Rozdział XXIII
- Oczywiście mówili w samych superlatywach. - potwierdził mężczyzna z cichym, nieco obłąkańczym chichotem.
Znałem ten chichot. Ten stan słodkiego braku równowagi psychicznej, jaki objawiał się w jego zachowaniu. Widok mężczyzny pogrążającego się w swoim własnym, zapewne znacznie lepszym świecie napawał mnie przyjemnym uczuciem. Przy Undertakerze można było poczuć się tak, jakby uciekły gdzieś wszystkie troski tego świata.
- W takim razie mam szczerą nadzieję, że dzięki temu będę mógł tu pracować. - kontynuowałem, siedząc już lekko niespokojnie.
Wewnątrz mnie kumulowało się wiele emocji, przez które nie potrafiłem ze spokojem oczekiwać na coś tak ważnego. Naprawdę źle będzie, jeśli mężczyzna stwierdzi, że musi się zastanowić. Byłbym niezwykle zdekoncentrowany, co odbiłoby się na szkole, ale i życiu prywatnym.
- Wiesz, Ciel, teoretycznie nie potrzebujemy pracowników. - zaczął, składając dłonie w piramidkę po oparciu łokci o blat biurka. - Ale myślę, że dla ciebie mogę zrobić mały wyjątek.
***
- Wróciłem! - oznajmiłem podniesionym głosem po moim powrocie ze szkoły.
W przedpokoju pozostawiłem buty oraz bluzę, po czym swobodnym, tanecznym wręcz krokiem poszedłem do salonu. Tam jednak nie zastałem mojego opiekuna, więc poszedłem do kuchni. Zgodnie z moimi przypuszczeniami, tam właśnie znalazła się moja zguba.
- Co robisz? - zaciekawiony dopadłem do mężczyzny, opierając się o jego ramię, przez które podejrzałem to, nad czym pracował. Wiedziałem jedno, pachniało niezwykle ładnie i słodko.
- Ciasto. - oznajmił, z delikatnym śmiechem, kątem oka zerkając na moją spragnioną informacji twarz. - Jak było w szkole?
- Bardzo dobrze. Jakie ciasto? - dodałem pośpiesznie, nie kryjąc zainteresowania wypiekiem. Zaabsorbował on moją uwagę bardziej, nić cokolwiek innego na ten moment.
- Sernik z truskawkami. Lubisz? - po chwili wstawił ciasto do piekarnika, wycierając w ścierkę ubrudzone od truskawek dłonie.
- Uwielbiam. - powiedziałem, rozmarzony na samą myśl. - Jaka to okazja?
- Mam dobry humor. - oznajmił, co było dla mnie kolejną radością tego dnia.
W ostatnim czasie rzadko miał dobry humor, na pewno nie na tyle dobry, aby ''stać przy garach''. Miło było słyszeć, że bez powodu czuł się dzisiaj szczęśliwy.
Po chwili jednak Sebastian na moment się odwrócił, a ja dostrzegłem na stoliku kuchennym pewien dobrze znany mi przedmiot. Był to szklany kieliszek z zawartością w postaci cieczy w bordowym odcieniu. Domyślając się co to, ostrożnie wziąłem naczynie, następnie upijając łyk. Przez to poczułem na podniebieniu znajomy, nieco słodki smak, a wraz z nim ciepło alkoholu.
- Nie pij wina, głupku. - usłyszałem po chwili, a kieliszek został mi zabrany z ręki. Rzecz jasna sprawcą był Sebastian.
- Czemu nie? - lekko przekręciłem głowę na bok, po chwili starając się wziąć od niego kieliszek. - No daj.
- Dzieci nie mogą pić alkoholu. Jest kategoryczny zakaz aż do ukończenia osiemnastego roku życia. - położył mi dłoń na twarzy, odsuwając od siebie.
- Co? Jak to? - jęknąłem cierpiętniczo.
W moich czasach na spokojnie miałem dostęp do najróżniejszych alkoholi. Stale w moim życiu gościły szampany czy wina, pijane na różnych imprezach okolicznościowych. Wraz z resztą nieraz bardzo starszego towarzystwa śmiałem się i dyskutowałem, racząc wykwintnymi trunkami. Fakt faktem, że wolałem herbatę, ale miło było od czasu do czasu poczuć ten charakterystyczny smak napojów procentowych. I w czym to komu przeszkadzało? Co w tym było złego? Czemu obecnie ludzie szukali problemów tam, gdzie ich nie było?
- Tak to. W tym świecie nie możesz. - powiedział chłopak, zerkając na mnie bezlitośnie.
- Ale Sebastian... - wziąłem go za rękę, patrząc w oczy. - To tylko dwa lata. Nie przesadzajmy, nie jestem dzieckiem. Z resztą i tak zaraz będę pełnoletni.
Prosiłem, nie tracąc z nim kontaktu wzrokowego. Według moich kalkulacji nie było opcji, żeby się nie zgodził.
- No... Dobrze... Ale tylko jeden łyk. - westchnął, ulegając mi.
Podał mi naczynie, a ja z zadowoleniem ponownie upiłem trochę. Naprawdę przyjemne uczucie i ponowny powrót do starych czasów. Jeden z wielu, jaki jeszcze zapewne przeżyję. Chyba jednak przyjdzie mi się pogodzić z brakiem niektórych rzeczy. Moja XIX-wieczna tęsknota będzie powoli tłamszona przez inne profity, jakie daje mi przebywanie w tym wieku.
- Poza tym trzeba świętować, znalazłem pracę. Taki sukces należy opić. - oznajmiłem jakby nigdy nic, spokojnie racząc się trunkiem.
- Co? Pracę? - mój towarzysz spojrzał na mnie ze szczerym niedowierzaniem. - Jaką? Gdzie? U kogo? Nie zrobisz sobie krzywdy? Nie wiem, czy to dobry pomysł.
- Gadałem z twoim szefem, postanowił mnie przyjąć. I nie, nie zrobię. Aż tak nieumiejętny nie jestem. Wystarczy mi jedynie trochę praktyki i będę lepszy od ciebie. - powiedziałem z cwaniackim uśmiechem, patrząc na wciąż głęboko wstrząśniętego chłopaka.
- I tak nie wiem, czy to dobry pomysł. - westchnął cicho, najwyraźniej przepełniony troską o mnie.
- Chcę cię wspomóc finansowo, Sebastian. Tylko tyle. Nie martw się, dam radę. W ogóle... O nic się nie martw. Razem damy sobie radę. - uśmiechnąłem się do niego, wypijając wino do końca, nim ten zdążył zaprotestować.
***
- Jak oceniasz szkołę? - zapytał czarnowłosy, przejeżdżając pędzelkiem z czarną cieczą po moich paznokciach.
Tak się złożyło, że odmalowywał kolor na swoich paznokciach, więc i ja załapałem się na zabarwienie swoich na czarno. Gdy te z kolejnymi pociągnięciami pędzla zmieniały kolor, mi wydawało się, jakby wróciły moje dłonie ''sprzed stu lat''.
- Nauczyciele to idioci, oprócz tego wszystko ok. - mruknąłem, drugą dłonią zaczesując kosmyk włosów za ucho. Czasem myślałem, czy nie pozbyć się grzywki, która powodowała u mnie wiele zirytowania od kiedy normalnie widziałem na drugie oko, ale pozostawiałem ją, póki Sebastian twierdził, że dobrze w niej wyglądam.
- Jak tam materiał? Wyrabiasz z nim? I co ze znajomymi? - dopytywał, co rusz maczając pędzelek w szklanym opakowaniu.
- Wyrabiam z materiałem, nie mam żadnych problemów z nauką. Póki co wszystko jest zrozumiałe. Na znajomych nie narzekam, bo ich nie mam. Polecam ci to, Sebastianie. Naprawdę wygodne wyjście. Ta blond pizda się mnie tylko uczepiła, ale w sumie nie jest taki zły, więc na to też narzekać nie mogę. - spojrzałem na twarz Sebastiana wydająca się przybrać wyraz bezgranicznego skupienia. - Co jest? Zazwyczaj nie robisz mi wywiadów środowiskowych.
- Obgryzasz paznokcie, prawda? -zapytał, patrząc na moje dłonie. - Przez stres?
No cóż, miał rację. Naprawdę wiele brakowało mi do obgryzania do krwi lub za opuszek palca, ale widać było, że końce nie są równe.
- Na to wygląda. Sam nie wiem, kiedy zacząłem tak robić. - mruknąłem, faktycznie wcześniej nie zdając sobie z tego sprawy.
- Najwyraźniej obaj nieco martwimy się w ostatnim czasie. Mam nadzieję, że odpracujemy to w wakacje. - uśmiechnął się lekko, biorąc moją drugą dłoń, aby i na niej pomalować mi paznokcie.
- W wakacje, Sebastianie?
- Mhm. Zazwyczaj w lato wyjeżdżam nad pobliskie jezioro. Jest tam pensjonat, a w nim mały, drewniany domek. Zaraz obok jest zejście do jeziora, ale nie na główną plażę, a tą, na którą prawie nikt nie chodzi. Jest tam naprawdę cicho, słychać głównie wodę i las, jakim jezioro jest otoczone. Wyda jest niezwykle przejrzysta i można do niej skakać z drewnianego pomostu. - chłopak, mówiąc to, miał na ustach delikatny uśmiech. Tak, jakby to miejsce zupełnie pochłonęło jego myśli. - Jezioro natomiast znajduje się przy malutkim miasteczku. Jest tam jedynie hotel i pensjonat, kilka małych domków i biblioteka. Reszta to budki z lodami, hot dogami i innym jedzeniem. Można się napatrzeć na absolutnie cudowne widoki.
- Jeździsz tam co roku? - zapytałem, zerkając to na niego, to na moją dłoń.
- Tak, od jakichś dwóch lat. Czasem też wpadam tam na wiosnę, lub zimę, aby móc zobaczyć jezioro skute lodem. Wydawać by się mogło, że traci swój urok, ale tak naprawdę oglądanie tego miejsca o tej porze roku zawsze jest niezwykle orzeźwiającym doświadczeniem. Wydaje się wtedy takie senne i spokojne. - westchnął cicho, z mimowolnym rozmarzeniem. - Pierwszy raz pojadę tam z kimś.
Na jego słowa i moje myśli zeszły na temat jeziora. Więc jeździł tam co roku, raz po raz wracając do znajomych kątów. Wiernie zjawiał się w miejscu, które dawało mu spokój i odpoczynek. I zawsze robił to sam, pozwalając, aby to samotność pomogła mu zebrać jego myśli i uczucia. Wygląda na to, że zawsze wszystko robił sam, zdając się jedynie na siebie. Aż w pewnym momencie pojawiłem się ja, przez co zmuszony był uchylić przede mną swoje sekrety i zwyczaje.
Ciekawe jak to jest wpuścić kogoś do swojego istnienia. Pozwolić komuś obcemu ujrzeć nasze życie, które misternie kompletowaliśmy przez wiele lat niczym wielofragmentowe puzzle. Na pewno było to dość odważne. Nie można było wiedzieć, czy osoba ta nie zrzuci układanki ze stołu, pozwalając jej rozpaść się na wiele elementów. Nie wiedzieliśmy, czy ktoś nie ukradnie ze sobą jej fragmentów, pozostawiając jedynie niepełny obrazek.
To wydawało mi się tak strasznie ryzykowne i nieodpowiedzialne. Sam zapewne przeraziłbym się, stając przed czymś takim. Pewnie chroniłbym swoją układankę, nie myśląc o tym, aby ktokolwiek przyjrzał się jej z bliska.
Tak przynajmniej sądziłem, podświadomie jednak wiedząc, że Sebastian wszedł do mojego życia już dawno i bezpowrotnie.
***
W nocy nie mogłem spać. Przewalałem się z boku na bok, wiedząc, że o czymś zapomniałem. Bardzo nie mogłem sobie jednak przypomnieć co to takiego było. Kolejny kwadrans więc wierciłem się na łóżku, aż naszło mnie olśnienie. Co za tym idzie o drugiej w nocy poszedłem do salonu, gdzie zapaliłem lampkę nocną, a następnie zacząłem delikatnie potrząsać ramieniem Sebastiana. Wiedziałem, że jest to sprawa absolutnie niecierpiąca zwłoki, nawet jeśli już przedawniona.
-Wstawaj no, wstawaj. -mruczałem, a moje starania po chwili przyniosły efekty.
-Hm? Co jest. -mruknął niewyraźnie chłopak, aby otworzyć oczy, a następnie spojrzeć na mnie z zaspaniem. Był totalnie nieprzytomny, jednak skupił na mnie swoją uwagę.
-Potrzebuję na jutro na plastykę kredek, bloku technicznego i akwareli. -szepnąłem.
Witam moje jelonki. Wrzucam to po pierwszej w nocy, ale cóż - znowu próbne egzaminy, a do tego miałam dość pracowity dzionek. Ponadto świat nie zawali się od drobnego opóźnienia, co tym bardziej skłania mnie do tego, aby nie zmuszać się w życiu do pośpiechu. Dziś serwuję wam jednak dobry rozdział, bo z klasyką. Blok techniczny i farbki o trzeciej w nocy to już legenda. Ja od dziecka byłam uczona mocnej samodzielności i załatwiałam sobie przybory sama, ale przyznam, że i mi się zdarzyło z dwa razy nękać mamę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro