3.
https://youtu.be/-2U0Ivkn2Ds
Już kilka dni siedzę w izolatce. Dni rozróżniam tylko po posiłkach. Codziennie dostaję dwa. Rano niesmaczną papkę i wodę, a późnym popołudniem kawałek niedobrego i prawdopodobnie starego mięsa, kromkę chleba i coś do picia. Rzadko coś zjadam. Jedzenie jest ohydne. Słyszałam plotki, że zamierzają karmić mnie siłą albo przez kolejną rurkę w skórze.
—Twoje wyniki poprawiają się - mówi mężczyzna w kitlu.
Dowiedziałam się, że jest moim głównym lekarzem. Ma na imię Ear i wygląda na około pięćdziesiąt lat. Jego włosy przypominają mi zboże. Jasne oczy chowa za grubymi szkłami, które powiększają je dwukrotnie.
— Czemu nie jesz? — pyta, notując coś na czarnej podkładce.
Nie zamierzam mu odpowiedzieć. Nie przepadam za nim. Przypomina mi piekarza z Dwunastki. Kolejną zabitą osobę... Ale co to dla ciebie Katniss, z twojego powodu wszyscy umierają. Zabijasz ich i nawet się tym nie przejmujesz.
— Breeze — mówi wolno — zapytałem się czemu nie jesz
— Nie mam ochoty — odpowiadam wreszcie.
— Mam nadzieję, że masz ochotę na odwiedziny...
— Kto przyjdzie? — Mój głos od ciągłych krzyków i wrzasków stał się okropnie ochrypły.
— Twój kolega — mówi tylko i wychodzi.
Ciekawe. Ja nie mam przyjaciół. Wszystkich wymordowali. Nie myślę o słowach lekarza. Wracam do czynności, które wykonuję niemal codziennie. Wpatrywanie się w nicość... Nie sądziłam, że może być ciekawe. Powieki jak zawsze robią mi się ciężkie. Zamykam je. Wsłuchuję się w pikanie urządzeń. Usypia mnie to lepiej niż kołysanka. Odpływam do krainy snu. Tylko tam mogę być sobą. Tam jest moje prawdziwe "ja". Niestety non stop śni mi się to samo.
Widzę go. Mojego przyjaciela. Stoi przy drzewie na polanie w Dwunastym Dystrykcie. Odwraca się. Usta rozciągają się w uśmiechu. Jego brązowe włosy targa na wszystkie strony ciepły wiatr. Jest wiosna. Nasz ulubiona pora roku. Trawa zielenieje, a kwiaty puszczają pierwsze pąki.
— Czekałem na ciebie — Jego głos brzmi jak dzwoneczki.
Wyciąga w moją stronę dłoń. Bez zastanowienia ją łapię. Przed zaledwie chwilą wydawał mi się taki radosny i pełen życia. Teraz wszystkie pozytywne uczucia odpływają. Ma smutne oczy i cierpiący wyraz twarzy.
— Kocham cię Bee — Obejmuje rękami moją twarz.
— Ja ciebie też — Czuję jak po mych policzkach ciekną łzy.
— Nie płacz — Ociera wierzchem dłoni moją skórę.
— Nie potrafię..
— Bee... — Spoglądam na ziemię.
Trawa pod stopami zaczyna usychać. Co dziwne wokół Alexa jest niesamowicie zielona i bujna. Jego bose stopy okalane są najróżniejszymi kwiatami. Rozpoznaje moje ulubione krokusy. Ubrany jest w wyjściowe spodnie oraz koszulę. Zawsze tak wyglądał podczas Dożynek. To od nich wszystko się zaczęło. Gdyby nie zgłosił się za Jamesa żyłby dalej... ze świadomością, że mógł coś zrobić, żeby jego młodszy brat nie zginął.
— To przeze mnie nie żyjesz! — wybucham i odpycham jego ręce.
On spogląda na mnie z miłością i mówi:
— Spokojnie... to tylko draśnięcie
O nie... Identyczne słowa wypowiedział przed śmiercią. Kąciki jego ust unoszą się w górę. Proszę, nie chcę przeżywać tego jeszcze raz. Nóż nagle pojawia się w jego klatce piersiowej. Krew błyskawicznie rozchodzi po ubraniu. Zupełnie jak wtedy.
— Alex proszę, nie rób mi tego — Łapię jego dłoń.
Uśmiecha się szerzej.
— To koniec mojej walki — Jego twarz robi się niewyraźna.
Jego ciało zamienia się w pył, który prywa wiatr. Zostaję sama na uschniętej ziemi. Upadam na kolana. Moja dusza jest rozdarta.
Gwałtownie otwieram oczy i widzę przed sobą... Alexa. Krzyczę głośno z przerażenia. Chcę uciec, ale pasy mocno mnie przytrzymują. Jeśli to wyłącznie moja chora wyobraźnia to naprawdę coś ze mną nie tak. Czuję jak z każdym dźwiękiem mocniej zdziera się moje gardło. Chyba wariuję. Tak bardzo pragnie uciec... niestety nie ma jak.
— To tylko ja -— mówi spokojnym głosem duch.
Teraz jestem pewna, że to nie żadna zjawa ani moja wybraźnia. To nie Alex.
— Hunter — szepczę.
Jego podobieństwo do brata jest w tej chwili porażające. Ten sam odcień skóry, identyczne brązowe włosy, podobne rysy twarzy. Tylko oczy są inne. Huntera są bardziej błękitne. Na chwilę zamykam powieki. Mam przed sobą Alexa. Otwieram i... patrzę na Huntera. Czuję jak serce co raz bardziej mi się łamie.
— Krzyczałaś — mówi cicho.
— Śnił mi się — wyjaśniam ze strachem i poprawiam się na łóżku.
— Mnie też... każdej nocy
Hunter jest twardy. Nigdy nie poddawał się z byle jakiego powodu. Po śmierci taty nie płakał już więcej. Przejął jego rolę. Ale on nie był tam... Nie przeżył tego wszystkiego.
— Jest tu twoja rodzina? — pytam po długiej ciszy.
— Tak — Kiwa głową — wujek Ted został. Chciał, chciał tam być. Zastrzelili go.
— Jak do tego doszło? — pytam ochrypłym głosem.
— Oglądaliśmy Głodowe Igrzyska na Placu i nagle wyłączyli telebim. Kazali nam się nie rozchodzić i przyprowadzili tych co byli w domach. Na scenę weszli Strażnicy Pokoju. Byli jacyś inni niż zwykle. Prowadzili sześć osób z workami na głowach. Kazali klęknąć, a potem po kolei strzelali im w głowę. Ludzie krzyczeli... nigdy nie zapomnę tych wrzasków. Jedna osoba, nie wiem jak ściągnęła worek z głowy. To był Gray. Jakoś oswobodził swoje ręce i... i wyciągnął trzy środkowe palce w górę. Natychmiast w jego stronę wystrzeliło kilkanaście pocisków. Ostatnie co powiedział to — Hunter przerywa i patrzy mi w oczy — Powstaniemy z Popiołu
— Ostatnio dobrze się zachowywałaś, więc postanowiliśmy razem z innymi lekarzami przenieść cię do innego pokoju.
— Ściągnięcie mi te pasy? — Wskazuje na nie brodą.
— Oczywiście — przytakuje Ear.
— Czyż to nie wspaniałe? — Uśmiecha się Matthew.
Haymitch do mnie nie przychodzi. Pewnie siedzi sobie z KATNISS i popija herbatkę. W końcu są wielkimi przyjaciółmi.
Kobieta stojąca obok Eara odpina pasy. To koniec mojego więzienia. Powoli z jej pomocą wstaję. Wszystko mnie boli. Sadza mnie na dziwne krzesło z kółkami i łapie za rączki przymocowane z tyłu. Mężczyzna otwiera przed nami drzwi. Jadę ciemnymi korytarzami. Próbuję zapamiętać cokolwiek, niestety wszystko wygląda tak samo. Po około minucie dojeżdżamy do jakiś drzwi. Kobieta otwiera je powoli.
Oto moje nowe lokum. Na moje nieszczęście jest białe. Uhrr... jak ja nie znoszę tego koloru. Żółty, szary, niebieski, zielony, a nawet pomarańczowy byłby lepszy. Kobieta kładzie mnie na łóżku i życzy udanie spędzonego czasu. Nawet nie wiesz jak dobrze go wykorzystam... Odpowiadam jej pomrukiem. Ona kręci tylko głową i wychodzi. Znowu zostaje sama. Rozglądam się po pokoju. Obok łóżka stoi drewniane krzesło i... cóż wychodzi na to, że to tyle. Nie licząc oczywiście znajdującej się po drugiej stronie maszyny, dzięki, której żyję. Pewnie zaraz ktoś przyjdzie, aby mnie do niego podpiąć. Z sufitu zwisa lampa z trzema żarówkami, które rzucają słabe światło na pokój.
—Kocham cię Alex — szepczę — już niedługo będziesz tu ze mną...
W kącie dostrzegam kamerę. Muszę działać szybko. Podnoszę się do pozycji siedzącej i próbuję zachowywać się normalnie. Po paru minutach wstaję, biorę krzesło i podstawiam pod drzwi. Mam lekki problem z chodzeniem, bo kiwam się gorzej od Haymitcha, gdy się napije. Podskakuję i zrzucam na ziemię żarówki. Odłamki szkła rozbijają się obok moich gołych stóp. Z zaciśniętej w pięść prawej dłoni kapie powoli krew.
Podciągam koszulę nocną. Na żebrach widnieje duża ilość siniaków. Barwią się od wściekłej żółci przez ciemny granat po delikatny róż. Ogromne ślady po cholernych pasach, przeklętym więzieniu. Opuszczam materiał i klękam na szkle. Wybieram duży kawałek szkła i zaciskam na nim dłoń. Czuję jak skóra przecina się w wielu miejscach. Odwracam lewą rękę. Zaczynam niedaleko mojej blizny w kształcie korony. Jasmine zapieczętowała mnie na zawsze. Wiecznie będę jej "księżniczką." Przyciskam narzędzie do skóry i tnę. Słyszę jak ktoś dobija się do drzwi. Ignoruję głośny dźwięk. Drugie cięcie. Do głosu przyłącza się Ear. Trzecie cięcie.
— Jeśli natychmiast nie otworzysz drzwi...
Czwarte cięcie. Po co miałabym to robić? Piąte cięcie. Zaciskam mocno szczękę. Szóste cięcie. Po policzkach spływają mi łzy. Nie możesz płakać Bee. Zamykam oczy i widzę go. Alexander. Mój najlepszy przyjaciel. Niespełniona miłość. Jedyna osoba, której mogłam całkowicie zaufać. Spoglądam spod przymrużonych powiek na swoje przedramię. Krew powoli spływa na podłogę. Wokół mnie jest mnóstwo czerwonego.
— Kocham cię — mówię ostatkiem sił.
— Ja ciebie też — niemal słyszę wyraźnie jego głos.
Zmieniam rękę. Zaczynam ciąć skórę drugiej ręki. Kiedy wiem, że moje dzieło jest skończone, niemal pełznę do ściany. Opieram się o nią plecami. Ręce leżą bezwładnie po obu stronach mojego ciała. Teraz trzeba tylko czekać. Znowu spotykam się z babcią Hazelle. Willow i Tommy też powinni tam być. Powoli czuje się co raz gorzej. Ludzie nadal bija w drzwi po drugiej stronie. Głupcy... nie rozumieją, że tak będzie lepiej.
Ich krzyki stają się co raz bardziej przytłumione. Szum w uszach wzrasta na sile. Czarne plamy pojawiają mi się przed oczami. Jeszcze tylko chwila i spełni się moje marzenie. Dołączę do nich. Do ludzi, których kocham. Ci, którzy są tutaj ą zostali otumanieni. Nie widzą tego co ja. Wszystko to jej wina. Najlepszego i uwielbianego przez wszystkich kosogłosa. Dla mnie na zawsze ten ptak będzie symbolem śmierci. Ona doprowadzi do zagłady.
Słyszę głośny trzask. Ktoś wbiega do pokoju, ale na początku mnie nie zauważa. Dopiero po chwili widzi mnie. Dziewczynę w czerwieni na białym tle. Odwraca się i dobiega do mnie z szybkością światła. Nie widzę jego twarzy. Zupełnie jakby ktoś specjalnie ją zamazał. Powoli nic nie jest takie jak dawniej. Czuję, że zaraz dołączę do Alexandra. Do pokoju wbiega więcej osób. Chcecie zobaczyć moją śmierć? Proszę bardzo! Przekażcie wszystkie szczegóły Katniss, na pewno się ucieszy. Ktoś podnosi moje ciało. To ta sama osoba co jako pierwsza weszła do pomieszczenia. Mam ochotę do nich krzyknąć, aby zostawili mnie na pewną śmierć. Czuję znajomy zapach, gdy mój nos zbliża się do jakiegoś materiału. Staram się skupić na postaci. To on. Wiem, że to...
BNL
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro