Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6.


            Czy można coś "od tak" zmienić? Wymienić na nowe? Najwyraźniej można wszystko. Hidden jest tego przykładem. Nie wierzę, że on naprawdę to zrobił. Zastąpił ból służbą, śmiech oddaniem, a mnie... chłodem. Po spotkaniu z nim wróciłam do pokoju. Matthew twierdził, że byłam zbyt rozstrzęsiona. Trudno się z tym nie zgodzić. Bolało mnie, że zachowuje się jakby tego wszystkiego nie było. Cały koszmar jaki przeżyliśmy na Arenie zniknął. Zamykam oczy,siedząc na łóżku. Muszę sobie to wszystko poukładać w głowie.

    Cześć Breeze  powiedział po chwili, widząc wyczekiwanie na mojej twarzy.

            Przez chwilę miałam wrażenie, że mnie nie pamięta. Podali mu lek na zapomnienie czy inny specyfik. Niestety nie zrobili tego. Pamiętał moje imię. Pamiętał moją bliznę, bo cały czas wpatrywał się w moje ramię, w pukt w który Jasmine wyryła na skórze koronę. Pamiętał moją twarz. Pamiętał moje ciało. Pamiętaj łzy, które sam ocierał. Pamiętał łuk, który zrobił. Pamiętał moją krew na swoich rękach. Pamiętał cięte riposty. Pamiętał rzyganie w jaskini. Pamiętał wodospad i słowa, które mi wtedy powiedział. Pamiętał wszystko... i najwyraźniej nic to dla niego nie znaczyło.

            Cześć Hidden...

            Jakiś czas później przychodzi po mnie pułkownik Brooke. Nie ma ze sobą Rabbita ani Matthewa. Oznajmia, że Victor nadal na mnie czeka. Niechętnie ruszam za Brooke. O dziwo idziemy zupełnie inną drogą. Pułkownik najwyraźniej boi się, że znów go spotkam. Po paru minutach dochodzimy do właściwych drzwi. Wcale nie wyglądają jakoś nadzwyczajnie. Spodziewałam się dużych i ciężkich, a one są... normalne.

    Nie wejdziesz ze mną?  pytam.

    Prosił tylko o ciebie  oznajmia i staje obok wejścia.

           Cicho pukam w metal. Nie słysze pozwolenia na wejście, ale i tak otwieram drzwi. Pomieszczenie jest równie ciemne jak korytarz. Na środku stoi biurko z dwoma krzesłami po przeciwnych stronach. Na jednym z nich z nogami na balcie siedzi mężczyzna. Widząc mnie uśmiecha się drapieżnie. Ma krótko przycięte czarne włosy, zielone oczy kota, ktore niemal świecą. Na szczęce dostrzegam kilkudniowy zarost, parę strupów i zaschniętą krew. Chyba nie wszyscy wiedzą co to higiena osobista. Victor pochwytuje moje spojrzenie. Błyskawicznie ściąga nogi z blatu i siada prosto. 

    Nie usiądziesz?  pyta.

            Zmuszam swoje ciało do ruchu. Siadam na twardym krześle. Coś czuję, że ta rozmowa nie będzie należeć do przyjemnych. Victor opiera łokcie na biurku. Złącza palce i wpatruje się we mnie intensywnie. Garbię się jeszcze bardziej. Już go nie lubię. Siedzimy w ciszy przez kilkanaście długich sekund, które mogłyby być wiecznością. Nagle słyszę śmiech. Podnoszę wzrok.

    Szkoda, liczyłem na jakieś przedstaawienie z twojej strony

             Zamknij się.

    I co? Nic nie powiesz Breeze Hawthorne?  pyta.

             Zamknij się.

    Może wolisz Bee?

             Zamknij się.

  - Albo Bree? Podobno jeden z nas tak cię nazywał  Szczerzy zęby niczym wygłodniały zwierz. 

            Zamknij się. Nic o mnie nie wiesz.

   — Jesteś taka nudna  mówi przeciągle akcentując każdą sylabę po dłuższej ciszy i wzdycha.

            Zakmnij się.

    No nic  Opiera się o oparcie krzesła i zakłada nogi spowrotem na blat  skoro nie chcesz się niczego dwiedzieć o kosogłosie to możesz chyba...

    Jesteś idiotą

    Lepsze to niż milczenie  Poprawia czarny T-shirt pod rozpiętym mundurem. Identyczny miał na sobie Hidden.

  - Gadaj wszystko od początku  staram się, aby mój głos był mocny i twardy, niestety słabo mi to wychodzi. 

           Victor patrzy na mnie ze złośliwością w oczach. Zastanawiam sie co zrobić. Przeprosić go? Nie ma mowy Breeze. Prowokuje mnie spojrzeniem, ja jednak nie spuszczam wzroku. Patrzy na mnie przez dobre parę sekund. W końcu delikatnie się uśmiecha.

    Po co mam mówić. Pokażę ci — Naciska guzik pod biurkiem. 

             Z boku blatu wysuwa się ekran. Na nim widzę... Willow, a chwilę później dziewczynę z Siódemki. To Głodowe Igrzyska. Rozlega się dźwięk gongu z identycznym opóznieniem. Widzę jak wszyscy rzucają się w stronę Rogu Obfitości. Oglądam historię, ktora  śni mi się niemal co noc z innej perspektywy. Teraz widzę wszystko. Ooo... pokazali nawet pierwszego trupa. Następny urywek pokazuje jak wpadam na Hiddena. Parę klatek później widzę śmierć Willow. Kamera idealnie uchwyciła moment przegryzania gardła przez zmiecha. Wzdrygam się. Pamiętam jej usta układające się w krzyk. Bardzo żałuję, że przez tą cholerną ścianę nie mogliśmy jej pomóc. Co gorsza Wilow zginęła za mnie. Cokolwiek bym uczyniła nie wynagrodzę tego jej rodzinie. Była taka piękna. Najpiękniejsza osoba jaką widziałam poświeciła życie, aby mnie ratować. Oglądam Hiddena, który uderza nożem w ścianę, jak krzyczy i płacze. Jak do cholery Hidden może udawać, że nic się nie stało? Na ekranie pojawia się Sara Warner. Dziewczyna o zielonych oczach i burzy loków. Podobno zawarła sojusz z Mary, koleżanką z dystryktu Tommy'ego. Sarę zabili zawodowcy. Odcinali po kolei palce, a Amy wbijała noże w nogi. Chcę mi się wymiotować. Oglądając jeszcze raz śmierć Tommy'ego nie wytrzymuje. Victor podaje mi kosz na śmieci. Zwracam resztki jedzenia. Staram się nie wydawać przy tym dziwnych dźwięków. Stawiam kosz z wymiocinami na podłodzę obok stóp. Może się jeszcze przydać. Mężczyzna próbuje ukryć uśmiech i puszcza "film" dalej. Pokazane są zaledwie skrawki. Hidden bierze mnie w ramiona, pocałunek mój i Alexa, Amy umiera, pisanie włóczną po ziemi, nasze ostatnie pożegnane, śmierć Alexa, mój płacz i ekran nagle gaśnie. Siedemnaście sekund później widzę Jasmine całą we krwi i brudzie przy rogu. Głos spikera oznajmia:

    Gratulację Jasmine Krakenberg! Zwyciężyłaś  Dziewięćdziesiąte Siódme Głodowe Igrzyska! 

            Blondynka unosi ręce w górę w geście zwycięstwa. Ona naprawdę myśli, że wygrała. Na jej twarzy widzę  a u t e n t y c z n y  uśmiech. Victor ponownie naciska guzik i ekran się chowa. Chwilę siedzę w ciszy. Przytłaczają mnie informację.

    Jak widzisz Kapitol zmodyfikował nieco nagranie... inaczej bym tu z tobą nie siedział, bo w końcu...  jesteś martwa

    Wmówili ludziom, że Jasmine wygrała? I oni uwierzyli? Po co Kapitol to zrobił?  dopytuję. 

            Wzrusza ramionami.

    Ty mi to powiedz. To z twojego powodu zaczęły się bunty.

    Jakie bunty?

    To, co robiłaś na Arenie pokazało ludziom, że mogą coś zmienić. Nie musze żyć w ciąglym strachu. Podsyciłaś małą iskierkę, która tliła się w nich od kilkunastu lat  wyjaśnia.

   — To... dlaczego Snow zabił moich przyjaciół w Dwunastce? Co takiego oni zrobili? Wierzyli we mnie? 

    Alastor wysłał to jako ostrzeżenie.

    Przed czym?

    Żebyś się nie wychylała i została w ukryciu...

    Co jeśli go nie posłucham?  przerywam Victorowi.

    Niestety nie wiem  Kręci głową  ale z tego co widzę chętnie dowiedziałabyś się tego

            Wpatruje się we mnie z wyczekiwaniem.

    Chcesz.... chcesz żebym rozpoczęła wojnę ze Snowem?

    Tego nie powiedziałem  Odchyla się w fotelu. Ale wyraźnie tego pragniesz.

             Muszę podjąć decyzję. Nie ważne co zrobię zawsze ktoś zginie. Ofiary będą po obu stronach barykady. Nabieram powietrza w płuca. 

   Dobrze, zgadzam się z nim walczyć  Oczy Victora stają się jaśniejsze  ale na moich warunkach, jasne?

    Jak słońce, jak słońce  powtarza ze spokojem.

    Po pierwsze nie chcę widywać Katniss... chyba, że o to poproszę. Po drugie wszystkie sprawy odnośnie Alastora Snowa mają być ze mną omawiane i ostatnie, to ja wzniecam powstanie, więc nie ma ucierpieć nikt z mojej rodziny i przyjaciół.

    Jeszcze jakieś życzenia?

   — Tak- Przygryzam dolną wargę - nie ważcie się zabić Snowa

   - Sama chcesz to zrobić?

   - Nie. Chcę, żeby cierpiał, cierpiał za wszystko co uczynił, za każdego nastolatka posłanego na śmierć, za wszystkie rodziny, które opłakiwały swoich bliskich, za każdego kogo skrzywdził. Ma się czuć gorzej niż nic nie warty śmieć.

            Brooke przyprowadza mnie do pokoju. Kładę się na łóżku. Wpatruję się w ścianę i rozmyślam. Chwilę później wpada Ivy z baśniami od Matthewa. Kładzie je na pościeli obok mnie. Uśmiecha się pokrzepiająco zupełnie jakby wiedziała co teraz siedzi w moje głowie. Wyjaśnia, że Matthew nie mógł dzisiaj do mnie przyjść, więc posyła książkę. Czyżby mój dawny mentor znów myśli, że mam nierówno pod sufitem?

              Cały mój plan może się posypać przez Hiddena. Wolałabym go w ogóle nie widzieć. Podnoszę się do pozycji siedzącej i z braku zajęć łapię za czerwoną okładkę. Kartkuję strony w poszukiwanu czegoś ciekawego. Wzrok przyciąga mi jeden tytuł. Matthew celowo go ominął. O śmierci. Zaczytuję się w pierwsze zdania. Na początku idzie mi opornie, w końcu dawno nie czytałam. Po chwili historia strasznie mnie wciąga.

              Drzwi otwierają się z trzaskiem. Podskakuję na łóżku, a książka wypada z moich rąk. Cicho spada na podłogę. Spoglądam zdezorientowana na przybysza. To Hidden. Nadal ma na sobie mundur.

    Z w a r i o w a ł a ś?!  krzyczy.

             Dopiero teraz dostrzegam, że jest wściekły. Jego głos przepełniony jest gniewem, a  z oczu ciska we mnie pioruny. Dłonie zacisnięte ma w pięści. Powoli bieleją mu kłykcie.

    Victor teraz nam powiedział. Chcesz prowadzić powstanie? W takim stanie?

    To znaczy w jakim?  Podnoszę głos.

    Spójrz na siebie! Czy to obraz pełnej sił i nadziei przywódczyni, za którą ślepo pójdą ludzie? Nawet nie umiesz opanować własnych rąk!  wyrzuca z siebie kolejne słowa, które rania bardziej niż pociski.

             Wie, że to może mnie zranić. Niestety to prawda. Ze zdenerwowania zaczynają trząść mi się jeszcze bardziej niż zwykle. Próbuję się uspokoić. Zaciskam dłonie w pięści. Nie chcę, żeby on widział, że jestem słaba.

    Nic nie rozumiesz

    Jasne, ja nie rozumiem... To ty nie wiesz w co się pakujesz! Myśłałaś, że śmierć Alexa to koniec świata! Teraz będziesz patrzeć jak giną tysiące!

    Nie waż się go wspominać! — wrzeszczę najgłośniej jak potrafię. Nie przepadali za sobą na samym początku naszego sojuszu.

    Wycofaj się  mówi twardo.

    Nigdy 

             Już ma zamiar coś powiedzieć, gdy na pomoc przychodzi mi moja pielęgniarka. Sylwetka Ivy w drzwiach ledwo dodaje mi otuchy. Prosi Hiddena o natychmiastowe wyjście. Chłopak patrzy na mnie z wściekłością. Ivy ponawia prośbę. Po chwili chłopak odwraca się do mnie plecami i w progu cedzi przez zaciśnięte zęby:

    Jesteś niczym Breeze Hawthorne

           Pielęgniarka łapie go za kark i odciąga od mojego pokoju. Ja natomiast trzęsę się cała ze złości. Ivy wraca, żeby sprawdzić czy wszystko ze mną w porządku. Na jej twarzy maluje się duże zmartwienie. Chyba nie wygląda za dobrze.

   V Wszystko w porz...

            Zaczynam krzyczeć. Chcę pozbyć się z głowy wszystkiego co złe, a w szczególności Hiddena Baldwina. Ivy biegiem wychodzi z pokoju. Kieruje się pewnie do Eara, mojego lekarza. Da mi zapewne zastrzyk na uspokojenie. Nadal krzyczę. Przerwam tylko po to, aby nabrać powietrza. Wyrzucam z siebie całą złość i gniew. Kilka osób wpada do pokoju. Czyjeś dłonie obejmują mnie i przyciskają do siebie. Zakrywam dłońmi uszy. Nie chcę ich słyszeć. Ta sama osoba mówi do mnie spokojnym głosem. Rozpoznaje w nim Matthew. Kołysze się razem ze mną. Urywam gwałtownie krzyk. Zaczynam niewyobrażalnie głośno szlochać. Płaczę bardzo długo. Sama nie wiem, kiedy zasypiam wtulona w Matthew. Hidden uświadomił mi coś bardzo ważnego. Teraz jeszcze bardziej chcę rozpocząć walkę ze Snowem i pokazać wszystkim na co mnie stać.


BNL


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro