Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XX


Siedziałem na ziemi w łazience, obserwując pranie, jakie wirowało w pralce. Zalewane wodą ze zbierającą się stopniowo, białą pianą, nasiąkało, a następnie zaczynało obracać się z niewyobrażalną prędkością. Był to naprawdę przyjemny i wciągający widok, jednak dźwięk otwieranych drzwi wejściowych od razu zmusił mnie do pozostawienia obserwacji. Zamiast tego czym prędzej udałem się na dół, widząc Sebastiana składającego w przedpokoju duży, czarny parasol. Zaczynał się właśnie sezon jesiennych deszczów i pluchy. 

- Jak było na uczelni? - zapytałem, widząc na jego twarzy zmęczenie, ale i zadowolenie. 

- Dobrze, nie narzekam. - odpowiedział, tak jak zawsze, mimo, że wydawało się mi, że z chęcią ponarzekałby na wieeeele rzeczy. 

- Zrobiłem pranie. I postarałem się trochę ogarnąć salon. - powiedziałem, nim czarnowłosy zdołał w ogóle dobrze przekroczyć próg łączący główny pokój z przedpokojem. 

W ostatnim czasie stałem się nieco bardziej otwarty na naukę nowych rzeczy, jak i ich wykonywanie. O dziwo nie potrafiłem pozostawić Sebastiana samego z obowiązkami, gdy widziałem, jak padnięty wraca z pracy czy uczelni. Chyba pierwszy raz czułem... Wdzięczność? To chyba dobre słowo na określenie tego, co odczuwałem względem czynów Sebastiana. Miałem potrzebę odwdzięczenia się za to, że wziął mnie pod swój dach mimo braku takiego obowiązku. Przygarnął, samemu mając wiele zmartwień i trosk. 

- Tak? Dziękuję, młody. - delikatnie rozczochrał granatowe kosmyki moich włosów. - Jesteś cały? 

Zapytał, następnie klękając przy mnie i oglądając moje dłonie. Niestety miałem dwie lewe ręce i bardzo często, szczególnie przy nowych rzeczach, robiłem sobie krzywdę. Wiele z pozoru niegroźnych czynności okazywało się zabójczymi, gdy to ja się za nie brałem. I tak moim najlepszym wyczynem był spadający regał z książkami, który zleciał akurat na mnie. 

- Dziś wyjątkowo niczego sobie nie zrobiłem. - powiedziałem, nie kryjąc zadowolenia z siebie. Chyba mogę poczuć lekką dumę w obliczu tak sprawnej nauki. 

- Tym bardziej jestem wdzięczny i gratuluję. - wstał z klęczek, następnie kierując się do kuchni. 

Tam zauważył deskę do krojenia i nóż, który na niej leżał, jak i pokrojoną zaledwie do połowy marchewkę. 

- Obiad też próbowałeś zrobić? - zapytał, podwijając rękawy mojej bluzy więcej, niż do nadgarstków. Wtedy jego oczom w połowie mojego przedramienia ukazało się nacięcie. - Jesteś zdolny, Ciel. Tak cholernie zdolny. Jestem pod szczerym wrażeniem. 

Powiedział, widząc nacięcie w tak nietypowym jak na wypadek z nożem miejscu. No cóż, fakt. Zdolny to ja byłem w tej kwestii. 

- Tak przypadkiem, to drobiazg. - mruknąłem, gdy czarnowłosy posadził mnie przy stole, biorąc apteczkę. 

- Nawet jeśli drobiazg, to mimo wszystko zrobiłeś sobie krzywdę. Nie liczy się to więc. - powiedział, odkażając mi ranę, aby następnie nakleić na niej kolorowy plasterek. 

Gdy on chował medykamenty do pudełka, ja przyjrzałem się plastrowi. Naprawdę ładny, cieszący oko i moją duszę, która miała w sobie jeszcze coś z dziecka. 

- Jutro masz wolne, czy idziesz do pracy, Sebastianie? - zagadnąłem, gdy ten już schował apteczkę, następnie stając przy lodówce. Zaczął wyciągać produkty na obiad, z którym poradzi sobie zapewne lepiej niż ja. 

- Mam wolne. - powiedział, jednak w tym ''wolne'' nie było ani trochę radości. Bardziej zatroskanie, zmartwienie. - Za to ty jutro masz szkołę. Lekcje odrobione? 

- Biorę się za to. - powiedziałem od razu. - Powoli. Bardzo, bardzo powoli. 

- Miałeś na to cały weekend. Jak można przez trzy dni nie odrobić kilku zadań? - widząc, że bierze z szafki makaron, domyśliłem się, że znowu będzie makaron z sosem. W sumie lubiłem taki, trzeba przyznać, że dość częsty jadłospis. 

- Starałem się. Ale moje chęci odmawiały. Dziś na pewno zrobię i ci pokaże. - obiecałem. W sumie zawsze pokazywałem mu moje zadania domowe, czarnowłosy bez problemu radził sobie z materiałem na poziomie liceum. 

- Dobrze, tylko proszę, nie rób ich zbyt późno. - mówiąc to, przetarł twarz dłońmi. I wydał mi się przy tym naprawdę bardzo zmartwiony. 

***

- Ciel, chodź! - usłyszałem rozbawiony głos Sebastiana dobiegający z łazienki. 

Zwlokłem się więc z łóżka i wyjąłem słuchawki z uszu, następnie kierując swe kroki w pobliże łazienki. Tam ujrzałem Sebastiana, który właśnie wyjął pranie. 

- Jesteś serio zdolny. - mruknął, pokazując mi jedną z koszulek. 

Był to jeden z moich białych t-shirtów, poznałem po nadruku na rękawie. Istniał jednak jeden, trzeba przyznać dość ważny, szczegół. Koszulka z koloru białego, zrobiła się bladoróżowa. 

- Hm? Czemu się tak stało? Pralka się zepsuła czy coś? - przekręciłem lekko głowę na bok. - Ja wiedziałem, że temu nie można ufać.

- Nie pralka, a twoje zagapienie. - wyjął z prania jedną, czerwoną bluzę. - Kolor puścił. Zazwyczaj segreguje się pranie na ciemne i jasne, aby uniknąć takich sytuacji. 

Skierował swój wzrok na pranie, a ja zrobiłem to samo. Wszystkie jasne rzeczy przybrały różowy, dość przyjemny dla oka kolor. Jedyną wadą było to, że w ogóle nie powinny przybrać takiej barwy. Najwyraźniej bardzo nie miałem szczęścia, ponieważ dziewięćdziesiąt procent jasnych rzeczy w tym praniu to były moje ubrania. Sebastian miał farta, gustując w ciemniejszych tonach. 

- Nie da się tego jakoś cofnąć, czy coś? - zapytałem z nikłą, ale jednak nadzieją. - Skoro się zafarbowało, to na pewno da się to odfarbować, no nie?

- Szczerze mówiąc nie mam pojęcia. Wydaje mi się, że wybielacz może podziałać, ale prawdopodobnym jest przy tym, że uszkodzi nadruki na części ubrań. Mogę jutro zapytać Angeliny, ona zna się na ubraniach. Póki co wygląda na to, że będziesz musiał chodzić w tym, co jest. - wziął jedną koszulkę i przyłożył do mojej klatki piersiowej, tak, jakbym miał ją założoną na siebie. Następnie zmrużył oczy, stwierdzając: - W sumie... Pasuje ci. 

***

Z łóżka po raz kolejny wybawiła mnie gra. Cichy dźwięk muskania strun gitary, który odbijał się od ścian mieszkania. Gdy tylko go usłyszałem, postanowiłem wstać, mimo tego, że powinienem wyspać się na kolejny dzień w szkole. 

Swoje kroki pokierowałem do salonu, gdzie jak zawsze zastałem Sebastiana. Chłopak siedział i grał, tym razem dając mi jeszcze większy obraz przygnębienia. Tak, jak zawsze usiadłem obok niego, przez co ten przerwał grę, przenosząc na mnie wzrok. 

- Co jest, Ciel? - zapytał, wracając do cichej gry, gdy tylko omiótł spojrzeniem moją sylwetkę. 

- Nie mogę spać. - podciągnąłem kolana pod brodę, widząc po chwili na stole papiery. 

Kilkanaście kartek zadrukowanych słowami i wykresami kusiło mnie niezmiernie. Nic więc dziwnego, że powoli wyciągnąłem dłoń w tamtą stronę, a gdy nie zauważyłem żadnego sprzeciwu ze strony Sebastian, wziąłem ostrożnie papiery do rąk. Jak się okazało, były to rachunki. 

Zacząłem się powoli zagłębiać w ich treść, widząc kolejne liczby do spłacenia. Prąd, gaz, woda, jedzenie i ogólne życiowe wydatki. Jedna z kartek, wyrwana z zeszytu, zapisana była zwykłym, odręcznym pismem. Od razu zauważyłem, że był to plan wydatków. Zawierał on wiele kombinacji, jednak żadna nie pozwalała zmieścić się w kwocie, jaka widniała w polu ''do zapłacenia''. Bez względu na cięcie kosztów, finansów dalej brakowało. 

- Co jest, Sebastian? - zapytałem, widząc po nim, że jest bardziej przymulony niż wcześniej.

- Martwię się. Strasznie się martwię. - przyznał, wlepiając wzrok wyjątkowo we mnie. - Powiedziałem sobie, że dam radę. Chcę sobie dać radę. Ale zupełnie nie wiem, co mam zrobić. To wszystko mnie przerasta. Cholera, co ja sobie myślałem? Ledwie się sobą potrafię zająć, a co dopiero próbować zająć się drugą osobą. Czuję się, jakbym dał ci nadzieję na dobre życie. Obietnicę bez pokrycia. 

Pociągnął nosem, powoli zmieniając swoje ułożenie palców, a co za tym idzie dźwięki. Ja tymczasem przysłuchiwałem mu się w ciszy, czując nieprzyjemne napięcie spowodowane stresem i tym, co sobie uświadomiłem. 

Moje utrzymanie kosztowało i to zapewne niemało. Sebastian w samotności ledwie dawał radę, a co dopiero ze mną. Jedzenie, rosnące rachunki, ubrania, rzeczy do szkoły. Jako biedny student musiał codziennie martwić się jak wszystko ze sobą pogodzić, będąc przy tym niepokojony przez tak niespodziewane wydatki, jak chociażby naprawa tego nieszczęsnego samochodu. Swoją drogą faktura z tego również znalazła swoje miejsce wśród papierów. 

- Miałem nieco oszczędności. Wydawało mi się, że starczy. Że wszystko sobie powoli rozplanuję i będzie dobrze. - kontynuował głosem delikatnie drżącym, będącym odzwierciedleniem emocji kłębiących się wewnątrz chłopaka. - Nie wiem, co będzie dalej. Nie mam pojęcia. To tak strasznie niepokojące. 

Mruknął, w pewnym momencie przestając grać. Dźwięk strun ucichł, przez co już jedynie głucha cisza znalazła swoje miejsce w tym mieszkaniu. Wydawała mi się w tym momencie obca, powodująca ciężkie do zniesienia napięcie. 

Po krótkim czasie zauważyłem coś niepokojącego. Zauważyłem, że oczy chłopaka się skrzą i mimo otarcia ich rękawem bluzy, dalej gromadzą się w nich łzy. 

Nigdy nie widziałem, aby mój demon płakał. Oczy mojego lokaja nigdy się chociażby nie zaszkliły. Przepełnione jedynie pychą patrzyły na mnie pogardliwie, będąc doskonałym uzupełnieniem cwanego uśmiechu. Musiałem jednak pamiętać, że obecny Sebastian nie był demonem. Żaden był z niego wyższy byt, jedynie człowiek taki sam, jak ja. Człowiek pełen słabości i smutków, które nieraz zwyciężały w walce z radościami. 

Co powinienem zrobić w takiej sytuacji? Pocieszyć go, prawda? Powinienem powiedzieć mu, że będzie dobrze, nawet jeśli nie miałem takiej pewności. Ponownie uraczyć go tym niezwykle słodkim kłamstwem, pozwolić ukoić smutki. Tego zapewne potrzebował, będąc tak niepewnym, że zdobył się na płacz. Je jednak, jakkolwiek bym nie chciał, nie potrafiłem wypowiedzieć ani słowa. Czułem wewnętrzną blokadę, tak, jakby te lata znieczulicy w jakiej żyłem pozbawiły mnie współczucia i umiejętności pocieszenia. 

Wtedy, na mieście, z łatwością przyszło mi powiedzenie, że będzie dobrze. W tamtych okolicznościach jednak Sebastian mimo przygnębienia był uśmiechnięty, sprawiając pozory normalności. Ciężko było mi cokolwiek powiedzieć, widząc człowieka pogrążonego w prawdziwym smutku. Po prostu nie umiałem, mimo, że w tym momencie pragnąłem tego najbardziej na świecie. 

- Idź spać, Ciel. Musisz się wyspać do szkoły. - czarnowłosy uśmiechnął się do mnie przez łzy, jak zawsze poprzez uniesienie kącików ust maskując wszystko to, czego nie powinienem ujrzeć w jego szczęśliwym obliczu. 


Witam moje jelonki. Tydzień minął, więc z mojej strony dostajecie kolejny rozdział. Jak wam się spodobał? Ja już nawet średnio pamiętam o czym był, ponieważ piszę mocno na zapas. W obecnym stanie czekam jednak mocno na zamówione mangi (kotori miało mega przecenę na urodziny) i pewnie gdy tylko się do nich dorwę to jakiekolwiek pisanie znów wyleci mi z głowy. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro