rozdział 3 - Dzieciństwo
/X lat przed pierwszym zniszczeniem/
*Narrator*
- Error spójrz! - Ink podbiegł do swojego przyjaciela trzymając rysunek w ręku.
- C-co to...? - spytał Error poprawiając swoje okularki, przyglądając się kartce.
- To my! - wskazał postacie na rysunku - to ty - pokazał czarną postać - a to ja - pokazał białą postać.
Error delikatnie się uśmiechnął.
- Proszę - biały szkielet podał czarnemu szkieletowi kartkę z rysunkiem - To dla ciebie
Error leciutko się zarumienił.
- Dla....mnie...? - delikatnie wziął rysunek - ... D-dzięki.... - delikatnie się uśmiechnął.
Ink dalikatnie zachichotał.
Error czując, że też powinien dać coś swojemu przyjacielowi, wyjął z kieszeni małą laleczke.
- I-ink.... - wspomniany szkielet spojrzał na niego - T-to.... dla ciebie - Ruru dał Kikiemu małą laleczke przypominającą--
- Wow! Dzięki! Teraz zawsze będę o tobie myśleć! - biały szkielecik uśmiechnął się serdecznie z delikatnym rumieńcem.
*Error*
Naprawdę miło z jego strony, że dał mi ten rysunek, bardzo mi się podoba!
Wzamian dałem mu kukiełke którą... sam uszyłem. On ma podobizne mnie, a ja mam podobizne jego.
Schowałem rysunek do kieszeni. W tej samem kieszeni trzymałem laleczkę przypominającą Inka.
- Masz ochote coś porobić?
- T-Ta... - powiedzialem lekko się przy tym zacinając. Nie wiem dlaczego się tak zacinam. Ale cóż, taki już mój urok.
Wstaliśmy. Ink wyjął z kieszeni ogromy ołówek.
- Stój tam gdzie stoisz - powiedział. Chciał już zacząć rysować, ale złapałem go delikatnie w linki.
- M-Mam in-nny po-pomysł - powiedziałem, po czym do niego podszedłem i zabrałem mu ołówek. Zdjąłem jego szalik i zawiązałem mu nim oczy(""), by nic nie widział.
Zobaczymy jak sobie poradzi z tym, co chcę teraz zrobić.
Chwyciłem ołówek i wziąłem się do roboty.
*Ink*
Byłem delikatnie zdezorientowany. Nie wiedziałem, co Error ma zamiar zrobić.
Jedyne co słyszałem, to ołówek jeżdżący po powierzchni na której staliśmy.
Po chwili ten dziwięk ucichł.
- Z-zdejmij sz-szalik - jego głos był troche cichy, dlatego wiedzialem, że jest kawałek dalej od miejsca, w którym stoję.
Delikatnie zsunąłem szalik z oczów("") i zawinąłem go wokół szyji.
Rozejrzałem się i zobaczyłem, że na podłodze są różne linie. Nie wiedzialem, o co tak dokładnie chodzi. Spojrzałem na Errora.
- N-no cho-chodź - powiedział spokojnie.
Chciałem iść prosto przed siebie, przez co nadepnąłem na linię. Error zawarczał, a ja cofnąłem się o krok. Przestał.
Powoli szedłem w jego stronę omijając linie, byłem uważny jak nigdy do tąd. I udało się! Byłem już przy Rurusiu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro