Rozdział XV
- Nie, ja nie chcę, nie dam rady. - jak tylko mogłem wykręcałem się od pójścia do szkoły, kurczowo trzymając fotela, gdy już byliśmy przed budynkiem.
W tym momencie perspektywa spędzenia dnia wśród obcych, być może chamskich dzieciaków i mściwych nauczycieli zaczęła mnie przerażać. Co ja zrobię, jeśli stanie się coś, czego się nie spodziewałem? Czego nie wziąłem pod uwagę podczas planowania dzisiejszego dnia? A takich rzeczy mogło być sporo.
- Nie bądź dzieckiem, Ciel. Przeżyjesz. - powiedział bezdusznie Sebastian, wręcz siłą wypychając mnie z wnętrza samochodu. - Widzimy się za kilka godzin, miłego dnia.
Rzekł ze słodkim uśmiechem, a następnie zamknął za mną drzwi i jakby nigdy nic odjechał.
Ja tymczasem spojrzałem na szkołą i biorąc kilka głębokich wdechów, skierowałem się do jej wnętrza. Po drodze mijałem małe grupki dzieciaków. Kilku nastolatków szło obok siebie, dyskutując o czymś swobodnie i wesoło.
Ach, no tak. Ludzie to takie trochę zwierzęta stadne. Teoretycznie nie potrzebują drugiej osoby do przeżycia, ale lubią łączyć się w grupy, czasem stada i niekiedy pary, w których dzięki partnerskiemu układowi mogliby się poczuć docenieni i kochani. Nieco idiotyczne było dla mnie tak mocne trzymanie się potrzeby bycia z drugim człowiekiem, szczególnie po tym, jak samotność zdominowała moje dotychczasowe życie. Nie wiem nawet, kiedy stałem się niezwykle nieczuły. Byłem typem samotnika goniącego jedynie za własnym dobrem.
- To jest Ciel. Mam nadzieję, że ciepło go przyjmiecie. Ciel pierwszy raz chodzi do szkoły, z uwagi na swoje zdrowie do teraz miał nauczanie indywidualne, a co za tym idzie proszę was o wyrozumiałość. - powiedział mój nauczyciel z miłym uśmiechem, gdy wraz z nim stałem przy tablicy.
Czułem wlepiające się we mnie spojrzenie kilkunastu osób, co nieco mnie poirytowało, utwierdzając w tym, że będę ciekawym obiektem do obserwacji przez resztę klasy. Zapewne uczeń, który nigdy nie chodził do szkoły, nie zdarza się często. Z uwagi na moje XIX-wieczne zwyczaje również mogę wydać się wyjątkowo dziwną osobą.
Wszystko jednak mogę zwalić na moje pochorowanie i brak kontaktu z rówieśnikami. Wraz z Sebastianem uznałem, że lepiej będzie wkręcić, że byłem chorowitym dzieckiem i narażony na najmniejsze zarazki, zamknąłem się w domu. Podejrzanym wydałoby się, gdybym nie znał podstawowego mechanizmu działania szkoły.
- Możesz usiąść gdzie chcesz. - oznajmił nauczyciel, i w głębi duszy dziękowałem za możliwość wybrania sobie miejsca, bo już jedno miałem upatrzone.
Miejsce na końcu, blisko okna, skusiło mnie tym, jak prywatne się wydawało. Stanowiło przy tym jedyną wolną ławkę, pozwalającą mi na brak większej integracji z jakimś członkiem klasy.
Zgodnie z planem więc udałem się na spacerek wzdłuż klasy, cały czas obserwowany przez inne osoby, aby na końcu zasiąść w ławce. Od razu moją uwagę zwróciło krzesło, które wydawało się niezwykle twarde i niewygodne w porównaniu do fotela, jaki kiedyś zajmowałem podczas wypełniania papierów. Tamten był mięciutki i obity ekskluzywną skórą, natomiast siedzenie w nim było czystą przyjemnością, a nie torturą.
Do tego warto było wspomnieć o blacie ławki, który był ewidentnie po niezwykle trudnych przejściach. Nie miałem pojęcia, jak inaczej nazwać drewno noszące na sobie ślady długopisu czy cyrkla, który z agresją był w niego wbijany. Czy serio młodzież nie miała teraz poszanowania dla totalnie niczego?
Mój spokój w tym miejscu został przerwany jednak przez nagłe otworzenie przez kogoś drzwi. Gdy tylko wrota się rozwarły, mogłem dostrzec znajome kosmyki włosów w odcieniu jasnego blondu i oczy mieniące się letnim błękitem.
- Przepraszam... Za.. Spóźnienie. - powiedział urywanie chłopak, oddychając niezwykle ciężko, jakby przebył właśnie maraton. Prawdopodobnym, a wręcz pewnym było, że biegł w pośpiechu do szkoły.
- No no, spóźnienie w pierwszy dzień nowego roku szkolnego. Przechodzisz samego siebie, Alois. - nauczyciel nie wydawał się zdenerwowany. Uśmiechnął się miło, niemalże tak, jak do mnie. - Zajmij proszę miejsce, zaraz omówimy sobie co będziemy robić w tym roku.
Przez słowa nauczyciela zdałem sobie sprawę, że jedynym wolnym miejscem w klasie jest to obok mnie, a co za tym idzie to tutaj blondyn usiądzie.
Szczerze mówiąc to nie byłem nawet zbytnio zdziwiony ujrzeniem chłopaka w tym miejscu. Jedynym co mnie ruszyło było to, że nie przepadałem za tą zołzą. Chłopak który uprzykrzył mi życie obecnie miał być moim kolegą z klasy, którego będę oglądał codziennie aż pięć dni w tygodniu.
Nim się obejrzałem blondyn rzucił plecak na ziemię przy ławce, następnie opadając niedbale na krzesło. Nie omieszkał przeciągnąć się leniwie, a następnie zdjąć mieniących się na wiele kolorów okularów przeciwsłonecznych w okrągłych oprawkach.
Jego ubiór był... Nietypowy. I tak, jak trochę przyzwyczaiłem się do mody obecnych czasów, tak nie mogłem zrozumieć jego niezwykle wesołych i cukierkowych ubrań. Białe, krótkie spodenki, bluza w odcieniu pudrowego różu i nieco równie słodkiej biżuterii stanowiło to, czego ja w życiu bym na siebie nie włożył, ale za to niezwykle pasowało to do blondyna.
- Oooo, chyba jesteś nowy. - zwrócił się do mnie po chwili, orientując, że nie posiadał takiego kompana w tamtym roku. - Wybacz, jeśli byłeś już wcześniej. Rzadko jestem w szkole.
Wyjaśnił, opierając głowę na dłoni. Wtedy w świetle słońca błysnęły srebrne pierścionki na jego palcach, natomiast bransoletka ze złotą gwiazdą delikatnie zsunęła mu się z nadgarstka, zatrzymując gdzieś w połowie przedramienia.
Rzadko był w szkole? Po wyglądzie stwierdziłbym bardziej, że jest wzorowym uczniem ściśle trzymającym się szkolnych reguł. Jednak kto wie, możliwe, że to problemy zdrowotne bądź problemy rodzinne powstrzymały go przed systematyczną edukacją.
- Tja, to mój pierwszy dzień. - przyznałem, wiedząc, że robienie fochów na nic mi się nie przyda w tej sytuacji.
Prawdą było, że blondyn, tak, jak każdy inny człowiek z mojego świata, mnie nie pamiętał. Stanowiłem dla niego jedynie chłopaka takiego jak inni chodzący do tej klasy, a co za tym idzie robienie mu problemów za to, czego nawet w tym świecie nie zrobił, byłoby najzwyczajniej dziecinne i nieodpowiednie. Na pewno nie polubię się z nim, ale będę tolerował.
- Hm, rozumiem. - zmrużył oczy, przyglądając mi się jakby badawczo.
I w sumie na tym zakończyła się nasza rozmowa, brutalnie przerwana przez nieco zniecierpliwionego nauczyciela.
***
- Ciel, powiedz coś o sobie. - męczył mnie chłopak, gdy przemierzaliśmy korytarz szkoły w poszukiwaniu kolejnej z klas.
Podczas gdy ja uważnie śledziłem numery pomieszczeń, on swobodnie szedł obok, zagadując mnie. Wbrew pozorom spławienie blondyna nie było jednak łatwe.
Na początku spróbowałem przekonać go do pogadania z jego znajomymi z klasy, którzy na pewno się za nim stęsknili, a gdy humanitarne prośby nie pomogły, wprost powiedziałem mu, że ma spadać. To go jednak w nawet najmniejszym stopniu nie zniechęciło, wręcz przeciwnie. Stał się jeszcze bardziej natarczywy.
- Okropnie nie lubię narzucających się ludzi. - wyznałem, próbując od tej strony.
- W takim razie myślę, że się polubimy. - blondyn uśmiechnął się, wprawiając mnie przez to w stan solidnej irytacji.
- Nie, nie polubimy się. Ja cię na przykład już nie lubię. - oznajmiłem, wchodząc do klasy.
Jak się okazało, w niej czekało już kilka dzieciaków, jak i nauczycielka. Nie zwyczajna, bo... Mey-Rin. Od razy rozpoznałem w kobiecie moją dawną służącą o niezwykłych umiejętnościach, która obecnie wygodnie ubrana siedziała przy biurku, wypełniając papiery.
Jej widok nieco mnie uspokoił i wprawił w przyjemny stan poczucia czegoś znajomego. Z jednej strony widzenie ludzi z mojego poprzedniego życia bolało i wywoływało w moim sercu niezwykłą tęsknotę, z drugiej jednak dawało poczucie tego, że nie jestem tu sam. Nawet jeśli oni mnie nie pamiętali, ja pamiętałem ich i dzięki temu czułem się pewnie w tym nowym, dość obcym jeszcze świecie, mimo, że Sebastian starał się pokazać mi jak największą jego część.
- Dlaczego? - zapytał blondyn, lekko przekręcając głowę na bok.
No, nie każda znajoma twarz wywoływała we mnie miłe uczucia.
- Bo, jak mówiłem, nie lubię narzucających się ludzi. - powiedziałem uparcie, zmierzając w kierunku... Którego nawet nie znałem. - Gdzie ty w ogóle siedzisz?
Zapytałem po chwili, zdając sobie sprawę z tego, że bez tej informacji wiele nie zdziałam. W każdej klasie było tyle ławek, aby klasa zmieściła się na styk. Mogłem niestety siedzieć jedynie z Aloisem, bo każdy inny miał już parę, której zapewne nie chciałby zmieniać dla nowego, ekscentrycznego dzieciaka.
- Tam, gdzie w tamtej klasie. Ławka na końcu. - powiedział, przez co udałem się tam, siadając ponownie przy oknie.
Dzięki temu mogłem nacieszyć wzrok widokiem ładnego podwórza, które wciąż było otulone słońcem. Zapewne już niedługo przyjdzie deszcz, mgła i brązowo-czerwono-złote liście, które spadając z drzew będą ubarwiać trawniki. Nadejdzie jesień, która niepostrzeżenie zabierze ze sobą całą swobodę i radość lata, zastępując je ponurą i jednolitą codziennością.
- No ej, ja zawsze siadam przy oknie. - zaprotestował blondyn, posłusznie jednak zajmując miejsce obok mnie.
- No widzisz? Ale mi przykro, a ja tu usiadłem. - zrobiłem smutną minkę, mimo, że ciężko było mi się nie zaśmiać na widok niezadowolenia mojego ławkowego współtowarzysza.
- Jesteś okropny. Nie dziwię się, że jesteś tak strasznie zamknięty w sobie. Zapewne nikt nigdy nie pokazał ci, że cię lubi.
- W punkt, Alois. W punkt. Jestem aspołecznym, samotnym, znerwicowanym nastolatkiem, który do tego cię nie lubi. A wiesz co to znaczy? - zapytałem, a gdy w odpowiedzi blondyn pokręcił głową, kontynuowałem. - To znaczy, że nie będziesz miał ze mną łatwego życia.
Mówiąc to, przejechałem ręką po jego białych spodniach, na których pozostała błękitna smuga po atramencie. Gdy nie patrzył, specjalnie pomazałem sobie dłoń piórem od Sebastiana. Nie wiem, czy byłby zadowolony, że używam je do takich celów.
- Dlatego odwal się ode mnie, nim naprawdę pożałujesz. - dodałem, chcąc, aby tym razem do niego dotarło.
Właśnie odrzucałem znajomość z człowiekiem, który sam wyciągnął do mnie dłoń, i zrobiłem to nie tyle z uprzedzeń, co ze strachu. Przed tym, jak wygląda relacja z drugim człowiekiem. Jak wygląda rozmowa, pomoc, współczucie. Nim zdążyło to do mnie dotrzeć, zamknąłem się, zabrudzeniem na spodniach blondyna przypieczętowując moją niechęć.
Witam moje jelonki. Dzisiaj mam urodzinki, a co za tym idzie wrzucę dwa rozdziały, skoro już żyję zasadą, że każda okazja jest dobra, aby uraczyć was dodatkowym rozdziałem. Przy okazji cieszę się niezmiernie z tego, że do gry wchodzi Alois. Szczerze lubię jego postać, szczególnie, gdy jest dla Ciela znajomym, a nawet przyjacielem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro