↪ 𝐙𝐀𝐃𝐀𝐍𝐈𝐄 7
Opowiem wam, jak straciłam wszystko, co cenne...
Tamtej nocy nie było mi dane wyspać się, bo w trakcie mojego snu obudził mnie telefon ze szpitala. Usłyszałam okropne wieści, które doprowadziły mnie do głębokiego smutku. Moja babcia umierała. Osoba, która poświęciła dla mnie życie, bym mogła bez wstydu wyjść na ulice. Osoba, która mnie wychowała na dobrego człowieka. Osoba, którą kochałam nad życie.
Lekarz kazał mi przyjechać, by pożegnać się z tą niesamowitą kobietą. Zarzuciłam na siebie bluzę i zaczynając płakać, ruszyłam do szpitala. Miałam wrażenie, że zgubiłam się w tym wielkim mieście, a trasa wyjątkowo się wydłużyła. Nie miałam pojęcia, ile zasad drogowych złamałam, w tamtym momencie liczyła się moja babcia i tylko ona.
Wpadłam do placówki medycznej i pobiegłam do recepcji, gdzie zapytałam o jej położenie. Udzieliła mi odpowiedzi, a ja z donośnym szlochem ruszyłam do sali. Po drodze wiele osób mnie zatrzymywało, ale myślałam tylko o tym, że chciałam dostać się do jedynego członka mojej rodziny. Z trzaskiem otworzyłam drzwi, szukając jej wzrokiem.
— Babciu! — Wpadłam na kolana zaraz obok łóżka i patrzyłam na wychudzoną twarz, jednocześnie chwytając za jej zimną dłoń. Nie wierzyłam w to, że uśmiechnęła się na mój widok, w końcu kto śmieje się w obliczu śmierci? Płakałam z głową przy ręce umierającej kobiety, chorowała od dłuższego czasu, ale nie było to nic poważnego.
Nie wyobrażałam sobie życia bez niej... Była moim światełkiem w tunelu, zawsze stawała po mojej stronie i wspierała mnie ramieniem, dobrym słowem i najlepszym ciastem. A teraz miała po prostu odejść i zostawić zagubioną dziewczynę w tym zgiełku?
— Kochanie... — Jej słaby ton sugerował, że to nie jest głupi żart czy chwilowe wahania zdrowia. Nadal starałam się nie dopuścić do siebie myśli o jej zaginięciu... — Nie..p-płacz już... Będzie... dobrze... Kocham Cię...
— Ja Ciebie też, nie odchodź... Proszę!
Pikanie maszyny zamieniło się w długi, charakterystyczny dźwięk, a ja wiedziałam, że to koniec. Mojej ukochanej babci już nie ma, powieki kobiety opadły, a delikatny uścisk na mojej dłoni całkowicie się rozluźnił... Swój smutek przelałam w niegłośny krzyk, który sprowadził lekarza, a ten wyprowadził mnie z sali. Próbowali mnie uspokoić, ale ich starania poszły na nic.
Nie ma już najważniejszej kobiety w moim życiu, uciekła ode mnie i zostawiła małą dziewczynkę... Potrzebowała jej wsparcia i obecności, bo była naprawdę krucha. Jedynka w szkole, pojedyncza obelga czy porażka sprawiały przykrość dziecku, a tylko kilka rzeczy potrafiło poprawić słaby humor.
Każda z nich właśnie się rozpłynęła.
Następny rozdział: Zadanie 8 ➜
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro