasypiałam na kolanach mojego chłopaka, zrobiło się środowe rano, kiedy trzeba było znowu go pożegnać. Tym razem jednak mogłam bez żadnych podejrzeń czy dziwnych spojrzeń rzucanych w moją stronę okazać Freitagwi uczucia. Przykleiłam się do niego niczym rzep do psiego ogona i za żadne skarby nie chciałam puścić. Zdecydowałam się pozwolić mu pojechać dopiero wtedy, kiedy obiecał, że przez najbliższy miesiąc cztery weekendy spędzi w domu. W tamtej chwili uśmiechnęłam się szeroko.

-To naprawdę wspaniale!-prawie krzyknęłam-Szczęśliwej drogi-szepnęłam puszczając go ze swoich ramion i zezwalając na wyjazd

On jednak, zanim podszedł do kumpli, pocałował mój policzek i czule pogładził mnie po włosach.

-Będę mocno tęsknić-zapowiedział i dosiadł się do Severina, o ile dobrze zapamiętałam imię podrudziałego blondyna z charakterystyczną twarzą

Nie czekając aż odjadą wróciłam do mieszkania, gdzie przez kolejne blisko dwie godziny kontemplowałam imię i nazwisko autora mojej ukochanej, z lat szkolnych, przygodówki. Potem niestety musiałam zacząć się zbierać na wykłady, więc położyłam powieść na kuchennym stole, z dala od wszystkich niebezpiecznych płynów i nie tylko. Dzień był dość nudny, pozbawiony jakichkolwiek ciekawych wydarzeń, nie licząc może krótkiej wymiany zdań z Richardem. Wieczorem jednak, po kąpieli, za żadne skarby nie mogłam zasnąć. Próbowałam każdej możliwej pozycji. Z poduszką, bez poduszki. Na boku, na plecach i na brzuchu, żadna jednak nie była odpowiednia. Porzuciłam więc marzenia o śnie i podniosłam się do siadu. Chwyciłam za książkę z wykładów pana Honza i zaczęłam powtarzać cały rok. Posiedziałam tak trochę, przypominając sobie wszystko, ale w pewnej chwili film mi się urwał. Obudził mnie dzwonek budzika, który chyba próbował dotrzeć do mnie już od jakiegoś czasu, bo darł się niemiłosiernie. Spojrzałam na wyświetlacz, który wskazywał szóstą czterdzieści i niechętnie zeszłam z łóżka. Mimo że od ściany odgradzała mnie cieplutka podusia, którą podarował mi na urodzinki Richard, a moje kości były przyzwyczajone do spania na siedząco, wszystko mnie bolało. Nogi miałam do tego stopnia zdrętwiałe, że żeby nie upaść musiałam przytrzymać się ramy łóżka. Wyjątkowo długo zajęło mi dzisiaj przygotowanie się na uniwersytet, więc kanapkę musiałam zjeść po drodze na przystanek. Niestety, jak to zwykle z moim szczęściem bywa, autobus odjechał mi tuż sprzed nosa, więc byłam zmuszona iść na piechotę. Kompletnie nie miałam na to energii, ale z siłą wyższą się nie dyskutuje. Na zajęcia dotarłam na styk, wchodząc do sali prawie równo z profesorem. Ten dzień był totalną porażką. Nic mi nie wychodziło. Wszystko mieszało mi się w głowie, a wyniki wychodziły mi cały czas nie takie. Zniechęcona niekończącym się pasmem porażek dowlokłam się do domu, gdzie wykończona ległam na kanapę, gdzie uprzednio przytaszczyłam podusię z Norwegii. Ułożyłam się wygodnie i miałam zasnąć, ale tchnięta przeczuciem sprawdziłam rozpiskę zawodów w Planicy i o mały włos nie spadłam z kanapy. Jak wynikało z kartki czwartkowe kwalifikacje zaczęły się prawie dwadzieścia minut temu. Szybko włączyłam telewizor i starałam się dotrwać do skoku Freitaga. Nie udało mi się. Odleciałam przed włączonym telewizorem, przyciskając poduszkę do klatki piersiowej, ledwie kilku skoczków przed mężczyzną. Spałam w najlepsze nadrabiając straconą nockę. Byłam właśnie w trakcie podróży po wszechświecie z mistrzem Yodą, kiedy usłyszałam "Marsz imperialny". Automatycznie zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu Dartha Vadera, ale po mimo jego braku na horyzoncie muzyka stawała się coraz głośniejsza.

-Czas już drogie dziecko iść tobie nadszedł-powiedział mistrz jedi i rozpłynął się w próżni, a ja obudziłam się

Irytująca muzyczka nie ustawała, więc wyciągnęłam rękę po leżący na szafce obok telefon.

-Halo-prawie warknęłam do słuchawki, nie spoglądając uprzednio na wyświetlacz

-Łołoło, co to za cieplutkie powitanie-zaśmiał się mój chłopak-Czyżbyś się nie cieszyła, że wygrałem kwalifikacje?-spytał z udawanym żalem w głosie

-Wybacz, nie dałam rady dotrwać. Zasnęłam gdzieś w okolicy Demona jakiegoś tam-wyjaśniłam już nieco mniej morderczym tonem- Ale bardzo się cieszę, że tak dobrze ci poszło-uśmiechnęłam się sama do siebie

-Coś się stało? Brzmisz jakbyś źle się czuła-stwierdził Freitag oceniającym tonem

-Nie mogłam spać w nocy, a dzisiaj nic mi nie wychodzi-westchnęłam-Ale jest okey-dodałam szybko nie chcą, aby drążył temat

-Powiedzmy, że ci wierzę, bo nie chcę się z tobą kłócić-mogę się założyć, że zrobił właśnie głupią minę, która teoretycznie miała mnie rozśmieszyć, ale ten zapomniał, że nie rozmawiamy przez kamerkę

-A u was jak było? Ładna pogoda?-spytałam zmieniając nieco temat

-Żebyś wiedziała!-wykrzyknął-Ciepło jak na Saharze. Chodzimy w krótkich koszulkach i okularach przeciwsłonecznych-zaśmiał się

-Naprawdę?-zdziwiłam się-A ja myślałam, że one są tylko dla szpanu-zaśmiałam się

-No wiesz!-udał oburzonego-Jak mogłaś nas posądzić o coś takiego!

-Wybacz-zaśmiałam się-Przez niedobór snu zaczyna mi odbijać

-Nie spałaś w nocy?-zdziwił się-To czemu ty jeszcze ze mną gadasz? Do łóżeczka i się wyspać-powiedział opiekuńczym tonem

-Spałam, oczywiście, że spałam, ale późno się położyłam i to pewnie dlatego-powiedziałam wyjaśniająco

-Dobra, dobra, już ja cię znam. Jest po szesnastej. Najpóźniej o dwudziestej pierwszej widzę cię w łóżku. Chociaż może widzę to złe słowo...-zastanowił się-Ale zostańmy przy nim-stwierdził po namyśle

-A jak zamierzasz sprawdzić, czy rzeczywiście poszłam spać?-spytałam prowokująco

-Już ja mam swoje sposoby-zaśmiał się-A teraz bardziej na serio. Powodzenia w robocie i miłego wypoczynku-życzył mi

-Wam też. Nie przemęczajcie się dzisiaj, bo jeszcze coś wam się stanie jutro-poprosiłam

-O to, to ty się nie martw. Miłych snów Leo-rozłączył się, a ja z brakiem chęci do życia zabrałam się za zadania z uczelni

______________________
I co ja teraz będę robić ze swoim życiem... Rozdział dedykuję wszystkim, którzy też nie będą mieć co ze sobą zrobić <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro