Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXVII


Obudziłem się dość wcześnie, nim jeszcze słońce zdążyło dobrze wyjrzeć zza horyzontu. Coś tego ranka było jednak inne niż wcześniej, ponieważ tym razem nie leżałem w łóżku sam. Gdy tylko przewróciłem się na drugi bok, napotkałem wzrokiem Sebastiana, który wciąż spał słodko, wtulony w kołdrę. Ten widok wywołał we mnie mimowolny uśmiech. 

Postanawiając nieco zaryzykować, dźgnąłem go delikatnie w policzek, co jednak nie zbudziło czarnowłosego. Po chwili przejechałem palcem po jego gładkiej skórze i tyknąłem go również w nos, co i tym razem nie wywołało żadnej większej reakcji. Raczej nieodpowiednie było budzenie go, gdy ten tak słodko spał, chyba pierwszy raz od dawna. Wyglądał na człowieka, któremu sen zdecydowanie się przyda. 

Mój wzrok po krótkiej chwili przeniósł się na zegarek przy łóżku, który mówił mi, że jestem już spóźniony na co najmniej trzy pierwsze lekcje. Dlaczego budzik nie zadzwonił? Nie nastawiłem go? Sebastian też swojego nie nastawił? Sięgnąłem po mój telefon leżący na szafce nocnej, a gdy próbowałem go włączyć, wszystko stało się jasne. Wygląda na to, że zapomniałem go naładować, co zdarzało mi się dość często z uwagi na to, że nie byłem jeszcze przyzwyczajony do technologii XXI wieku. 

Odłożyłem urządzenie na blat i z cichym westchnięciem ponownie spojrzałem na Sebastiana, bardziej otulając chłopaka kołdrą, żeby nie zmarzł. W końcu była jesień, robiło się bardzo zimno. Szczególnie rankiem w mieszkaniu panował nieprzyjemny chłód. 

Następnie, uznając, że skoro jestem i tak spóźniony to nie zaszkodzi, położyłem się obok Sebastiana, wtulając w jego bok. Czując przyjemne ciepło, jakie biło od jego ciała, zamknąłem oczy, głowę opierając o jego klatkę piersiową. Już po chwili ponownie spałem. 

***

Do szkoły przyszedłem niezwykle zaspany. Idąc korytarzem tarłem oczy, ziewając przy tym leniwie. Wbrew pozorom większa ilość snu zamiast prowadzić do mojego wyspania, sprawiała, że czułem się jeszcze bardziej znużony. Do tego gdy się obudziliśmy Sebastian stwierdził, że zostały mi aż cztery lekcje, więc żal, abym nie poszedł do szkoły. 

Tym właśnie sposobem znalazłem się tutaj, w tej placówce edukacyjnej, a następnie bibliotece, gdzie zaszedłem po lekturę, jaką omawiać mieliśmy w najbliższym czasie. Byłem w tym miejscu już kilka razy, jednak wciąż nieco się gubiłem, myląc poszczególne działy i regały. Na całe szczęście ten z lekturami dla mojego rocznika był oznaczony, dzięki czemu odnalazłem książkę, której szukałem. Wziąłem ją i już miałem udać się do biurka bibliotekarki, aby wypożyczyć, jednak wtedy moją uwagę przykuło coś innego, a raczej ktoś inny. 

Dziewczyna, z którą chodziłem na kółko modowe, Sullivan, znajdowała się przy jednym z regałów, starając się dosięgnąć jedną z książek, jaka się na nim znajdywała. Widać było, że wiele wysiłku wkłada w to zadanie, nie poddając się, mimo, że jej dłoń ani trochę nie przybliżała się do książki. Niestety z powodu bycia na wózku miała nieco ograniczone możliwości. 

- O to chodzi? - podszedłem do niej, następnie wskazując grzbiet jednej z książek. 

- Tak, o to. - potwierdziła z uśmiechem, a co za tym idzie ja sięgnąłem po interesującą ją pozycję, zdejmując z półki. 

Nie zwlekając podałem książkę dziewczynie, jednak przed tym mignęła mi okładka, która cała sugerowała, że w dziele tym opisany jest jakiś romans. Gorące, żarliwe uczucie przeplatane seksem, ciągiem dramatycznych zdarzeń i perfumami Armaniego, jakimi polewał się główny bohater. 

- Interesują cię takie rzeczy? - zapytałem, nie przejmując się tym, że mogłem wyjść na kogoś doprawdy wścibskiego, pytając o to. 

Na moje słowa dziewczyna delikatnie się zarumieniła, przytulając do siebie książkę, którą następnie szczelnie okryła ramionami, jakby chcąc skryć tą historię przed całym światem. Na jej ustach widniał przy tym delikatny, lekko nieśmiały uśmiech. 

- Lubię. Bo wiesz, Ciel. To takie cudowne czytać o ludziach, którzy się kochają i dzięki tej miłości pokonują wszystkie przeciwności losu. - westchnęła rozmarzona, najwyraźniej myślami błądząc po swoim świecie. 

Czy romansidło opowiadające o idealnej kobiecie o szczupłych łydkach i mężczyźnie w garniturze z posturą godną modela z reklamy bokserek można było uznać za coś faktycznie romantycznego? Czy wyidealizowany obraz bezproblemowej relacji faktycznie był tym, co tak młode damy brały za wzór? Mi wydał się to niezbyt pociągający scenariusz, jednak książki tego typu dedykowane były płci pięknej, tym samym mi, chłopakowi, zamykając drogę do krytyki takich tworów. 

- To chyba tak nie działa... - mruknąłem cicho, przez co wzrok dziewczyny w przerażająco szybkim tempie ponownie znalazł się na mojej osobie. 

Nie mogłem spodziewać się, że ta złapie mnie za fraki, przyciągając do siebie niebezpiecznie blisko. Książka praktycznie zsunęła się z jej ud, gdy ta z zawziętością patrzyła mi w oczy, z wypiekami na twarzy mówiąc:

- Działa. Jasne, że działa. Gdyby nie działało, nikt by o tym nie pisał, bo by nie działało. - no tak, to logiczne, jakby nie patrzeć. - Zawsze wszystko w takich książkach styka. Ludzie patrzą na siebie i się zakochują. To takie fenomenalne. 

Puściła mnie tylko po to, aby następnie ponownie przytulić do siebie książkę. Nie powiem, nie znałem jej od tej strony. A przynajmniej nie znałem jej od tej strony w tym świecie, bo w dziewiętnastym wieku była doprawdy zdeprawowanym człowiekiem z ogromem nieczystych myśli. 

- W takich romansach nie ma problemów, nie ma sytuacji nie do rozwiązania. Nawet jeśli jest zdrada czy początkowa nienawiść, bohaterowie i tak odnajdują potem swoje ścieżki. Przeplatają się one nawet wtedy, gdy postaci nie chcąc znów się spotkać, bo to jest właśnie ich przeznaczenie. - albo wizja napalonej autorki, pomyślałem. - A wtedy on bierze ją na biurku i ona krzyczy ah! 

Nim dziewczyna zdążyła dokończyć imitację jęku, zakryłem jej usta dłonią, rozglądając się, czy aby na pewno nikt tego nie usłyszał. Całe szczęście wszyscy mieli nad głęboko gdzieś, z czego choć raz się cieszyłem. 

- Czaję, czaję. - wymruczałem, odsuwając dłoń po dłuższej chwili, aby dziewczyna znów dobrze się napowietrzyła i do tego mogła odezwać. 

- To dobrze. - powiedziała, totalnie zmieniając swoje nastawienie. - Naprawdę dziękuję ci za pomoc. 

Podziękowała, układając usta w doprawdy delikatny i niewinny, kryjący jej prawdziwe wnętrze uśmiech. Wygląda na to, że srogo pomyliłem się w stosunku co do niej, co jednocześnie mnie zdziwiło i przestraszyło, ale i skłoniło do tego, żeby jeszcze bardziej poznać jej skrytą naturę. 

***

Siedziałem na plastyce, w pełni skupiając się na rysunku, jaki tworzyłem. Temat był dość oklepany - jesień. Swoimi oczami mieliśmy na kartce przedstawić tą porę roku, co ja zrobiłem, ani razu nie biorąc jednak od blondyna z którym siedziałem w ławce kredek. Co najwyżej czarną, aby mocniej zarysować niektóre elementy, z resztą radząc sobie ołówkiem. 

Z takim rysunkiem niezwykle dumny podszedłem do biurka nauczyciela, za którym siedział Finnian. Już w miarę przyzwyczaiłem się do tego, że mój ogrodnik zajmuje stanowiska nauczyciela plastyki i nawet cieszyłem się, dzięki temu odnosząc wrażenie, że ten przedmiot jest jeszcze milszy. 

- Co to jest, Ciel? - zapytał blondyn, gdy tylko spojrzał na moją pracę, jaką przed nim położyłem. 

- Jesień. Tak, jak pan kazał. - odpowiedziałem, choć słowo ''pan'' ledwie przeszło mi przez gardło. 

- Coś ciemna ta jesień. - wziął kartkę. - Wiesz, że podobno rysunki mogą odzwierciedlać naszą duszę i charakter? Kiedyś nawet wymyślono test polegający na rysowaniu drzewa, można było po tym wiele wywnioskować. Póki co ja po twojej pracy wnioskuję głęboki pesymizm. 

- To nie pesymizm, to szary obraz jesieni. Nie musi być bardzo kolorowo, aby jesień była jesienią. - odpowiedziałem, zerkając na okno, za którego szybą było praktycznie tak ponuro, jak na moim obrazku. - W sztuce chyba właśnie chodzi o swoją interpretację, prawda? Aby przedstawić swoje wyobrażenie pewnej rzeczy. 

- Zgodzę się tym. I rzecz jasna uznam ci pracę, jeśli stwierdzisz, że to właśnie to chciałeś mi przedstawić. Ale sądzę przy tym, że rysując i malując coś takiego jak porę roku, warto dodać nieco koloru. Wiosną zieloną trawę i kwiaty. Latem zachodzące słońce. Zimą świąteczne ozdoby i latarnie, od których emanowałoby ciepłe światło. A jesienią liście, które zdobią chodniki i trawniki. - odłożył moją pracę na biurko. - Każda z pór roku jest doprawdy pięknym zjawiskiem mającym swoje plusy, które warto dostrzec nawet wtedy, gdy wydaje nam się, że jest szaro i nieprzyjemnie. 

Uśmiechnął się w typowy dla siebie sposób, patrząc na mnie, jakby w oczekiwaniu na decyzję, jaką podejmę. 

Piękno, jakie ma każda z pór roku. Urok, jaki niesie za sobą przyroda, zmieniając swe dobra w zależności od pory. Pory roku były jak dwie strony monety, z jednej stron przedstawiając wszystkie chłodne wady, z drugiej w ciepły sposób ukazując nam plusy. Były trochę jak różne sytuacje w życiu i samo życie, które mogło być albo czymś cudownym i pięknym, albo szarym i nijakim. To, jakie będzie, zależało jednak tylko i wyłącznie od nas.

- Ja... Poprawię tę pracę. - zdecydowałem, biorąc kartkę całą wypełnioną najróżniejszymi odcieniami czerni i szarości. 

Postaram się zmienić je na czerwień, brąz i pomarańcz, jakie ozdobiły korony drzew. Postaram się ukazać ptaki odlatujące do ciepłych krajów, poranny deszcz osiadający na parapecie sypialnego okna, wieczory pachnące herbatą z dodatkiem soku z cytryny. Postaram się przedstawić to, co sprawia, że jesienią uśmiecham się i cieszę każdą chwilą na zewnątrz mimo niesprzyjającej pogody. Tak naprawdę wiedziałem, że jest z pewnością masa rzeczy, które to powodują, jednak nie rozwodziłem się do teraz zbytnio nad nimi.

Być może spróbuję przy tym patrzeć nieco łaskawiej na życie i sprawy, jakie dzieją się wokół mnie. I tak zaliczyłem już niezły progres w tym temacie, więc mam nadzieję, że teraz już prosta droga do naprawdę pozytywnego myślenia. Być może nawet siła sugestii okaże się prawdziwa i pozytywnym myśleniem sprawię, że będzie się działo więcej dobrego. 

Ciekawe, jak to rysunek na plastykę potrafi wiele zmienić. 


Witam moje jelonki. Kolejna środa, więc kolejny rozdział. Szczerze mówiąc pracuje mi się i pracuje nad tą moją nową książką i coś się napracować nie mogę. Wbrew pozorom zbyt duża ilość wolnego czasu bardziej demotywuje i nie pozwala na dobre wziąć się do roboty niż otwiera więcej możliwości (przynajmniej dla mnie). Ponadto jako tegoroczna ósmoklasistka męczę się na dzień dzisiejszy z egzaminami, dziś była matematyka. Wczoraj polski, na którym niezwykle kreatywnie wykazałam się znajomością Death Note. I czy tylko ja przerywałam naklejki na arkuszu z szybciej bijącym sercem? Najbardziej stresujący moment ever. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro