rozdział 4 - Kłótnia
/X lat kiedyś później/
*Ink*
- Oddaj mi to! - Krzyczałem na Errora, który trzymał mój szkicownik wysoko w górze.
- Śnij karzełku. - uśmiechnął się szyderczo i otworzył portal do Outertale. Wystawił przez niego ręke ze szkicownikiem tak, że znajdowały się one nad przepaścią.
- Error. Nie zrobisz tego. - powiedziałem powoli się denerwując. Czułem, jak ciśmienie we mnie wzrasta.
- A o co zakład.?~ - jego uśmiech się powiększył. Wiedziałem, że się przed tym nie cofnie.
Już miałem coś mówić, jednak Error nawet nie pozwolił otworzyć mi ust, ponieważ zrzucił mój szkicownik na dno klifu i zamknął portal.
Nie wytrzymałem, normalnie wyszedłem z siebie i stanąłem obok. Zrobiłem się cały czerwony ze złości.
- DLACZEGO TAKI JESTEŚ?! - Wykrzyczałem na cały Void.
*Error*
Spojrzałem na tego knypka, który zaczął się na mnie wydzierać.
- CO JA CI TAKIEGO ZROBIŁEM, ŻE TERAZ MI UPRZYKRZASZ ŻYCIE?! - darł się w niebo głosy. Aż uszy mnie rozbolały.
- Pf, nie twoja sprawa. - rzuciłem od niechcenia. Nie mam zamiaru mu się tłumaczyć, po prosu.
- JESTEŚ OKROPNY! - Krzyknął tak głośno, że chyba było go słychać w sześciu AU.
Poczułem uraze. Oczywiście, nie chciałem jej ukazywać, a emocje wzięły góre i równieź podniosłem głos.
- I KTO TO MÓWI! - zacząłem na niego warczeć.
- JA NIC CI NIE ZROBIŁEM! STARAŁEM SIĘ BYĆ DLA CIEBIE DOBRY! - miał już łzy w oczach.
- JA NIE ZNIKAŁEM BEZ SŁOWA I NIE NIE POJAWIAŁEM SIĘ PRZEZ PARENAŚCIE GODZIN!
*Narrator*
Kłótnia szkieletów trwała naprawdę długo.
Ink był bliski płaczu, nie wierzył, że Error mógłby mówić o nim AŻ TAKIE słowa! Rozumiał, że Ruru był i jest porywczy, ale nie że aż tak!
Wogóle nie znał go od tej strony.
Error wydawał się być nie wzruszony tą rozmową. Jednak gdzieś w głębi, bolała go dusza. Jego oczy były delikatnie zaszklone, jednak ten nie płakał, nawet nie był bliski owego płaczu.
- NIENAWIDZĘ CIĘ! - krzyknęli razem w tym samym czasie.
Po chwili oboje zamilkli. Nie wiedzieli, co się właśnie stało.
Po policzkach Inka zaczęły płynąć łzy.
Error stał w miejscu i tylko na niego patrzył.
....Czy tak już będzie zawsze...?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro