Rozdział XXXII
Tego dnia Sebastian wrócił do domu w koszmarnym nastroju. Chyba nigdy nie widziałem go tak przybitego, jak tego właśnie popołudnia.
- I jak wyniki, Sebastianie? - zapytałem, gdy ten opadł ciężko na krzesło w kuchni, przecierając oczy. Przez chwilę miałem wrażenie, że jest to gest obronny przed łzami, jakie cisnęły mu się do oczu.
Dziś, pierwszego grudnia, nadszedł dzień wyników testów, jakie niedawno pisał czarnowłosy. Obaj z niecierpliwością oczekiwaliśmy momentu, gdy chłopak będzie mógł pójść do szkoły i odebrać uroczystą kopertę z wynikami. Jak do teraz myślałem - dobrymi.
Na moje słowa jednak Sebastian podał mi jedynie kartkę, na której wydrukowane były wyniki egzaminów. Gdy tylko pobieżnie je przejrzałem, wiedziałem, skąd wziął się stan chłopaka. Czarnowłosy oblał po kolei wszystkie sprawdziany, tym samym nie zaliczając podstawowej wiedzy, jaką powinien posiadać.
Jak to on mi powiedział gdzieś przy początku naszej znajomości, oblanie egzaminów równało się z oblaniem wszystkich pozostałych lat. Wcześniejsza nauka stawała się nieważna, a dokumentów na bycie prawnikiem tak, jak Sebastian nie miał, tak nie ma.
- Przykro mi, Sebastian. Naprawdę się starałeś. - westchnąłem, nie wiedząc za bardzo co mam mu powiedzieć w takiej sytuacji.
Co można powiedzieć człowiekowi, który kosztem snu zakuwał do egzaminów, które potem oblał? Człowiekowi, który niezłomnie uczył się, nawet jeśli wiązało się to z ogromem wyrzeczeń? Chłopak mimo wszystko bezustannie gnał za dobrym ukończeniem studiów, nawet jeśli nie przelewało się w jego życiu. I teraz, po tym wszystkim, nawet tego nie mógł osiągnąć.
- Byłem pewien, że napisałem dobrze. - pociągnął nosem, przecierając oczy rękawem koszulki. - Wszystko wydawało się dobrze.
- To pewnie wina stresu. Na pewno znałeś odpowiedzi, ale ci się po prostu pomieszało. - zapewniłem, odkładając lekko zmiętą kartkę na blat stołu.
Wiedziałem, że znał rozwiązania. Jako świadek jego nauki byłem pewien, że wie wszystko, aby móc kiedyś zostać dobrym prawnikiem. Życie okazywało się jednak momentami naprawdę niesprawiedliwe, tak, jak na przykład teraz.
- To nie ważne, Ciel. - powiedział, opierając głowę na dłoni. Wzrok szklących się oczu wlepił za to w jedną z postarzałych szafek znajdujących się w równie wiekowej kuchni. - Co ja teraz zrobię? Nie mam żadnego planu awaryjnego. Byłem pewien, że zdam.
Mówił, jakby pół do mnie, pół do siebie. Co miał zrobić? Nawet ja przez ten moment nie potrafiłem odpowiedzieć na to pytanie. Najprościej powiedzieć, że spróbować sił w czymś innym lub powtórzyć rok i napisać testy jeszcze raz, jednak wątpię, aby chłopak chciał powrócić do tego po takiej porażce. Na kolejnych egzaminach pewnie zestresowałby się z tego powodu do tego stopnia, że nie uzyskałby nawet tych dziesięciu procent, jakie tym razem znalazły się na papierku.
Skoro chciał dobrze zarabiać, to może spróbowałby sił w medycynie? Albo został chemikiem bądź biologiem? Pracowałby w każdym razie przy czymś naukowym, dalej zarabiając niezłą sumę. Ale tego zawiedzenia nie da zamazać się po prostu nowymi studiami i drogą życiową, szczególnie biorąc pod uwagę predyspozycje, jakie każdy posiadał. Indywidualny zestaw umiejętności, który pomagał nam się rozwijać w niektórych kwestiach, w innych jednak srogo ograniczając.
Odpowiedź na moje pytanie względem tego, co zrobić ma Sebastian przyszła wraz z pierwszymi łzami. Nieco zaskoczony spojrzałem na chłopaka, który zamknął oczy i zacisnął zęby, co jednak nie powstrzymało go od mimowolnego płaczu. Usiadłem więc obok i spokojnie położyłem dłoń na jego włosach, korzystając z tego, że jego głowa była pochylona.
- Wiesz, teraz możesz zrobić co tylko chcesz. - powiedziałem, uśmiechając się ciepło mimo tego, że widok płaczącego Sebastiana łamał mi serce. - Możesz pójść w zupełnie innym kierunku niż prawnictwo. Możesz zrobić to, co chciałeś robić od zawsze. Na pewno masz jakieś marzenia, które chciałeś zrealizować. Być może do niektórych nie potrzeba nawet studiów. Nie uważasz, że byłoby to znacznie lepsze od zmuszania się do pracowania w jakimś zawodzie tylko po to, aby mieć z tego zarobek? Szkoda życia, Sebastianie.
Zacząłem delikatnie gładzić jego miękkie włosy, widząc, jak chłopak nieco się uspokaja. Zamiast rozpaczać zamyślił się, najpewniej zastanawiając nad moimi słowami. Cieszyło mnie to, że choć na chwilę rozpogodził się, porzucając rozczarowanie i gorycz. Od początku taki był mój cel, gdy tylko zobaczyłem go w wejściu do mieszkania.
- Będzie dobrze? - mruknął do mnie, co stanowiło nie tyle pytanie, a niemą prośbę o potwierdzenie, że faktycznie wszystko się ułoży.
Przez ten czas jaki spędziłem w tej rzeczywistości nauczyłem się, że takie słowa wiele znaczą. Nawet jeśli pozbawione podpory faktycznie gwarantującej, że będzie dobrze, samo potwierdzenie koiło. Musiałem przyznać, że nawet ja polubiłem się z taką formą okazywania wsparcia.
- Jasne, że będzie. - powiedziałem bez cienia wątpliwości.
Mimo sytuacji, z mojej twarzy nie schodził uśmiech, który wręcz nakazywał czarnowłosemu się nie smucić. Chciałem mu pokazać, że wszystko dobrze i nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. No trudno, stało się. Nie wyszło, mimo, że naprawdę się starał. Niestety tak bywa i to częściej niż sądzimy. Ważnym jest jednak, aby wyznaczyć sobie nowy cel i dążyć do niego, porzucając rozpacz.
To tym kierowałem się przez całe życie i zaprowadziło mnie to dalej niż żal. Żal do świata, żal do śmierci, żal do mojego demona. Uczucie smutku i goryczy zastępowałem silną potrzebą podążania naprzód i chorobliwego wręcz pragnienia dopięcia swego. Po czasie mogłem sam przed sobą stwierdzić, że człowiek, który stoi w miejscu umiera, nawet jeśli jego płuca wciąż kosztują kolejnych wdechów.
- Trzymam cię za słowo. - powiedział, mimo to po chwili znów nieco się rozklejając.
Tym razem nie powstrzymywałem go jednak. Po prostu złapałem chłopaka za ręce i na spokojnie dałem mu odżałować to, co odżałować potrzebował. Każdy musi czasem przejść przez epizod smutku i zmarnowania, gdy coś złego zdarzy się w jego życiu. Płacz był zdrowym zjawiskiem, nawet jeśli niezbyt pożądanym przesz społeczeństwo, a nieraz i nawet samego zainteresowanego taką czynnością.
Podczas, gdy Sebastian płakał, ja głaskałem wierzch jego dłoni i w głębi duszy utwierdzałem się w tym, że faktycznie będzie tak, jak mu obiecałem - dobrze. Teraz, gdy nie będzie siedział nad książkami, będziemy mogli spędzić razem nieco więcej czasu razem. Postaram się również o to, aby czarnowłosy spał normalnie i odnalazł się w czymś, co pochłonie go na tyle, aby to tym chciał się zająć na resztę życia.
Po prostu będę, bez względu na wszystko.
***
Kolejnego dnia praktycznie nic się, na nieszczęście, nie zmieniło. Wiedziałem, że na pewno mocno uderzyło to w Sebastiana, ale martwiło mnie jego przymulenie i smutek. Nie mogłem mu rozkazać, aby pozbierał się szybciej niż potrzebował, ale myślałem nad tym, aby jakoś nie umilić mu życia w pewien szczególny sposób. Nie wiedziałem jeszcze jednak jaki, i w tym momencie postanowiłem poprosić o pomoc dobrze mi znanego blondyna.
- Jasne, i tak zawsze to robisz. - odpowiedział, gdy zapytałem go, czy mógłby mi udzielić rady. Jednocześnie skupiał się na tym, aby do końca zdrapać sobie z paznokci różowy lakier.
- Chodzi o to, że Sebastianowi coś ostatnio bardzo nie wyszło i jest smutny. A że pierwszego stycznia ma urodziny to pomyślałem, żeby kupić mu coś wyjątkowego, co by go ucieszyło. Tylko nie wiem co. - przedstawiłem dręczącą mnie sprawę.
- No wiesz, prezent to bardzo indywidualna sprawa. - powiedział, skupiając tym razem swoją uwagę na mnie. - Zależy co dana osoba lubi. Jeśli jest książkocholikiem, jasne, że kupisz jej książki. Jeśli przepada za elektroniką i ma jej sporo, nowe słuchawki, czy inne gadżety będą ok. Pasjonatowi samolotów możesz kupić model jakiegoś, a osobie kochającej podróże nową, fajną walizkę. Tego jest tyle, że nie da się zliczyć. Wyklucz jednak zwierzęta, bo to nie jest dobry pomysł na prezent bez wcześniejszych ustaleń, jak i skarpetki czy bokserki. Nie ma nic gorszego. Jaki masz tak w ogóle budżet?
- No nie wiem... Z trzysta funtów? - mruknąłem z lekką niepewnością, po chwili dodając: - Rzecz jasna dołożę więcej, jeśli będzie trzeba.
Od początku mojej pracy sporo zaoszczędziłem. Sebastianowi oddawałem tylko połowę zarobków, jak on sam z resztą postanowił, chcąc, abym miał też własne pieniądze. Je za to odkładałem, co, jak się obecnie okazało, było bardzo przydatne.
- O chłopie, to niezły budżet masz. Nie wiem, czy byłbym w stanie wkładać tyle w drugą połówkę, a co dopiero w opiekuna. No chyba, że jest coś, o czymś nie wiem. - uśmiechnął się pod nosem, opierając o ścianę i chowając przy tym dłonie do kieszeni przydużej, białej bluzy. - Poobserwuj go trochę. Być może w subtelny sposób wypytaj co chciałby dostać. Możesz do tego popatrzeć na internecie na pomysły ludzi, na pewno coś się znajdzie.
- Jasne. - westchnąłem cicho, myśląc gorączkowo.
Coś szczególnego. Totalnie wyjątkowego, mogącego przy tym pocieszyć czarnowłosego, ale i zostać z nim na długie lata. Wiele rzeczy przechodziło mi przez myśl, jednak każdy pomysł szybko zostawał skreślony, gdy tylko odnalazłem w nim jakikolwiek minus. Biżuteria była długowieczna, sentymentalna i zazwyczaj cały czas przy osobie obdarowanej, ale przy tym niezwykle oklepana. Karnet na jakieś usługi pozostawiał wspomnienia, ale był jednorazowy i potem stawał się bezużyteczny, tak samo, jak jakiekolwiek dobre i nietypowe rzeczy do jedzenia. Wyjście do kina czy w inne tego typu miejsca również było niezwykle przeruchane wręcz, i tak, jak wiele innych rzeczy, jednorazowe.
Chciałem, aby Sebastian dostał ode mnie coś naprawdę wyjątkowego. Coś, co będzie niosło za sobą pewien przekaz. Póki co jednak nic takiego nie przychodziło mi do głowy, a czas nieubłaganie uciekał, przelatując mi wręcz przez palce. Miałem jednak nadzieję, że znajdę go jeszcze chociaż na tyle, aby obmyśleć coś serio dobrego. Chociaż nie.
Ja wiedziałem, że znajdę na tyle, aby wymyślić.
Witam moje jelonki! Macie kolejny rozdział i zapewne chcecie zapytać, dlaczego o drugiej w nocy w piątek, a nie jak przystało o ludzkiej godzinie w środę. Otóż sprawa jest prosta, mili państwo - ostatnio choruję na lenistwo tak przewlekle, jak tylko się da. Tak jak sądziłam zbyt duża ilość czasu wolnego działa jednak na moją niekorzyść, jednak obiecuję, że dołożę wszelakich starań aby cokolwiek zdziałać w kierunku poprawy. Niestety koniec roku jak i wakacje same w sobie to okres, gdy leżenie cały dzień w łóżku przychodzi mi zaskakująco łatwo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro