Rozdział XL
Dziś nadszedł dzień, na jaki czekałem sporo czasu. Dla większości ludzi szczególnym był przełom grudnia i stycznia, ponieważ rozpoczynał się nowy rok, jednak dla mnie ta data była szczególna z jeszcze innych, wiadomych względów.
Z samego rana, nim chłopak zdążył wstać, ja wymknąłem się z łóżka i udałem do kuchni, gdzie wziąłem się za przygotowywanie śniadania. Na dobrą sprawę nie miałem pojęcia jak dokładnie świętować z kimś urodziny, bo dawno tego nie robiłem, ale dam z siebie wszystko, aby jak najbardziej umilić Sebastianowi dzień jego święta. Jak to mówią, warto uczyć się metodą prób i błędów. Nawet jeśli dziś spieprzę, będzie nauka na kolejny rok.
- Sebastian, wstawaj. - mruczałem, budząc go najdelikatniej jak umiałem.
Gdy wróciłem do pokoju z tacką, na której znajdowało się jedzenie, za cel obrałem zbudzenie tej iście śpiącej księżniczki. Biorąc pod uwagę fakt, że potwornie ciężko chłopak zwlekał się z łóżka w wolne dni, określenie to było niezwykle trafne.
- Mmmm, za wcześnie. - powiedział niewyraźnie, nie zaskakując mnie ani trochę taką odpowiedzią.
- Nie jest wcześnie, jest późno. Już prawie jedenasta. - ponagliłem go, zdejmując z niego kołdrę. Miałem nadzieję, że przeraźliwy chłód po zdjęciu pierzyny skłoni go do rozbudzenia się. - No już, szybko, bo ci śniadanie wystygnie.
Słysząc słowo śniadanie, chłopak otworzył oczy i spojrzał na mnie, nie kryjąc zdziwienia, ale i ciekawości. Mimo, że już sporo robiłem w domu sam, starałem się nie przykładać ręki do gotowania. Co za tym idzie nie szło mi to jakoś wyśmienicie, jednak starałem się jak mogłem i chłonąłem teorię, przeglądając internetowe przepisy. Przydatną lekcją w tym temacie były również Święta, gdy to wraz z moim opiekunem przygotowaliśmy nieco smacznych potraw. Na moją prośbę upiekliśmy nawet dwa ciasta, po których już jednak na dzień dzisiejszy nie został ślad.
- Śniadanie? - mruknął, powoli wracając do rzeczywistości z sennej krainy.
- Dokładnie, śniadanie. - potwierdziłem z uśmiechem. - Urodzinowe. Wszystkiego najlepszego, Sebastian.
Dodałem, przez co znów mogłem ujrzeć na jego twarzy zdziwienie. Wyglądało to trochę tak, jakby chłopak sam zapomniał, że ma dziś urodziny. Nie dziwiłem mu się jednak. Sam czasem zapominałem, gdy moje urodziny zbliżały się, a co dopiero następowały. Wypierałem świadomość, że taka data w ogóle istnieje, nie wiązałem z nią niczego szczególnego. Sebastian za to zapewne już dawno nie świętował, a raczej nikt nie świętował z nim. Wątpię, aby w zakonie lub domu dziecka przywiązywano dużą wagę do takich uroczystości, a gdy Sebastian wyprowadził się na swoje, nie miał z kim obchodzić czegoś takiego.
- Muszę przyznać, że mnie zaskoczyłeś, Ciel. - podniósł się do siadu i przetarł oczy. - Dziękuję, to naprawdę miłe z twojej strony.
- Smacznego, dziadzie. - postawiłem mu na udach tacę z naleśnikami i herbatą, gdy ten oparł się o ramę łóżka, już bardziej kontaktując.
Śniadanie, jakie mu przygotowałem, składało się z naleśników. Wbrew temu, co oczekiwałem, wyszły dość puszyste i ładnie zarumienione. Przynajmniej ta strona, na której ułożyłem je w ładny stosik. Po drugiej wyglądały już gorzej, jak na złość w każdym musiałem przypiekać je na jednej stronie o tą chwilką za długo. Póki nie były jednak doszczętnie sfajczone, dało się je zjeść.
- A już było tak pięknie. - westchnął chłopak z udawanym rozczarowanie, gdy powiedziałem ''dziadzie''.
- Nie marudź tylko próbuj, potrzebuję oceny. - ponagliłem, przysiadając obok niego.
Na moją prośbę, a raczej rozkaz, chłopak spróbował mojego tworu udekorowanego bitą śmietaną i owocami. Przez dłuższą chwilę musiałem czekać na to, co powie. Najwyraźniej on sam zastanawiał się nad tym, jak swoje wrażenia ubrać w słowa.
- Czuć w nich twoje staranie. - stwierdził, odzywając się w naprawdę łagodny sposób względem tego, co ugotowałem, a raczej usmażyłem.
- Musisz mnie nauczyć robić naleśniki. - stwierdziłem, mimo, że ten nie powiedział złego słowa na moje dzieło.
- Ewidentnie tak. - przytaknął, biorąc trochę naleśników na widelec, a następnie podsuwając mi pod usta. - Ale nie są złe, tylko za dużo ich. Chyba będziesz musiał mi pomóc.
- Trzeba cię utuczyć, strasznie się zmarnowałeś. Dlatego tak dużo. - mruknąłem, zjadając naleśnika, jakiego ten podsunął mi pod usta.
Smak nie był tak zły, jak podejrzewałem. Ba! Był naprawdę dobry jak na moją trzecią próbę robienia naleśników. Bez dyskusji jednak musiałem przyznać, że moje naleśniki nawet nie umywały się do tych, jakie tworzył Sebastian. Jego rozpływały się w ustach i były idealnie wyważone, mając doskonale słodki smak.
- A więc taki miałeś plan. - zaśmiał się cicho czarnowłosy, podsuwając mi po chwili pod nos truskawkę. - Naprawdę dziękuję. To bardzo miły początek dnia.
- Poczekaj na wieczór. - mruknąłem, zjadając truskawkę, tak, jak chwilę wcześniej naleśnika. - Wieczorem dostaniesz prezent.
***
Wieczór nastał szybciej, niż sądziłem. Dzień zleciał mi nie wiadomo kiedy, a ja wraz z Sebastian przygotowywałem się do oglądania fajerwerków. Obaj z niecierpliwością wyczekiwaliśmy momentu, gdy na niebie ukażą się pierwsze kaskady świateł. Byłoby to naprawdę miłe ukoronowanie dnia, jaki upłynął nam w doprawdy ciepłej atmosferze.
Przez te kilka godzin spędziłem z Sebastianem trochę czasu, podczas którego wspólnie nacieszyliśmy się ostatnimi chwilami upływającego roku. Poza tym starałem się jak najbardziej uszczęśliwić go na każdym kroku, co chyba mi się udawało, bo chłopak ani przez chwilę nie chodził dziś smutny.
- Jest cholernie zimno. - mruknął Sebastian, gdy po otworzeniu na oścież okna, do salonu wdarł się chłodny powiew wiatru.
- Nic dziwnego, jest grudzień. - otuliłem się szczelnie kocem i podszedłem do Sebastiana, stając przy oknie obok niego. No właśnie, grudzień.
- Kurwa mać. - załamany oparłem czoło o parapet.
- No co tam, Ciel? - zapytał czarnowłosy, patrząc na mnie z rozbawieniem,.
- Jest jeszcze grudzień, urodziny masz dopiero za... - spojrzałem na zegarek. - Kwadrans. Bez sensu było świętowanie od rana. A tak to dobrze zaplanowałem.
Ehh, ten fakt mi umknął. Pomyślałem, że z rana zrobię mu śniadanie, a potem sprawię, że jego dzień będzie lepszy, aby w momencie wystrzelenia fajerwerek ładnie to zakończyć. Jakim cudem podczas myślenia nad tym misternym planem do głowy nie przyszło mi, że to nie ma sensu? Najwyraźniej ta nietypowa data i święto z nią związane nieco mnie rozkojarzyło.
- Ciekawy byłem, kiedy się zorientujesz. - zachichotał rozbawiony, obejmując mnie ramieniem. - Nie powiem, to było ciekawe doświadczenie. Nie martw się, uznajmy, że dziś świętowaliśmy jutro. Jakby nie patrzeć, zafundowałeś mi doprawdy niezapomniane urodziny. I jestem ci za nie bardzo wdzięczny.
- I tak wstyd mi za moje nieogarnięcie. - mruknąłem, czując, jak chłopak czochra mi włosy.
- No cóż, to już nieważne. Cieszmy się Nowym Rokiem, bo w końcu zmienia się on jedynie raz na trzysta sześćdziesiąt pięć dni. A za chwilę zaczną strzelać fajerwerkami. - mówiąc to, oparł się łokciami o parapet, obserwując póki co czarne niebo.
Tak jak mówił, zaledwie krótka chwila musiała minąć, aby na niebie pojawiły się kolorowe kaskady świateł. Fajerwerki mieniły się, z głośnym hukiem tworząc na niebie cudowne wzory. Przyglądałem im się przez dłuższą chwilę, po czym poszedłem zakraść się po prezent, jaki przygotowałem dla Sebastiana. Wróciłem po krótkiej chwili i delikatnie pociągnąłem czarnowłosego za rękaw bluzy, a gdy ten na mnie spojrzał, uśmiechnąłem się do niego delikatnie.
- Zgodnie z obietnicą, proszę. - powiedziałem, podając mu pudełko opakowane ładnym, czerwonym papierem. - Jeszcze raz wszystkiego najlepszego.
Chłopak wziął ode mnie pudełko i z ciekawością odpakował podarek. Widziałem, jak na jego twarzy wykwitł uśmiech, gdy tylko zobaczył zawartość. Postanowiłem, że na urodziny sprezentuję mu aparat. Nie zwykły, a polaroid z kilkoma dodatkowymi wkładami. Do tego album, w którym mógłby wklejać zdjęcia.
- Ja... Dziękuję. - powiedział, mając w głosie naprawdę szczerą nutę. - Nie musiałeś, to naprawdę kochane z twojej strony.
- Wiesz, w ostatnim czasie ci nie szło. Spotkało cię sporo smutnych rzeczy. Chciałbym, żebyś od nowego roku w tym albumie i dzięki temu aparatowi zbierał same dobre wspomnienia. Mam nadzieję, że to będzie jak napisanie swojej historii od nowa, bez patrzenia na to, co ci nie poszło. Chciałbym, abyś od nowego roku szedł za tym, co kochasz i czerpał z tego przyjemność. A dobre chwile dokumentował i wspominał w słabych chwilach. - powiedziałem, przedstawiając mu powód takiego podarunku.
No cóż, wygląda na to, że obaj będziemy mieć coś, co w nowym roku da nam pocieszenie i swoistą nadzieję na lepsze jutro. Przynajmniej trzymałem kciuki za taki scenariusz.
- Nieźle to wymyśliłeś. - chłopak nie krył uznania za taki pomysł, ale i wzruszenia spowodowanego takim prezentem.
- Jednak to nie wszystko. - powiedziałem, przez co ten skierował na mnie zdziwiony wzrok.
Pokazałem mu dłonią, aby ten zbliżył się do mnie, przez co chłopak posłusznie się pochylił. Wtedy właśnie zrobiłem coś, co od dawna niezwykle mnie kusiło. Złapałem go za przód bluzy i delikatnie ucałowałem jego usta. Mnie samego zdziwiło moje zachowanie, a co dopiero chłopaka, który przez dłuższą chwilę stał w bezruchu. Po kilkunastu sekundach odwzajemnił jednak mój gest z równą delikatnością.
- To chyba znacznie lepszy prezent. - wymruczał zadowolony, gdy odsunąłem się po dłuższej chwili, aby złapać.
- A cicho bądź. - westchnąłem i ponownie go pocałowałem, tym razem znacznie bardziej pewnie.
Wygląda na to, że dla nas obu nadchodzący rok będzie znacznie bardziej szczęśliwy niż sądziliśmy. Mam nadzieję, że wraz z moim gestem zacznie się dla nas nowa przygoda. Przyszłość, która będzie wspólna.
Bo jak wiadomo, czasu nie da się cofnąć. Zatrzymać w jednym miejscu lub przesunąć do przodu, cofnąć w tył. Nie da się nim manipulować, aby osiągnąć własną uciechę. Wiadomo jednak, że teraźniejszością można sterować wobec własnego uznania i przy odrobinie starań zarówno przeszłość, jak i przyszłość okażą się dla nas niezwykle owocne. Z tą myślą kosztowałem obecnie ust Sebastiana, który w tym momencie był całym moim światem. Był jedynym człowiekiem, przy którym jakikolwiek czas tracił znaczenie, a ja skupiałem się tylko w tym jednym momencie. Momencie, w którym prawdziwy ja żył w swoim prawdziwym świecie, do którego najwyraźniej należał od początku.
KONIEC
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro