Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXXIII


- Zobaczcie tylko! Specjalnie dla was przygotowałam wiele materiałów, tyle rzeczy ostatnio się wydarzyło! Oglądaliście pokaz tego sławnego projektanta? Ma takie śliczne sukienki! - Lizzy jak to miała w zwyczaju trajkotała wesoło, z różowej teczki wyjmując materiały, jakie przygotowała na dzisiejsze spotkanie. 

Tymczasem ja, Alois i Sullivan siedzieliśmy w ciszy, każdy pochłonięty swoimi myślami. Atmosfera dzisiejszego dnia była, lekko mówiąc, nieciekawa. Nie wynikało to jednak z naszych kłótni, a wewnętrznych spraw, jakie każdy miał. Ja byłem przygnębiony z powodu smutku, jaki mimo upływu dni wciąż emanował od Sebastiana. Nie udawało mi się go niestety pocieszyć, nad czym niezwykle ubolewałem za każdym razem, gdy widziałem go w tak nieciekawym stanie. 

Póki co nie wiedziałem jeszcze, co dręczy Aloisa, jednak musiało być to coś okropnego, skoro wesoły zazwyczaj chłopak dziś był niezwykle przybity. Zapewne zapytam go potem o to, gdy już Lizzy skończy gadać, dając nam tak upragnione po spotkaniu wolne. Z niecierpliwością oczekiwałem momentu, w którym w końcu opuścić moglibyśmy pomieszczenie. 

Chyba jedyną osobą, która nie wydawała się jakoś szczególnie zmartwione, była Sullivan. Czarnowłosa w spokoju układała domek z kart, który miał już niezłą wysokość. Utrzymywała przy tym pokerowy wręcz wyraz twarzy, mający w sobie jednak jeszcze coś ze skupienia. Jak zawsze sprawiała wrażenie niezwykle cichej, spokojnej i zamkniętej w sobie, co nie polepszało nastrojów. 

- A teraz pogadamy o... - zaczęła znów blondynka, nieco zbyt gwałtownie odkładając na blat kartki, przez co stół nieco się poruszył. 

Domek z kart w konsekwencji runął, i Sullivan spieprzając humor. 

***

- Hej, Alois, co jest? - zapytałem, gdy po lekcjach we trójkę wracaliśmy do domu. 

Mimo chłodnego wiatru i śniegu, jaki wciąż sypał z nieba, postanowiliśmy jeszcze chwilę zatrzymać się przy okolicznym placu zabaw. Ja z Aloisem zasiadłem na ławce, natomiast Sullivan zatrzymała się naprzeciw nas, tworząc w ten sposób swoisty okrąg. 

Mimo, że mieliśmy rumieńce na policzkach od chłodu i katar, wspólnie popijaliśmy mrożoną kawę z okolicznego marketu. Był piątek, a co za tym idzie warto było spędzić ze sobą jeszcze nieco czasu nim nadejdzie weekend i będziemy mieć dwa dni przerwy od kontaktu. Raczej nie umawialiśmy spotkań poza tymi, jakie mimowolnie działy się w w szkole. 

- Nic, nic. - mruknął chłopak, mimo, że wciąż emanowała od niego doprawdy nieprzyjemna aura.

W sumie wyglądał jak kłębek nieszczęścia. Wyjątkowo smutny kłębek bez chęci życiowych. Jego zachowanie wydawało się obrócić o sto osiemdziesiąt stopni w porównaniu z tym, co było wcześniej. 

- Poważnie pytam. - ostrzegłem, a może przypomniałem, chcąc uzyskać jakąś satysfakcjonującą odpowiedź. 

- Bo chodzi o to... - mruknął, podciągając kolana pod brodę, jakby taka obronna pozycja sprawiała, że czuł się nieco pewniej. - Że Claude przeniósł się do innej szkoły. Już nie będzie tu pracował. 

Mówiąc to, pociągnął nosem, mając w oczach delikatne łezki, których po usłyszeniu takiej informacji zapewne wylał dość sporo. 

W tym momencie wszystko stało się jasne i osoba blondyna w moich oczach wydała się naprawdę godna współczucia. Nigdy nie byłem w stanie zrozumieć, dlaczego nastolatek tak lata za Claudem i zabiega o nauczyciela, który ma go gdzieś, ale widząc jego zapał byłem pewien, że musi to być dla niego ogromna strata. 

Zapewne taki zwrot akcji był niemalże jak utracenie bezpowrotnie jakiejś cząstki ze swojego życia. Nawet jeśli chłopak jedynie wzdychał do bruneta, a nie faktycznie z nim był, to mimo to mężczyzna w jakiś sposób był częścią jego istnienia. 

- Nie martw się, Alois. - poklepałem go lekko po plecach, nie wiedząc co powiedzieć niemalże tak samo, jak do niedawna w przypadku Sebastiana. Chyba zrobię sobie listę rzeczy do zrobienia i napiszę na niej, że muszę nauczyć się, jak prawidłowo pocieszać zrozpaczonych ludzi. - Na pewno znajdzie się ktoś inny. 

- Nie chcę nikogo innego. - zaszlochał, otulając się różową, futerkową kurtką, jaką miał na sobie. 

Ehh, znowu ktoś płacze. Nie lubię, gdy ktoś płacze. To takie strasznie dezorientujące. Ktoś wylewa swoje smutki, a ja nie mogę nic zrobić. Jestem totalnie bezradny, a nie przepadałem za byciem bezradnym.

- Już, Alois, nie rycz. - powiedziała dziewczyna, o której wręcz na chwilę zapomniałem, pochłoniętymi pragnieniem pocieszenia blondyna. 

Czarnowłosa odłożyła swoją kawę na ławkę obok mnie, po czym podjechała bliżej Aloisa, ujmując jego twarz w dłonie. Wtedy właśnie nastolatek spojrzał na nią cały zaryczany, będąc w definitywnie złym stanie. W stanie nieporównywalnym do wcześniejszego, który był jedynie smutkiem i przygnębieniem. 

- Na serio, nie becz głupku, nie płacze się na mrozie. - kontynuowała dziewczyna, ścierając materiałem bluzy słone kropelki sączące się po policzkach chłopaka.

- Czemu nie? - pociągnął nosem, po słowach dziewczyny starając się jakoś powstrzymać tą dość naturalną reakcję na swoistą żałobę. 

- Łzy ci zaczną zamarzać, będziesz wracał do domu z odmarzniętym ryjem. - mówiąc to, Sullivan sięgnęła do swojej torby, z której następnie wyjęła paczką chusteczek. 

Podała ją blondynowi, a ten wziął jedną, wycierając twarz, a potem wydmuchując nos. Mimo ostrzeżeń dziewczyny i zdecydowanego stwierdzenia, aby się nie mazał, jego oczy nie przestawały się szklić. Tak naprawdę już po chwili jego twarz wyglądała tak, jak przed użyciem chusteczki, do czego doszedł jeszcze cichy szloch. 

- Ajj, Alois Alois. - westchnęła ciężko dziewczyna, biorąc resztę chusteczek od chłopaka, zostawiając mu jednak jeszcze dwie na wszelki wypadek. 

Po tym schowała opakowanie do torebki, następnie wykonując dość niespodziewany, aczkolwiek chyba najbardziej rozsądny ruch. Lekko nachyliła się do przodu, następnie obejmując płaczącego chłopaka. Zrobiła to dość zdecydowanie i mocno, co blondyn bez zbędnego ociągania po chwili odwzajemnił, wtulając  twarz w jej ramię. 

- Jak z dzieckiem. - mruknęła, tuląc do siebie blondyna, który w konsekwencji takiego czynu jeszcze bardziej się rozpłakał. 

Patrzyłem na ten obrazek, który wydał mi się dość uroczym zjawiskiem. Może byłby bardziej uroczy, gdyby blondyn nie zalewał się łzami, jednak nie miałem mu tego absolutnie za złe. 

- No chodź tu, głupku. - mruknęła do mnie dziewczyna, przez co nieco przysunąłem się do chłopaka, również go obejmując. 

W ten sposób trwaliśmy tak, nie mam pojęcia nawet ile czasu. Przytuleni do siebie mimo zimna, chłód wydawał się nie wdzierać już aż tak pod nasze ubranie. Po prostu spokojnie siedzieliśmy, czekając, aż Alois nieco się uspokoi, w czym osobliwie poganiała go Sullivan, drocząc się z nim. 

Chyba tak to jest, gdy ma się przyjaciół, prawda? Po prostu jest się ze sobą w każdym momencie życia, nawet wtedy, gdy jest najgorzej. Nawet wtedy, gdy wspólne drogi nieraz rozmijają się, przyjaciele wciąż trwają niezłomnie przy naszym boku. Jakby nie patrzeć, już sporo razy doświadczyłem tego, od kiedy znalazłem się w tym wieku. 

Doświadczyłem swoistej troski, wsparcia i po prostu bycia obok bez względu na wszystko. Zasmakowałem możliwości zadawania dręczących mnie pytań, dzielenia się obawami i wspólnego szukania rozwiązania nawet na najgorsze problemy. I z wewnętrzną niechęcią musiałem przyznać, że podobało mi się to, od czego do niedawna tak bardzo się wzbraniałem. 

***

Do domu wróciłem pod wieczór, a raczej w okolicach południa, tak, jak zazwyczaj. Widok za oknem wydawał się jednak mówić coś zupełnie innego, ukazując mi obraz późnej nocy. Było bardzo ciemno, na niebie dobrze dostrzegalne były już gwiazdy. 

- Jestem! - zakomunikowałem, swoje kroki kierując do salonu, skąd w odpowiedzi dostałem jedynie niezbyt czytelne mruknięcie. 

Stanąłem w progu i opierając się o framugę drzwi spojrzałem na Sebastiana, który leżał na kanapie, nakryty szczelnie po szyję kocem. Zwinięty w kłębek oglądał jakąś Turecką telenowolę, co już powinno być wystarczającym dowodem na to, że było z nim źle.

- Jak tam ci dzień mija, Sebastianie? - pokusiłem się o to, aby położyć się za nim, również wkopując pod koc. 

Mimo, że kanapa była dość wąska, byłem zdolny to zrobić. Był to jeden z plusów tego, że byłem dość drobny. 

- Dobrze, bez większych rewelacji. - mruknął, podczas gdy ja wygodnie oparłem głowę o jego ramię, korzystając z tego, że leżałem za czarnowłosym. 

Swój wzrok na chwilę skupiłem na ekranie telewizora, gdzie ukazał mi się obraz jakiejś kłótni między bohaterami. Dwójka ludzi wrzeszczała na siebie w obcym dla mnie języku, co po chwili przekładane było na angielski mówiony doprawdy bolącym uszy lektorem. 

- Jak tam w szkole? - zagadnął po chwili chłopak, zadając pytanie, jakie słyszałem praktycznie zawsze przez pięć dni w tygodniu. 

- Znośnie. - odpowiedziałem podobnie jak on. - Idź się potem umyj. 

Mruknąłem, przeczesując dłonią lekko przetłuszczone kosmyki jego włosów. Jak tak dalej pójdzie to mi tu Sebastian w depresję popadnie, a tego byśmy nie chcieli. Muszę dość szybko wyciągnąć go z łóżka, bo żal byłoby mi utracić dawny obraz mojego opiekuna. Zdecydowanie bardziej wolałem go w tej swobodnej i optymistycznej wersji. 

- Pójdę, pójdę. - mruknął, co w połowie nieco zniekształcone zostało przez ziewnięcie. 

Wyglądał na zmęczonego, mimo, że ostatnio praktycznie cały czas spał. Najwyraźniej wszystkie sprawy, a w szczególności te nieszczęsne egzaminy, tak go męczyły, że ten nawet w śnie nie zaznawał ukojenia. Doprawdy uciążliwy musiał być stan, w którym nawet sen okazywał się męczący. 

- Poczekaj, zrobię ci herbaty. - powiedziałem tak, jakby Sebastian chciał gdziekolwiek iść, po czym niechętnie wyszedłem spod koca. 

Swoje kroki pokierowałem do kuchni, gdzie wstawiłem wodę w czajniku i naszykowałem wszystkie składniki. Następnie w oczekiwaniu na to, aż woda się zagotuje, oparłem się o framugę drzwi kuchennych i spojrzałem na wejście do salonu, które było otwarte. Dzięki temu jeszcze raz mogłem spojrzeć na przygarbioną sylwetkę zajmującą miejsce na kanapie. 

No cóż, nie zawsze jest kolorowo. Niestety życie nie jest tak piękne, aby szykować nam jedynie przyjemne rzeczy. Najwyraźniej los testował w tym momencie i mnie i Sebastiana. Miałem jednak gorącą nadzieję, że przejdziemy ta próbę. Musimy. 


Witam moje jelonki! Kolejny rozdzialik wpada w wasze łapki. Ostatni w czerwcu, więc w sumie dalsze będą już prawdziwie wakacyjne. Jak tam wasze nastroje po zakończeniu roku? Dla mnie koniec roku nigdy nie nadszedł, miałam go z dobre kilka miesięcy temu jak przeszliśmy na zdalne. Ale i tak miło obecnie nieco bardziej się wyspać. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro