Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXIV


- Hm? Kółko zainteresowań? Po co mi jakieś kółko? - zapytałem, idąc obok blondyna. 

Chłopak przedstawił jedną z reguł rządzących szkołą, która polegała na tym, że każdy musiał uczęszczać na jakieś pozalekcyjne kółko zainteresowań. Zapewne był to krok w stronę pozornego poprawienia poziomu szkoły, jak i zasiedlenia gównianych kółek zainteresowań, na które nie marnowałby czasu żaden zdrowo myślący nastolatek. 

- Zgadza się. - potwierdził z uśmiechem chłopak.  - W sumie to po nic, takie są zasady. Nie martw się jednak, kółek jest sporo i to w różnych godzinach, na pewno wybierzesz coś dla siebie. 

- Dobra, jakie to są kółka?  -westchnąłem ciężko, przyjmując ten fakt do wiadomości. Znacznie bardziej jednak wolałbym poświęcić tą dodatkową godzinę na coś bardziej wartościowego i przede wszystkim nieprzymusowego. 

- Jest ich naprawdę wiele, teraz nie pamiętam wszystkich. Na pewno kółko tańca, śpiewu, rysunku... - zaczął wyliczać chłopak. - Ja chodzę na kółko modowe. No wiesz, omawia się tam jakieś pokazy, style, obecne trendy. Mają wiśniową colę za free. 

- Czemu akurat to kółko? Nie wierzę, że chodzisz tam tylko po to, żeby się napić czegoś słodkiego. 

- No cóż, myślę nad byciem projektantem albo modelem. 

- Jeszcze wczoraj mówiłeś mi, że zamierzasz po szkole założyć pole poziomek i zatrudniać nielegalnie imigrantów, a z zarobionych pieniędzy kupować kolejne pola, aby na końcu stać się głową przemysłu poziomkowego. Z takim podejściem to ty prędzej wylądujesz pod mostem, niż znajdziesz jakąś robotę. - przeciągnąłem się leniwie, podwijając rękawy różowej bluzy. Madame Red nie znała sposobu na odbarwienie ubrań, więc nieraz zakładałem na siebie owoce mojej pomyłki. - Zapisz mnie tam i miejmy to z głowy. 

- Jesteś pewien? Warto przejrzeć ofertę kółek, być może coś trafi w twoje zainteresowania... - zaczął, co dość brutalnie mu przerwałem. 

- Po prostu mnie zapisz. O której to i kiedy? 

Zapytałem, jednak przez dłuższy czas nie dostałem odpowiedzi na swoje pytanie. Wtedy właśnie skierowałem wzrok na blondyna, który swoją mało podzielną uwagę ulokował w pewnym czarnowłosym mężczyźnie. Nauczyciel, który przez blondyna w ostatnim czasie był niezwykle napastowany wzrokiem i zapewne myślami, stał obecnie na korytarzu, najpewniej mając dyżur. Spokojnie popijał kawę, zza okularów omiatając korytarz spojrzeniem złotych tęczówek. 

Kanalia jaką znałem z XIX wieku obecnie wydawała się być sympatią blondyna, który nie ukrywał, że wpatruje się w nauczyciela jak w obrazek. 

- Alois, to nie wyjdzie. - szepnąłem mu przy uchu, co najwyraźniej pomogło mu wrócić do rzeczywistości. 

- Jak nie wyjdzie, jak wyjdzie. Patrz, ale najpierw potrzymaj. - wepchnął mi do rąk kilka książek, po czym udał się na podbój serca nauczyciela.

Postanowił zrobić to w ten sposób, że przechodził obok, zaraz pod nosem mężczyzny udając potknięcie. Nim zdążył jednak upaść, Claude wykazał się niezwykłą zwinnością, łapiąc go w pasie, co uchroniło blondyna przed upadkiem. 

- Uważaj, Alois. Patrz pod nogi. - pomógł mu ponownie stanąć, jednak po tym chłopak wciąż nie odsuwał się na zbyt dużą odległość. - Wszystko dobrze? 

- Wszystko dobrze, profesorze. - na twarzy nastolatka wykwitł naprawdę radosny uśmiech, spojrzenie jasno błękitnych tęczówek wypełniło się iskierkami, a następnie zostało utkwione w obiekcie westchnień. 

- W taki razie zmykaj na lekcje i postaraj się więcej nie potykać w mojej obecności, bo ostatnio zdarza ci się to niezwykle często. - powiedział, a gdy chłopak mimo to nie reagował, czarnowłosy złapał go za kołnierz koszulki i odsunął od siebie. - Już, won. 

Wtedy dopiero nastolatek kiwnął głową, a następnie odsunął się, wracając do mnie. Odebrał ode mnie swoje książki, wciąż mając rozmarzony uśmiech na twarzy. 

- To jest miłość, mówię ci. Będzie mój. - przyrzekł, kierując się ze mną pod klasę. 

- Nie chcę cię rozczarować, ale raczej żaden nauczyciel nie stałby obojętnie, widząc, jak uczeń zalicza glebę. - mruknąłem, czym jednak mój towarzysz wydawał się nie przejąć. 

Zauroczenie bez przyszłości, ani nawet szansy. Zwykłe uganianie się za czymś, co niedostępne. Dlaczego więc blondyn wyglądał na najszczęśliwszego człowieka na świecie? 

***

Tego dnia po szkole od razu pognałem do pracy. Na szczęście trafiła mi się zmiana wraz z Sebastianem, przez co czułem się nieco pewniej. Wiedziałem, że w razie czego mi pomoże, co było dla mnie zbawienne. 

W pewnym momencie moje kursowanie między salą przerwał jednak widok czerwonowłosego shinigami, który opierał się o blat łączący kuchnię i salę. Jego wzrok był wlepiony punkt, a ja już po chwili zorientowałem się, że tym punktem jest Madame Red. Kobieta jak zawsze stała w rogu, wygrywając na skrzypcach relaksujące melodie. Mężczyzna tymczasem przyglądał się jej z żywym zainteresowaniem, wydając się być w zupełnie innym świecie. 

Jako, że już naprawdę mało zostało do zamknięcia restauracji, pozwoliłem sobie na chwilę przerwać pracę. Oddałem zamówienia na kuchnię, po czym podszedłem do mojego współpracownika. 

- Wyglądasz jak zboczeniem. - oparłem się o blat obok niego. - Albo stalker. Jakiś dewiant seksualny na pewno. 

- Aż tak źle? - westchnął ciężko, przenosząc na mnie dość niechętnie wzrok. 

- Zdecydowanie tak. - potwierdziłem, co raczej go nie pocieszyło. - Czemu ślęczysz tu jak idiota, zamiast do niej podejść? 

Czy narażanie własnej ciotki na spotkanie z tym upierdliwym człowiekiem było rozsądne? Wydawało mi się, że nie, ale po pierwsze kobieta w tych czasach już nie była moją ciotką, a po drugie mogło być ciekawe. Ponadto jeśli ktoś miał odnaleźć szczęście u boku drugiej osoby, to czemu by nie. 

- Nie wiem no. Jak się podchodzi do kobiet? 

- Chyba z kwiatkiem. - mruknąłem w zastanowieniu. - A najlepiej to z dobrym winem. Nawet, jak zrobisz z siebie debila, to nie będzie pamiętać. Po alkoholu wszystko wydaje się atrakcyjniejsze. 

- Nie będę jej upijał przez całe życie, Ciel. Okropny z ciebie doradca. 

- Nie oceniaj mnie, nim jeszcze dobrze nie zacząłem ci pomagać. - prychnąłem, spoglądając następnie na kobietę. 

W sumie dobrym pytaniem było to, jak podejść do osoby, która nam się podoba. Można by postąpić jak Alois, ale w tym przypadku to nie wyjdzie. Grell nie jest kobietą, ani siedemnastolatkiem zarywającym do starszego od siebie nauczyciela. Ja sam również średnio wiedziałem jak podchodzić do takich rzeczy. Faktem faktem, że kiedyś miałem Elizabeth, ale jej nawet nie lubiłem i nie musiałem o nią zabiegać. 

- Ja bym chyba po prostu podszedł i ją zaprosił. Im bardziej się kombinuje, tym gorzej wychodzi. Tylko pamiętaj, aby nie być natarczywym ani nadpobudliwym. 

- A co, jeśli się nie zgodzi? - zapytał chłopak, ze zdenerwowania lekko stukając palcami o blat.

- No cóż, w takim razie to jej sprawa. Na siłę nic nie zrobisz. - na moje słowa mężczyzna lekko spochmurniał. Najwyraźniej nie przewidywał takiego scenariusza. - Ale nie łam się, jeśli nie wyjdzie. Za jakiś czas możesz spróbować znowu. Wydaje mi się, że nie ma nikogo na oku, więc to już twoja kwestia, aby dobrze wypaść i ją do siebie przekonać. 

- A co, jeśli... - zaczął, jednak przerwał mu dźwięk, jaki wydał zegar, wybijając godzinę dziewiętnastą. Po tej porze praca kelnerów i skrzypaczki się kończyła, na salę wydawano już ostatnie zamówienia, a o dwudziestej zamykano doszczętnie lokal. 

- Potem będziemy się tym martwić. - uznałem, wypychając go za blat w stronę jego sympatii. 

Madame Red już zeszła ze swojego stanowiska i zmierzała w stronę pokoju dla personelu znajdującego się obok kuchni, dzięki czemu stanęła twarzą w twarz z dość zestresowanym Grellem. 

Jak to jest wyznawać uczucie osobie, która przypadła nam do gustu? Która swoim wyglądem, stylem, sposobem bycia zachęciła nas do siebie na tyle, że wyróżniliśmy ją spośród wielu innych, znanych nam ludzi? Niewątpliwie kimś wyjątkowym był człowiek, na którego zerkaliśmy ze szczerym uwielbieniem mimo tego, że dla dziesiątek innych osób był jedynie kimś całkiem zwyczajnym. 

Jak działa ten ciekawy mechanizm zwany zauroczeniem i miłością? Jakim cudem sprawia, że nasze serce lgnie do tej jednej, wybranej przez los osoby? Czasem wybiera nam kogoś, kogo znamy od dawna. Przyjaciela z dzieciństwa, przyjaciółkę z ławki. Innym razem wrzuca nas w wir smutków i zawiedzeń, gdy osoba, którą darzymy uczuciem, jest dla nas owocem zakazanym tak, jak chociażby nauczyciel dla ucznia. 

Myśląc o tym oparłem się o blat, patrząc na parkę, która niczym dwie brakujące połówki uzupełniała się. Obaj odziani w czerwień, kobieta z aurą rozsądku, mężczyzna z niezidentyfikowanym porywem do szaleństwa. Tak skrajnie różni i tak identyczni jednocześnie. 

- No co tam porabiasz, Ciel? - usłyszałem po chwili przy swoim uchu, przez co drgnąłem przestraszony, totalnie wytrącony z moich rozmyślań. 

- Nie zbliżaj się tak, idioto, i nie strasz mnie. - położyłem dłoń na jego twarzy, odsuwając od siebie chichoczącego chłopaka. 

- Niech mi panicz wybaczy. - pokłonił się teatralnie, co ja skwitowałem przewróceniem oczami. - Co ty taki zadowolony? 

Zapytał, pomagając mi dzięki temu dostrzec uśmiech, w jaki mimowolnie uformowały się moje usta. 

- Nic specjalnego, Sebastianie. - przyznałem, mimo to nie mogąc powstrzymać się od unoszenia kącików ust ku górze. - Po prostu... Chyba zrobiłem dzisiaj coś dobrego. 

- Ty? Jestem pod wrażeniem. - powiedział, przez co znów został ode mnie pacnięty po głowie. - Niech się książę nie denerwuje, złość piękności szkodzi.

- Całe szczęście, że mam czym szastać. - prychnąłem, wycofując się zza lady i udając do spokoju służbowego, korzystając z tego, że w końcu mam wolne. 

Kątem oka jednak omiotłem Madame Red i Grella, którzy dyskutowali w doprawdy wybornych nastrojach, co było czuć już z daleka. Świadczyły o tym między innymi ich uśmiechy i gesty, które niezwykle swobodne, nie miały w sobie krzty zdenerwowania. Czyli się udało, prawda? 

Miłość, zauroczenie, sympatia. Mechanizmy pociągające za sznurki ludzkiej logiki i zachowania, nieraz przeczące rozsądkowi w obliczu chociażby krzty prawdziwego, gorącego uczucia. Ludzie zakochiwali się, odkochiwali, zdradzali, ranili, cierpieli, nieraz jednak mogąc wspólnie leczyć smutki. Kwintesencja miłości, której ja nigdy nie doświadczyłem, a co za tym idzie nigdy nie potrafiłem rozgryźć. Pozostało mi tylko oglądać.


Witam moje jelonki! Ja nie mogę, znowu zapomniałam rozdział wstawić. Jedna znajoma menda mi nawet o tym z rana przypomniała, a mi i tak wypadło z głowy. Aż się boję co będzie na starość. I jak to będzie, gdy zacznę tworzyć bardziej zawiłe historie. Póki co jednak brnę naprzód i staram motywować samą siebie, walcząc z wewnętrznymi demonami które raz dają mi siłę do działania, innym razem twierdząc, że wszystko pójdzie w pizdu i nie warto. Całe szczęście kocham pisarstwo na tyle, że ilość pisarskich zawirowań mi niestraszna. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro