W jaskini lwa
Darius szedł przez las niosąc w ramionach swój słodki ciężar. Przez wiele lat życia szukał właśnie jej. Jest spełnieniem jego wszystkich marzeń i pragnień. Jego słodka Kira. Teraz, kiedy wie wszystko się ułoży.
Dziewczyna zaczeła się bawić jego szkarłatnymi kosmykami na karku. Nadstawił szyje co rozśmieszyło dziewczynę.
- Lubię jak mnie dotykasz - szepnął tłumacząc.
- A ja lubię cię dotykać... - powiedziała patrząc w mu w oczy.
Warknął i wpił się w jej wargi, smakując ją i pieszcząc. Białowłosa przygryzła jego dolną wargę i lekko pociągnęła.
- Nie rób tak bo nie dojdziemy do twojego domu - wycharczał z trudem.
- Jakiego domu? - szepnęła wsuwając palce w jego włosy i składając na jego twarzy delikatne pocałunki.
- Twojego, maleńka - mruknął.
- No dobrze, będę już grzeczna - odsunęła się i spojrzała na niego tak niewinnie i słodko...
- Zwariuje z tobą, Kira.
Pochylił się i znów pocałował ją. Tym razem delikatniej i czulej, wkładając w ten pocałunek całą swoją miłość. Następnie ruszył dalej. Przy posesji de la Fee postawił ją na ziemi i splótł z nią palce.
- Idziemy do jaskini lwa.
- Razem na pewno sobie damy rade - powiedziała pełna wiary.
- Razem - szepnął i ścisnął pokrzepiająco jej dłoń. Dziewczyna pociągnęła go do gabinetu swego ojca.
- Ojcze... - szepnęła.
- Kto to? - spytał przeglądając przy półce jakąś księgę, nawet na nich nie patrząc.
- To jest... - próbowała coś powiedzieć, ale nie wiedziała co i bała się swego ojca jak zwykle.
- Jestem Darius Daratrazanoff, przyszedłem prosić pana o rękę pana córki. - swymi słowami zaskoczył i mężczyznę i dziewczynę. Kira kocha go i chciała za niego wyjść, ale nie tak szybko. Dopiero od godziny wiedziała, że był jej partnerem...
~ Spokojnie, malutka, będziemy postępować tak wolno czy szybko jak chcesz, nie chce tylko byś za moimi plecami wyszła za mąż.
Kira się uspokoiła, ale po chwili znów się spieła słysząc szyderczy śmiech ojca.
- A kimże ty jesteś paniczu Daratrazanoff by prosić mnie o to? - podszedł do niego patrząc zimnym wzrokiem pozbawionym jakiejkolwiek sympatii. Kira struchlała lecz nie on. Na smokołaku nie robił on żadnego wrażenia. Był pradawną istotą, a to był może i czarodziej, ale jego partnerka była potężniejsza. Nawet jeśli on o tym nie wiedział.
- Uratowałem jej życie, według prawa jest ono teraz moje - powiedział pewnie. To prawda. Gdy ktoś kogoś uratuje jest właścicielem jego życia dopóki go nie odpracuje. Dlatego wiele czarodziejów woli zginąć i takie sytuacje są rzadkością.
- Czy to prawda, Kiro?
- Tak...
- Kiedy to było?
- Jak wracałam wczoraj do domu zaatakował mnie Miriam... Darius mnie uratował... - szepnęła spuszczając wzrok by nie patrząc na zawód w oczach ojca.
- W takim razie nie mam wyboru. Zgadzam się.
Darius uśmiechnął się zwycięsko i objął ukochaną.
- Dziękuje... tato
Mężczyzna skrzywił się i wrócił do biórka. Para wyszła. Kira chichocząc zażuciła mu ręce na szyje.
- Bałam się, że się niezgodzi.
- Nie było takiej opcji. Jesteś moja
- I zawsze będę
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro