Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział IV


- Sebastianie, jak działa pralka? - nie wiem, które to było pytanie tego dnia.

Korzystając z obecności Sebastiana przy moim boku, pytałem o naprawdę wiele rzeczy, które nurtowały mnie, od kiedy znalazłem się w tym wieku. Nastał wieczór, drugi, jaki spędzałem w jego mieszkaniu. Wyglądało na to, że zostanę tu jeszcze trochę czasu, skazując go na pilnowanie i dbanie o mnie. Co dziwne i wciąż nie do pojęcia, z własnej woli wziął mnie pod swoje skrzydła, mimo że dostał przedsmak moich wygórowanych standardów i charakteru, który do łatwych nie należał. W ciele Sebastian skrywał się masochista.

-Jeśli chcesz, mogę cię kiedyś nauczyć z niej korzystać. - zaoferował, rzucając mi ubrania na przebranie. - Idź się umyć.

- Nie umiem. - mruknąłem, łapiąc ubrania.

- To się nauczysz. Jak mówiłem, ucz się samodzielności.

Mówiąc to, nawet na mnie nie spojrzał, znów grzebiąc w szafie. Zgodnie z jego prośbą udałem się do łazienki. Na szczęście w miarę ogarniałem, jak działa wanna, i nawet zdjęcie z siebie ubrań poszło mi lepiej niż wczoraj. Nie wiem, czy to kwestia tego, że zamiast mojego wyszukanego stroju były to luźne ubrania Sebastiana, czy może powoli nabierałem wprawy, ale byłem z siebie zadowolony.
Następnie wszedłem do wanny i umyłem się najlepiej, jak umiałem, czując na skórze przyjemne kropelki ciepłej wody, która robiła się bardzo gorąca albo niezwykle lodowata w zależności od tego, jak operowałem kurkami. Potem dokładnie się wytarłem i przebrałem w świeże ubrania, następnie wracając do Sebastiana.

- No, prawie sobie poradziłeś. - stwierdził po obejrzeniu mnie. - Dalej masz pełno szamponu we włosach. Naprawdę nie wiem, co z tobą jest nie tak.

Jakby na udowodnienie swoich słów przejechał dłonią po moich włosach, następnie ją odsuwając, przez co faktycznie ujrzałem pianę.

- Wcześniej ty mi spłukiwałeś włosy. - obrażony skrzyżowałem ręce na piersi, bardziej oczekując pochwały niż zbesztania moich nowo nabytych umiejętności.

- Wygląda na to, że i tym razem będę musiał to zrobić. - złapał mnie za rękę i poprowadził do łazienki. Tam patrzyłem, jak odkręca wodę, regulując ją, aby nie była zbyt zimna ani ciepła. - Nachyl się.

Wykonałem polecenie, pochylając się nad wanną. Już po chwili ponownie poczułem wodę w idealnej temperaturze, która zaczęła moczyć włosy, skapując po ich końcach do wanny. Wraz z nimi ujrzałem pianę, którą Sebastian wcześniej pokazał mi na dłoni. Wygląda na to, że muszę jeszcze poćwiczyć.
Kiedy szampon został do końca spłukany, Sebastian wziął ręcznik i zaczął nim dokładnie wycierać moje włosy. Po chwili jednak chwycił dziwne urządzenie i podłączył je do prądu, następnie kierując w moją stronę, na co odsunąłem się, patrząc na niego podejrzliwie.

- To tylko suszarka, nic ci nie zrobi. - powiedział, włączając ją i kierując na swoje włosy, co nieco rozwiało jego ułożoną fryzurę.

Faktycznie, oprócz nieprzyjemnego hałasu przedmiot nie wydawał się groźny. Dałem się więc zaciągnąć z powrotem przed lustro, gdzie Sebastian zaczął dosuszać moje włosy. Powietrze lecące z urządzenia było przyjemnie ciepłe i gdyby nie ten okropny hałas, być może bym się z nim polubił.

- Jak to działa? - pokazałem na suszarkę, która została odłożona na miejsce, kiedy przestała być potrzebna.

- Szczerze mówiąc, sam do końca nie wiem. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale potem mogę o tym poczytać, jeśli cię to ciekawi. - wziął szczotkę i zaczął nieśpiesznie rozczesywać moje włosy, przez co stopniowo z rozwianych na wszystkie strony i puszących się, robiły się takie, jak zawsze.

Patrzyłem na lustro przed nami, przenosząc wzrok to na siebie, to na niego. Przez demonstrację nieszkodliwości suszarki włosy mojego lokaja wciąż były w nieładzie, co stanowiło interesujący widok. Ciężko mi było przyjąć do wiadomości, że to już nie jest nieskazitelny demon i uosobienie perfekcji.

- Pytasz mnie o tak wiele rzeczy... - mruknął po chwili, nie przestając czesać moich włosów spokojnymi ruchami. - Ale jeszcze nic nie mówiłeś o czasach, z których ponoć jesteś. Ani kim w nich jesteś.

- Jestem hrabią. - odparłem od razu.

- Wiem. Wypominasz o tym, kiedy tylko nadarza się okazja. - nie krył rozbawienia. - Chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej.

- Cóż, jestem hrabią i, można by rzec, śledczym królowej. Wypełniam różne misje. Pomagałeś mi w tym, odkąd zawarliśmy kontakt.

- A jak stoi kwestia twojej rodziny?

- Rodzice nie żyją, jestem ostatnim członkiem rodu Phantomhive. Mam jednak wujostwo i kuzynkę, chociaż w sumie to moją narzeczoną.

- Masz bogatsze życie uczuciowe niż ja. Nawet jeśli z kuzynką. - gwizdnął z uznaniem, odkładając szczotkę na bok.

- Nie kocham jej, Sebastianie, tylko spełniam swoje obowiązki. Tak, jak powinien to zrobić dziedzic i chluba danej rodziny.

- To aż przykre. Za innymi dziewuchami się nie rozglądasz?

- Nie. Skoro jestem umówiony z rodziną Milfordów, moim obowiązkiem jest ożenienie się z Elizabeth. Zresztą nie widzę sensu w uganianiu się za inną dziewczyną, skoro wyjdzie na to samo. Ważne, aby w przyszłości mieć dzieci i żonę.

- Smutne macie to życie w XIX-wieku. Naprawdę nie ma miejsca na trochę uczuć?

- Nie w moim przypadku. Nie mam jednak o co się martwić, i tak zjesz moją duszę, nim będę na tyle dorosły, aby wziąć ślub. Prawie dokonaliśmy mojego celu, po którego spełnieniu miałem ci zapłacić.

- Więc stąd znasz moje imię, czyż nie?

- Tak. To ja ci je nadałem, psie.

- Ależ ślicznie dziękuję, kotku. - odpowiedział, udowadniając, że mimo innych czasów najwyraźniej wciąż lubi się droczyć. - Wiesz, trochę trudno mi się o tym słucha. Nie obraź się, ale podróż w czasie i kontrakt z demonem nie brzmią jak rzeczy dziejące się na co dzień.

- Nie wiem, jak mógłbym ci udowodnić, że to prawda. Mogę co najwyżej obiecać, że nie kłamię. - podrapałem się zakłopotany po tyle głowy.

Fakt, brzmiało jak niezłe fantasy, ale mówiłem szczerze. Zapewne, gdyby przyszedł do mnie człowiek ze średniowiecza, moja reakcja byłaby podobna i w tym przypadku rozumiałem Sebastiana. Nie wiedziałem jedynie jak skłonić go do uwierzenia w prawdziwość moich słów, aż do czasu, gdy w mojej głowie nie zaświtała pewna myśl.

- Macie tutaj bibliotekę? - zapytałem, ożywiając się nieco. - Najlepiej taką, która ma dużo książek historycznych. Być może ma zbiory nazwisk obywateli mieszkających w Londynie przez ostatnie kilkaset lat, opowiada o posiadłościach lub rodach szlacheckich.

Przez chwilę się zastanawiał, a ja stałem obok w nerwowym oczekiwaniu. Tymczasem pierścień na mojej dłoni lekko połyskiwał w świetle łazienkowych żarówek, utwierdzając mnie w myśli, że nie wyśniłem sobie życia, do którego chciałem wrócić, że faktycznie gdzieś tam czekała na mnie rezydencja pachnąca herbatą i białymi różami, niesforna służba i Sebastian, demoniczny lokaj, który z listem od królowej zapuka do drzwi mojego gabinetu. Sebastian, który będzie czymś więcej niż jedynie człowiekiem, któremu chęci życiowe odmawiały posłuszeństwa.

- Wydaje mi się, że mamy taką bibliotekę. - rzekł, opuszczając łazienkę, a ja udałem się za nim, nim zdążył zgasić światło. - Nie mam pojęcia, czy ma książki na tematy, które wymieniłeś, ale jeśli chcesz szukać czegoś w tym typie, to tylko tam. Jeśli chcesz, możemy tam jutro podjechać.

- Byłbym wdzięczny. - wlazłem na łóżko i położyłem się, wtulając policzek w poduszkę, a on tak jak wczoraj nakrył mnie pierzyną.

Być może ten świat i życie nie były złe. Zapewne XXI-wiek ma do zaoferowania więcej, niż podejrzewam. Gnębiła mnie jednak myśl o totalnie innej, nieznanej jeszcze rzeczywistości. Czy poradzę w niej sobie jako zwykły człowiek, podczas gdy dorastałem jako hrabia u boku żądnego krwi demona? On, ten byt właśnie, był w dużej mierze powodem moich obaw. Dlaczego znaki kontraktu zniknęły? Jakby ktoś gumką wymazał ostatnie lata mojego życia, pozostawiając jedynie czyste strony niesplamione obecnością diabła w moim życiu.

- W takim razie pojedziemy. Dobranoc. - powiedział Sebastian, który już chciał zgasić lampkę, jednak ubiegłem go kolejnym pytaniem, tym razem innej natury.

- Jeszcze nie idziesz spać? - zapytałem, widząc, że godzina nie jest zbyt młoda.

- Nie, muszę się pouczyć. Mam za niedługo egzaminy. - uśmiechnął się zmęczony, gasząc po tych słowach lampkę. - Dobranoc.

Powtórzył, następnie opuszczając sypialnię i przymykając za sobą drzwi. Były lekko rozchylone, przez co widziałem strugę światła w przyjemnym, żółtym kolorze wkradającą się do pokoju. Następnie do moich uszu doszedł odgłos rozkładanych na biurku książek i kartek, których szmer przypomniał dokumenty, które studiowałem w swoim gabinecie. Taki sam cichy szelest.
Świat oszalał. Całkowicie zmienił się przez ten czas, idąc do przodu, ale i cofając się w niektórych kwestiach. Czasem byłem pod wrażeniem osiągnięć obecnych ludzi, a innym razem łapałem się za głowę, zastanawiając, czy pozjadali wszystkie rozumy. Faktem jednak było, że świat ten był pełen zaskoczeń i ciekawości. Niczym dziecko mógłbym pytać i pytać, dogłębnie studiując odpowiedzi na każde z zawiłych kwestii. Wiedziałem jednak, że dziś dane mi było usłyszeć prawdopodobnie jedną z najdziwniejszych rzeczy, jakie dojdą do moich uszu podczas bycia w tym wieku.
Sebastian, mój wykształcony w każdej dziedzinie demon besztający mnie za błędy w mojej edukacji, właśnie poszedł się uczyć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro