Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXVI


Zapach stopionego wosku, świec palących się żarliwym, gorącym blaskiem. Poświata, jaką te rzucają na każdy zakamarek pomieszczenia. Omiatają światłem zarysy ludzkich sylwetek, rzucają cienie. Twarze w maskach, głowy skryte pod kapturami. Jestem niczym ptak w klatce, który trzepocze skrzydłami, próbując się wydostać. Braknie mu jednak sił, by walczyć z całym światem, który jest przeciwko niemu. Jestem niczym ptak, który łaknie słońca, wiatru, nieba bez ani jednej burzowej chmury. Tęskno mi za wolnością, całym sobą pragnę znów poczuć ją w swoim sercu. Wiem jednak, że to jedynie moje wyobrażenia. Słodki smak wspomnień. 

Aż nagle następuje cisza. Dzwoni mi w uszach, wydaje się w tym momencie głośniejsza od wcześniejszego gwaru. Mrok pochłania pomieszczenie, a z ciemności wyłania się postać. Jej niewyraźny zarys zmierza w moją stronę, a po chwili zostaje do mnie wyciągnięta szponiasta, chłodna dłoń. 

- To ty mnie wezwałeś, paniczu. Mam rację? - męski, przyjemny głos dochodzi do moich uszu. Mimo gębi, jaką posiada, nie wydaje mi się ani trochę bezpiecznym głosem. 

- Czy ja cię... Wezwałem? - odpowiadam, a raczej pytam, widząc usta układające się w zadowolony uśmiech. Postać szczerzy kły, wpatruje się we mnie bordowymi źrenicami. Czeka. 

- Wydaje mi się, że tak. - stwór zniża się. Jednocześnie mrok rozmywa się, ukazuję mi postać mężczyzny o czarnych włosach i niezwykle bladej skórze. 

Wciąż wyciąga dłoń w moją stronę, jednocześnie ukazując zęby w uśmiechu. Zachęca mnie, abym ją ujął, przyjmując pomoc. Dłoń wydaje się delikatniejsza niż wcześniej, ale wciąż ciągnie od niej chłód. 

- Twoja niezwykle niewinna, dziecięca dusza została splamiona. Wciąż jest czysta, ale przy tym naznaczona pragnieniem zemsty. Ledwie zdążyłeś skosztować życia, a wszystko, co miałeś, zostało ci odebrane. Czujesz gorycz. Złość. Zrobiłbyś wszystko, aby zostać zapamiętanym jako ktoś więcej, niż marny pomiot sprowadzony do roli ofiary. Chciałbyś pokazać wszystkim, że ród Phantomhive nie da sobą pomiatać. Mam rację? 

Złość. Żal. Smutek. Wszystko się zgadza. Uczucie kłębiące się we mnie, tworzące doprawdy frustrującą mieszankę. Mogę je stłamsić. Mogę pokonać ludzi, którzy śmieli zakpić z mojego rodu. 

- Kim jesteś? - zapytałem, wyciągając już jednak dłoń w jego kierunku. - Czy możesz mi pomóc się zemścić?

- Jestem złem w najczystszej postaci. Jestem demonem żerującym na ludzkim smutku, bytem bez empatii. Stworzeniem zabierającym duszę kontrahentów w zamian, za spełnienie ich zachcianki. Ty też możesz zawrzeć ze mną kontrakt. W zamian za twoją duszę, skłonny będę wykonać każdą twoją rządzę. - w trakcie jego słów nasze dłonie zetknęły się, następnie przechodząc do uścisku. 

Zetknęła się wtedy dłoń demona i dziesięcioletniego, cierpiącego chłopca. W tym, wydawać by się mogło, nierozerwalnym uścisku, ukształtowała się przyszłość. Sprzedaż duszy diabłu, który od tego momentu dzielnie miał kroczyć u mego boku. Syn diabła na każde moje wezwanie. 

- Chcę zawrzeć z tobą kontrakt, demonie. - powiedziałem zdeterminowany, bez strachu patrząc w jego źrenice. 

- Cudownie! Takich ludzi lubię! Jestem pewien, że obaj nie pożałujemy tej decyzji. - puścił moją dłoń. - Wybierz miejsce, w jakim umieścić mam znak kontraktu. Im bardziej widoczne, tym większa moc kontraktu. 

- Nie obchodzi mnie, gdzie będzie. Umieść go gdziekolwiek. - powiedziałem, po chwili czując okropne pieczenie w oku. 

Syknąłem przez to, łapiąc się za to miejsce. Ból jednak nie trwał długo. Już po chwili ponownie mogłem spojrzeć na mojego demona, tym razem już jedynie jednym okiem. 

- Od teraz jesteśmy połączeni. - demon uniósł dłoń, na której wierzchu widniał symbol, zapewne taki sam, jak ten, jaki ja miałem na oku. - To znak kontraktu, jaki zwarliśmy. Od teraz jesteś moim panem i w związku z tym możesz postawić mi trzy warunki. 

- Trzy warunki? - szepnąłem, jakby samemu sobie potwierdzając jego słowa. 

Co mogę rozkazać mojemu demonowi, który od teraz codziennie kroczyć będzie u mego boku? Jak sprawić, aby jego służba była do mnie jak najbardziej wartościowa? Mogę poskromić bestię, narzucając na nią łańcuchy obietnicy. Przynajmniej tak mi się wydawało. 

- Masz mnie nigdy, przenigdy nie okłamywać. - zdecydowałem, po chwili ponownie czując pieczenie, jakie przeszyło moje oko. 

Nie był to jednak ból tak dotkliwy, jak ten, gdy znak powstawał. Obecne uczucie stanowiło jedynie dokuczliwy dyskomfort, który znikał jednak po chwili, utwierdzając mnie jedynie w potwierdzeniu warunków kontraktu. 

- Yes, my lord. - demon oblizał chłodne, delikatnie spierzchnięte usta. - Czego mój mały pan życzy sobie w następnej kolejności?

Kolejne życzenie, kolejny warunek. Gdy wypowiem kolejne zobowiązanie, zostanie mi już tylko jedno. Co, jeśli wybiorę źle? Wyglądało na to, że nie mógłbym cofnąć swoich słów. Moje decyzje już wryły się w kontrakt, bezpowrotnie stając się warunkiem tej nietypowej służby. Jeśli wykorzystam źle moje warunki, mogę winić tylko siebie. 

- Masz bezdyskusyjnie spełniać każdy mój rozkaz. - po chwili zastanowienia uraczyłem go kolejnym z rozkazów. 

I przy nim moje oko zapiekło, dając mi znać, że został on przyjęty przez kontrakt. Teraz został mi jeden warunek, tylko jeden. 

- Mądrze wybierasz, paniczu. Wygląda na to, że mimo młodego wieku wiesz, jak o siebie zadbać. - pochwalił, bez uznania jednak w głosie, którego nie próbował nawet udawać. - Może ten kontakt będzie czymś ciekawym...

Przygryzł kciuk, jakby w zastanowieniu. Delikatnie błyszczącymi oczami wpatrzył się natomiast w sufit nad nami, wydając się mieć niezwykły ubaw z tej sytuacji. Dla niego to zapewne była doskonała zabawa. 

W końcu dla tego bytu nasz kontrakt będzie jedynie małym, nieznaczącym urywkiem z jego niekończącego się życia. Kolejnym epizodem, jaki spędzi u boku ludzkiego dziecka, a potem zapomni, wciskając go między inne kontrakty. To, co dla mnie było wszystkim, dla niego stanowiło jedynie kolejną dobrą duszę. 

- Zamknij się. - warknąłem, zaciskając dłonie na swojej koszuli. - Jako trzeci warunek... Masz zawsze chronić swojego pana i nigdy go nie zdradzić! To ostatni z moich warunków, demonie! 

Ten ostatni raz odczułem pieczenie, które było jednak znacznie bardziej wyraźne niż to wcześniejsze. 

- Doskonale! Dopełniliśmy kontraktu! Powstań z klęczek, panie. - wystawił do mnie dłonie, a ja ująłem je, przyjmując jego pomoc. Z trudem podniosłem się z ziemi, stając o własnych siłach. Ptak uwolnił się z klatki, nie wiedząc jeszcze, w jak ogromną pułapkę wpadł w zamian. - Jaki będzie twój pierwszy rozkaz, mój drogi paniczu? 

- Zabij! Zabij wszystkich! - patrzyłem z determinacją w jego oczy, czując każdy najmniejszy skrawek swojego ciała. 

Każdą bliznę, siniak, zadrapanie. Każdą krzywdę, jakiej przyszło mi doświadczyć podczas ostatniego czasu. Czułem chłód otulający moje bose stopy i czułem zapach krwi, która litrami lała się z moich wrogów. Podczas gdy demon bezlitośnie odbierał im życia, ja patrzyłem, obserwując podłogę, jaką po chwili zaczęła zdobić bordowa ciecz. 

Gdy tak stałem tam zupełnie sam, obolały, otulony jedynie cienką koszulą, ze wzrostem niższym niż u większości dziewczynek w moim wieku, poczułem, jak moje oczy się szklą. Łzy cisnęły mi się do oczu, a ja już po chwili zaszlochałem, słysząc jedynie odgłos łamanych kości i ciał opadających bezwładnie na podłogę. To była noc, w której sprzedałem życie diabłu. 

***

Zerwałem się z łóżka z krzykiem. Od razu podniosłem się przy tym do siadu, czując pot, jaki spływał mi po plecach. Odgarnąłem następnie z czoła grzywkę, która również była wilgotna, lepiąc mi się do twarzy. Drżąc, normowałem rozszalały oddech. 

- Wszystko okej, Ciel? - usłyszałem po chwili przy łóżku. 

Kiedy Sebastian się tu zjawił? Przyszedł, po chwili zajmując miejsce obok mnie, aby ze zmartwieniem spoglądać na moją twarz. 

- Chyba nie bardzo. - stwierdził, podczas gdy ja wplotłem dłoń w swoje włosy, opierając łokieć o udo. 

Pozwoliłem sobie na chwilę zamknąć oczy, zaciskając przy tym dłoń na granatowych, przydługich kosmykach włosów. Obecnie powinienem spać normalnie. Bez demona u mego boku. Bez broni schowanej pod poduszką. Wciąż masa wspomnień kłębiła się w mojej głowie, ale ucichła, gdy zjawiłem się w tym czasie. Jak widać jednak, nie na długo. 

Mimo mijających lat nie wyrosłem z koszmarów. Z bólu, jaki wciąż boleśnie ranił moją duszę. Nie wyrosłem z proszenia, aby mój demon został przy mnie do czasu, aż nie usnę. 

- Nie, naprawdę wszystko okej. - mruknąłem, czując, jak moja warga zadrżała wraz z tymi słowami. 

Zacisnąłem więc usta w wąską kreskę, jednak nawet to nie pomogło mi w mimowolnym ruchu kącików warg. Drgały, tak samo jak powieki, pod którymi zebrało się nieco łez. Słone krople chcące wydostać się z moich oczu i spłynąć po policzkach niczym u małego chłopca, jakim kiedyś byłem. 

- Skoro płaczesz, to naprawdę nie. - odgarnął moją grzywkę, aby następnie zaczesać kilka kosmyków za ucho. Starł przy tym łzę, która spłynęła po moim delikatnie zarumienionym z emocji policzku. 

Siedziałem, czując pustkę tak wielką, jak ta, która nawiedziła mnie w dniu kontraktu. Pakt jaki zawarł ze mną demon kupił mi kilka dodatkowych lat życia, zakładając jednak przy tym niewidzialne więzy. Przypominały mi one o sobie za każdym razem, gdy bestia patrzyła na mnie pożądliwie. Gdy nad ranem piłem herbatę, gdy wypełniałem po południu papiery, gdy wieczorem brałem kąpiel przed snem. Zawsze ten wzrok otulający całą moją osobę, mający jednak mało wspólnego z jakąkolwiek troską. 

Po chwili mrok otulający moje myśli rozmył się jednak, gdy poczułem, jak Sebastian bierze mnie w ramiona. Otula szczelnie, przytulając do siebie tak, jakby jutra miało nie być. Okazuje mi dawno już zapomnianą dla mnie troskę, przez co uczucie to wydaje mi się dziwne i niecodziennie. Mimo szoku i niepewności, po chwili obejmuję go, wtulając się z cichym szlochem. Niczym dziecko płakałem, zaciskając dłonie na koszulce mojego opiekuna. Istniałem tylko w tej jednej chwili, całkowicie skupiając się na tym, co tu i teraz. Bez przeszłości. Roli hrabi, diabła u boku, rezydencji, w której unosił się zapach herbaty. 

Już nigdy nie chciałem wracać do klatki, jaką lata temu stworzył mi mój demon. 


Witam moje jelonki. Ach, pamiętam jak pisałam ten rozdział. Doprawdy uwielbiam takie, bo można pojechać z kilkoma poetycznymi zwrotami i wszystko brzmi tak dobrze (przynajmniej starałam się, aby tak było). Poza tym wracanie do przeszłości zazwyczaj jest bardzo owocne, pełne fajnych motywów do wykorzystania. Uprzedzę jednak, że opis stworzony przeze mnie nie jest opisem sytuacji 1:1 jak w mandze. Na dobrą sprawę nawet nie mogłam tego napisać tak jak było w oryginale, kto czytał mangę i wie co się w niej obecnie dzieje to zdaje sobie sprawę czemu. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro