Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9.


           Podciągam się na drabince w górę. Otwór w ścianie jest co raz bliżej. Do moich nozdrzy dociera głęboki zapach lasu. Jestem już tak blisko. Czyjaś ciepła dłoń pomaga mi pokonać ostatnie dwa szczeble. Delikatny wietrzyk owiewa moje  policzki i lekko targa rozpuszczone włosy, a słońce okropnie razi po oczach. Uśmiecham się szeroko. Naprawdę tu jestem. Słyszysz Alex? Wypuścili mnie w końcu z tego więzienia. Spoglądam na zieloną trawę u stóp. Chciałabym się na niej położyć i nigdy już nie wstawać. Jest tak cudownie.

   Nie cieszyłbym się na twoim miejscu

           Wypuszczam powietrze z płuc i marszczę brwi. Czy on nie może wytrzymać kilku minut bez dogryzania mi? Ubrany jest w ciemny strój bojowy. Składasię z czarnej kurtki z dodatkowymi wzmocnieniami na plecach i ramionach, spodni z ukrytymi kieszeniami wypełnionymi amunicją, wysokich butów oraz pasa z dwoma pistoletami. Dodatkowo w dłoniach każdego z eskortujących mnie trzech żołnierzy spoczywa karabin. Nie mam bladego pojęcia skąd Dystrykt Trzynasty ma tyle broni. Starczyłoby jej, aby dać po jedej sztuce każdemu mieszkańcowi Panem. 

   -Sierżancie wracaj do szeregu zwraca się do chłopaka Rabbit.

    Właśnie sierżancie. Wracaj do szeregu  mówię, patrząc Hiddenowi prosto w oczy.

            Rzuca mi spojrzenie, od którego  krew zaczyna wrzeć w żyłach. Mam ochotę wywrzeszcześ mu w twarz wszystko czego się dopuścił. Zapewne i to by nie pomogło. Nadal byłby przykładnym żołnierzem.

        Ruszam w stronę drzew. Rabbit pilnujący mojego boku robi to samo. Za mną kroczy Hidden z Huskiem. Tak właśnie nazywa się mężczyzna, którego widziałam u boku Rebel. Sama podobno też chciała mnie eskortować, ale Rabbit postanowił wziąć tylko niewielką część swojego zespołu. Okazało się, że to on jest tutaj szefem i odpowiada bezpośrednio przed pułkownik Brooke. Oprócz trójkąta wzajemnego uwielbienia do oddziału należy również jakiś maniak komputerowy, pilot poduszkowca, wtyczka w Kapitolu ( Rebel także co jakiś czas rusza do stolicy, stąd ten niecodzienny kolor włosów) i kilku wybitnych snajperów. Po pokazie umiejętności jaki Hidden dał na strzelnicy myślę, że właśnie do nich należy. Dodatkowo teraz razem z Huskiem wymieniają się spostrzeżeniami na temat broni o bardzo dziwnej nazwie. Mogę jedynie się domyślać, że chodzi o trzymany w ich dłoniach karabin. 

    Dlaczego nie wychodzicie skoro nie ma żadnego zagrożenia biologicznego?  pytam Rabbita i przejeżdżam palcem po chropowatej korze drzewa

    A myślisz po co nam to cacko?  unosi ręcę, abym mogła jeszcze lepiej spojrzeć na czarne urządzenie do zabijania. 

    Zaatakują nas?

    Nie powinni. Wyszliśmy włazem numer cztery, o którym według naszych informatorów nie wiedzą. Zapowiada się spokojne pół godziny.

         Jęczę w duchu. Długo negocjowałam z Victorem ile mogę spędzić na dworze. Mimo mojego błagania, zgodził sie tylko na trzydzieści minut. Chciałam również zabrać kogoś ze sobą, przykładowo Huntera albo Matthewa, ale wyraźnie dał mi do zrozumienia, że nie chce cywilów. 

             Obracam głowę na wszystkie strony, aby zapamiętać jak najwięcej. Pomiędzy gałęziami dostrzegam niebieskie niebo i kilka białych przypominających wełnę chmur. Tu jest naprawdę pięknie. Idę przed siebie, gdy nagle moja stopa zahacza o wystający korzeń. Wyciągam ręcę przed siebie, by zamortyzować upadek. Zamykam oczy i czekam na uderzenie. Nie następuje ono. 

              Unoszę powieki. Hidden stoi obok z rękoma na moich biodrach. Na trawie obok dostrzegam karabin. Odrzucił go, aby mnie złapać. Wpatruję się w twarz tak znaną, co równocześnie całkowicie obcą. Twarz chłopaka, który uratował mnie nieraz od śmierci. Twarz, która rozjaśniała się w chytrym uśmiechu tak często, że aż nie zliczę. Twarz, która skręcała się  z bólu po walce. Tak, to ta sama twarz. Oh Hidden... Dużo zrobiłabym, abyś był taki jak dawniej. 

        Gwałtownie odsuwam się od niego i cicho mamroczę podziękowanie. Ruszam przed siebie w kierunku dużej polany. Kątem oka widzę jak Hidden trwa jeszcze chwilę nieruchomo. Po chwili wraca do żywych i sięga po swój karabin. Husk mówi coś do niego. W odpowiedzi słychać tylko warknięcie. Rabbit uśmiecha się pod nosem. Czuję jak na moich plecach wypala się dziura od spojrzenia Hiddena. Nie pytając się o pozwolenie siadam na trawie obok niewielkiego głazu. 

    Rozumiem, że to oznacza postój?  pyta Rabbit. 

             Nie odpowiadam. Kładę się na trawie i wystawiam twarz na słońce. Może dzięki temu nie będę taka blada. Ciepłe promienie łaskoczą moje ciało. Coś trąca mnie w ramię. Nawet przez koszulkę i sweter czuję zimny metal. Dodatkowo czyjś cień zasłania mi słońce. Podnoszę się na łokciach.

    Czego chcesz? Znów ze mnie podrwić? Nazwać mnie plątającą się o własne nogi wariatką? 

    Nie. Doceniam przezwisko, ale chciałem pwiedzieć, że jeśli mamy zmieścić się w trzydziestu minutach to musimy wracać — jęczę głośno i kładę się spowrotem na rozgrzaną ziemię   wstawaj!

   — A co zmusisz mnie?

    — Jeśli będzie taka potrzeba wytargam cię za włosy 

   — Prawdziwy z ciebie dżentelmen

         Słyszę jak obraca sie na pięcie i idzie do Rabbita. Mamrocze coś o niesubordynacji. Husk naśmiewa się z towarzysza broni.

   - Widzę, że coś naszemu małemu Hiddenowi nie wychodzi rozmawianie z kobietami...

             Chłopak wykonuje w jego stronę wulgarny gest. Husk zaczyna coś mówić, ale nagle Rabbit każe wszystkim się zamknąć. Wsłuchuję się w szelest liści, cichy warkot, skrzypienie gałęzi na wietrze... chwila. Warkot? Dźwięk wzrasta na sile. Rabbit odwraca głowę do swoich towarzyszy.

    Namierzyli nas 

            Wszystko dzieje się w błyskawicznym tempie. Dwie czarne smugi przecinają powietrze tuż nad naszymi głowami. Husk doskakuje do mnie z szybkością światła. Pomaga mi wstać i krzyczy wprost do ucha, abym uciekała jak najszybciej do włazu. 

           Rzucam się do ucieczki. Husk dotrzymuje mi kroku. Odbiegamy zaledwie kilka metrów, a w miejsce gdzie przed chwilą byliśmy wbija się garść pocisków. Zaciskam dłonie w pięści. Ręcę zaczynają trząść się na wszystkie możliwe strony. Błagam tylko nie teraz. Wbiegamy pomiędzy wysokie drzewa. Rozlega się ogromny huk. Oglądam się przez ramię. Pocisk wylądował niebezpiecznie blisko Rabbita, który strzela zaciekle w stronę szybujących maszyn. Hidden wyprzedza nas sprintem, aby kilkanaście metrów dalej przyklęknąć i oddać kilkanaście strzałów. 

             Adrenalina krąży po moim ciele. To się nie dzieje, to się nie dzieje, to się nie dzieje...Husk ciągnie mnie za ramię. Następnie posyła w stronę samolotu pół magazynku. Wtedy następuje potężna eksplozja  tuż nad naszymi głowami. Potykam się i uderzam ciałem o ziemie. Podrywam głowę i widzę jak z jednego samolotu wydobywa się gęsty, czarny dym. Podnoszę się i biegnę ile sił w sronę włazu. Wtem rozlegają się kolejne strzały i głośny wrzask Rabbita. 

  - Biegnij do Hiddena!  nakazuje Husk i wraca po rannego.

    Osłaniam cię!  Spomiędzy wybuchów i wytrzałów do moich uszu dociera krzyk Hiddena.

            Dasz radę Breeze. Musisz tylko przebiec tę małą polankę i kilkaset metrów pod drzewami, tam jest wejście, tam będziesz bezpieczna. Bięgnę na złamanie karku przez osłonięty teren. Pod moimi stopami lądują kolejne łuski. Zaciskam zęby. Jeszcze tylko trochę. Jeszcze tylko trochę. Jeszcze tylko... Słyszę nadlatujący samolot. Potempo raz kolejny upadam na ziemie. Nie osłaniam twarzy rękami. Brutalnie uderzam szczęką w twardą ziemię. Na języku czuję metaliczny posmak krwi. Coś głośno piszczy w moich uszach. Czas jakby zwolnił. Na zmianę zamykam i otwieram oczy. Co się ze mną dzieje?  Mimo chwilowego zamroczenia od razu czuję bół promieniujący z łydki. A to skurczybyki! 

            Czas ponownie przyspiesza. Spoglądam w dół, aby ocenić straty. Materiał spodni szybko robi się szkarłatny. Hidden co jakiś czas pokrzykuje moje imię. Spluwam krwią i próbuję odpowiedzieć, ale z moich ust wydobywa się tylko jęk. Dymiący samolot jakimś magicznym sposobem wrócił na swój kurs. Skutecznie odcina Hiddenowi drogę do mnie. Ściana utworzona z pocisków... też mi coś. Chłopak w odpowiedzi na odcięcie go ode mnie przeładowywuje broń i wyciąga zza paska kolejną Strzela w samolot z dwóch różnych rodzai broni. 

           Muszę zatamować krwawienie. Warkot drugiego silnika zwiększa się. Odcinam się od bólu i turlam się w bok. W miejsce gdzie upadłam ląduje kilka dużych kul, które po zetknięciu się z ziemią wybuchają. Osłaniam rękami głowę i uszy. Wstawaj, wstawaj!  Nie wiem jakim cholernym cudem obok mnie materializuje się Husk. Wyciąga z jednej ze skrytek w spodniach długi materiał. Zaczyna obwiązywać go pod moim kolanem. Wygląda na to, że kula nie uszkodziła kości i wyszła na wylot.  Stękam z bólu, gdy mężczyzna zaciska pętlę nieco za mocno. 

    Jakby coś nie wyszło... powiedz jej, że ją koch...  Nie kończy.

             Upada na plecy. Szeroko otwarte ciemne oczy wpatrują się w pustkę. Krzyczę z przerażenia i próbuję odsunąć się nieco od ciała. W głowie, na środku czoła wbity ma średniej wielkości nabój. Krew zdążyła zebrać się w niemałą kałużę. Łkając kończę wiązać materiał wokół nogi. Podnoszę wzrok, gdy słyszę swoje imię. W moją stronę, trzymając się za ramię biegnie Rabbit. Smutnym wzrokiem omiotuje ciało swojego podwładnego.

            Dochodzi do kolejnej eksplozji. Dymiący samolot staje w płomieniach. Zbliża się w szybkim tempie na spotkanie z ziemią. Cały świat trzęsie się, gdy spomiędzy drzew buchają płomienie. Hidden do unicestwieniu samolotu wbiega na polanę i strzela jak szaleniec w stronę drugiego.

    Zabierz ją!  krzyczy do Rabbita.

             On odrywa rękę od ramienia i podaje mi pokrytą krwią dłoń. Wzdrygnęłabym się, gdyby moja nie byłatakże umoczona w posoce. Mojej i Huska. Krew pochodząca od trzech osób miesza się. 

              Kuśtykam w stronę włazu. Pomagam Rabbitowi otworzyć wejście. Mężczyzna wchodzi pierwszy i pomaga zejść mi dwa stopnie po drabince. Wystawiam głowę z otworu. Pożar na szczęście nie rozprzestrzenia się w szybkim tempie. Wytężam wzrok. Spomiędzy jęzorów ognia wyłania się postać. Hidden nie zostawił towarzysza broni. Ciągnie za soba ciało Huska. 

    Szybciej!  krzyczę spanikowanym głosem.

    Chowaj się! 

             Rabbit pomaga mi zejść na szczebelkach, choć sam strasznie się chwieje. Pod wejście przybiega kilka osób. Ściągają Rabbita, a później mnie. Ktoś sadza mnie pod ścianą. Czterech mężczyzn wyciąga ręcę w stronę otworu. Hidden powoli spuszcza im ciało. Układają go po drugiej stronie korytarza. Dreszcz przechodzi mi wzdłuż kręgosłupa. Hidden z głośnym trzaskiem zamyka właz i przekręca zamek. Spada z drabinki. Do moich uszu dociera głośne przekleństwo. 

    Zajmij się najpierw nim  proszę Eara, który pojawia się razem z inna lekarką  kula Rabbita utknęła w jego ciele, a u mnie wyszła na wylot

             Ear kiwa głową i razem z dwoma mężczyznami kładzie żołnierza na nosze. Coś kolorowego miga mi przed oczami. O nie... Rebel wydaje z siebie krzyk pełen  agonii i bólu. Klęka i łapie rękę Huska. Przyciska mocno do swojej piersi jakby miało to go ożywić. Hidden odsuwa od siebie lekarkę i kładzie dłoń na ramieniu dziewczyny. Wzrok utkwiony ma w twarzy swojego przyjaciela. Rebel połyka ślinę i delikatnie zamyka oczy martwego. To o niej mówił. Husk i Rebel byli w sobie zakochani. Dziwne uczucie déjà vu będzie mnie prześladować. 

             Czuję na sobie wzrok Hiddena. W jego oczach nie widzę oskarżenia, tylko smutek. Przejeżdża wzrokiem po moim ciele szukając obrażeń. To dziwne, bo sam wygląda jakby ktoś wylał na niego wiadro krwi. Zatrzymuje spojrzenie na mojej łydce. Dziwne, że nikt jeszcze nie zauważył zbierającej się pode mną krwi. Mój wrok robi się zamglony. Przepraszam, że cię okłamałam Ear. Usta Hiddena układają się do krzyku, gdy tracę przytomność.


BNL

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro