Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10.


             Od śmierci Huska minęło już dwadzieścia dni. Wszystkie ledwo pamiętam. Obudziłam się w swoim pokoju. Obok na krześle siedział mój tata. To od niego dowiedziałam się, że przeszłam operację i czekają mnie kolejne dwie. Musiał nawet oddać dla mnie krew. W zapasach Trzynastki nie było mojej grupy krwi. Ear dostał porządną naganę od Victora. Wedle jego mniemania byłam najważniejszą osobą i to mną powinien zająć się na początku. Brooke pogratulowała Rabbitowi i Hiddenowi, że przeżyli i uratowali "tak cenny dla Trzynastki obiekt". 

              Mam ochotę rwać sobie włosy z głowy, gdy słyszę jak mnie nazywają. O b i e k t. To aż śmieszne. To jak potoczy się rewolucja zależy ode mnie, a mimo to nazywają mnie bezosobowo. Może faktycznie nią nie jestem. Nie poszłam na pogrzeb Huska. To przeze mnie zginął. Czuję na sobie spojrzenie innych ludzi. Oskarżycielskie. Wyzywające. Dlaczego to był on? Dlaczego to nie byłaś ty? Moje zwłoki powinny zostać spalone w piecu. Przynajmniej taki zwyczaj panuje w Dystrykcie Trzynastym. Nie kopią grobów tylko palą. Dym zanosi duszę osoby zmarłej do nieba. 

             Ktoś potrząsa mnie za ramię. Unoszę wzrok na osobę obok. Twarz jest znajoma, tak bardzo znajoma. Mrugam kilkakrotnie, aby wyrwać się z otępienia. Znów pomyliłam Huntera z Alexem. 

    Wszystko w porządku?  pyta i bierze duży kęs kromki z dżemem.

             Uśmiecham się blado i kiwam głową. Zna mnie zbyt dobrze, aby uwierzyć. Spogląda na moje nietknięte jedzenie i unosi brwi. Bez słowa podsuwam mu talerz. Czekam aż skończy jeść moją porcję i razem odnosimy naczynia. Następnie Hunter prowadzi mnie do studia, w którym mam nagrać odezwę do ludzi. Nie wiem jakim cudem może się on orientować w tych zakamarkach. Dla mnie każde wyglądają identycznie. 

    Witajcie  W otwartych drzwiach stoi Matthew i obdarza naszą dwójkę olśniewającym uśniechem.

           Spoglądam ponad jego ramieniem. Nigdzie nie widzę Brooke ani Victora. To nawet dobrze. Ruszam za jakąś kobietą do kąta zasłoniętego parawanem. Przebieram się w wybrane przez władzę Trzynastki ciuchy. W głowie pojawia mi się obraz Hiddena przebranego w podobny strój, gdy wychodził ze mną na zewnątrz. Ciemne spodnie z dziwnymi wzmocnieniami na kolanach opinają moje nogi, góra munduru to coś na kształt pancerza, on także posiada dodatkowe ulepszenia. Kobieta pomoaga do końca mi się ubrać. Stojąc za parawanem do moich uszu docierają wymowne chrząknięcia. Nie umiem przypasować ich ani do Matthewa ani do Huntera. Czuję delikatne szrpnięcie za włosy. Kobieta okazuje się także fryzierką, bo zaplata moje średniej długości włosy w dwa warkocze. Sięga po coś na małym stoliku. Do munduru zamierza przypiąć mi broszkę. Odpycham jej ręcę i z krzykiem uciekam zza parawanu. Matthew podchodzi do mnie szybkim krokiem. Marszczy czoło zaniepokojony. 

    Co się stało?

             W odpowiedzi wkskazuję na kobietę, która również wyszła zza parawanu. W dłoniach nadal trzyma tą paskudną broszkę. 

    Breeze...

    Nie zaczynaj! Zgodziłam się na to całe przedstawienie, aby pokazać, że żyję. Nie zgadzałam się na paradowanie z JEJ symbolem. Zrobiłam wszystko co chcieliście, nie każcie mi tego robić...

             Sama nie wiem czemu mój głos zaczyna się łamać. Hunter robi niewielki krok w moim kierunku. Dobrze, że nie widzę jego zdziwionej miny, gdy zamiast do niego przytulam się do mojego dawnego mentora. Wtulam twarz w szorstki materiał szarej koszuli. Ostatnio ubiera się cały czas w te same spodnie na szelkach i na zmianę trzy koszule. Dziwnie nie widzieć go w drogich garniturach i butach z prawdziwej skóry. Chyba tylko ja w całej Trzynastce mam do dyspozycji tyle ubrań. Większości i tak nie ubieram. Niektóre moje koszule są zielone, czerwone lub o zgrozo białe. Trzy znienawidzone przeze mnie kolory. Jak na złość na nagranie ubrali mnie w czarno - czerwony strój. 

             Gdy w końcu odsuwam się od Matthewa i spoglądam na swoje ciało, mam wrażenie jakbym krwawiła. Po plecach przechodzi mi zimny dreszcz. Próbuję go zignorować, ale chyba zaraz zacznę niewyobrażalnie głośno krzyczeć. Trzydziestolatek musiał wyczuć moje zdenerwowanie, bo spogląda prosto w moje oczy. Nie jestem słaba. Próbuję sobie wmówić te głupie trzy słowa. Wytrzymuje spojrzenie Matthewa. Dopiero teraz widzę jak jego czy mają kolor. Czuję rosnące między nami napięcie. Wtem między nas wsuwa się Hunter. Kładzie mi rękę na ramieniu i życzy powodzenia. Biorę głęboki wdech. Po prostu to powiedz. Zrób to Breeze. 

             Mężczyzna siedzący za komputerem mówi mi jak sie mam ustawić. Wchodzę na podwyższenie. Komputerowiec unosi kciuk w górę. Mogę zaczynać. Z moich ust wylewa się potok słów. Nie rozmyślam nad tym co mówię. Kazali mi to powiedzieć, więc to robię. Podobno mają one porwać ludzi do walki, zachęcić by wzięli do rąk broń. Szkoda, że sama mam ochotę strzelić sobie w głowę. Nigdy jeszcze nie słyszałam gorszej ściemy.

    Spróbuj jeszcze raz  mówi operator.

             Jego głos wzmocniony przez głośniki robi sie denerwujący. Zaciskam pięści i zaczynam od początku. Przerywają mi jeszcze pięć razy. Mam ochotę zejść z tego podestu i strzelić mu w twarz. Matthew siada na krześle obok drugiego komputerowca, który zaciekle stuka w klawiaturę. Jeśli się nudzi to nie daje tego po sobie poznać. Nie można tego powiedzieć o Hunterze, który chodzi od jedej ściany pomieszczenia do drugiej. Brwi ma zmarszczone, wyraźnie nad czymś myśli. 

    Jeszcze raz  mówi po raz szósty operator.

    Nie 

    Słucham? 

    Powiedziałam, że nie!  powtarzam głośniej  mówiłam to już wystarczająco dużo razy. Wybierzcie sobie coś i posklejajcie jakoś. Nie mam zamiaru powtarzać tego po raz kolejny.

    Przykro mi, ale taką mamy parcę

    Przykro ci? Tobie jest przykro? Chyba nie wiesz co to znaczy! Widziałeś to?  Unoszę ręce na wysokość twarzy, aby dobrze mógł przyjrzeć się ich drżeniu — mnie też jest przykro, że już nigdy nie będę mogła strzelać z łuku. Mnie też jest przykro, że Snow zabił osobę, którą kochałam nad życie. Mnie też jest przykro, że przeze mnie w imię rewolucji ludzie giną. Mnie też jest przykro, że jestem wariatką i napewno nie materiałem na wybawicielkę. Mnie też jest przykro, że najwyraźniej jesteś totalnym idiotą bez mózgu. 

    Breeze  mówi ostro Matthew.

    Przestań. Po raz kolejny przestań. To co każecie mi mówić jest do kitu. Sama nie jestem poetą, ale to nie nadaje się do pokazania ludziom.

    To sama coś zaproponuj  Operator odchyla się na krześle.

           Co mam powiedzieć wrogowi, który po kolei zabija wszystkich, na których mi zależy? Żeby przestał? Napewno mnie posłucha. Alastor i Celeste Snow nie słuchają nikogo. Robią co chcą i kiedy chcą. 

           Spoglądam prosto w kamerę. Skupiam się na słowach. To sprawa pomiędzy mną, a Snowem. Nikt inny nie powinien się wtrącać. Rozluźniam dłonie i spuszczam ręcę bezwładnie wzdłuż tłowia. 

    Witaj Alastorze. Wrzuciłeś mnie do ognia myśląc, że się spalę. Sprawiłeś, że moje życie zmieniło się w piekło. Codziennie czułam gorący żar na policzkach, modląc się o przetrwanie. Nie sądziłeś, że znajdę wyjście z królestwa ciemności i otworzę płomieniom drogę do ciebie. Spalą każdego, kto stanie na drodze między mną, a tobą. To nasza walka. Jak dobrze wiesz... Ogień parzy i obraca w popiół  Przekrzywiam lekko głowę  a z niego powstałeś i w niego się obrócisz.

             Nigdy nie sądziłam, że zebrania są takie nudne! Od kilkunastu minut monitoruję stan moich paznokci. Wyłączyłam się na samym początku, gdy zamiast o sytuacji w Panem i Kapitolu Żółte Zęby zaczęła relacjonować postęp w jakiś mało ważnych dziedzinach. Ma bardzo nużący głos. Dziwię się, że nikt nie zasnął. Nie zainteresowały mnie też rejestry urodzeń. Ear z dumą oświadczył, że na świat przyszło kolejne osiem noworodków. Super. Kolejni mali żołnierze, których trzeba wyszkolić.

    Czyżbym cię zanudzał?

             Unoszę wzrok znad paznokci, aby napotkać ciemne oczy żmii wpatrujące się we mnie z niezwykłą intensywnością. Chyba zacznę go tak nazywać. Co raz bardziej przypomina mi węża. Oczywiście jak zwykle nogi Victora spoczywają na blacie. 

    Oczywiście, że tak. Nie przyszłam tu rozmawiać o postępach w naprawie spływu ściekowego. Interesują mnie fakty o Snowie. Jak Alastor zaaragował na nagranie?

   — Puścimy je dopiero wieczorem. Po opublikowaniu go napewno wybuchną zamieszki. W tej chwili wysyłamy wsparcie do Dystryktów  odpowiada Victor

    Do których dokładnie? 

    Ósmy, Dziesiąty, Jedenasty...

    I Szósty  dodaje pułkownik Brooke.

    Tylko do czterech? A co z pozostałymi? Jak mają sobe poradzić z wojskiem?

   — Nie mamy tylu ludzi jak ci się wydaję  mówi Żółte Zęby.

    To rekrutujce spośród ocalałych. Sprowadźcie do Trzynastki wszystkich co mogą walczyć albo dostarczcie im broń. Będę walczyć o swoje Dystrykty.

   — Myślisz, że tego nie robimy? Nie wszyscy siedzą bezczynnie w swoim pokoiku...

             Rzucam kobiecie o żółtych zębach mordercze spojrzenie. Czuję jak prawa dłoń schowana pod stołem drga mi delikatnie. Opanuj się. Nachylam się bliżej niej.

   — Daj mi broń, a zrobię z niej teraz użytek

    Thereso, Breeze prosiłbym o spokój — Victor przekrzywia głowę w lewo  zdajesz sobie sprawę, że z twoim obecnym stanem zdrowia nie pozwolę ci walczyć?

            Wzdycham z irytacją i odchylam się na krześle. Następnie rozmowa koncentruje się na młodej kobiecie niewiele starszej ode mnie, która jest odpowiedzialna za żywność. Najchętniej wygarnęłabym jej co sądzę o wydawanych w stołówce posiłkach, ale powstrzymuje mnie karcące spojrzenie Brooke. 

            Po skończonym zebraniu zostaje zwerbwana przez kobietę od żywności, na którą zaczęłam mówić Ciasteczko. Victor pożerał ją wzrokiem jakby rzeczywiście nim była. Nie można powiedzieć o niej, że jest brzydka. Ma długie włosy, które opadają jej na plecy w formie grubego warkocza. Jasna cera, na której nie widać żadnych pryszczy jest ładna i lśniąca. Szkoda, że Ciastko wydaje się dużo mniej zainteresowane Victorem. Kobieta prowadzi mnie do stołówki, a właściwie do kuchni. Chyba do końca nie chcę wiedzieć z czego robią te jedzenie. Wręcza mi fartuch i każe zabierać się do pracy. Muszę mieć bardzo zdziwiony wyraz twarzy, bo mówi:

    Przecież chciałaś pomagać

    Chyba nie do końca o to mi chodziło  mówię kwaśno.

             Ciastko wzrusza ramionami i wychodzi z kuchni. Miałam nadzieję, że chociaż powie mi co mam robić. Rozglądam się po pomieszczeniu. Kilka kobiet krząta się wokoło. Niektóre nucą coś sobie pod nosem, a inne rozmawiają cicho między sobą. W jednym kącie dostrzegam duży stół, w który wpity jest ogromny tasak. Krew spływa po drewnie na podłogę wyłożoną dziwnym materiałem. Po moich plecach przechodzi lodowaty dreszcz. Rozszrpana na moich oczach Willow, Tommy z siekierą wbita w plecy, Alex ze sztyletem w piersi, Hidden oblany krwią... To za dużo. Zdecydowanie za dużo. Czuję się jakby pokój zaczął wirować. Opieram się o czysty blat i zamykam oczy. Weź się w garść Breeze. Pokaż im wszystkim, że mogą na ciebie liczyć, że mogą pokładać w tobie nadzieje. 

            Ktoś dotyka mojej dłoni. Otwieram oczy. To Julianna, młodsza siostra Huntera. Dlaczego wszyscy z rodziny Herondale mają takie cudowne oczy? U Julianny jak u Alexa bardziej wpadają w błękit niż w brąz. Uśmiecha się do mnie nieśmiało. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczy. Przepraszam, że nie uratowałam twojego brata. Julianna proponuje mi wspólna pracę przy obieraniu ziemniaków. Kurczę, ona ma dopiero siedem lat, a już pomaga innym. Wkłada mi do ręki nożyk i zabiera się na swoje ziemniaczane bulwy. Czuję się jakby minęły wieki odkąd pomagałam Starej Ismie i Prim przy przygotowywaniu posiłków. Powoli zabieram się za kartofle. Idzie mi całkiem nieźle do momentu aż jedna z dłoni podskakujejak rażona piorunem. Syczę z bólu i przyglądam się ranie. Biegnie prawie wzdłuż całej dłoni. Wpatruję się w zbierające się na skórze krople krwi. 

    Nie martw się, mnie też się to często zdarza  mówi Julianna i przykłada mi do ręki szmatkę.

          Czekam aż krew przestanie lecieć i zabieram się ponownie za obieranie. Próbuję przewidzieć, kiedy nastąpią kolejne drgania, ale jest to niemal niemożliwe. Po godzinie, może dwóch moje ręce poznaczone są nacięciami o różnej wielkości i głębokości. Julianna po jakimś czasie przestała nawet zwracać na to uwagę. Opowiadała mi o szkole, która funkcjonuje w Trzynastce. Zrobiło mi się trochę głupio, bo na zebraniu nie słuchałam w ogóle o szkolnictwie. 

    Patrz! Patrz! Hunter przyszedł!  Siedmiolatka uśmiecha się uradowana na widok starszego brata. 

             Obracam głowę. Hunter zrzuca właśnie z barków okazełego kozła. Już wiem do czego służy ten tasak. Chłopak strzepuje ręcę jakby została na nich krew. Uśmiecha się szeroko w stronę Julianny. 

            Zauważa mnie dopiero po chwili.  Wyraz jego twarzy zmienia się. Nawet w jego oczach nie jestem dawną Breeze Hawthorne. Kiedyś była to zwykła małolata, która biegała po lesie z łukiem, a teraz? Kim właściwie jestem? Dziewczyną z popiołu? Czy zupełnie kimś innym? Zostałam ledwo odratowanym wrakiem człowieka jakim byłam. Teraz zgadza się tylko moje imię. Mój charakter, wygląd, zachowanie... wszystko uległo zmianie. Umiem tylko zabijać, chociaż teraz i tak nie potrafię utrzymać cięciwy... więc jestem do niczego. 

             Nie chcę, żeby na mnie patrzał. Nie chcę, żeby widział kim się stałam. Wstaję i odwieszam fartuch na miejsce. Wychodzę z kuchni i idę po swój posiłek. W "punkcie poboru pokarmu" na talerz nakładają mi kilka ziemniaków, kawałek mięsa o dziwnym zapachu, a do kubka nalewają wodnistą herbatę. Pycha. Zajmuję swoje standardowe miejsce i próbuję udawać, że jedzenie jest smaczne. Z trudem połykam pierwszy kęs. Nagle przede mną na krzesło siada Rebel. Jej twarz jest opuchnięta, zapewne od płakania. 

    Zazdroszczę ci mówi  ty przynajmniej byłaś przy Alexie, gdy umierał 

             W jej słowach nie ma ani grama złości czy oskarżenia. Jej ton, jej ton jest po prostu smutny. Jak gdyby nigdy nic dziewczyna wstaje i idzie po jedzenie. Chyba jest mi potrzebne coś mocniejszego niż herbata. Kończę swój posiłek, ignorując spojrzenie niebieskich oczu Rebel, która siedzi po przeciwniej stronie stołówki. Odnoszę naczynia i kieruję się do pokoju. Nie jest dane mi tam dojść. Gdy jestem zaledwie dwa korytarze od swojego pokoju za moimi plecami rozlega się głos:

    Więc to ty jesteś tą szaloną Breeze Hawthorne.

             Za moimi plecami stoją najpiękniejsze osoby jakie kiedykolwiek widziałam.

    Słucham?

   — Wybacz, gdzie moje maniery... jestem Finnick Odair  mówi  mężczyzna o atletycznej budowie ciała, jasnobrązowych włosach i zielonych oczach. Jest nieco starszy od mojego taty i niesamowicie przystojny  to moja żona Annie  Wsparta na jego ramieniu stoi śliczna kobieta o brązowo-rudych włosach. Jest niska i uśmiecha się w moją stronę niepewnie. Zaraz za małżeństwem dostrzegam dwójkę młodych chłopaków. Są istną mieszanką poprzedniej dwójki. Obaj są średniego wzrostu i mają ładne oczy w kolorze liści. Stojący bliżej kobiety chłopak jest mniej więcej  w wieku Rose. Ma ciemnoblond włosy lekko wpadające w brąz. Jest dużo chudszy od brata. Brązowołosy młodzieniec tak jak Finnick Odair jest bardzo dobrze zbudowany. Mimo szarego swetra dostrzegam wyraźny zarys mięśni.  A to Fin i Sebastian

            W ramach przywitania obaj posyłają mi skienienie głowy.

    Wygrałeś Sześćdziesiąte Piąte Głodowe Igrzyska 

  - Ty zginęłaś w Dziewięćdziesiątych Siódmych — Obdarza mnie olśniewającym uśmiechem.

    Co tu robicie?

    Ewakuowali nas  odzywa się młodszy z braci, prawdopodobnie to  Sebastian — możesz pokazałabyą nam drogę do stołówki?

    Oczywiście 

            Miło poznać kolejnych zwycięzców, a jeszcze lepiej zjednać ich sobie zanim dowiedzą się więcej na mój temat.



BNL



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro