Prolog
*Error*
Od paru dni nigdzie nie moge go znaleźć. To wszystko wydaje mi się bardzo dziwne. Nie potrafię się z tym pogodzić. Ale, chciałem żeby zniknął prawda?
Nie, to były puste słowa. Teraz rozumiem, jaki błąd popełniłem mówiąc właśnie takie słowa. Niszczenie staje się nudne bez walki. Zawsze ten tęczowy dupek naprawiał te zjebane AU, a nastepnie ja je znowu niszczyłem. Zawsze też wkradala sie walka, akcja!
Ale. ALE. ALE.
Zawsze musi byc jakies ALE.
On zniknął. Tak jakby się rozpłyną! No i co ja mam teraz kurwa robić?! Nudzi mi się!
Ta tęcza zawsze jeszcze mi jakies kazania prawiła, a teraz co?
Niszczę- nic
Wchodze do Voidu- nic
Zabijam- nic
Nic, nic i nic.
Nie mogę pytać innych, gdzie ten atrament, bo kurwy zaraz będą pytać "a co, martwisz się o niego?".
Oczywiście że nie! Ja tylko chce by się znalazł i--
Nagle mój długi wewnętrzny monolog przerwał dźwięk cichego szlochu. Mam dobry słuch, dam radę namierzyć źrodło tego szlochu.
Powoli i jak najciszej sie dało, udałem się do miejsca, z którego pochodził dźwięk. Był na tyle cichy, że inne stworzenia by tego nie usłyszały.
Obecnie znajdowałem sie w FlowerFell, więc nie było najmniejszego problemu, by namierzyć spokojnie źródło takiego... cichutkiego... znajomego mi płaczu.
Czekaj. Powiedziałem "znajomego"? Czy ja go już kiedyś słyszałem?
*Ink*
Siedziałem pod drzewem w FlowerFell i cicho płakałem. Siedze w tym AU od kilku dni. Nie daje już rady po prostu!
Tak długo próbowałem być optymistyczny! Pomagałem tyle, na ile bylo mnie stać! A i tak później było jak zwykle! Chaos! Nie miałem chwili spokoju!
A tylko tego chciałem! Chwili spokoju! Nie miałem już siły, po tych walkach! A dodatkowo, musiałem jeszcze wszystko naprawiać!
Chciałbym temu zapobiec!
W moich oczach("") pojawiło się więcej łez. Płakałem jak małe dziecko. Tak jak kiedyś, kiedy jeszcze nie byłem tak stabilny emocjonalnie.
Powoli się ściemniało. Próbowałem się uspokoić, by juź nie płakać, co było dosyć trudne. Po dłuższej chwili byłem juź spokojny. Wstałem.
- Dobra ink.... nie mazgaj się.... j-jest dobrze.... j-jest o-okej.... - pociągnąłem nosen("") i powoli zamierzałem w strone chatki, którą stworzyłem w środku lasu.
Wydawało mi się, że ktoś mnie śledzi. Ale kto? Po co? - nie wiem. Po prostu nie wiem.
Nie obchodziło mnie, czy to coś ma dobre zamiary. Chcę tylko spokoju.
Ale, nie moge też dopuścić by, by to coś, odkryło moją baze, o której nikt nie wie - i nikt nigdy się nie dowie.
Skręciłem w drugą stronę i tutaj popełniłem błąd.
Tuż przedemnął pojawił sie ON. Sam niszczyciel światów, światów nad którymi tak dużo pracowałem.
Nie patrzyłem na niego długo, gdyż gdy tylko go zobaczyłem mój wzrok powędrował gdzieś indziej.
*Narrator*
- Proszę, proszę, proszę. Kogo my tu mamy? - Zapytał czarnokostny szkielet, niżego białego szkielecika. Niższy nic nie odpowiedział - Jesteś głuchy czy głupi.? Odpowiadaj skrzacie jeden. - jednak ten dalej milczał - Rozumiem.
Czarnokosty zaczął się do niego zbliżać. Mimo swojej fobii nie bał się podejść, jest nieustraszony.
Białokostny szkielet cofał się z każdym jego krokiem
'Dlaczego jeszcze nie użył swoich nitek?' - myślał. - 'Już dawno powinien mnie nimi związać!'
Ink wpadł na drzewo. Error korzystając z tej okazji przywiązał go do tego drzewa. Niższy zaczął się szarpać
- Odezwiesz się już.? - Ink milczał. Error zacisnął mocniej linki. Ink cicho pisną - No mów.
- Z-zostaw m-mnie.... - powiedział Ink ledwo powstrzymując sie od płaczu. Nie wiedział, co takiego zrobil Errorowi - C-co ja c-ci z-zrobiłem....? - w jego oczkach("") pojawiły się łzy
- Powstaleś.
I nagle czas się zatrzymał.
Error patrzył nienawistnie na Inka. Skoro go nienawidził, to dlaczego go jeszcze nie zabił? Inka cały czas to dręczyło.
Chciał wiedzieć, znać powód nienawiści Errora.
Chciał wiedzieć...
Chce......
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro